Choć patron dzisiejszego dnia, św. Karol Boromeusz, od wczesnego dzieciństwa wystawiony był na pokusę wykorzystania kariery kościelnej dla własnego zysku, zdołał się jej oprzeć, a wszelkie kościelne godności wykorzystał, aby jak najlepiej służyć Ludowi Bożemu – wskazuje ks. Jarosław Tomaszewski w dzisiejszym komentarzu liturgicznym.
Karol Boromeusz mógł wykorzystać swoje nominacje, jak chciał. Dla własnej chwały, dla pieniędzy, dla budowania przyjaznych sobie „układów”. Wykorzystał je jednak jak najlepiej – dla służby Ludowi Bożemu, przyczyniając się znacznie do trydenckiej reformy Kościoła i powstrzymania spustoszenia, jakie siała reformacja:
Od początku młodego Boromeusza wsadzono na karuzelę oszałamiającej kariery kościelnej. W wieku siedmiu lat otrzymał sutannę, a gdy skończył dwanaście – własne opactwo. Podczas obchodzonych hucznie dwudziestych trzecich urodzin jego wuj – papież Pius IV podarował Karolowi diecezję mediolańską jako prezent, z fantazją mianując młokosa kardynałem. W głębi sumienia wrażliwy arcybiskup Mediolanu nie pogodził się nigdy z nepotyzmem ani z kompromitującą kler i zakonników korupcją. Nazywano go okiem papieża, ponieważ mianując odpowiednich ludzi na kościelne urzędy nie kierował się ani majątkiem, ani znajomościami lecz przydatnością, wiarą i prawym charakterem kandydatów.