Odzyskana czystość. Historia Marty Obregón

Było poniedziałkowe przedpołudnie, kiedy dwaj robotnicy jadący ciężarówką niedaleko Burgos w Hiszpanii zauważyli leżące na ziemi ludzkie ciało. Policja szybko ustaliła, że zabitą jest 22-letnia Marta Obregón, która zaginęła sześć dni wcześniej. Nagie zwłoki nosiły ślady ciężkiego pobicia, duszenia i ciosów nożem. Jednak na twarzy Marty malował się spokój.

Tego dnia Marta jak zwykle późno skończyła naukę w prowadzonym przez Opus Dei klubie dla młodzieży. Ostatnio spotkała w windzie człowieka, który dziwnie na nią patrzył, więc bała się wracać do domu sama. Podwiózł ją kolega imieniem Darío. Odjechał dopiero wtedy, kiedy Marta zamknęła za sobą drzwi klatki schodowej i dopiero wtedy odjechał. Rodzice czekali, aż dotrze do mieszkania, ale tak się nie stało. Jedna z sąsiadek usłyszała krzyk. Nie powtórzył się, więc nie wyjrzała za drzwi.

Był 21 stycznia 1992 r., wspomnienie św. Agnieszki, męczennicy czystości.

Upadek

Marta María de los Ángeles Obregón Rodríguez urodziła się w La Coruñi w 1969 r. Była drugim z czworga dzieci. Rodzice należeli do Opus Dei. Ojciec był oficerem wojska.

Będąc w podstawówce, dziewczynka do Arlanzy, miejscowego klubu Opus Dei. Lubiła grać na gitarze i uprawiać sport. Była przebojowa i wcześnie postanowiła, że zostanie dziennikarką.

Jako nastolatka zaczęła się buntować. Nie wyglądało to zbyt widowiskowo – nie należała do żadnej subkultury i nie stosowała używek – ale zerwała z Arlanzą. Przestało się jej podobać miejsce, w którym spędzała niemal cały wolny czas. Osłabła też jej wiara. Dziewczyna nie zerwała zupełnie z Kościołem, ale też nie angażowała się zbytnio. Prawdopodobnie chciała wierzyć po swojemu – cokolwiek miałoby to oznaczać.

Miała 19 lat, gdy zaczęła się spotykać z nieco starszym chłopakiem. Po trzech lub czterech miesiącach zgrzeszyli. Nie poszli do łóżka, ale naruszyli czystość. Zaraz potem się rozstali. Marta była zgorszona sobą. Nie potrafiła się pozbierać i nie wiedziała, co z tym zrobić.

Ze śmierci do życia

Na pozór wszystko było w porządku. Marta rozpoczęła w Madrycie wymarzone studia dziennikarskie. Jednak wciąż nie potrafiła wybaczyć sobie grzechu. Dręczyło ją sumienie, a nie miała duchowego wsparcia. Przypadkiem dowiedziała się o wyjeździe grupy z miejscowego kościoła do wioski Taizé we Francji. Zabrała się z nimi.

„Jestem na spotkaniu w Taizé, na granicy francusko-szwajcarskiej na swego rodzaju cudownym «obozowisku» tworzonym przez 6000 osób – napisała stamtąd do koleżanki. – To ludzie mający w sobie chęć życia, którego punktem odniesienia jest nasz Bóg i które przeżywamy razem, od niedzieli do niedzieli. W oddali słyszę, po prawej, gitarę i grupę Włochów śpiewających ile sił w płucach. Po mojej lewej na ławie cichutko rozmawiają ze sobą Niemki. Jest przepięknie”.

Po powrocie do Hiszpanii Marta natychmiast poszła do spowiedzi. Po długiej rozłące chciała wrócić do Boga na serio. Nie dostała rozgrzeszenia. Dlaczego? Tego nie wiadomo. Sytuacja była jednak dla niej potężnym ciosem. Wierzącym koleżankom mówiła, że nie chce mieć nic wspólnego z Bogiem.

Dwie przyjaciółki postanowiły jej pomóc. Zaaranżowały spotkanie z ks. Ángelem Bello Santamarią. Ks. Ángel dobrze znał się z ich rodzicami ze wspólnoty neokatechumenalnej. Oprawił Mszę św. za zmarłą osobę z rodziny przyjaciółek Marty, a potem podwiózł dziewczynę do domu. W samochodzie Marta otworzyła się zaczęła dokładnie opowiadać o swojej sytuacji.

„Bóg cię kocha, taką jak jesteś. Jest twoim Ojcem i kocha cię bardziej niż ktokolwiek, bardziej niż twoi rodzice” – powiedział jej ksiądz. Doprowadził do tego, że przystąpiła do spowiedzi i tym razem dostała odpuszczenie grzechów.

„Przeszłam ze śmierci do życia. On mnie wyciągnął” – zapisała kilka miesięcy później.

Telenowela

Życiową depresję zastąpiła nagle wielka radość. W dodatku wkrótce potem Marta poznała Javiera. Szybko się w sobie zakochali. Marta traktowała tę relację bardzo poważnie. Myślała o ślubie.

Znalazła też kościół, w którym spotykały się wspólnoty, takie jak ta, do której należał ks. Ángel. Wstąpiła do neokatechumenatu. Była bardzo zaangażowana. Podczas liturgii zajmowała się oprawą muzyczną, grając na gitarze.

Kończyła też studia i zaczęła próbować sił w pracy dziennikarskiej. Trochę zniechęciła ją przygoda w podczas praktyk w madryckim radiu, gdzie zaczął ją podrywać pięćdziesięcioletni prezenter. Miała jednak predyspozycje do pracy z mikrofonem. Wydawało się, że wszystko w życiu dobrze się układa, ale nagle zostawił ją Javier.

Marta musiała od nowa układać swoje życie. Marzyła wciąż o karierze, ale zastanawiała się, czy Bóg nie woła jej do czegoś innego. Podczas jednego ze wspólnotowych wyjazdów zgłosiła chęć wyjazdu na misje. Zostałaby świecką katechistką, która – żyjąc w celibacie – jedzie do losowo wybranego kraju, by ewangelizować.

Nie została wysłana z dnia na dzień. Była we wspólnocie od niedawna, a powołanie trzeba było rozeznać. Tymczasem uczyła się, dużo modliła i chodziła na liturgie. Niespodziewanie odezwał się Javier. Chciał do niej wrócić. Marta odmówiła, ale Javier chyba liczył na to, że to jeszcze nie koniec.

Bezpieczny dla społeczeństwa

Była połowa stycznia 1992 r., kiedy Marta powiedziała koleżance o dziwnym człowieku spotkanym w windzie. Prawdopodobnie już wtedy była śledzona. Mężczyzna nazywał się Pedro Luis Gallego Fernández. Miał trzydzieści cztery lata i był już znany policji.

Pierwszej udowodnionej napaści seksualnej dokonał jako dziewiętnastolatek. Kilka razy siedział za gwałty, dokonywał ich też w więzieniu. Po jakimś czasie trafił do szpitala psychiatrycznego. Lekarze uznali, że może żyć w społeczeństwie. Miał już wtedy na sumieniu przynajmniej kilkanaście gwałtów (w rzeczywistości raczej kilkadziesiąt). Atakował młode i bardzo młode dziewczęta. Terroryzował je bronią, był bardzo brutalny. Martę uprowadził z klatki schodowej jej kamienicy.

Sprawca zmusił Martę, by wsiadła z nim do samochodu i wywiózł ją na działkę od miastem.

Próbując zmusić ofiarę do współżycia, bił ją i dusił. Dziewczyna z pewnością przeżyłaby, gdyby mu uległa – Gallego nigdy wcześniej nie zabił kobiety, którą zgwałcił – ale broniła się do końca. Wściekły bandyta zadał jej czternaście ciosów nożem. Marta zmarła nad ranem 22 stycznia 1992 r. Niedoszły gwałciciel porzucił jej ciało w pobliskiej dolince i odjechał. Kilka miesięcy później wykorzystał i zamordował 17-letnią Leticię. Dopiero wtedy wpadł i został skazany.

Słowo Boże

„Czuć było zapach czegoś niebiańskiego, czegoś, co nie pochodzi z ziemi” – tak pogrzeb Marty wspominała jedna ze znajomych. Uroczystość zorganizowała wspólnota Marty. Tak się złożyło, że na krótko przed uprowadzeniem dziewczyna była z koleżanką na pogrzebie i rozmawiała z nią o tym, jak wyobraża sobie własny. Wybrano więc pieśni, o których sama wtedy mówiła. Dlatego zamiast żałobnych utworów na początku Mszy św. zabrzmiał oparty na słowach Pieśni nad Pieśniami utwór „Przyjdź z Libanu, oblubienico” grany zwykle na ślubach.

Niewierząca koleżanka Marty nawróciła się dzięki temu, czego doświadczyła podczas uroczystości w kościele św. Marcina. Jej świadectwo pozwoliło rozpocząć proces beatyfikacyjny młodej męczennicy czystości. W 2019 r. zakończył się jego diecezjalny etap, a akta trafiły do Rzymu.

Ks. Ángel Bello nie miał wątpliwości, że dziewczyna z Burgos była kimś na wzór świętej Agnieszki, w której wspomnienie została porwana. „Bóg stawia przed nami współczesną dziewicę męczennicę – tłumaczył. – Ta dziewczyna obroniła swoją czystość. Moim zdaniem to Słowo Boże. Poprzez ten przykład życia Bóg mówi nam, że chce, by odnowiona była cnota czystości”.

Źródło: J. Jałowiczor, „Święte nie”, Esprit 2023

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama