Cel „edukatorów” seksualnych: zniszczyć psychikę twojego dziecka

Gdyby zadać rodzicowi pytanie, jakie są potrzeby jego dziecka, zapewne powiedziałby: jedzenie, sen, zabawa, doświadczanie opieki i miłości od rodziców, dach nad głową. Prawdopodobnie nikt jednak nie uznałby, że małe dziecko potrzebuje seksu. Tak jednak sądzą propagatorzy edukacji seksualnej – wdzierającej się przemocą do przedszkoli i szkół w wielu krajach europejskich pod rozmaitymi pozorami, wbrew woli rodziców.

To pokłosie rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych, kiedy to wymyślono koncepcję „prawa dziecka do seksualności”. Pisze o tym Gabriele Kuby w swojej najnowszej książce „Porzucone pokolenie”, podkreślając, jak destruktywne dla dziecięcej psychiki są pomysły „wyzwalaczy seksualnych”.

„Wyzwoleni seksualnie” studenci lat 60-tych w Niemczech chcieli „uwolnić” także seks dla dzieci, tak więc promowali i praktykowali seks przed dziećmi, z dziećmi i pomiędzy dziećmi. W latach 1980 Partia Zielonych otwarcie opowiadała się za legalizacją seksu między dorosłymi a dziećmi, a jej prominentny polityk Daniel Cohn-Bendit w książce Wielki Bazar opisywał swoje seksualne doświadczenia z dziećmi przedszkolnymi, twierdząc, że „seksualność dziecka jest czymś wspaniałym” i chwalił się, jak podniecał się będąc rozbierany przez pięcioletnią dziewczynkę. Celowa seksualizacja dzieci nie jest więc jakąś teorią spiskową, ale jawnie promowanym programem politycznym.

Helmut Kentler i jego uczniowie

Jednym z najbardziej otwartych propagatorów tej seksualizacji był Helmut Kentler, autor książki Sexualerziehung (Edukacja seksualna). Oto jego zalecenia:

  • uczenie masturbacji już w wieku wczesno-przedszkolnym,
  • eliminacja „tabu” stosunków kazirodczych między rodzicami a dziećmi,
  • wspieranie „zabaw seksualnych” w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym.

Jego poglądy znalazły swoje odzwierciedlenie w praktyce. Wielokrotnie był biegłym sądowym i zalecał przekazywanie chłopców winnych rozmaitych wykroczeń pod nadzór obcych mężczyzn, którzy okazywali się być pedofilami, „rehabilitującymi” dzieci poprzez uprawianie z nimi seksu. Według Kentlera miało to mieć pozytywny wpływ na formowanie się dziecięcego charakteru. Kentler nie był wyizolowanym przypadkiem, ale działał w szerokiej sieci polityczno-społecznej, wspieranej przez wpływową Unię Humanistyczną.

Od roku 1976 do 1976 Kentler był profesorem Politechniki Hanowerskiej. To, co robił w tym czasie, dziś jest powodem do wstydu dla tej uczelni, która w 2019 r. odżegnała się od niego – gdy nie dało się już dłużej ukrywać związku jego poglądów i działalności z działaniem siatek pedofilskich. Jedno z badań naukowych (Uniwersytet Hildesheim, 2020 r.) wskazywało, że to właśnie Kentler miał olbrzymi wpływ na ukształtowanie się praktyki instytucji opiekuńczych dla dzieci i młodzieży na przestrzeni trzech dekad. „Opieka” świadczona przez te instytucje bardzo często kończyła się brutalnym wykorzystaniem seksualnym dzieci.

Jeśli razi to twoje oczy, pomyśl o oczach swojego dziecka

Jednym z najwierniejszych uczniów Kentlera jest Uwe Sielert, profesor edukacji seksualnej Uniwersytetu Christiana Albrechta w Kiel (1992-2017). W ślad za nim idzie Frank Herrath, uznając poglądy obydwu niemal za wyrocznię. Jest on autorem książki Liza i Jan, wydanej przez Beltz Verlag, dostępnej na rynku już od ćwierćwiecza, z ilustracjami Franka Ruprechta, które trudno nazwać inaczej niż jawną pornografią dziecięcą. Oto opis kilku z ilustracji. Jeśli razi on twoje oczy, pomyśl, że to właśnie będą oglądać twoje dzieci, jeśli dopuścisz do nich „ekspertów” od edukacji seksualnej.

Bawiąc się, jedna dziewczynka pokazuje swoje narządy płciowe drugiej, a ta trzyma swą rękę na genitaliach koleżanki. Chłopiec masturbuje się, trzymając misia w drugiej ręce. Sześcioro dorosłych i czworo dzieci bawią się razem nago w basenie. Chłopiec przygląda się nagim genitaliom swojej koleżanki. Dwoje nagich dzieci obejmuje się razem. Inny chłopak trzyma w swej dłoni narządy płciowe kolegi. Mama uśmiecha się, patrząc, jak jej syn i córka masturbują się pod prysznicem. Dziecko przygląda się stosunkowi płciowemu swoich rodziców.

Jeśli jesteś rodzicem i czytając te słowa oburzasz się: „jak coś takiego może być publikowane na katolickim portalu!”, pomyśl: przecież to właśnie takie książeczki być może trafią za chwilę w ręce twoich dzieci. Uświadamianie seksualne według liberalnych elit to nie przygotowanie do życia w rodzinie, ale nauka „bezpiecznego seksu”, bez miłości, bez zobowiązań. Według kluczowych autorytetów edukacji seksualnej o to właśnie chodzi – o zniesienie wstydu, zniesienie naturalnej przyzwoitości. Wyzwolenie seksualne to w praktyce zniewolenie seksualne. Czego bowiem można się spodziewać, gdy dziecko, nie nauczone samokontroli, zacznie uprawiać seks z kolegami i koleżankami?

