Refleksje o braku refleksji. Zamach na Donalda Trumpa nie powstrzymał wariactwa

Są setki sposobów upozorowania zamachu tak, żeby rzekomej ofierze nie stała się krzywda. Nie należy do nich strzał w ucho z odległości 100 metrów. Nawet gdyby snajper potrafił strzelać jak Clint Eastwood w westernach, to nie mógł mieć gwarancji, że Trump nie drgnie i nie dostanie prosto w głowę – pisze redaktor Opoki Jakub Jałowiczor.

Donald Trump od dawna wywoływał w amerykańskim i europejskim mainstreamie wariackie reakcje. Niewielu jest na świecie polityków równie znienawidzonych przez dziennikarskie i celebryckie środowiska, a ta nienawiść nieraz po prostu wyłącza rozumy. Nie inaczej było po zamachu na niego.

Jeden w twitterowych wpisów, które pojawiły się krótko po zdarzeniu – autorstwa znanego polskiego dziennikarza – pozwolę sobie zacytować w całości:

„Za 6 dni 80 rocznica zamachu na Hitlera, dokonanego  przez pułkownika Wehrmachtu, Clausa Von Stauffenberga w Wilczym Szańcu, obecnie koła Kętrzyna. Po zamachu propaganda Goebbelsa dowodziła, że cudowne ocalenie Hitlera to znak, iż opatrzność chce by kontynuował wojnę do zwycięskiego końca. W kwestii opatrzności: 9 miesięcy później Hitler nie żył a wojna się skończyła”.

Komentować nie trzeba, a gdyby trzeba było streścić wpis w kilku słowach, brzmiałby on tak: „chciałbym napisać, że szkoda, że nie zginął, ale z ostrożności procesowej ujmę to inaczej”. Ostrożność procesowa chyba nie była potrzebna – Republikanie z USA raczej nie będą ścigać polskiego komentatora. Z pewnością bardziej obchodzi ich to, co piszą Amerykanie. A tutaj też nie brakuje reakcji świadczących o tym, że autorom włączyła się niewłaściwa część mózgu.

Jedną z nich jest tłumaczenie, że nieudany zamach był prowokacją samego Trumpa, który w ten sposób chciał pokazać się jako twardy zawodnik. Dowodem na tę wersję ma być to, że strzelec był wyborcą Republikanów, a w chwili zamachu, jak podała m.in. NBC, miał na sobie koszulkę z logo youtubowego kanału dla miłośników broni (co jest typowe raczej dla amerykańskich prawicowców). Sęk w tym, że 20-latek, który strzelał w Pensylwanii parę lat temu wsparł kampanię Joe Bidena, a na jego prawicowe sympatie dowodów jak dotąd nie ma.

Przede wszystkim jednak Trump naprawdę o mało nie zginął. Są setki sposobów upozorowania zamachu tak, żeby rzekomej ofierze nie stała się krzywda. Nie należy do nich strzał w ucho z odległości 100 metrów. Nawet gdyby snajper potrafił strzelać jak Clint Eastwood w westernach, to nie mógł mieć gwarancji, że Trump nie drgnie i nie dostanie prosto w głowę.

Sprawca został zabity na miejscu, więc będzie można snuć na jego temat wiele teorii, których on sam nie zweryfikuje (celowo, czy niechcący). Być może dał się ponieść rozsiewanym przez media emocjom i krótko po tym, jak wyborcza porażka na serio zaczęła zaglądać Demokratom w oczy, postanowił uratować Amerykę przed straszliwym populistą. Może naprawdę był cynglem – tyle że akurat na pewno nie Trumpa.

To, co naprawdę prowokuje do jakichś podejrzeń to wybiórcza nieskuteczność ochrony byłego prezydenta, czyli Secret Service, służby podlegającej aktualnym władzom kraju.

Uczestnicy wiecu informowali funkcjonariuszy o podejrzanym człowieku na dachu, udało się go nawet sfilmować, a ochrona nie zareagowała. Za to po zamachu natychmiast udało się strzelca wyeliminować.

 

Pewne jest jedno. Wariactwo się nie skończy. Czasami tragedie skłaniają ludzi do refleksji. Tutaj – choć jeden z uczestników wiecu zginął, więc mamy do czynienia z prawdziwą tragedią – nie ma żadnej refleksji.

 

Godło i barwy RPProjekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama