„Mówili mi, że Łódź to trudny Kościół. Śmiałem się, mówiąc: pokażcie mi Kościół, który jest łatwy”

„Chcę być biskupem dla wszystkich. To jest pierwsza funkcja biskupa – aby ludzi naprawdę gromadzić, zbierać, a nie rozdzielać” – mówi kard. Grzegorz Ryś, nowy metropolita krakowski, który 20 grudnia dokona uroczystego ingresu do katedry św. Stanisława i św. Wacława na Wawelu. Wcześniej, 13 grudnia będzie dziękował za posługę w archidiecezji łódzkiej.

W wywiadzie udzielonym dla KAI kard. Grzegorz Ryś mówi o momencie przejścia z Łodzi do Krakowa – decyzji, która, jak sam przyznaje, była dla niego bolesna i trudna. Od początku rozmowy podkreśla swoje głębokie przekonanie o teologicznym charakterze posługi biskupa. Mówi: „Jestem głęboko teologiem w temacie biskupa jako znaku Chrystusa Oblubieńca”, przypominając, że w Kościele pierwszego tysiąclecia biskup nie zmieniał diecezji. Dlatego opuszczenie Łodzi jest dla niego doświadczeniem paschalnym – „rodzajem umierania, które ma nadzieję przynieść nowe życie”.

Kardynał podkreśla jednak ogromną wdzięczność za czas łódzkiej posługi. Wspomina Kościół łódzki jako wspólnotę twórczą, zdolną do podejmowania wyzwań, i dodaje: „Łódź nauczyła mnie, że wiele rzeczy jest możliwych, ale niczego nie osiąga się w pełni – raz w 30, raz w 60, raz w 90 procentach”.

„Jestem też bardzo przekonany do tego, do czego nas namawiał papież Franciszek, czyli do budowania Kościoła prawdziwie relacyjnego, pełnego bliskich odniesień międzyludzkich. Papież Franciszek mówił wręcz o czułości wzajemnej, o przyjmowaniu siebie i tak dalej. Ja naprawdę w to wierzę, że taki powinien być Kościół. I chyba starałem się taki Kościół w Łodzi tworzyć” – wyjaśnia.

Mówi także o ogromnym poczuciu wdzięczności: „Ja naprawdę doświadczyłem w Łodzi pięknego Kościoła. Kiedy szedłem, wszyscy mi mówili, że Łódź to jest tak zwany trudny Kościół. Ja się wtedy oczywiście odgryzałem i śmiałem się, mówiąc: pokażcie mi Kościół, który jest łatwy. Ten łódzki Kościół okazał się niezwykle ewangeliczny, piękny, otwarty, miłosierny, zaangażowany, ewangelizacyjny. Mógłbym bardzo długo wymieniać piękne cechy łódzkiego Kościoła”.

Pytany o powrót do Krakowa, odpowiada z dużą pokorą. Podkreśla, że choć miasto nie jest mu obce, przez dziewięć lat wiele się mogło zmienić i będzie musiał uczyć się tej diecezji na nowo. „W Krakowie na pewno nie muszę się uczyć wszystkiego. Ale muszę uważnie patrzeć i nie popadać w łatwe osądy, oceny albo już gotowe recepty, co należy w Krakowie zrobić” – mówi. Wspomina także osobisty moment modlitwy na Wawelu: „Kiedy uklęknąłem między grobami kard. Macharskiego i św. Stanisława, po ludzku przeraziłem się decyzji, którą przyjąłem”.

Entuzjazm, z jakim część środowisk krakowskich przyjęła jego nominację, kardynał komentuje z dużą ostrożnością. Nie chce ulegać logice polaryzacji. „Pierwszą funkcją biskupa jest gromadzić, a nie dzielić” – mówi stanowczo. Podkreśla też, że nie zamierza patrzeć na wiernych przez pryzmat obozów „za” i „przeciw”: „Pan Bóg gromadzi. Diabeł rozprasza”. Ten sposób patrzenia staje się osią jego programu jedności.

W rozmowie nie mogło zabraknąć tematu ewangelizacji, która dla kardynała jest centralną misją Kościoła. Przypomina: „Kościół istnieje wyłącznie dla ewangelizacji – to oczywiste”. Podkreśla potrzebę nowego języka i nowych dróg docierania do ochrzczonych żyjących z dala od wiary, zwłaszcza młodych. Widzi też potencjał krakowskiego Kościoła: „W Krakowie młodych widywałem licznie na spotkaniach Taizé czy ŚDM. Trzeba ten potencjał obudzić”.