Gabriele Kuby opisuje, jak obecnie wygląda edukacja seksualna w Niemczech, jednak wpływy niemieckich „autorytetów” sięgają znacznie dalej. W 2009 na bazie wzorców niemieckich powstała organizacja Sex Education Alliance, która wyznacza standardy dla kolejnych tego typu organizacji i instytucji. Zdeprawowane wizje Kentlera i Sielerta realizowane są w opracowywanych przez nie programach.

Oto kolejna próbka tego rodzaju przekonań, tym razem Antje Elsbeck, od wielu lat zajmującej się nauczaniem przedszkolnym, absolwentki Instytutu Edukacji Seksualnej.

Seksualność jest częścią dziecięcej zabawy. Dzieci rozbierają się, bawiąc się w doktora. Mówimy im tylko, że nie należy nic wkładać do narządów płciowych, bo mogą się zranić (...) mówię rodzicom, że nie zabraniamy dzieciom bawić się nago w kąciku zabaw. Zapewniamy im możliwość swobodnej zabawy i bezpieczne środowisko (kąciki do przytulania, koce, przyciemnione światło). Dzieci mają wiele materiałów, które sprzyjają edukacji seksualnej (kostiumy, torby medyczne, elementy do masażu, gąbki, piórka, muzyka, lustra, materiały sensoryczne).

Wystarczy? Czy trzeba jeszcze czytać dalej wynurzenia zdeprawowanej wychowawczyni, która sądzi, że tym, czego najbardziej potrzebują dzieci, są gadżety z seks-shopu i przyciemnione światło?

Gabriele Kuby ostrzega, że tego typu podejście to obecnie nie margines, ale norma.

Seksualność to nie tylko pożądanie

Gdziekolwiek nie spojrzeć, czy to na organizacje jak Pro Familia (niemiecka filia Planned Parenthood), Stowarzyszenie Dobrobytu Pracowników, Służby Społeczne Kobiet Katolickich, Donum Vitae, Caritas, Diakonie, czy inne – wszystkie działają w oparciu o hedonistyczną koncepcję seksualności. Redukują seksualność do pożądania fizycznego, niszczą naturalne granice skromności, a tym samym kruszą integralność osoby, która ma nie tylko ciało, ale także serce, pragnące miłości, lojalności i rodziny – podkreśla Gabriele Kuby. Ta zdemoralizowana i demoralizująca koncepcja seksualności, nauczana przez Instytut Edukacji Seksualnej w Niemczech, Szwajcarii, Austrii i Włoszech od 40 lat, została wyznaczona jako obowiązująca w przedszkolach i szkołach podstawowych przy ścisłej współpracy z rządami.

To, do czego dążą seks-edukatorzy, wspierani przez liberalne elity i polityków, to oderwanie seksualności od życia rodzinnego i odseparowanie dzieci od wychowawczego wpływu rodziców. Ci ostatni nie mają już wiele do powiedzenia w krajach, gdzie programy „edukacji zdrowotnej” podyktowane zostały przez zwolenników Kentlera, Sielerta i im podobnych. Gabriele Kuby opisuje kolejne przypadki seksualizacji dzieci w przedszkolach i szkołach, bez wiedzy rodziców (a często wbrew ich woli). Pod pozorem „zabawy” pozwala się na to, aby zdeprawowane dzieci wykorzystywały seksualnie kolejne ofiary, które przejmują od nich chore wzorce postępowania i gwałcą następne bezbronne dzieci.

Jednym z takich przypadków były gwałty dokonywane przez dwoje pięciolatków w Katolickim Przedszkolu Montessori w Kolonii w 2019 r. Ich ofiarą padło dwanaścioro innych dzieci. Co zrozumiałe, ich rodzice stracili zaufanie do opiekunów i usiłowali dochodzić swych praw. Ostatecznie dwanaścioro ofiar zmuszonych zostało do opuszczenia przedszkola, a sprawcy pozostali tam, przeniesienie jedynie do innej grupy, gdzie dalej mogli gwałcić i deprawować kolejne dzieci.

Dzieci potrzebują wychowania, nie „edukacji seksualnej”

Jeszcze do niedawna mówiło się o „dziecięcej niewinności” i było oczywiste, że dziecięca ciekawość nie ma nic wspólnego z pobudzeniem seksualnym charakteryzującym dorosłych. Wyjaśnienie dziecku różnic między dwoma płciami nie wymaga „zabaw w doktora”, obnażania się i uczestniczenia w deprawujących zabawach seksualnych.

To, czego potrzebują dzieci, to nie „edukacja seksualna”, ale po prostu wychowanie, które uczy krok po kroku, jak nawiązywać relacje z innymi, jak określać własne granice, jak przyjmować odpowiedzialność za samego siebie i swoje czyny. Edukacja seksualna oderwana od szeroko rozumianej edukacji psycho-społecznej to nie wychowanie, ale deprawacja. Jeśli jesteś rodzicem, nie pozwól, aby seks-edukatorzy wykrzywili psychikę twojego dziecka i mów stanowcze „nie”, gdy próbują to robić pod jakimkolwiek pozorem.

Źródło: Gabriele Kuby, „Porzucone pokolenie”

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama