Stąd tam

Fragmenty zbioru opowiadań "Tam", będących debiutem prozatorskim Idy Huberman

Stąd tam

Ida Huberman

TAM

ISBN: 978-83-7505-521-4

wyd.: WAM 2010



Spis treści
Stąd tam 5
Tato 9
Róża 17
Dziadek 20
Krwawica 33
Taki Niemiec 40
Wtedy i teraz 53
Na zewnątrz 63
Na poddaszu 67
Narzeczona 72
Sąsiedzi 77
Ksiądz 81
Pociąg przesiedleńców 90
Dom przy ulicy Zgierskiej 95
Zbyt długi raport 108
Przy ulicy Szabazi 113
Balkon 122
Banalna rozmowa w Berlinie 126
Niespodziewana wizyta 130
Filosemita 138

Stąd tam

Samolot zatacza koła, leci długo i bardzo nisko. Przez małe okienka widać w dole lasy. Rozciągają się daleko jak ciemny dywan. Nasze oczy odkrywają we wszystkich kierunkach jedynie lasy: splątane, stłoczone, ciemnozielone — zdaje się, że nie mają końca.

Zadziwił mnie, turystkę, ogrom zalesionych terenów. Mimo że lasy Wilna i okolicy należą do wspomnień z wczesnego dzieciństwa, jestem zadziwiona. Urodziłam się otoczona lasami. Rodzina spędzała wówczas wakacje na letnisku. Ojciec prowadził interesy w mieście i tylko na koniec tygodnia dołączał do nas. Tutaj mama, przy pomocy pokojówki, niańki i bony do dzieci, silną ręką zarządzała całym domem.

Wracaliśmy później do tych lasów wielokrotnie. Z przerwami, ale nieustannie.

Znaliśmy je, dlatego wracaliśmy tu także w ciężkich czasach.

Te lasy służyły nam za schronienie i kryjówkę, osłonę i cmentarz. W czasach sowieckiej władzy chroniły przed zsyłką na syberyjskie stepy. Zostaliśmy w ich cieniu także wtedy, kiedy zmieniały się i walczyły między sobą rządy polskie, litewskie, rosyjskie.

Okupacja niemiecka zastała nas w lesie. Z lasu, w wydłużającej się wciąż kolumnie, wprowadzili nas między mury getta.

Kiedy udało nam się uciec, wróciliśmy tu, żeby szukać ratunku.

Ukryci między drzewami, czekaliśmy na zbliżający się front. Kiedy nadszedł, zaskoczył. Strzelali ze wszystkich stron. Kto strzelał? Niemcy? Rosjanie? Przedłużająca się i dziwna cisza. Nie ma Niemców, nie ma Rosjan, nikogo. Tylko w dali słychać dudnienie ciężkich pojazdów. Od czasu do czasu pojedynczy strzał i znów cisza.

Zostaliśmy w chacie sami. Chłop ze swoją jedyną krową już dawno uciekł w głąb lasu.

— Rosjanie — wyszeptał ktoś z nas wzruszony. Między krzewami dostrzegł parę zbliżających się postaci. Wysocy mężczyźni o szerokich ramionach rozmawiali po rosyjsku. To Sybiracy.

— Sprawdzają sytuację na froncie, zanim nadejdzie wojsko — dodał ktoś inny.

Nagle seria strzałów. I znów cisza. Nie żyją. Mijają godziny, wieczór, noc. Zdaje się, że sama wojna nas ominęła. Godziny ciszy. Tylko delikatny szum liści. Znów seria w oddali. Potem zgrzytanie kół. Wozy pełne rannych niemieckich żołnierzy.

Nagle od strony drogi wybucha pieśń. Smętna pieśń. Głos się nasila.

Grupa niemieckich żołnierzy z pochylonymi głowami. Prowadzi ich rosyjski chłopiec, może szesnastoletni. Karabin gotowy do strzału. Rozkazuje im śpiewać i oni śpiewają.

Poniżeni nazistowscy żołnierze prowadzeni przez młodego chłopca. Niezapomniany widok. Po pięćdziesięciu latach trudno zlokalizować miejsca, w których przebywaliśmy. W wyobraźni widziałam siebie, jak szybko i z łatwością docieram do domu, służącego nam za kryjówkę. Pamiętałam ścieżkę, na którą dzień za dniem patrzyliśmy z obawą i strachem. Nikt, oprócz mówiącego w jidysz Żyda, siedzącego na brzegu Wilejki i grającego w szachy, nie znał nazwisk, które pamiętaliśmy. Siedział nad rzeką, w której uczyłam się pływać, kiedy miałam trzy lata. Mężczyzna wskazał kierunek. Pojechaliśmy.

Lasy niemal się nie zmieniły. Ale tam, gdzie były piaszczyste drogi, ubito szosy. Nazwy powiatów i ulic zmieniono i przetłumaczono na litewski. Teraz leśną gęstwinę przecinają wielopasmowe arterie. Cztery godziny jeździliśmy wynajętym autem po leśnych ścieżkach i niczego nie rozpoznaliśmy.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama