Wielu hierarchów nie zdawało sobie sprawy z tego, jak wiele zła może spowodować niewielkie nawet zaniedbanie w przypadkach wykorzystania seksualnego przez duchownych – powiedział kard. Luis Ladaria Ferrer SJ.
Prefekt Dykasterii Nauki Wiary, w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” powiedział o przepisach dotyczących spraw o nadużycia seksualne duchownych.
Wyjaśnił, dlaczego sprawy związane z wykorzystywaniem seksualnym przez duchownych Jan Paweł II włączył do kompetencji Kongregacji Nauki Wiary.
„Istnieje związek między wiarą i skandalami. Jednym z zadań Kongregacji Nauki Wiary, aktualnie Dykasterii ds. Nauki Wiary, jest obrona wiary. W kontekście, o którym mówimy, chodzi o ochronę wiary najsłabszych. Jan Paweł II i jego najbliższy współpracownik, którym był wówczas prefekt kongregacji Joseph Ratzinger, chcieli, aby ten komunikat wybrzmiał w należyty sposób: z jednej strony potępili zjawisko i wypracowali procedury reagowania, z drugiej chcieli chronić wiarę najsłabszych. Ujawnione skandale uderzają w sam rdzeń wiary, gdyż nadużycia zostały popełnione przez tych, którzy powinni być pierwszymi jej świadkami”.
Zauważył, że zaniedbania wynikały z mentalności i braku wrażliwości na krzywdę ofiar, ale to się zmienia.
„Wielu hierarchów nie zdawało sobie sprawy z tego, jak wiele zła może spowodować niewielkie nawet zaniedbanie w tego typu przypadkach. Dotyczy to zresztą nie tylko hierarchii Kościoła. Dziś jesteśmy w innym miejscu, każdy ma świadomość ogromu wyrządzonego zła” – powiedział kardynał.
Dodał, że przepisy zostały dopracowane i dzisiaj dykasteria otrzymuje mniej zgłoszeń o nadużyciach. Większość tych, które do niej docierają, dotyczą przeszłości. „To daje jakieś światło nadziei, choć trudno mówić o namacalnych dowodach poprawy sytuacji” – ocenił prefekt.
Odniósł się także do sprawy kard. George’a Pella, który został niesłusznie oskarżony o nadużycia i spędził 15 miesięcy w więzieniu. Kard. Ferrer podkreśla, że ten przypadek pokazuje, jak wielkim błędem jest mylenie oskarżenia z winą i że potrzeba bardzo dużej ostrożności w każdym procesie.
„W powszechnej świadomości funkcjonuje taki schemat: oskarżony jest winny. Podobny sposób myślenia jest niezgodny zarówno z prawem kościelnym, jak i z tym, które obowiązuje w cywilizowanych krajach. Oskarżenie nie jest tożsame ze stwierdzeniem winy i zawsze trzeba pamiętać, że dopóki nie zapadnie wyrok, istnieje domniemanie niewinności. (…) Prawo przewiduje trzy możliwości: udowodnienie winy (constat), uniewinnienie (constat de non), uwolnienie z zarzutów (non constat). W wielu przypadkach trudno udowodnić winę lub jej brak. Dlatego przy braku moralnej pewności co do winy oskarżonego wydaje się wyrok uwalniający z zarzutów. Orzeczenie winy lub jej brak stwierdza się tam, gdzie istnieje moralna pewność” – tłumaczył.
Podkreślił, że obecne normy nie są jego zdaniem zbyt surowe. Uważa, że są precyzyjne, zwłaszcza jeśli chodzi o ciężkie przypadki.
Źródło: „Gość Niedzielny”