Dziś ulicami Waszyngtonu przechodzi kolejny krajowy Marsz dla życia. Jak co roku, znaczną część uczestników marszu stanowią katolicy.
Począwszy od 1974 r. odbywał się on zawsze 22 stycznia, w rocznicę zalegalizowania przez amerykański Sąd Najwyższy aborcji. W tym roku ze względu na inaugurację prezydenta Donalda Trumpa data marszu została wyjątkowo przesunięta o tydzień. Jak twierdzą komentatorzy jego elekcji, swe zwycięstwo w wyborach w dużej mierze zawdzięcza on zwolennikom Pro-life.
Hasłem tegorocznego marszu są słowa „Potęga jednego”. Jak podają organizatorzy, hasło zostało zainspirowane słowami J.R.R. Tolkiena, który twierdził, ze „nawet najmniejsza osoba może zmienić bieg historii”.
Tegoroczny marsz odbywa się w wyjątkowej atmosferze. Zaledwie tydzień temu te same ulice amerykańskiej stolicy wypełnili uczestnicy uroczystości inauguracyjnych prezydenta Donalda Trumpa. A dzień później wyszli na nie zwolennicy aborcji uczestnicząc w tzw. „Marszu kobiet”.
Wyjątkowa w tym roku jest również obecność podczas marszu wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. Wprawdzie Mike Pence jako członek Kongresu trzykrotnie w przeszłości wygłaszał przemówienia do uczestników Marszu dla życia, jednak w tym roku po raz pierwszy przemawia do tłumnie zebranych jako wiceprezydent.
Tegoroczny Marsz dla życia, podobnie jak w latach ubiegłych, poprzedziła w jego wigilię Msza w bazylice Narodowego Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia w Waszyngtonie. „Niczyje prawa nie są bezpieczne w kulturze, w której powszechnie panuje aborcja” – powiedział tam kard. Timothy Dolan z Nowego Jorku.
Również w tym roku Ameryka przez 9 dni poprzedzających marsz modliła się w intencji szacunku dla życia w ogólnokrajowej nowennie. Lokalne marsze dla życia w wielu innych miastach Stanów Zjednoczonych odbyły się w tym roku tydzień przed marszem w Waszyngtonie.
A. Pożywio, Chicago, USA/ rv