Wspólnota l'Arche - Arka to żywy dowód, jak niepełnosprawni mogą tworzyć pełnowartościową wspólnotę z "pełnosprawnymi"
Spotykamy się w poznańskim domu Wspólnoty L'Arche. Pani Katarzyna Szubielska, dyrektor wspólnoty L'Arche w Poznaniu, wita mnie z uśmiechem i jeszcze przed rozmową zaprasza na wspólny obiad. A obiady we wspólnocie obrosły już legendą. Posiłek jest tu prawdziwą ucztą, podczas której karmi się ciało i duszę. A wszystko nie trwa krócej niż godzinę. Na obiad będę musiała poczekać, teraz nadszedł czas na rozmowę.
Katarzyna Domańska (KD): Pierwsza wspólnota L'Arche powstała w 1964 roku w Trosly-Breuil niedaleko Paryża. Dziś w Polsce są cztery takie wspólnoty. Czym właściwie jest Arka?
Katarzyna Szubielska: L'Arche To przede wszystkim wspólnota, którą tworzą osoby z niepełnosprawnością intelektualną i osoby bez tej niepełnosprawności. Trudno to przedstawić, by brzmiało logicznie i niesztucznie. Ale tak właśnie jest. Zależy nam na integralnym rozwoju osób niepełnosprawnych i pełnosprawnych. Osiągamy to w prowadzonych domach, gdzie rodzinna atmosfera pozwala każdemu czuć się u siebie, budować więzi, rozwijać swoje talenty. Mamy różne formy działalności, ale przesłanie jest jedno. Pragniemy by osoby niepełnosprawne były postrzegane jako dar, a nie problem.
KD: Jean Vanier — założyciel L'Arche chciał, by wspólnota była miejscem, w którym słabość nie jest źródłem lęku i wykluczenia, ale narzędziem przemiany. On sam tego doświadczył. Mówił: „Odkrycie własnej słabości było odkryciem mojego życia”.
K: Nie byłoby historii Arki (z fr. L'Arche) , gdyby nie historia jej założyciela. Kanadyjczyk Jean Vanier, syn gubernatora Kanady, zamiast robić karierę w marynarce wybrał służbę dla Jezusa. Ale początki nie były łatwe. Po odejściu z marynarki związał się z centrum Eau Vive, którego założyciel o. Philippe stał się dla Jeana Vanier'go duchowym przewodnikiem. Kiedy o. Philippe zamieszkał w wiosce Trosly-Breuil i jako duszpasterz opiekował się niepełnosprawnymi umysłowo mężczyznami, Jean Vanier odwiedził jego zakład. Wkrótce zaczął interesować się tego typu instytucjami. Zrozumiał wtedy, że błędem jest utożsamianie chorych psychicznie z niepełnosprawnymi intelektualnie. Postanowił kupić dom i przyjąć trzech mężczyzn z jednego z zakładów. Tak zrodziła się Arka.
KD: Ale szybko okazało się, że wcale nie jest taki silny. Chciał zapewnić ochronę słabszym, a tymczasem musiał zaakceptować własną słabość i ograniczenia.
K: Nie było łatwo, jedna osoba musiała odejść. Nie mogła żyć w warunkach otwartych. Jean Vanier musiał odwieźć mężczyznę z powrotem do zakładu. To bolesne doświadczenie uświadomiło Jeanowi, że „zdrowy” także potrzebuje pomocy. Po raz pierwszy dotarło do niego, że ludzie to nie meble, że nie powinno oddawać się ich, gdy się popsują lub zestarzeją. Bycie z kimś, trwanie w relacji to wybór, który skutkuje na całe życie. I tego trzeba i można się nauczyć. Jak? Kochając.
KD: „Kochać kogoś, to znaczy być gotowym na to, by tracić z kimś czas” — pisała Kathryn Spink w książce o historii Arki.
K: Tak. Jean Vanier często podkreśla, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną poruszyły jego serce. Dzięki nim zmienił hierarchię wartości. Stały się jego przyjaciółmi, w których dostrzegł partnerów, a nie osoby, które potrzebują opieki.
KD: Misją Jeana Vanier'go było to, żeby traktować osoby z niepełnosprawnością intelektualną jak równych sobie. O takiej postawie mówi się jak o kopernikańskim zwrocie, który całkowicie odmienił spojrzenie na świat „niepełnosprawności” intelektualnej, nadał jej inny wymiar.
K: No właśnie, jemu wydawało się, że tyle może dać, ofiarować, wyrzec się. A tu jedni i drudzy są sobie potrzebni, jeden potrzebuje drugiego „na równych prawach”.
Jean Vanier pokazuje nam wielkość osób z niepełnosprawnością intelektualną. Wspomina, jak bał się spotkań, tego, że nie będzie umiał rozmawiać. Pytania, jakich się spodziewał nigdy nie padły. Nikt go nie pytał, co osiągnąłeś, ile masz, skąd przyjechałeś. Pytanie najważniejsze zawsze brzmiało tak samo: czy będziesz moim przyjacielem lub jak długo ze mną zostaniesz. Słysząc to, Vanier przeżył coś, co nazwał przejściem z intelektu do serca. Przejście z intelektu do serca — to właśnie najgłębiej przeżywał.
