Zbiurokratyzowana, lewicowa UE. Czy plan chrześcijańskich „ojców założycieli” zawiódł całkowicie?

W rocznicę encykliki „Rerum novarum” warto przypomnieć postacie Roberta Schumana, Konrada Adenauera i Alcide de Gaspariego, którzy tworząc zręby Unii Europejskiej, inspirowali się społecznym nauczaniem Kościoła. Niestety współczesna UE niewiele ma wspólnego z ich ideami. Co poszło nie tak? Czy jest jeszcze ratunek dla Europy?

Robert Schuman (1886-1963) to jeden z trzech „ojców założycieli” Unii Europejskiej, autor „Planu Schumana”, który powstał 75 lat temu we Francji. Jego celem było zjednoczenie Europy, podzielonej przez głębokie antagonizmy polityczne i narodowe, które doprowadziły do dwóch straszliwych wojen światowych. Idee Schumana podjęli dwaj inni politycy: Konrad Adenauer oraz Alcide de Gasperi. Wszyscy trzej byli katolikami, głęboko zainspirowani ideami katolickiej nauki społecznej, rozwijającej się dynamicznie od czasu wielkiej encykliki „Rerum novarum” Leona XIII.

Robert Schuman urodził się w Luksemburgu i dorastał w Lotaryngii, wówczas należącej do Prus. Pod koniec I wojny światowej był naocznym świadkiem transferu Alzacji i Lotaryngii z Niemiec do Francji. Przede wszystkim jednak był katolikiem. Długo wahał się między podjęciem życia zakonnego a wyborem kariery prawnika. Ostatecznie wybrał to drugie, jednak nigdy się nie ożenił i nigdy nie porzucił surowego, klasztornego stylu życia.

Podczas II wojny światowej Robert Schuman został aresztowany przez gestapo i osadzony w więzieniu Neustadt an der Haardt. Nazistowscy urzędnicy usiłowali zmusić go do publicznego poparcia ich idei, Schuman jednak nie zgadzał się, a w końcu zdołał uciec do wolnej Francji, gdzie ukrył się w klasztorze. W tym czasie opracowywał plan odbudowy Europy, aby nie powtórzył się tu już dramat kolejnej wielkiej wojny.

Schuman, Adenauer, de Gasperi – trzech „ojców założycieli”

Po zakończeniu wojny Schuman szybko powrócił do świata polityki. Został ministrem spraw zagranicznych. Krótko po wojnie poznał także Franka Buchmana (1878-1961), niemiecko-amerykańskiego misjonarza luterańskiego. Podczas jednej z wizyt u Buchmana spotkał Konrada Adenauera (1876-1967), który wkrótce miał zostać kanclerzem Niemiec.

Opatrzność sprawiła, że nie tylko Robert Schuman i Konrad Adenauer podzielali wspólną wiarę i inspirowani byli tymi samymi ideami nauczania społecznego Kościoła, ale dołączył do nich także włoski premier Alcide De Gasperi (1881-1954). Połączyły ich wspólne inspiracje i wspólne zamiary. Ich wizja odbudowanej Europy łączyła w sobie wymiar etyczny, polityczny i ekonomiczny. To niezwykle ważne – bowiem bez wymiaru etycznego, bez oparcia w prawdziwych wartościach, realizowanych w praktyce życia, same przemiany polityczne czy gospodarcze nie przyniosą trwałego pokoju.

Elementem ekonomicznym było tak silne zespolenie przemysłu ciężkiego (węgiel i stal) sąsiadujących krajów: Francji i Niemiec, aby uniemożliwić im prowadzenie wojny ze sobą nawzajem. Do Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali wkrótce dołączyły kolejne kraje: Włochy, Belgia, Luksemburg i Holandia. To w oparciu o tę instytucję powstała później Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG), a w końcu – Unia Europejska.

Coś poszło nie tak

Patrząc jednak na współczesną Unię Europejską, trudno nie dostrzec, że bardzo daleko odeszła od pierwotnych założeń swoich twórców. Stała się biurokratycznym molochem, a zamiast być wierna chrześcijańskim wartościom, na których wyrosła Europa, zaraziła się lewicowo-liberalnymi ideologiami. Co poszło nie tak?

Można wskazać wiele czynników. Jednym z głównych był z pewnością neo-marksistowski „marsz przez instytucje” (koncepcja wyłożona przez Rudiego Dutschke), w wyniku którego uniwersytety, media i instytucje publiczne zostały opanowane przez lewicowych aktywistów. To temat na osobny artykuł. Równie istotne było jednak zaniedbanie, czy wręcz marginalizacja katolickiej nauki społecznej. Cóż z tego, że w tym czasie powstawały wielkie encykliki społeczne: Pacem in terris oraz Mater et magistra Jana XXIII, a także Populorum progressio Pawła VI, skoro świat zachłysnął się lewicowymi ideami zbuntowanych lat 60-tych XX wieku, a nauczanie Kościoła traktował jak relikt ancient régime?

