Pozostały mi tylko łzy i modlitwa (fragmenty)
Damoklesowy miecz oskar żeń o bluźnierstwo bez litości i opamiętania uderzał w ostatnich latach w pakistańskie mniejszości religijne, zbierając przerażające żniwo. Tak na przykład 21 czerwca 2010 roku muzułmański tłum zamordował matkę z czworgiem dzieci. Mąż kobiety, oficer policji Jamshed Masih, został krótko przedtem przeniesiony do liczącego 300 tysięcy mieszkańców miasta Dźhalam, założonego jeszcze przez Aleksandra Wielkiego (nosiło wówczas nazwę Bukefala, na cześć słynnego rumaka Bucefała, który padł w bitwie nad rzeką Hydaspes). Rodzina Jamsheda wynajęła mieszkanie w dzielnicy
Mustafa Kolony. Już po krótkim czasie lokalny maulana* Mahfuz Khan zażądał od oficera, aby ten się wyprowadził.
— W naszej okolicy nigdy jeszcze nie mieszkał żaden niewierny. Nie chcemy tutaj szumowin! — grzmiał Khan. Jak ustalili członkowie Open Doors, organizacji niosącej pomoc prześladowanym chrześcijanom, sąsiedzi obawiali się złego wpływu Masihów na dzieci.
Pewnego ranka Razia Masih wysłała swojego jedenastoletniego syna do sklepu po proszek do prania; jej mąż wyszedł już do pracy. Sąsiedzi słyszeli, jak właściciel sklepu zapytał chłopca, czy jest chrześcijaninem. Kiedy ten potwierdził, sprzedawca kazał mu opuścić sklep, mówiąc:
— Nie sprzedaję innowiercom! I nie waż się przychodzić tu ponownie!
Niedługo potem do domu chłopca wdarł się rozjuszony tłum z Khanem na czele; duchowny oświadczył, że jedenastolatek bluźnił przeciwko prorokowi Mahometowi i musi za to ponieść karę śmierci. Razia odrzuciła oskarżenia, ale to tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło Khana. Krzyczał:
— Oskarżasz nas o kłamstwo? Jak śmiesz nas obrażać!
Ktoś z tłumu uderzył kobietę w głowę tak mocno, że zaczęła krwawić. Razia błagała o litość, ale było już za późno. Jedna z córek próbowała wezwać jeszcze pomoc przez telefon, ale szalejąca zgraja była nie do powstrzymania — matka i czworo dzieci zostali zamordowani. Kiedy Jamshed Masih wraz z kolegami z policji dotarł na miejsce, znalazł tam tylko ciała swoich najbliższych.
Policjant, który stracił całą rodzinę, usiłował złożyć doniesienie o popełnieniu morderstwa. Szef posterunku Ramzan Mumtaz odmówił jednak przyjęcia zawiadomienia oraz sporządzenia niezbędnego do wszczęcia postępowania raportu wstępnego — powiedział, że sam ma rodzinę, a przełożeni wywierają na niego naciski.
— Bardzo żałuję, ale mam w tej sprawie związane ręce!Jamshed Masih złożył więc skargę u premiera prowincji Pendżab, licząc, że doczeka się sprawiedliwości.
Wystarczy rozpuścić plotkę, że ktoś dopuścił się bluźnierstwa, a natychmiast zbierze się rozszalały tłum, gotów stratować tych, których o bluźnierstwo oskarżono. Albo zjawią się jakieś typy spod ciemnej gwiazdy, przekonane, że wiary w Allaha trzeba bronić za pomocą karabinów. To właśnie zdarzyło się 19 lipca 2010 roku w Fajsalabadzie; zastrzelono wówczas dwóch pastorów, Rashida Emanuela (32 lata) i Sajjada Emanuela (24 lata). Jak informuje biuro CLAAS, duchownych posądzono o bluźnierstwo. Przed przesłuchaniem, które miało się odbyć w budynku sądowym, pastorzy zostali ostrzelani przez czterech uzbrojonych mężczyzn. Wcześniej z kręgów policji miał nastąpić przeciek, że w zasadzie nie dysponuje ona żadnymi dowodami przeciwko oskarżonym.
W mieście już od kilku dni odbywały się manifestacje: ich uczestnicy żądali kary śmierci dla obu pastorów, palili opony i obrzucili kamieniami tamtejszą świątynię katolicką, a raz nawet usiłowali ją podpalić. Miejscowi chrześcijanie mieli przed oczyma obrazy z Korianu i Godźry (ośmiu chrześcijan spłonęło żywcem w swoich domach). Wezwano policję, ta jednak przybyła na miejsce dopiero po dziesięciu minutach. Przywódcy tłumu oświadczyli, że to była pokojowa demonstracja, której uczestnicy zresztą błyskawicznie się rozproszyli.
Kolejnego dnia jednak przez megafony kilku meczetów znów prowadzono nagonkę przeciwko miejscowej wspólnocie chrześcijańskiej i znów zebrał się tłum, domagający się ukarania obu pastorów śmiercią. Żądanie to spełnił w końcu samozwańczy pluton egzekucyjny.
Oskarżenia o bluźnierstwo sypią się jak z rękawa. By kogoś skazać, nierzadko wystarczy samo pomówienie. Zwłaszcza sądy najniższego szczebla boją się choćby sprawdzać dowody, a tym bardziej wydawać wyroki uniewinniające. Żądny linczu tłum nie zaakceptowałby takiego orzeczenia.
* Maulana (arab.) — dosł. „nasz mistrz”; tytuł szanowanych duchownych muzułmańskich, stosowany zwłaszcza w Azji Środkowej i na subkontynencie indyjskim (przyp. tłum.).
opr. ab/ab