Matka Jezusa: Zwiastowanie (2)

Powieść o życiu Maryi - rozdział I, część 2

Matka Jezusa: Zwiastowanie (2)

Ks. Mieczysław Maliński

MATKA JEZUSA

Wydawnictwo „M”
Kraków 2003
Na okładce:Filippo Lippi, Adoracja, fragment

IMPRIMATUR
Kuria Metropolitalna Wrocławska l. dz. 2487/84 – 25 marca 1984 r. † Henryk Gulbinowicz Arcybiskup Metropolita Wrocławski © Copyright by ks. Mieczysław Maliński
© Copyright by Wydawnictwo „M”, Kraków 2003
ISBN 83-7221-803-X
ISBN 83-7221-801-3
www.wydm.pl

I
Zwiastowanie (2)

Matka Jezusa: Zwiastowanie (2)  Poprzednia część

W tym czasie nastąpiło Zwiastowanie. Było wcześnie rano.

Maria przed chwilą wstała, ogarnęła się i klękła do modlitwy.

Lubiła modlić się, mając przed sobą wschodzące słońce.

Wczesne rano to był jedyny czas, kiedy mogła się modlić bez przeszkód. Później sprawy ludzi wypełniały Jej dzień bez reszty. Przymknęła oczy. Skupiła się, jak zawsze, na fakcie obecności Bożej. Powoli spływała na Nią cisza, uspokojenie.

Trwała tak w tym bezmiarze pokoju, aż wreszcie sformułowała swoją codzienną prośbę:

– Daj nam Mesjasza, Boże, daj nam Mesjasza.

I nagle usłyszała Głos:

– Bądź pozdrowiona, łaskiś pełna, Pan z Tobą.

Nie, nie przesłyszała się. Podniosła oczy. Oślepiła Ją łuna światła we wszystkich kolorach tęczy, która zlewała się z kulą słońca wychodzącego zza wzgórza. W tym blasku i w tym głosie, choć cichym, była taka potęga, że Maria zadrżała. Nie z przerażenia, paniki przed czymś, co by Jej zagrażało. Ale ze zdumienia, osłupienia wobec piękna i mocy, która się nagle Jej objawiła. Głos mówił dalej:

– Nie bój się, Mario, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna i dasz Mu imię Emanuel. Będzie

On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego.

Jeszcze nie zdążyła ochłonąć z wrażenia, jakie na Niej wywarło objawienie się Anioła Bożego, gdy teraz spadała na Nią niepojęta zapowiedź. Rozumiała treść tego oświadczenia z dok ładnością taką, jak się widzi drobne kamyki na dnie czystego 22 źródła. Przyjdzie Ten, który ma przyjść, wyczekiwanie całego naszego narodu, i ja mam być Jego matką. Zachwyt, który zaczął w Niej wzbierać falą, został zatrzymany całkiem ludzką refleksją, która jak z innego, ziemskiego świata wtargnęła ostrym, zimnym chłodem. Ale przecież ślubowałam Bogu dziewictwo. Głos, jakby odpowiadając na Jej obawy, mówił dalej:

– Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego zacieni

Cię. To Święte, które się z Ciebie narodzi, będzie nazwane Synem Bożym.

To już przekraczało Jej możliwości pojmowania. Ale równocześnie było dla Niej jasnością blasku słońca, że ma się wydarzyć coś, co nie wydarzyło się nigdy dotąd: że będzie matką Mesjasza za działaniem Boga samego. Poczuła się niegodna tego daru, który się ma stać Jej udziałem. Ale zarazem wybuchła w Niej radość tak ogromna, wdzięczność do Boga tak wielka, że przewyższyła wszystkie opory. Na miłość Boga chciała odpowiedzieć miłością, na jaką tylko mogła się zdobyć:

– Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego.

I wtedy stało się w Niej. Poczuła się tak, jakby się świat zapadł, jakby słońce się w Niej zapaliło. Serce tłukło się w Niej jak oszalałe, aż do utraty tchu. Była zupełnie nieprzytomna ze szczęścia. Zdawało Jej się, że umiera i śmierć połączy Ją na zawsze z Bogiem. Gdy oprzytomniała, wiedziała, że poczęła.

Później, z perspektywy dni, wydarzenie to mogło się wydać niepojętym snem. I to, co Anioł mówił, i to, co Ona mu odpowiedziała. I to, co się w Niej stało. Dziecię jednak, które nosiła w swym łonie, świadczyło, że to wszystko było rzeczywistością. Tamto szczęście, tamta radość wciąż w Niej trwała.

Jedno tylko napełniało Marię niepewnością i lękiem: jak to przyjmie Józef. Czy zrozumie. Czy potrafi zrozumieć. Bała się, 23 że może nie uwierzyć, że może poczuć się przez Nią oszukany, zdradzony – że go utraci. A przecież go kochała. Tęskniła za nim. Modliła się. Prosiła Boga, by uchronił Józefa od cierpienia. Płynęły tygodnie, miesiące. I Józef za Nią tęsknił.

Po paru miesiącach nie wytrzymał. Wyrwał się z roboty na kilka dni. Obiecywał ojcu, że po powrocie wszystko nadrobi.

W domu matka przyjęła go gratulacjami:

– Pan Bóg pobłogosławił wam.

Józef nic nie rozumiał.

Spodziewała się wybuchu radości. Usłyszała wypowiedziane zmienionym głosem:

– Coś ty powiedziała?

To nie był głos Józefa. Zwróciła się ku niemu. Stał stężały jak żona Lota, z bladą, kamienną twarzą.

– Coś ty powiedziała? – powtórzył raz jeszcze i ruszył ku niej. Uchwycił ją mocno w ramiona. Ujrzała jego oczy wpatrzone w nią. Zdziwiona, przerażona, nieprzytomna. Przestraszy ła się. Nie poznawała w nim tego spokojnego, opanowanego, dobrego syna, jakiego znała. Zaczęła mówić zdławionym głosem:

– Nie zdaje mi się. Już po Niej widać. Zresztą sąsiadki też tak mówią.

Wypuścił ją z objęć nagle, tak jak ją objął, aż się zachwiała, i wybiegł na dwór.

– Józefie, co ci – zdążyła za nim zawołać, nie rozumiejąc nic z tego.

Ale jego już nie było.

Nie wierzył. Nie chciał wierzyć. Plotki. Pusta gadanina.

Chciał Ją jak najprędzej zobaczyć. Biegł na wpół przytomny.

Mówił coś do siebie. Ludzie oglądali się za nim ze zdumieniem.

Ale wiedział, że to prawda, że się tylko broni nadaremnie.

„A więc zdradziła mnie”. To zdanie narastało w nim, 24 ogarniało go coraz bardziej. Doprowadzało do szaleństwa.

Widział Jej twarz tuż przy swojej twarzy. Jej oczy wpatrzone w niego. Czuł zapach Jej włosów. Słyszał Jej głos mówiący o miłości. To wszystko było kłamstwem, jednym wielkim kłamstwem. Najwyższą podłością. Przecież ja nie proponowałem małżeństwa, ale Ona mnie. A to wszystko, aby mnie mogła zdradzać. Te oczy, ta twarz, te ruchy niewiniątka, te słowa łagodne, ta cała Jej pobożność to wszystko kłamstwo, podłość. Zabiję. Zabiję. Uduszę. Nie. Nie, najpierw mi powie, kto jest Jej gachem. Kogo ja kryłem. Powie. Będę Ją tak dusił, aż powie. Musi powiedzieć. Dopiero wtedy skopię tę twarz zakłamaną, zgaszę te fałszywe oczy. Na miazgę. Niech krew się leje jak ofiara przebłagalna. Nie, nie tak. To by było za łatwo. Ona przed ludźmi stałaby się ofiarą, a ja zbrodniarzem.

Nie. Niech wiedzą wszyscy. Niech to się odbędzie na oczach całego miasta. Niech Ją wywleką za włosy na rynek. Niech Ją policzkują, oplują, zedrą z Niej szaty. Niech Ją ukamienują zgodnie z prawem Mojżeszowym. Niech rozbiją kamieniami Jej twarz. Niech Jej ciało jak ścierwo psa rzucą na pożarcie sępom. Niech się stanie zadość sprawiedliwości. A potem ja znajdę Jej gacha.

I wtedy Ją zobaczył. Szła pod górę drogą od źródła i niosła dzban na ramieniu. Jeszcze była daleko. Skrył się pomiędzy drzewami. Oparł się ciężko o pień, bo chyba nie utrzymałby się na nogach. Wszystko, co w nim się tak kotłowało, opadło jak spieniona fala. Patrzył, jak szła lekka, zwiewna, trochę przechylona na bok pod ciężarem dzbana. Ogarnęła go ta sama czułość, to samo wzruszenie jak zawsze, gdy na Nią patrzył.

Przecież ja Ciebie kocham. I będę Cię kochał, jak długo będę żył. Chciał podejść, przywitać się z Nią. Ale natychmiast z tego zrezygnował. Bał się wyjaśnień. Nie chciał, by musiała mówić, że przeprasza, że Ona kogo innego pokochała, że prosi, aby on 25 to zrozumiał, że życzy mu, aby sobie znalazł kobietę, która go pokocha tak, jak Ona pokochała ojca tego dziecka. Stał tak przez jakąś chwilę, a potem odwrócił się i załamany, z obwisłymi rękami, począł iść w kierunku domu rodzinnego. Nie doszedł, bo i po co. Co będzie mówił matce. Jak będzie się przed nią tłumaczył. Wróci do ojca na robotę.

Szedł miotany sprzecznymi uczuciami. Przecież mówiła, że chce być dziewicą. Mówiła, że go kocha. Na pewno nie kłamała. Ona nie potrafi kłamać. A więc jak mogła go zdradzić? Zmieniła swoje plany życiowe w tak krótkim czasie.

Złamała przysięgę złożoną Bogu z miłości dla człowieka?

Ojciec zdziwił się, gdy zobaczył Józefa. Dlaczego tak prędko wrócił, przecież mógł zostać jeszcze. Józef na wszelkie pytania odpowiadał wymijająco. Ale ojciec nie chciał na tym poprzestać. Spytał o to, co dla każdego Żyda było najważniejsze:

– Maria spodziewa się dziecka?

– Tak.

Twarz ojca rozjaśniła się. Bardzo Marię kochał.

– To dlaczego jesteś taki ponury? Czemu chociaż teraz się nie cieszysz? Trzeba się spieszyć z robotą, aby jak najprędzej wrócić do domu i pomóc Marii.

Józef wyraźnie marudził w pracy. Ojciec stale go popędzał.

Nadszedł dzień powrotu. Wieczorem ojciec, licząc pieniądze, powiedział:

– No, nareszcie będziemy w domu.

– Ja do domu nie wracam – oświadczył Józef.

Ojciec osłupiał.

– A Maria? A dziecko? Co to ma znaczyć?

Józef milczał. Ojciec zdawał się rozumieć.

Zerwał się. Podszedł do niego. Hamując gniew, zaczął mówić: 26 – Boisz się obowiązków? Mogłeś w takim razie iść na pustynię, a nie żenić się.

Oburzenie go ponosiło. Chwycił Józefa za suknię pod szyją.

– Musisz wrócić.

Józef potrząsnął spuszczoną głową:

– Nie wrócę.

– No, to wynoś się ode mnie. Nie chcę cię znać. Bez ciebie wychowam dziecko – huknął mu nad głową.

Józef wybiegł z domu. Szedł przed siebie, dopóki zmęczenie nie zwaliło go z nóg. Był zdecydowany: nie zamieszka z Marią. Nie może, nie jest w stanie. Niezależnie od wszystkiego.

Nie mógłby patrzeć na Nią ani na Jej dziecko. Woli cierpieć w samotności. Pozostanie sam. Położył się pod jakąś kępą krzaków i rozszlochał. Wreszcie znużony usnął. We śnie był Nazaret i ich dom, i Maria. Tłumaczyła mu z radością, że go kocha, ale nade wszystko kocha Boga. Nagle znikła mu z oczu. A on szedł za Nią wciąż gdzieś pod górę. Pod taką wysoką górę jak góra Synaj, na której Mojżesz otrzymał od Boga przykazania. Szedł uparcie, bo był pewien, że Ona tam jest. Nagle ktoś zagrodził mu drogę. To był Anioł. Wyraźnie czekał na niego z posłaniem. I nagle Józef już wiedział wszystko. Wszystko stało się dla niego jasne i proste. Aż dziwił się, że mógł tego wcześniej nie wiedzieć. Nie potrzebował już żadnych słów Anioła. Ale ten, nie zważając na jego rozradowaną twarz, przekazywał uroczyście swoje posłanie:

– Józefie, synu Dawida, nie bój się przyjąć do siebie Maryi, małżonki twojej. To bowiem, co się w Niej poczęło, pochodzi z Ducha Świętego. Oto Ona porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus

Matka Jezusa: Zwiastowanie (2)  Czytaj dalej

Zachęcamy do nabycia całości w wersji papierowej


opr. mg/mg




Matka Jezusa: Zwiastowanie (2)
Copyright © by Wydawnictwo "m"

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama