Brytyjska premier Theresa May 29 marca oficjalnie uruchomi procedurę wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Gdy Wspólnota Unii Europejskiej świętuje właśnie swoje 60-lecie, jeden z krajów członkowskich decyduje się zakończyć współpracę z tym bodaj najważniejszym projektem, jaka powstał na Starym Kontynencie po II wojnie światowej. Za dwa lata zakończy się okres ponad 40-letniego członkostwa Zjednoczonego Królestwa w Unii Europejskiej. Ze względu na kilkusettysięczną grupę Polaków mieszkających na Wyspach, angielskie wyjście będzie miało także „polskie konsekwencje”, w tym dla polonijnego duszpasterstwa.
Brytyjskie członkostwo w Unii Europejskiej zawsze było dość specyficzne. Formalnie Zjednoczone Królestwo przystąpiło do Wspólnoty na początku 1973 roku. Szybko jednak tamtejszy rząd wynegocjował szereg wykluczeń, od rabatu składki do wspólnego budżetu, przez wyłączenie kraju ze Strefy Schengen w 1985 roku, aż po nie przyjęcie europejskiej waluty.
Początek końca
Brytyjski sceptycyzm wobec europejskiego projektu z całą mocą objawił się w połowie ubiegłego roku, gdy na Wyspach Brytyjskich odbyło się referendum w sprawie opuszczenia Unii Europejskiej. Wydawało się, że wysoka frekwencja - powyżej 72 proc. - zapewni zwycięstwo zwolennikom dalszego członkostwa. Wynik dla wielu był zaskakujący. Ponad 51 proc. obywateli opowiedziało się za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Zdecydowało niespełna 1,3 mln głosów.
Już wiadomo, że premier Wielkiej Brytanii Theresa May 29 marca złoży w Brukseli oficjalny dokument informujący o opuszczeniu przez jej kraj Unii Europejskiej. W pewnym sensie nastąpi początek końca Wspólnoty, takiej jaką znamy, i to w kilka dni po uroczystych obchodach 60-lecia Traktatów Rzymskich, w wyniku których powstała Europejska Wspólnota Gospodarcza, protoplasta Unii Europejskiej.
Przez najbliższe dwa lata trwać będą z pewnością twarde negocjacje między Londynem, a Brukselą. Spraw do załatwienia są dziesiątki, jeśli nie setki: od kwestii dostępu do wspólnego rynku, przez kontrolę migracji aż po prawa obywateli UE w Wielkiej Brytanii. Ten ostatni aspekt może okazać się szczególnie istotny dla Polaków, których na Wyspach Brytyjskich przebywa obecnie ok. 800-900 tys. (nieoficjalnie mówi się nawet o ponad milionie naszych rodaków pracujących w Anglii). Jesteśmy największą grupą narodową bez brytyjskiego paszportu. W sumie około 8 mln osób, przebywających na terenie Zjednoczonego Królestwa, to obywatele urodzeni poza Wyspami Brytyjskimi.
Przyszłość emigrantów z państw członkowskich będzie prawdopodobnie jednym z pierwszych zagadnień negocjacyjnych. Ich dalsze losy mogą mieć ogromny wpływ także na kraje, z których pochodzą. Dość bowiem wspomnieć, że średnio, każdego roku, Polacy na emigracji przesyłają do swego kraju ok. 4 mld euro.
Polacy języczkiem u wagi
Szczególne zainteresowanie - także medialne - budzi kwestia zasiłków społecznych, które zgodnie z obowiązującym w tej chwili prawem, przysługują także Polakom. W skład pomocy socjalnej wchodzą m.in.: zasiłek dla dzieci (ok. 20 funtów tygodniowo na pierwsze dziecko, nieco ponad 16 funtów na drugie i kolejne); becikowe (500 funtów); dodatek mieszkaniowy (od 240 do 400 funtów); zasiłek dla bezrobotnych (ponad 70 funtów tygodniowo).
W 2014 z zasiłków socjalnych w Wielkiej Brytanii korzystało 5,3 mln osób. W tej grupie obcokrajowcy to tylko niespełna 400 tys., a obywatele Unii Europejskiej 130 tys. Polaków, którzy otrzymywali jakiś zasiłek w 2014 roku było zaledwie 29 tys. Dane te są o tyle istotne, że przez wiele miesięcy, w okresie poprzedzającym referendum w Wielkiej Brytanii, sugerowano, że zasiłki socjalne wypłacane obcokrajowcom, także na ich dzieci mieszkające w krajach pochodzenia, rujnują angielski budżet.
Polacy mogą zostać „wykorzystani” jako karta przetargowa w negocjacjach między Londynem, a Brukselą. Theresa May chce bowiem utrzymać przywileje własnych obywateli pracujących w krajach Unii Europejskiej. Wydaje się, że nie da się tego zrobić bez zagwarantowania, chociaż praw nabytych, dla obcokrajowców ze Wspólnoty, przebywających na Wyspach Brytyjskich. Otwarte zatem pozostają takie kwestie jak m.in. pozwolenia na pracę lub wprowadzenie wiz. Dla Polaków ważniejsze będzie zachowanie prawa do pobytu i zatrudnienia niż możliwość korzystania z zasiłków socjalnych.
Gdy za około dwa lata Wielka Brytania definitywnie opuści Unię Europejską przebywający tam Polacy stracą jednak dość istotny przywilej. Dotąd nasi obywatele stanowili „łakomy kąsek” dla różnorakich partii politycznych. Polacy, podobnie jak inni obywatele Unii Europejskiej, mają bowiem prawo do głosowania w wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego. Wystarczy rejestracja na liście wyborczej. Ze względu na liczbę polskich obywateli mieli i wciąż jeszcze mają oni duży wpływ na wynik lokalnych wyborów. Te najbliższe odbędą się 4 maja, a tylko w Szkocji udział w nich weźmie ok. 50 tys. Polaków.
Brytyjskiej premier sen z powiek spędzać będą nie tylko negocjacje z Brukselą, ale także troska o zachowanie integralności państwa. W ubiegłorocznym europejskim referendum aż 62 proc. Szkotów wyraziło swoje poparcie dla Unii Europejskiej. Niezadowolenie z Brexitu jest w Szkocji tak duże, że tamtejsza premier Nicola Sturgeon zasugerowała konieczność przeprowadzenia kolejnego referendum niepodległościowego. W poprzednim, w 2014 roku, większość głosujących opowiedziała się za pozostaniem Szkocji w Wielkiej Brytanii. Teraz wynik mógłby być odmienny. Glosowanie miałoby się odbyć w roku 2018, gdy negocjacje Londynu z Brukselą będą już bardzo zaawansowane, dając pewien ogląd co do sytuacji Zjednoczonego Królestwa po opuszczeniu Wspólnoty.
Brexit, a duszpasterstwo
Brexit w pewnym stopniu będzie miał wpływ także na polskojęzyczne duszpasterstwo na Wyspach Brytyjskich. Po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, wraz z napływem Polaków do Wielkiej Brytanii, nastąpił również dynamiczny rozwój tamtejszej Polskiej Misji Katolickiej. Obecnie w Anglii i Walii pracuje ponad 120 księży. Posługują oni w 92 parafiach. Działalność duszpasterska prowadzona jest w sumie w aż 217 ośrodkach duszpasterskich. W drugiej połowie marca w Corby w diecezji Northampton, około 120 km na północ od Londynu, odbyła się uroczystość poświęcenia nowego miejsca posługi w języku polskim. Świątynię, odkupioną od metodystów, udało się wyremontować i przywrócić do kultu.
Polskie parafie utrzymywane są przez Polaków. Podobnie, dzięki ofiarności naszych rodaków, udaje się pokryć koszty związane ze sprawowaniem nabożeństw w języku polskim w świątyniach tamtejszego Kościoła katolickiego lub anglikańskiego, nie należących do Polskiej Misji Katolickiej. - Jeśli zmniejszy się liczba Polaków na Wyspach, zmniejszą się środki na utrzymanie misji - przyznał w rozmowie z KAI ks. prał. Stefan Wylężek, rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. Jak poinformował tylko 10-15 proc. Polaków mieszkających na Wyspach uczestniczy w coniedzielnej Mszy św.
Nowym wyzwaniem dla duszpasterstwa polskojęzycznego w Anglii są ludzie młodzi. Aż 220 tys. obywateli polskich w Zjednoczonym Królestwie to osoby, które nie ukończyły 18. roku życia. „Jak do nich dotrzeć, katechizować, związać z polską kulturą i Kościołem?”- zastanawia się rektor Polskiej Misji Katolickiej.
Co roku rodzi się na Wyspach Brytyjskich 20 tys. naszych rodaków. Stąd, jak informuje ks. Wylężek, wzrasta liczba dzieci przystępujących w Polskiej Misji Katolickiej do pierwszej Komunii świętej. Wraz z nimi przychodzą także rodzice. „To szansa, aby także do nich skierować katechezę, przesłanie ewangeliczne” - powiedział ks. Wylężek.
W opinii rektora zauważalny wzrost praktyk religijnych w ostatnich latach to z jednej strony efekt ciężkiej pracy Polskiej Misji Katolickiej, ale i zmiany nastawienia samych Polaków, którzy dostrzegają potrzebę zbliżenia do Kościoła.
Raczej nie należy spodziewać się jakiegoś nagłego exodusu Polaków z Wysp Brytyjskich. Prawie połowa z nich deklaruje, że do Polski wracać nie zamierza. Z pewnością jednak zatrzymany zostanie - co jest jednym z istotnych celów brytyjskiej premier - napływ nowych emigrantów do Zjednoczonego Królestwa. Londyn nie zdecyduje się raczej również na drastyczne kroki w postaci deportacji. Bezrobocie w Wielkiej Brytanii na poziomie 5,1 proc. jest rekordowo niskie, a nieźle rozwijająca się gospodarka wciąż potrzebuje rąk do pracy.
Jak przypomniał ks. Wylężek, brytyjscy przedsiębiorcy wystosowali niedawno list do premier Theresy May, w którym zauważyli, że jeśli emigranci będą musieli opuścić Wielką Brytanię, to oni stracą ręce do pracy. - Rynek brytyjski bez emigrantów nie jest w stanie funkcjonować - powiedział ks. Wylężek.
Rektor jest spokojny o przyszłość Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. Nawet po opuszczeniu Unii przez Wielką Brytanię przyjazd kolejnych duszpasterzy, jeśli będzie taka potrzeba, nie powinien stanowić problemu. Jak przypomniał pierwszorzędnym celem działania misji jest wzrost wiary Polaków, którzy tutaj mieszkają - wszystko inne musi temu służyć. Stąd inicjatywa kongresów nowej ewangelizacji, które we wrześniu br. odbywać się będą w Swindon na południu Wielkiej Brytanii oraz na północy w Manchester.
Przepis o opuszczeniu Unii Europejskiej przez kraj członkowski zostanie użyty po raz pierwszy w 60-letniej historii Wspólnoty. Brexit może nie być jednak ostatnim ciosem zadanym zjednoczonej Europie. Na przełomie kwietnia i maja we Francji odbędą się wybory prezydenckie, w których - co wydaje się mało możliwe - zwyciężyć może Marine Le Pen. Kandydatka nacjonalistycznego Frontu Narodowego zapewniła o przeprowadzeniu referendum w sprawie wyjścia z UE. Wynik podobny do tego z Wielkiej Brytanii stanowiłby nokaut projektu europejskiego.
Rafał Łączny / Londyn