KD: Wspólnota serca, tak można by nazwać misję L'Arche. Co jest istotą tej wspólnoty? Co ją wyróżnia na tle innych?
K: Sami zastanawiamy się, jak to jest... Jesteśmy wspólnotą, która wydobywa dary i talenty osób z niepełnosprawnością intelektualną. Nasze domy wspólnotowe są miejscem rozwoju i budowania wzajemnych relacji opartych na partnerstwie. Chcemy umożliwić normalne życie i chcemy pokazywać to, czego doświadczamy w naszym życiu dzięki osobom z niepełnosprawnością intelektualną.
Sposób głoszenia misji i tego jak żyjemy też jest inny. Wszystko robimy razem, w życiu podczas wykonywania codziennych czynności domowych i pracy w warsztatach czy aktywnościach z lokalną społecznością. Nie gloryfikujemy niepełnosprawności, ale podkreślamy piękno w niej ukryte. W Polsce, gdzie wspólnota jest obecna od ponad 30 lat, bazujemy na wartościach katolickich, ale organizacja działa ekumenicznie. Wszystkie wspólnoty tworzą miejsca, gdzie osoby z niepełnosprawnością intelektualną mogą żyć, dorastać, rozwijać się i tworzyć relację.
KD: Dla ludzi z niepełnosprawnością intelektualną dom wspólnoty jest miejscem rozwoju, wsparcia. Tu czują się ważni, kochani, potrzebni. Zazwyczaj mieszkają w nich do końca życia. Jak można zamieszkać w Arce?
K: Trafiają do nas osoby, które mają swoje rodziny czy mieszkają w domach opieki. Ale nie mają możliwości zbudowania relacji. Osoby, które przyjmujemy, mają tu stworzone warunki życia jak każdy inny dorosły człowiek. Uczestniczą w domowych zajęciach, sprzątają, przygotowują posiłki, uczestniczą w zajęciach terapeutycznych czy rehabilitacyjnych. Niekiedy same wybierają nasz dom, bo same chcą tu być. Niekiedy są oddawane przez tych, którzy z różnych powodów nie mogą być z nimi.
KD: Osobom z niepełnosprawnością intelektualną towarzyszą tzw. asystenci. Na czym polega ich rola?
K: Asystenci mieszkają w domu i są częścią rodziny, towarzyszą w życiu codziennym osobom z niepełnosprawnością intelektualną oraz im pomagają. Wspólnota przyjmuje osoby niepozostające w stałych związkach. Asystenci angażują się na kilka miesięcy lub lat. Zdarza się także, że wyprowadzają się, ponieważ zakładają swoje rodziny. Właśnie teraz z naszego poznańskiego domu wyprowadziła się jedna z asystentek. Pracując w L'Arche, zakochała się i właśnie wychodzi za mąż!
KD: Można powiedzieć, że Arka służy budowaniu relacji nie tylko wśród jej mieszkańców. Proszę powiedzieć, jak się rodzi więź we wspólnocie. Czy budowanie więzi z drugim człowiekiem z niepełnosprawnością intelektualną jest trudne.
K: Osoby z niepełnosprawnością intelektualną umieją przyjmować. Gdy weszłam w krąg tych ludzi, od razu mnie zaakceptowali. Otrzymałam kredyt zaufania, a to człowieka otwiera. Na przykład Ola. Mówi „jesteś piękny”, otwarcie i szczerze. Alicja, choć się jąka, wita słowami „ko-ko-ko-cha-a-a-a-na m-o-o-o-o-ja Ania”. Trudności zaczynają się po pół roku, gdy relacje się już utworzyły, jesteśmy coraz bliżej siebie i już wiemy, gdzie dotknąć, by zabolało.
KD: Słyszałam, że o ludziach z niepełnosprawnością intelektualną mówi się, iż nie mają dużego ilorazu inteligencji, ale mają ogromny iloraz serca.
K: Nam „zdrowym” wydaje się, że musimy na akceptację zasłużyć, wykazać się. A osoby z niepełnosprawnością intelektualną „biorą” ciebie takim, jakim jesteś. Akceptują, bez względu na to, kim jesteś, z jakim tytułem i osiągnięciami przychodzisz.
Po drugie — prostota i szczerość. Dla osób — często z zespołem Downa — świat jest biało-czarny. Szczerość jest często bolesna, ale nie owijamy w bawełnę, można z tym żyć, prawda? Jak ktoś nam powie coś przykrego, to świat się nie kończy.
W życiu zbyt wiele przeżywamy intelektem, tu uczymy się przeżywać sercem. Nasze myśli schodzą do poziomu serca.
KD: Największym wyrazem miłości jest czas, który musimy poświęcić drugiemu. By być z kimś.
K: Tak. Tego się uczymy i tego doświadczamy. W przeintelektualizowanym świecie, świecie aktywności, produktywności, konsumpcji, poznajemy świat serca, uczuć, bycia po prostu. Bycia dla innego, dla siebie nawzajem.
Rozmawiała: Katarzyna Domańska
opr. mg/mg