Syntetyczne embriony ludzkie: błogosławieństwo nauki czy pokusa doktora Frankensteina?

Naukowe eksperymenty na ludzkich embrionach wydają się nie mieć końca. Dla wielu naukowców kwestie godności życia nie mają żadnego znaczenia, nie zawahają się więc tworzyć syntetycznych istot ludzkich, gdy tylko będą w stanie.

Nowa bariera w technologicznej manipulacji ludzkim życiem została przełamana. Jak donosiły liczne media na początku ubiegłego miesiąca, naukowcy poinformowali o „pomyślnym opracowaniu pierwszych w historii syntetycznych ludzkich embrionów”. Zamiast pobierać wcześniej istniejące komórki jajowe i plemniki od rodziców, embriony te zostały stworzone z materiału genetycznego pochodzącego z embrionalnych komórek macierzystych.

Obecnie motywem tworzenia takich „modelowych embrionów” jest obejście prawnych i praktycznych ograniczeń dotyczących badań nad najwcześniejszymi etapami ludzkiego życia. Normalne embriony w warunkach laboratoryjnych mogą być rozwijane tylko przez 14 dni (zgodnie z prawem obowiązującym w USA). Wiele zarodków jest jednak bardziej rozwinięte. Tak więc istnieje luka między tym, co jest prawnie dozwolone, a tym, co jest praktycznie dostępne dla naukowców, lub jak to ujął Tim Newcomb z Popular Mechanics: „Etap rozwoju między tymi oknami pozostaje tajemnicą, którą naukowcy bardzo chcą rozwiązać”.

Tutaj pojawiają się syntetyczne modele ludzkich embrionów. Mają one być w stanie naśladować rozwój normalnych zarodków poza prawnie dozwolonym okresem. Naukowcy, którzy stworzyli te modele embrionów, spieszą z zapewnieniem, że jako takie nie są one zdolne do osiągnięcia dojrzałości. Zgodnie z ich przekonaniem nie są „ludzkimi embrionami”. Są to jednak puste słowa: niewątpliwie są to żywe organizmy z ludzkimi genami, choć zostały stworzone sztucznie. Odpowiadają ściśle modelowi rozwoju normalnych ludzkich embrionów, co rodzi szereg pytań etycznych i teologicznych.

Z punktu widzenia nauki jest to nieunikniona konsekwencja długiej linii badań sięgającej poprzedniego wieku. Czterdzieści pięć lat temu, w 1978 roku, dwóch brytyjskich naukowców z powodzeniem wykorzystało zapłodnienie in vitro do sztucznego stworzenia ludzkiego embrionu w warunkach laboratoryjnych poza ciałem kobiety. W ciągu ostatnich dziesięcioleci praktyka ta stała się tak powszechna, że pojawiły się poważne kwestie bioetyczne związane z ochroną tych ludzkich istnień. Powszechne stało się także tworzenie chimer ludzko-zwierzęcych, tak że ludzkie narządy mogą być hodowane na zwierzętach. W 2021 roku stworzono ludzko-małpią chimerę przy użyciu ludzkich komórek macierzystych i małpich zarodków. Odrębną kwestią jest istnienie nadmiarowych zarodków ludzkich stworzonych w procedurze in vitro, których nie wykorzystała para uczestnicząca w tym procesie. Czy należy je przechowywać w nieskończoność? Czy należy się ich pozbyć? Co w tym przypadku z szacunkiem dla każdego istniejącego życia ludzkiego, niezależnie od jego stadium?

Eksperymenty bez granic?

Światopogląd naturalistyczny, oparty na naukowym redukcjonizmie, wydaje się być obojętny w stosunku do tego rodzaju praktyk. Jeśli nie istnieje nadrzędny porządek moralny, a istoty ludzkie są wyłącznie połączeniem materiału biologicznego, to manipulowanie naszymi ciałami, a nawet kodem genetycznym, wydaje się być czymś właściwym. Naukowcy, pozbawieni perspektywy religijnej, czy choćby humanistycznej, sięgającej głębiej niż tylko do wymiaru materialnego, nie mają skrupułów. Swoje eksperymenty przedstawiają w pozytywnym świetle, jako służące ulżeniu w ludzkim cierpieniu lub postępowi wiedzy – a to, w ich przekonaniu jest nadrzędnym dobrem. Znamienne jest, że szybki rozwój filozofii i technologii eugenicznych zbiegł się w czasie z rozwojem światopoglądu naturalistycznego, w którym nauka staje się swego rodzaju bożkiem.

C.S. Lewis proroczo wskazywał 80 lat temu, co może się stać, pisząc „The Abolition of Man”: „W mocy człowieka leży traktowanie siebie jako zwykłego «obiektu naturalnego», a jego własne osądy wartości jako surowca do naukowej manipulacji, który można dowolnie zmieniać”. Czy na pewno jednak jako radykalnie autonomiczne jednostki będziemy po prostu w stanie przekształcać i modyfikować „surowiec ludzki” według własnego uznania? Osoba ludzka utraci swą godność, a będzie zwykłym surowcem, dowolnie kształtowanym przez naukowców i inżynierów genetycznych, których Lewis nazywa „Kondycjonerami”. „Jeśli człowiek zdecyduje się traktować siebie jako surowiec, to będzie właśnie surowcem”, ostrzega Lewis, choć "nie surową materią, którą można manipulować, jak to sobie łagodnie wyimaginował, ale czystą żądzą, czyli czystą Naturą, w osobie jego odczłowieczonych Kondycjonerów”. Czy aby na pewno naukowcy są tak czyści moralnie, aby można im było bezgranicznie zaufać? Czy odrobiliśmy lekcję, której chcąc nie chcąc udzielił nam doktor Mengele, a także dwudziestowieczni piewcy eugeniki tacy jak Margaret Sanger, czy też Egas Moniz i Freeman – pomysłodawcy lobotomii?

Dlaczego mielibyśmy bezwarunkowo ufać naukowcom i lekarzom? Zazwyczaj mają oni własne cele, niekoniecznie zgodne z tym, co deklarują: kariera naukowa, sława, a co za tym idzie – pieniądze. Musimy zadawać pytania obejmujące więcej niż tylko sztucznie zredukowany do sfery materii światopogląd „naukowy”. W przeciwnym razie zagubimy własne człowieczeństwo i staniemy się przedmiotami w rękach manipulatorów.
Dla chrześcijan jasne jest, że człowiek obdarzony jest niezwykłą godnością. Jego natura i przeznaczenie sięgają dalej niż to, co możemy dostrzec oczami. Brak cierpienia i wygodne życie to nie wszystko, o co chodzi w życiu. Dlatego też widzą, że istnieją moralne granice tego, co technologia może i powinna robić. Jak ujął to niegdyś św. Augustyn: „Są rzeczy, o których niewiedza jest lepsza niż wiedza”. To nie zachęta do ignorancji, ale do samoograniczenia. To, że człowiek jest w stanie coś zrobić, nie oznacza, że powinien to robić. W szczególności dotyczy to badań naukowych, w których konieczna jest ostrożność, gdy ludzka godność może być tak wyraźnie zagrożona, a ludzkie życie tak bardzo narażone na manipulacje i nadużycia.

Chrześcijanie nie odżegnują się od nauki, ani nią nie gardzą. Potrzebujemy prawdziwie odpowiedzialnych chrześcijańskich naukowców, którzy będą zaangażowani we wszystkie obszary badań, ale będą też potrafili ustalić granice, gdy badania te naruszać będą zasady etyczne. Powinniśmy także współpracować ze wszystkimi ludźmi dobrej woli – niezależnie od wyznania – jeśli uznają moralne granice manipulacji technologicznych. Konieczne jest wprowadzenie zasad chroniących godność ludzką, zapobiegającym nadużyciom w badaniach naukowych i niszczeniu ludzkiego życia.

 

Opracowano na podstawie artykułu z World Magazine (czerwiec 2023 r.)

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama