Nie trzeba akceptować imigracyjnych przepisów UE. Dania jest świetnym przykładem

Obowiązujące w Unii Europejskiej prawo imigracyjne wywołuje coraz większy chaos społeczny, a niekontrolowany napływ migrantów sprawia, że systemy socjalne poszczególnych państw pękają w szwach. Dania, w odróżnieniu od swych najbliższych sąsiadów, jest przykładem, że można do sprawy podejść inaczej.

Przede wszystkim w Danii obowiązuje od wielu lat zasada „zero azylu”, rozumiana jako krytyczne podejście do każdego migranta, który twierdzi, że jest prześladowany lub z innego powodu nie może pozostawać w swoim kraju. Owszem, jest możliwe uzyskanie prawa pobytu w Danii, ale o prawo to trzeba się ubiegać zanim dana osoba znajdzie się w Danii, a nie dopiero po przekroczeniu jej granicy. Celem rządu jest więc dopilnowanie, aby zatrzymać strumień osób przybywających nieoficjalnymi kanałami, bez kontroli. Uchodźcy mogą przybywać do Danii za pośrednictwem systemu przesiedleń ONZ, gdzie będą wybierani na podstawie kryteriów humanitarnych.

Skutkiem tego jest niewielka liczba osób gotowych podjąć oficjalną procedurę azylową. W 2020 r. było to tylko 1500 osób, 57 proc. mniej niż rok wcześniej. Dla porównania, w tym samym roku sąsiednia Szwecja odnotowała 13 000 wniosków o azyl.

Dania nie jest bynajmniej państwem konserwatywnym, wręcz przeciwnie, kojarzona jest z postępowością, a jednak zachowuje głęboki sceptycyzm wobec osób ubiegających się o azyl. Premier Mette Frederiksen, z centrolewicowych Socjaldemokratów, wyznaczyła sobie za cel „zero” osób przybywających do Danii poza systemem przesiedleń ONZ.

Co takiego stało się w Danii, że jej przywódcy nie poddali się europejskiej propagandzie i zachowali rozsądek w podejściu do imigrantów? Początkowo, do trzydziestu lat wstecz, kraj ten był stosunkowo otwarty, jednak gdy tylko w latach 90-tych dostrzeżono, jakie skutki przynosi masowa imigracja, do władzy doszła prawicowa Duńska Partia Ludowa, która obiecała poradzić sobie z problemem. Choć jej postulaty początkowo określano mianem „skrajnie prawicowej retoryki”, okazały się one słuszne i zostały stopniowo zaakceptowane także przez inne partie.

Dania uważnie obserwowała to, co dzieje się w sąsiednich krajach. W 2015 r. duński parlament wprowadził nowy status „tymczasowej ochrony”, który może zostać cofnięty, gdy warunki w kraju ojczystym ulegną poprawie. Pozwala to odsyłać imigrantów ubiegających się o azyl na podstawie wątpliwych roszczeń, a także migrantów ekonomicznych. W 2016 r. rząd przyznał władzom prawo do konfiskaty biżuterii i kosztowności nowo przybyłych w celu sfinansowania ich pobytu. Wprowadzono także „przepisy anty-gettowe”, które nie pozwalają na powstawanie całych dzielnic zamieszkanych przez imigrantów, do których nie miałaby wstępu policja (jak to się dzieje, na przykład, w Szwecji).

Można zadać sobie pytanie: jak to możliwe, że Dania nie musi przestrzegać absurdalnych przepisów UE dotyczących imigracji? Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta: ponieważ jej politycy potrafili to wynegocjować. Udało im się zapewnić tzw. klauzulę „opt-out”, pozwalającą na niewprowadzanie przepisów Unii Europejskiej dotyczących policji i wymiaru sprawiedliwości.

Stało się to na mocy Porozumienia Edynburskiego w 1992 r. po tym, jak duńscy wyborcy odrzucili referendum w sprawie ratyfikacji UE. Wyłączenia te zostały przyznane jako pakiet środków mających na celu rozwianie obaw wyrażonych podczas referendum, aby skłonić Danię do przystąpienia. Pokazuje to, że jest możliwy nacisk na UE, jeśli politycy danego państwa nie dadzą się podzielić i konsekwentnie przedstawiają swoje stanowisko.

W miarę narastania kryzysu imigracyjnego w Europie rządząca obecnie partia Danii, Socjaldemokraci, przyjmuje coraz ostrzejsze podejście do tego problemu. Będąc jeszcze w opozycji w 2018 r., partia wezwała do reformy duńskiego systemu azylowego, w tym do utworzenia ośrodków przyjmujących uchodźców poza Europą. Ich celem jest przyszłość, w której uchodźcy nie będą mogli uzyskać azylu w Danii, chroniąc Danię przed wzrostem przestępczości i innymi problemami, z którymi borykają się sąsiednie kraje, takie jak Szwecja. Socjaldemokraci wdrażają politykę, która ma to urzeczywistnić, odkąd Duńczycy wybrali ich w 2019 roku. Zasadniczo chodzi o to, aby problemy innych krajów – Afryki czy Bliskiego Wschodu – rozwiązywać na miejscu, a nie przenosić je do Europy.

Choć postawa Danii spotyka się z ostrą krytyką ze strony Komisji Europejskiej, Duńczycy potrafią zachować jedność i konsekwentnie popierają rozwiązania wprowadzane przez ich rząd, nie zważając na głosy potępienia ze strony UE, a także rozmaitych organizacji międzynarodowych, w tym agend ONZ i organizacji globalistycznych, takich jak Human Rights Watch.

Przypadek Danii jest bardzo pouczający. Okazuje się, że zdecydowana wola obywateli może odnieść triumf nad manipulacjami kosmopolitycznych elit. Warunkiem jest jednak konsekwencja i jedność. Owszem, sytuacja Danii jest szczególna, ponieważ zdołała sobie zapewnić klauzulę „opt-out”, jednak nie jest powiedziane, że inne kraje nie mogłyby również osiągnąć podobnego statusu, gdyby konsekwentnie wszystkie partie polityczne danego kraju sprzeciwiały się absurdalnym pomysłom eurokratów. Dlaczego nie jest to możliwe w Polsce? To dobre pytanie, które powinni sobie zadać obywatele naszego kraju!

 

Opr. na podst. The Terran, CNN, Human Rights Watch

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama