„Mamo, tam moja ojczyzna, mój kraj, moja rodzina, mój dom, moja Ukraina, ja ich nie zostawię”. Synowie pracującej w Polsce Leonilii postanowili wrócić na Ukrainę i bronić swojego kraju na miejscu
Publikujemy wypowiedzi Leonilii Samchyk, pracującej w Polsce od kilku lat oraz jej synów Dimy i Bogdana, którzy mimo protestów matki po informacji o wojnie wyjechali z Polski udali się do służb terytorialnych na Ukrainę.
Leonila Samchyk – zapis rozmowy telefonicznej z Warszawą
Pierwszy raz do Polski przyjechałam w październiku 2001 roku. Wtedy tam, gdzie mieszkamy, pod Łuckiem na Wołyniu, doprowadzali gaz do domów. Nie miałam na to pieniędzy. Siostra pracowała w Warszawie i ściągnęła mnie do stolicy. Miałam wtedy małe dzieci - 11, 5 i 6 lat. Nie miałam wyboru. Udało mi się zrobić ten gaz. Później pracowałam na Wołyniu, ale była bieda. To wracałam sezonowo - zbierałam truskawki, sprzedawałam na targu. Sama siebie podziwiam, jak można było to przetrwać. Dzieciaki poszły do szkół, potem były ich wesela, chrzty wnuków. Mam czworo dzieci i sześcioro wnucząt. Jaka jestem bogata, jaka dumna!
Starszy syn przyjechał do pracy do Warszawy z 22 na 23 lutego.. Jak tylko przyjechał... usłyszeliśmy to, co usłyszeliśmy. On zdecydował się wrócić do domu, na Wołyń. Ja byłam przerażona, ale on mi powiedział: „mamo, u mnie czworo dzieci, ja muszę być z nimi”. No i ja jako mama wzięłam kasę, poszłam do Biedronki. On jeszcze nic nie zarobił, bo już musiał wracać. Dużo ludzi mi proponowało pomoc, że jak oni przyjadą tu z dziećmi to dostaną mieszkanie, wszystko. Syn mi powiedział: „Mamo, tam moja ojczyzna, mój kraj, moja rodzina, mój dom, moja Ukraina, ja ich nie zostawię”. Ja wciąż mówiłam, dawaj dzieci tu - a on wciąż mi powtarzał, że jedzie bo to jego Ojczyzna i będzie jej bronić. Synowa powiedziała, że będzie z nim i nie wyjedzie. Zrozumiałam, że nie mam prawa się wtrącać, że to jest ich decyzja, Ojczyzna i dom. Wybrali by być razem na Wołyniu ze swoimi dziećmi, na swoim podwórku. Jakie to podwórko nie jest, ale w swoim domu.
Chciałam ściągnąć córkę bo na ma dwójkę dzieci. Też powiedziała: „mamo, ja zostaję w domu na Ukrainie”.
Młodszy syn, Bogdan jest jeszcze tu, w Warszawie. Od początku mówił, że pojedzie walczyć o Ukrainę. Znalazłam nawet psychologa, żeby z nim porozmawiał i żeby nie wracał. Ale on mi odpowiedział: „mamo, tam moja Ojczyzna, zrozum mnie, tam mój brat, moja siostra, ja muszę wrócić. Byłem w wojsku i dałem słowo, że w razie czego muszę iść. Jestem mężczyzną…”. Cały dzień ze mną nie rozmawiał. Wczoraj wieczorem zadzwonił i powiedział, że nie mam prawa wtrącać się w to, czy on wraca, czy nie – bo on wraca.
Ciężkie to wszystko, ciężko odpuścić, ale ja też muszę być silna, żeby ich wspierać, tak jak mama. Wszyscy chcą teraz walczyć o dom, o Ukrainę. Nie jestem w stanie mówić ze wzruszenia…
Dima Samchyk – zapis rozmowy telefonicznej z Wołyniem
Przyjechałem do Polski 22 lutego. Na trzeci dzień zaczęła się wojna. Od razu zrozumiałem, że muszę wrócić domu. Spakowałem walizkę i wróciłem na Wołyń. Pojechałem bronić swój kraj, bronić swoją rodzinę. Jeśli każdy będzie uciekał, to kto będzie ten kraj bronił. Nasz dom jest 15 km od Łucka. Mam dwie ośmioletnie córki i dwóch synów. Jeden ma cztery lata a drugi za trzy tygodnie skończy dwa. Pracuję w Polsce żeby budować ten dom. Muszę teraz być tu. Co teraz robię? Jestem w służbie terytorialnej. Chodzimy, pilnujemy. Jeżeli zobaczymy coś niepokojącego - dzwonimy. Jeżeli zobaczymy kogoś z ruskich, wiemy, co robić, żeby tutaj nie wchodzili. Czym jest dla mnie Ukraina? Ukraina dla mnie to jest wszystko, bo jestem z Ukrainy. Mówili, że Rosja i Ukraina są jak bracia, a wyszło odwrotnie. Że Polska i Ukraina są jak bracia. A Rosja to nasz wróg, który teraz powoduje takie nieszczęścia. Rosja pokazała nam, Ukraińcom, że naprawdę jesteśmy silni i pokazała całemu światu, kim ona jest. Nie trzeba mówić nic więcej.
Bogdan Samchyk – rozmowa telefoniczna z Warszawą
Jestem Bogdan, mam 26 lat. Przyjechałem do Polski już dawno. Lubiłem tu pracować, bo to jest fajny kraj. Moja matka zadzwoniła o 6 rano i powiedziała, że jest wojna. Byłem przerażony. Do tej pory jestem w szoku. Nie wierzę w to, co czytam, nie wierzę. Jak dowiedziałem się, że u nas jest wojna, to wiadomo było, że nie będę siedział w miejscu. Nie mógłbym oglądać tutaj wiadomości. Jadę dlatego, by bronić swojej rodziny, swojego kraju, Polski i świata.
Jadę na granicę, a później do Kijowa. I nie wiem… mamy sprzęt, czy nie mamy sprzętu. Będziemy bronić tym, co mamy. Żeby dzieciaki mojego brata, mojej siostry nie musiały tego robić kiedyś. Żeby to się nigdy nie powtórzyło. Każdy facet z którym się widzę tak myśli. Dziękujemy Polsce za ogromne serce, chcemy, by nasze żony, dzieci wyjechały do Polski, żeby nie widziały wojny.
Będzie wszystko dobrze. Będzie dobrze, będzie dobrze. Dziękuję Polsce. Kochamy Was.