W końcowej części wywiadu odnosi się do napięcia między tradycją a współczesnością. Kardynał deklaruje wierność dziedzictwu, ale podkreśla, że tradycja musi żyć – być drogą, a nie muzeum. „W Kościele jest Piotr, który prowadzi, a my idziemy za nim. Nie ma czegoś takiego, co do samej treści, jak Kościół łódzki czy Kościół krakowski. Jest Kościół powszechny, któremu przewodzi Piotr i trzeba trwać z nim w jedności. Nie ma co tworzyć jakiegoś Kościoła paralelnego w imię takiej czy innej wtedy głupio rozumianej tradycji. Trzeba być w jednym Kościele, w jednym świętym, powszechnym apostolskim Kościele. W każdym miejscu próbuje realizować się odmiennie” – mówi. 

W rozmowie z KAI kard. Grzegorz Ryś szeroko komentuje znaczenie synodalności oraz wyzwania, jakie stoją przed archidiecezją krakowską w kontekście trwającego procesu synodalnego. Podkreśla, że mimo udziału w obu sesjach Synodu o synodalności, nie chce jeszcze publicznie ujawniać swoich planów wdrażania tego procesu na lokalnym gruncie. Jak mówi: „To jest właśnie coś, o czym na razie nie powiem, bo nie chcę, żeby się ludzie dowiadywali o tym nawet z KAI”. Najpierw musi omówić to z biskupami, księżmi i ciałami doradczymi archidiecezji.

Kardynał przypomina, że cały Kościół wchodzi w intensywny etap implementacji synodalności: „Na to jest przeznaczony cały rok 2026 w poszczególnych diecezjach… A jesienią 2028 roku ma mieć miejsce Zgromadzenie kościelne, które podejmie refleksję nad tym, co się tak naprawdę stało w wyniku tego Synodu”. Podkreśla, że „nie będzie do roku 2028 innego Synodu Biskupów”, więc jest to centralny temat życia Kościoła.

Nawiązuje też do bogatej tradycji synodalności w Krakowie, zwłaszcza do synodu krakowskiego prowadzonego przez kard. Karola Wojtyłę. Wspomina: „Synod… zaowocował setkami grup synodalnych po parafiach. Jeszcze jako biskup pomocniczy spotykałem te grupy w latach 70”. To, jego zdaniem, stanowi niezwykle cenne dziedzictwo i inspirację.

W dalszej części wywiadu kard. Ryś odnosi się do zarzutów kierowanych wobec św. Jana Pawła II. Zwraca uwagę na trudności metodologiczne badań nad okresem PRL, mówiąc: „To, co jest w źródłach, musi być badane naprawdę bardzo krytycznie”. Jednocześnie wyraża pełne poparcie dla rzetelnych badań: „Prawda zawsze sama się obroni”. Podkreśla, że decyzja Episkopatu o powołaniu komisji historycznej była właściwa i konieczna.

Odnosi się również do kwestii tworzenia komisji badających przypadki nadużyć seksualnych. Zaznacza, że powołanie takiego gremium jest złożonym procesem: „To nie jest takie łatwe: od idei do tego, żeby znaleźć osoby, które będą niezależne, kompetentne i dysponujące czasem”. Podkreśla, że lokalny kontekst diecezji odgrywa ogromną rolę, dlatego prace muszą być prowadzone przynajmniej częściowo na poziomie diecezjalnym. Dodaje, że celem takich komisji jest nie tylko badanie przeszłości, ale przede wszystkim dotarcie do osób skrzywdzonych: „O takie spotkania chodzi”.

Na koniec dzieli się refleksją o swoich relacjach z papieżami Franciszkiem i Leonem XIV. O Franciszku mówi z wyjątkową czułością: „Był obdarzony doskonałą pamięcią… Kiedy rozeznawał, że coś jest dobre, po prostu w to wchodził”. Wspomina jego bezpośredniość i gotowość do kontaktu: „Był bardzo dyspozycyjny… Nie wymagał niczego od biskupów, czego sam nie robił jako papież”. Podkreśla, że rozmowy z nim były „przyjemnością i błogosławieństwem”.

Źródło: KAI 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama