Uczestnicy akcji „Red Rose Rescue” weszli do dwóch ośrodków aborcyjnych Planned Parenthood w Filadelfii, by rozmawiać z kobietami, chcącymi dokonać aborcji. Działacze odmówili opuszczenia placówki nawet gdy zażądali tego wezwani na miejsce funkcjonariusze. Niektórzy zostali aresztowani.
W ramach akcji „Red Rose Rescue” pro-liferzy wchodzą do poczekalni klinik aborcyjnych i w ciszy wręczają znajdującym się tam kobietom czerwone róże. To zachęta do rozmowy. Do każdej róży dołączona jest karteczka z napisem: „Zostałaś stworzona, by kochać i być kochanym… twoja dobroć jest większa niż trudności twojej sytuacji. Okoliczności w życiu się zmieniają. Nowe życie, jakkolwiek małe, niesie za sobą obietnicę niepowtarzalnej radości”. Są tam także numery telefonów lokalnych centrów pomocy dla kobiet w ciąży.
To nie pierwszy raz, gdy taka akcja kończy się aresztowaniem osób, biorących w niej udział – niektórzy pro-liferzy w w geście solidarności z z nienarodzonymi dziećmi, które mają zostać zabite, odmawiają wyjścia z kliniki, dopóki nie zmusi ich do tego policja. Do takiej sytuacji ponownie doszło w zeszłym tygodniu.
„Kiedy policjanci przybyli na miejsce, obrońcy życia próbowali kontynuować rozmowę z kobietami, siedzieli na podłodze modląc się cicho i/lub śpiewając hymny, dopóki nie zostali aresztowani” – czytamy na lifesitenews.com. Wśród zatrzymanych ponownie znalazł się franciszkanin o. Fidelis Moscinski.
„Red Rose Rescue to akt dobroczynności dla kobiet, które z jakiegoś powodu czują, że muszą zabić swoje niewinne nienarodzone dzieci. Ci, którzy wzięli udział w akcji, byli gotowi podjąć ryzyko dla tych kobiet i ich dzieci. Wejdziemy znowu do tych samych miejsc, gdzie nienarodzone dzieci są uśmiercane i będziemy udzielać pomocy mamom. Jeśli nasza pomoc nie zostanie przyjęta – nie opuścimy ośrodków aborcyjnych, ale pozostaniemy solidarni z bezbronnymi ofiarami uciskanymi przez niesprawiedliwość aborcji” – skomentowała działaczka Susan Johnson.
Źródła: lifesitenews.com, The Red Rose Rescue, DoRzeczy.pl