Państwo dla obywateli czy obywatele dla państwa?

Robert Schuman słusznie zidentyfikował antagonizmy narodowe i spory graniczne jako jedną z przyczyn europejskich problemów. Nie była to jednak przyczyna jedyna. Drugą, równie istotną, była sama koncepcja państwa i władzy. Pomimo różnic ideologicznych, które dzieliły nazistowskie Niemcy, komunistyczny Związek Radziecki i demokratyczną Europę Zachodnią, jedna rzecz była wspólna: przekonanie o dominującej roli państwa. W przekonaniu polityków obywatele są jak dzieci, niezdolne do samodzielnego myślenia i samodzielnej inicjatywy, dlatego trzeba ograniczyć ich wolność, nawet gdy zachowujemy jej pozory. Dla tych, którzy znają katolicką naukę społeczną jasne jest, że tego rodzaju myślenie to pogwałcenie zasady pomocniczości – jednej z kilku podstawowych zasad nauczania społecznego Kościoła. Zasada ta głosi, że instytucja wyższego poziomu nie powinna wykonywać funkcji, które może spełnić instytucja poziomu niższego. Przykładowo, państwo nie powinno ingerować w wychowanie dzieci, ponieważ należy to do praw i obowiązków rodziców. Dopiero, gdy dana rodzina staje się niezdolna do wypełnienia tego zadania (na przykład z powodu choroby lub śmierci rodziców), państwo może przejąć jej rolę.

Chory heglizm, chore państwo, chore społeczeństwo

Zamiast uznać i realizować zasadę pomocniczości, Unia Europejska bardziej lub mniej jawnie podąża za ideami Georga Wilhelma Hegla, który uważał, że „państwo to marsz Boga na ziemi”. Innymi słowy, im mniej przestrzeni pozostawiamy obywatelom, tym lepiej. Państwo (a w przypadku UE: superpaństwo) nie istnieje dla obywateli, ale obywatele dla państwa. To z gruntu fałszywa wizja społeczeństwa i państwa. Nie przypadkiem Hegel był jednym z ulubionych filozofów Marksa i jego zwolenników. Nie był zresztą ani pierwszym, ani jedynym filozofem, który za nic miał godność człowieka, a absolutyzował państwo. Karl Popper w swej dwutomowej analizie „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie” wykazuje, że tego rodzaju poglądy sięgają wstecz aż do Platona i zawsze wywierały destruktywny wpływ na społeczeństwa. Żadne społeczeństwo budowane na zasadach przedstawionych w platońskiej Politei nie oparło się próbie czasu. A jednak ciągle na nowo platońskie idee odżywają – jak hydra, u której w miejsce obciętej głowy wyrastają kolejne. W greckiej mitologii z Hydrą poradził sobie w końcu Herkules, wypalając jej głowy żywym ogniem. I tak właśnie należy postępować z kolejnymi społecznymi „głowami” wyrastającymi z platońsko-heglowskiego korpusu.

Jest nadzieja

Leon XIV przyjmując swe papieskie imię odwołuje się do postaci i nauczania Leona XIII, ojca współczesnej katolickiej nauki społecznej. U progu jego pontyfikatu wiele osób (w tym cytowany przez nas wczoraj George Weigel) wyraża nadzieję, że podejmie dziedzictwo swego imiennika i sprawi, iż katolicka nauka społeczna przestanie być marginalizowana, a zostanie potraktowana poważnie przez Europę i cały świat. Oby idee takie jak godność osoby ludzkiej, szacunek dla ludzkiego życia, zasada dobra wspólnego, pomocniczości i solidarności wróciły do słownika polityków na naszym kontynencie i wyparły z niego kult tolerancji, równości i wolności. Autentyczna solidarność jest nieporównanie wyższą wartością niż tolerancja, a dobro wspólne – czymś nadrzędnym w stosunku do wolności (kto tego nie rozumie, niech sięgnie do fredrowskiego „Paweł i Gaweł w jednym stali domu”). Dlatego społeczeństwo zbudowane na zasadach przedstawianych przez katolicką naukę społeczną ma szansę rozwijać się, być silne i zdrowe, to natomiast, które podąża za Platonem, Heglem i Marksem zawsze będzie się przeradzać w biurokratycznego molocha, który pożera własne dzieci.

Źródło: CNE, K.R. Popper „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”, Kompendium Społecznej Nauki Kościoła

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama