Eksperci z USA: świat powinien obawiać się załamania populacji, a nie przeludnienia

Narracja o przeludnieniu jest popularna w mediach. Tymczasem eksperci z USA biją na alarm: światu nie grozi przeludnienie, wręcz przeciwnie. Świat może widzieć coraz więcej pustych ulic w miarę zmniejszania się globalnej populacji.

Jak pisze na portalu lifesitenews.com Jack Bingham, wbrew przewidywaniom ONZ demografowie ostrzegają, iż ostatnie dowody jasno sugerują, że świat zmierza w kierunku załamania populacji, a nie ery przeludnienia.

Organizacja Narodów Zjednoczonych twierdzi, że ludzkość będzie nadal podążać ścieżką ogromnego wzrostu populacji do roku 2100, osiągając szczytowy poziom ponad 11 miliardów. Tymczasem badanie demograficzne opublikowane w „The Lancet” wykazało, że świat dzieli tylko kilka dekad od ostrego i konsekwentnego spadku populacji.

Badanie zatytułowane zostało „Scenariusze płodności, śmiertelności, migracji i populacji dla 195 krajów i terytoriów w latach 2017–2100: analiza prognostyczna dla badania Global Burden of Disease”. Naukowcy doszli do wniosków, że populacja ludzka może rosnąć do 2064 roku, osiągając około 9,73 miliarda (obecnie populacja liczy około 8 miliardów). Jednak z powodu niskiego współczynnika dzietności populacja spadnie o ponad miliard w pozostałej części stulecia.

„Badanie, które ostatnio przyciągnęło ogromną uwagę w mediach społecznościowych, przewiduje, że do roku 2100, populacja Chin będzie wynosić zaledwie 773 mln w porównaniu z obecną liczbą 1,39 mld. Taki spadek oznacza spadek liczby ludności o blisko 50 proc.” – pisze Jack Bingham. Prognozuje się, że kraje takie jak Tajlandia, Japonia i Hiszpania odnotują spadek populacji znacznie przekraczający 50 procent.

„Patrząc wyłącznie na wskaźniki dzietności i nie uwzględniając imigracji, wiele narodów już teraz przeżywa gwałtowny spadek liczby ludności. W 2020 r. współczynnik dzietności w Stanach Zjednoczonych wynosił 1,6 dziecka na kobietę, w porównaniu z 3,7 w 1960 r. W krajach takich jak Japonia i Chiny liczby te są jeszcze niższe i wynoszą 1,3 do 1,5 w zależności od źródła. Na poziomie globalnym wskaźnik dzietności na całym świecie w 1960 r. wynosił 5,2, a dziś wynosi 2,4. Do roku 2100 liczba ta może spaść poniżej poziomu wymiany wynoszącego 2,1” – czytamy na lifesitenews.com.

Charles I. Jones, ekonomista z Uniwersytetu Stanforda, uważa, że różnica między globalną stopą wynoszącą 5,2 a mniejszą niż 2,1 jest różnicą między „wykładniczym wzrostem populacji i standardu życia a pustą planetą, na której dochody pozostają w stagnacji, a populacja znika”.

Narracja o przeludnieniu jest popularna w mediach, po części dlatego, że jest wspierana przez tak zwanych działaczy na rzecz zmian klimatycznych i instytucje globalistyczne, takie jak ONZ. Tymczasem wiele osób od dziesięcioleci bije na alarm o przyszłości ludzkości, ponieważ wskaźniki dzietności nadal będą spadać. Steven Mosher, prezes Population Research Institute, napisał w 1997 roku w „The Wall Street Journal” tak: „długofalowym problemem ludzkości nie będzie zbyt wiele dzieci, ale zbyt mało. Za mało dzieci do zapełnienia szkół i uniwersytetów, za mało młodych ludzi wchodzących na rynek pracy, za mało par kupujących domy i drugie samochody”. 

„Krótko mówiąc, zbyt mało konsumentów i producentów, by napędzać gospodarkę. Zapadające się rynki Europy i spowolnienie gospodarcze Japonii wkrótce rozprzestrzenią się na Stany Zjednoczone i resztę świata. Po co wydawać setki milionów dolarów rocznie na antykoncepcję, która tylko przybliży ten dzień?” – pyta Steven Mosher.

źródło: lifesitenews.com

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama