Byt w świetle współczesnej fizyki

Fragmenty książki "Rozmaitości filozoficzne"

Byt w świetle współczesnej fizyki

ks. Stanisław Ziemiański

Rozmaitości filozoficzne

ISBN: 978-83-7720-068-1 wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2010

Wybrane fragmenty
Ruch przestrzenny jako stan
Naród
Byt w świetle współczesnej fizyki
Czym jest ruch przestrzenny?

BYT W ŚWIETLE WSPÓŁCZESNEJ FIZYKI

Problem złożenia bytów z substancji i przypadłości zapewne nie należy do zagadnień najbardziej palących, niemniej jego rozwiązanie rzuca światło na kilka innych zagadnień. W: Czwartej drodze św. Tomasza jest np. mowa o uwielokrotnieniu oraz o ustopniowaniu doskonałości. Byłoby dobrze rozstrzygnąć, czy chodzi tam o transcedentalne przymioty bytu, które nie tkwią w podmiotach, lecz są z nimi tożsame; czy o formy substancjalne kształtujące materię; czy wreszcie o formy przypadłościowe tkwiące w substancji. Interesujący jest też problem odróżnienia części konstytutywnych człowieka od wyposażenia wtórnego, właściwego poszczególnym jednostkom.

W tekście tym bierze się pod uwagę dane współczesnej fizyki, ponieważ nowe odkrycia zdają się zaprzeczać klasycznej doktrynie na temat struktury substancjalno-przypadłościowej, wypracowanej na podstawie danych wziętych z poznania przednaukowego, a teoria kwantów nasuwa myśl o holistycznej naturze Wszechświata. Gdyby Wszechświat był jedną jedyną substancją, mielibyśmy do czynienia z problemem monistycznego wyjaśniania rzeczywistości; pod znakiem zapytania stałaby teoria poznania przeciwstawiająca przedmiot podmiotowi.

Jak z tych przykładów widać, teoria złożenia bytów z substancji i przypadłości ma szerokie implikacje filozoficzne, warto więc się jej jeszcze raz przyjrzeć z bliska.

Klasyczna koncepcja substancji

W klasycznej filozofii, reprezentowanej szczególnie przez Arystotelesa i jego komentatorów, substancja występuje w dwóch podstawowych funkcjach: reistycznej i archologicznej. Substancja w sensie re-istycznym jest pojmowana jako istniejąca w sobie konkretna rzecz. Dobrze oddaje ten sens arystotelesowski termin ousia, pochodny od słowa tò ón — byt. W świecie materialnym na poziomie fenomenów jest to jedność czasowo-przestrzenna, polegająca na współistnieniu w pewnym przedziale czasowym i w pewnej ograniczonej przestrzeni elementów wzajemnie do siebie przyporządkowanych, tworzących konieczną i niepodlegającą stopniowaniu strukturę. Struktura ta nie jest wtórna wobec wchodzących w nią części, lecz wobec nich nadrzędna. Nie wynika ona z właściwości części, lecz jest czymś więcej niż ich suma. Takie pojęcie substancji jako pewnej całości implikuje oddzielenie jej od innych podobnych całości, czyli bytów istniejących w sobie. Te same bowiem kryteria, które wskazują na jedność wewnętrzną substancji, pozwalają na odróżnienie jej od innych. To reistyczne ujęcie substancji wyrażone zostało w Metafizyce M.A. Krąpca w następującej definicji: „To wszystko, co w jednostkowo istniejącym konkrecie jest podstawą (racją) tożsamości bytu i jego względnej niezmienności, to można nazwać substancją”1.

Szczególnie wyraźnie substancjalny charakter wykazują naturalne układy funkcjonalne, tzn. organizmy żywe. Ich części podporządkowane są całości i wzajemnie od siebie uzależnione w działaniu i istnieniu. Tym się różni całość substancjalna od agregatu, w którym układ części jest czymś wtórnym względem nich, a relacje między częściami są dowolne i przypadkowe. W agregacie części istnieją aktualnie, tzn. są oddzielnymi substancjami, choć połączonymi z sobą doraźnie i bez wyraźnej reguły. W substancji istnieją wirtualnie, tzn. jeśli substancja podlega działaniu, mogą się usamodzielnić, ale wtedy substancja przestaje być sobą.

Substancja w sensie reistycznym nie wyklucza istnienia obok siebie innych tego samego typu substancji. Wielość jednak substancji o tej samej strukturze wymaga dla metafizycznego jej wyjaśnienia wprowadzenia teorii złożenia substancji z materii i formy (teorii hylemorfizmu). Materia w tej teorii pozwala na uwielokrotnienie takiej samej struktury substancjalnej. Substancje niematerialne byłyby w tym ujęciu równoważne z samą tą strukturą i występowałyby wtedy w jednym tylko egzemplarzu. W tym świetle substancja jawi się z jednego punktu widzenia jako konkret, czyli byt samodzielnie istniejący, w innym aspekcie jako struktura dająca się opisać i ująć w definicji. Wielorakość tych aspektów, zawartych w arystotelesowskiej koncepcji substancji, powoduje spory wśród komentatorów Arystotelesa, którzy temu lub innemu aspektowi przyznają prymat3.

Substancja w sensie archologicznym stanowi podłoże dla atrybutów, czyli cech. Nie chodzi tu jednak o takie atrybuty, które by w sumie tworzyły substancję. Tak np. kolor, twardość, kształt i zapach jabłka — nie są czymś różnym od jabłka, ale w sumie są właśnie jabłkiem. To tylko my z powodu aspektywności naszego poznania ujmujemy je tak, jak gdyby istniało jakieś X, które nazywamy jabłkiem, a to X miałoby być podłożem dla atrybutów A1, A2,.....An. Chodzi natomiast o takie atrybuty, które nie wiążą się koniecznie z danym bytem, choć w nim tkwią i bez niego istnieć nie mogą; mają więc do niego relację przeciwzwrotną oraz wielo-wieloznaczną lub przynajmniej jedno-wieloznaczną. Nazwijmy takie atrybuty przypadłościami. Dla nich substancja jest podłożem, czyli racją lub zasadą (po grecku arché) stąd nazwa: substancja w sensie archologicznym.

Aby odróżnić atrybuty konieczne od niekoniecznych, czyli od właściwych przypadłości, stosujemy kryteria podobne do kanonów Milla. Sprawdzamy więc, czy dany atrybut występuje zawsze w określonej substancji (badanie diachronistyczne) lub czy występuje w każdej substancji danego typu (badanie synchronistyczne). W obydwu tych przypadkach chodzi o przekonanie się, czy związek atrybutu z substancją jest konieczny, czy przygodny. Tak np. toczenie się jabłka po murawie nie jest jego atrybutem koniecznym, bo jabłko pozostaje sobą zarówno wtedy, gdy wisi na jabłoni, jak i wtedy, gdy spada i toczy się. Ponadto toczyć się mogą nie tylko jabłka, lecz różne inne substancje. Samo natomiast toczenie się, czyli ruch bez podmiotu nie zachodzi.

Granice stosowalności reistycznego pojęcia substancji

Zarówno Arystoteles, jak i większość jego komentatorów tworzyli podstawowe pojęcia filozoficzne wychodząc z doświadczenia potocznego i czerpiąc dane z poziomu makroskopowego, dostępne zmysłom nieuzbrojonym w specjalne instrumenty. Czy te pojęcia, a szczególnie pojęcie substancji jest nadal aktualne w świecie rozpatrywanym przez mikrofizykę? Czy takie cechy charakterystyczne pojęcia substancji, jak: odrębność, jednostkowość, konkretność, tożsamość i względna niezmienność, mają jakiś sens w mikroświecie?

Odrębność poszczególnych substancji na poziomie kwantowym została zakwestionowana w wyniku badań nad paradoksem Einsteina, Podolskyego i Rosena (EPR), związanym z problemem zupełności systemu mechaniki kwantowej. Okazało się, że zachodzi sprzeczność między niektórymi wynikami teorii kwantów a tzw. nierównością Bella, dotyczącą systemów skrzyżowanych, choć w obydwóch przypadkach rozumowania były przeprowadzone poprawnie. Płynie stąd wniosek, że któreś z założeń rozumowania należy odrzucić. Założeniami tymi są: realizm poznawczy, zasada indukcji, lokalność i oddzielność bytowa. Trzy pierwsze założenia są zbyt oczywiste, by je odrzucać. W takim razie pozostaje do odrzucenia założenie trzecie: odrębności cząstek w systemach skrzyżowanych. Cząstki więc, chociaż przestrzennie odległe (nawet do 12 m), stanowią całość3.

Jak daleko sięga ta całościowość? Czy obejmuje cały Wszechświat? Gdyby konsekwentnie ekstrapolować całościowość z poziomu kwantowego na coraz wyższe poziomy, trzeba by przyjąć holistyczną koncepcję Wszechświata4. W tej koncepcji jednak zagubiłaby się odrębność nawet między podmiotami poznającymi a przedmiotami poznawanymi, zakwestionowaniu uległaby w ogóle sama idea poznawania. Jak pogodzić te i inne — zda się nieprzezwyciężalne — sprzeczności? Jednym z rozwiązań jest zakwestionowanie samego pojęcia przestrzenności. Na poziomie kwantowym odległość w przestrzeni nie miałaby określonego sensu. U podłoża obserwowanej rzeczywistości istniałaby nieprzestrzenna „próżnia” — odpowiednik klasycznej materii pierwszej — a jej wzbudzenie stanowiłyby cząstki, takie jak np. elektron i pozyton. Na wyższych poziomach złożeń, gdzie występują ogromne zbiorowiska cząstek, następowałoby łamanie symetrii, uaktualnianie możności; powstawałyby samodzielne, odrębne całości, posiadające własne miejsce w przestrzeni. Na tym makroskopowym poziomie efekty falowe zanikałyby, a nieoznaczoność kwantowa zmalałaby do wartości śladowych. Takiego świata składającego się z wielu odrębnych substancji doświadczamy w poznaniu potocznym. Po zagwarantowaniu wielości odrębnych substancji należałoby zapytać, które z cząstek zasługują na miano substancji? Czy może hipotetyczne riszony (prekwarki, preony, alfony) i antyriszony, postulowane przez H. Harariego i N. Seiberga? Te najprostsze cząstki, z których miałyby się składać zarówno bariony, leptony jak i mezony, spełniałyby niektóre z funkcji substancji, np. określoność, ale brak by im było innych cech substancji, np. indywidualności. W tej hipotezie bowiem nie przewiduje się oddzielnie istniejących riszonów, tak samo zresztą jak i samodzielnie istniejących kwarków5.

Z punktu widzenia trwałości cząstek, substancjami można by nazwać neutrina, elektrony i protony. Wprawdzie przewiduje się, że protony mogą się samorzutnie rozpaść po okresie ok. 1032 lat, ale eksperymentalnie tego dotychczas nie stwierdzono6. Względnej trwałości tych cząstek nie sprzeciwia się możliwość ich przemiany. Gdy np. zderzą się dwa protony posiadające dużą energię kinetyczną, mogą z nich powstać inne bariony i antybariony, rozpadające się wkrótce na całą kaskadę innych krótkotrwałych cząstek. Zderzenie się elektronu i pozytonu wywołuje powstanie dwóch fotonów i odwrotnie, dwa wysokoenergetyczne kwanty światła zderzające się z sobą prowadzą do powstania pary: elektron-pozyton. Wolne neutrony same rozpadają się na proton, elektron i antyneutrino. Z tego rozpadu nie powstają, jak widzimy, części składowe, czyli kwarki, lecz całkowicie inne cząstki. Przemiany te więc nie są zwykłym składaniem i rozkładaniem uprzednio istniejących elementów, lecz powstawaniem czegoś nowego, niedającego się sprowadzić do części składowych aktualnie obecnych w całości.

Mimo odrębności tych (wolnych) cząstek, brak im jednej z ważnych cech substancji, mianowicie indywidualności. Wszystkie cząstki są do siebie tak bliźniaczo podobne, że są absolutnie nieodróżnialne. Różnią się tylko miejscem w przestrzeni (o ile w ogóle da się je powiązać z przestrzenią). Nie posiadają też właściwych sobie, indywidualnych dążeń. Podlegają wszystkie temu samemu prawu dążenia do stanu posiadania minimum swobodnej energii. Indywidualność jednak nie jest aż tak istotna, by przesądzała o substancjalności. Dlatego przy wszystkich dotąd omówionych zastrzeżeniach przyjmijmy, że za substancje będziemy uważać niektóre względnie trwałe mikrocząstki oraz te struktury makroskopowe, które odznaczają się własnymi dążeniami, bronią swej tożsamości i trwania, struktury, w której części obecne potencjalnie są podporządkowane całości i przez nią kontrolowane. Takimi strukturami są na pewno istoty żywe.

Prawomocność stosowania archologicznej koncepcji substancji

Substancja jako racja wyjaśniania przynależności pewnych cech koniecznych do podmiotu jest ważnym elementem arystotelesowskiej teorii nauki7. Problemem w tej teorii jest sprawa odróżniania cech koniecznych od ich podmiotu. Czy cechy te stanowią nadbudowę, czy też są to tylko analitycznie wyodrębnione elementy fizycznie niepodzielnej całości? Wydaje się, że w tej teorii byt raz brany jest całościowo, bez wyróżniania części, i w tym ujęciu odpowiada mu podmiot pierwszej przesłanki sylogizmu (i podmiot wniosku), drugi raz ujmowany jest on z pewnego punktu widzenia, przypisuje się mu cechę (drugi termin skrajny sylogizmu), którą on i tak w rzeczywistości posiada. Dokładna definicja tego bytu, czyli wyróżnienie części jego struktury (termin środkowy sylogizmu), pozwala stwierdzić analitycznie konieczny związek tej cechy z innymi cechami, czyli ostatecznie z całym podmiotem.

Nie tę jednak archologiczność mamy na uwadze obecnie, gdy rozważamy złożenie bytów z substancji i przypadłości. Przypadłością, jak wspomniano wyżej określamy cechę związaną wprawdzie z podmiotem w sposób niekonieczny, jednak do swego istnienia wymagającą tego podmiotu8. Wraz z przypadłościami substancja stanowi jeden konkretny, choć złożony, byt. Dla tego bytu ona jest zasadą. W niej tkwią przypadłości, ona zaś sama, jeśli jest substancją bytu materialnego, tkwi w materii pierwszej jako w ostatecznym podmiocie.

Jakie zjawiska w dziedzinie fizyki mogłyby pretendować do spełniania funkcji przypadłości?

Wydaje się, że pierwszym takim pretendentem jest energia. Nie jest ona związana w sposób konieczny z poszczególnymi substancjami. Można bowiem sobie wyobrazić ciała we względnym spoczynku przez czas skończony9. Jeśli zaś ciała posiadają energię, to mogą ją posiadać w różnym stopniu, zależnie od wielkości prędkości ich ruchu. Ruch lokalny traktuje się tu jako jedną z postaci energii. Pogląd przeciwny wyznaje W. Heisenberg, który sądzi, że „wszystkie cząstki elementarne są zbudowane z tej samej substancji, z tego samego tworzywa, które możemy obecnie nazwać energią lub materią uniwersalną; są one jedynie różnymi formami, w których może występować materia”10. Z tą tezą, którą wyzyskiwali marksiści w atakach na argument kinetyczny, polemizował ks. Jan Dorda w cytowanym w przypisie 9 artykule, w cz. I, 2, s. 220—223, krytykując hipotezę, „że masa spoczynkowa cząstek elementarnych składa się z fotonów, zachowujących aktualnie prędkość światła”. Ks. Dorda dostrzega następujące trudności przeciwne tej hipotezie:

Gdyby cząstka elementarna była zbiornikiem gazu fotonowego, i to zbiornikiem spoczywającym w wyniku bezładnego ruchu fotonów, to jak wytłumaczyć fakt, że po spotkaniu elektronu z pozytonem tworzy się para masywnych fotonów, które poruszają się w dwóch przeciwnych kierunkach? Czyżby w tym momencie bezładny ruch drobnych fotonów owego „gazu” cudownie się uporządkował? Dalej, co stanowi ściany tego zbiornika? Jak wytłumaczyć możliwość wprawiania w ruch i przyśpieszania tego zbiornika, skoro prędkości światła nie da się zwiększyć ponad jej maksymalną wartość? "

A może cząstka elementarna — pyta dalej ks. Dorda — to wirujący foton, a zderzenie się dwóch cząstek powoduje rozkręcenie się wirów tak, że w efekcie otrzymuje się dwa fotony poruszające się po liniach prostych? Gdyby tak było, to mielibyśmy w przyrodzie o wiele więcej cząstek niż obecnie, ponieważ zjawisko dematerializacji i materializacji musiałoby zachodzić nie tylko przy spotkaniu masywnych fotonów, lecz również przy spotkaniu fotonów o różnych mniejszych długościach fal. Tego jednak nie stwierdzamy. Stąd wniosek, że masa spoczynkowa cząstek nie polega na aktualnym ruchu lokalnym, czyli na energii.

Innym pretendentem do pełnienia roli przypadłości może być efekt masowy, tzw. bezwładność. Już A. Einstein zauważył, że masa spoczynkowa i masa ruchowa są równoważne, ale nie tożsame. Oparł on na tym fakcie słynne twierdzenie, że suma energii spoczynkowej i ruchowej jest proporcjonalna do sumy mas spoczynkowej i ruchowej, gdzie współczynnikiem proporcjonalności jest kwadrat prędkości światła:

(E — E0) = (m — m0) . c2

Po zastosowaniu wzoru na zależność między prędkością v a masą m, która tę prędkość posiada, otrzymujemy równanie:

(E — E0) = mc2 (1 —  1 — v2

które dla małych prędkości zbliża się do klasycznego wzoru, określającego energię kinetyczną Ek jako: mv2

Jak widać, bezwładność oparta jest tu na dwóch różnych podstawach: na samej substancji ciał oraz na ich energii. One zaś nie są tym samym, jak widzieliśmy wyżej. Mianowicie masa spoczynkowa nie zależy od układu odniesienia, jest wielkością absolutną, natomiast masa ruchowa — to wielkość zależna od układu odniesienia, a więc dla różnych obserwatorów różna. Oddzielenie więc we wzorze Einsteina masy spoczynkowej m0 od masy ruchowej m ma swoje uzasadnienie w rzeczywistej różnicy między podstawami ich występowania, chociaż efekt masowy jest wszędzie ten sam. Spełnia się tu jedno z kryteriów przypadłości, mianowicie by taka sama cecha przysługiwała różnym podmiotom.

Wobec równania Einsteina można zająć dwa stanowiska:

Jedno stanowisko reprezentuje Pierre Vernot11. Twierdzi on, że nukleony nigdy się nie dematerializują ani też na nowo nie powstają, choć energie do tego potrzebne istnieją; że elektrony z kolei posiadają bezwładność natury elektromagnetycznej, mezony natomiast częściowo są zbliżone do nukleonów, częściowo do elektronów pod względem podstawy bezwładności. Zauważa, że choć istnieje proporcja między materią a energią, to jednak nie należy ich mieszać ze sobą. „Masa może się zmieniać o tyle tylko, o ile sama energia jest zmienna i na odwrót. Część masy nierozerwalnie związana z porcją materii jako minimum podstawy bezwładności, zwana przeze mnie masą, jaką posiada materia jako taka, nie da się eksperymentalnie przemienić na energię. W każdym ciele znajduje się materia stała, obdarzona zmienną masą i zmienną energią”12.

Nieco inne stanowisko reprezentuje ks. Jan Dorda w cytowanym już artykule. Wg niego energia może się przekształcać w substancję ciała i odwrotnie, na zasadzie zmiany substancjalnej. Wtedy masa zmienia swoje podłoże: raz efekt bezwładności jest związany z substancją ciała, drugi raz — z energią. Odrzuca on natomiast hipotezę, jakoby energia fotonów będąca modyfikacją eteru, zakładanego w teorii Maxwella-Lorenza, przechodziła w ukrytą energię takich cząstek, jak elektrony lub mezony.

Bardziej zwartą wydaje się hipoteza, że masa spoczynkowa nigdy nie przechodzi w masę ruchową i odwrotnie, ponieważ podstawy efektu masowego: substancja ciała i jego energia pozostają nieprzekładalne, zgodnie z tym, co pisał P. Vernot. Nie jest też wykluczone, że fotony mają jakąś masę spoczynkową i J. Dorda się z tym liczy. Masa ta wchodziłaby przy materializacji fotonów w budowę elektronów i pozytonów. Gdyby efekt masowy związany z substancją cząstek nie pokrywał się z efektem masowym ich energii, to nie trzeba by było wprowadzać zmiany substancjalnej energii w materię i odwrotnie. Wtedy energię można by pojąć jako przypadłość substancji. Gdyby natomiast fotony nie posiadały żadnej masy spoczynkowej, to cała ich bezwładność związana byłaby tylko z ich energią. Wtedy energia podlegając zmianie substancjalnej, musiałaby także być substancją. Jest możliwe jeszcze inne rozwiązanie, jakie sugeruje ks. Filippo Selvaggi SJ13. Można by mianowicie uznać fotony za modyfikacje eteru. Wtedy fotony byłyby przypadłością a eter substancją. Zmiana substancjalna dotyczyłaby bezpośrednio podłoża, a nie jego modyfikacji. F. Selvaggi nie rozstrzyga jednak, czy jest tak na pewno.

Za tym, że energia nie przechodzi w substancję, lecz że z formy kinetycznej może przejść w stan ukryty, przemawia choćby to, że obserwujemy często przechodzenie energii kinetycznej (aktualnej) w potencjalną, która wyraża się w odpowiedniej strukturze ciał, jaką jest np. oddalenie ciał w polu grawitacyjnym lub innym. W przemianach chemicznych endotermicznych energia cieplna staje się ukryta w strukturze związków chemicznych i może się ujawnić jako energia kinetyczna w reakcjach egzotermicznych. Czy nie podobnie się dzieje w reakcjach atomowych? Czy i tam nie ujawnia się energia potencjalna? Towarzyszy temu zjawisku defekt masy związanej z energią wyemitowaną. Te fakty potwierdzałyby raczej stanowisko P. Vernota niż J. Dordy co do przypadłościowej natury energii. Jeszcze innym pretendentem do roli przypadłości mógłby być ładunek elektryczny. Znamy cząstki z ładunkiem ujemnym, dodatnim i bez ładunku (np. Σ+, Σ°, Σ). Sprawdza się więc tu jedno z kryteriów przypadłości, mianowicie że może być obecna lub może nie być obecna w takiego samego typu substancji.

Przykłady powyższe wskazują, że teoria złożenia bytów z substancji i przypadłości ma zastosowanie nie tylko na poziomie makroskopowym, lecz także w świecie cząstek elementarnych.

Końcowe uwagi metodologiczne

Nasuwa się pytanie, czy wolno pojęcia wypracowane na gruncie filozofii stosować do interpretacji zjawisk, którymi zajmuje się fizyka? Wolno, ale pod warunkiem, że terminologię i pojęcia jednej dyscypliny będzie się stosować do faktów wziętych z drugiej dyscypliny, a nie do jej teorii. Nie jest to sprawa prosta, gdyż często fakty są uwikłane w teorię, a ponadto fizyka nie ma obowiązku rozstrzygania, co jest faktem, a co nie. Wchodzi tu w grę cały problem prawdy w naukach fizykalnych14. Skoro jednak uprawia się naukę nie dla samej nauki, znaczy to, że opisuje ona coraz dokładniej fakty, a nie wyłącznie konstrukcje myślowe. W takim razie filozofia może wychodzić z faktów opisywanych przez fizykę i te fakty po swojemu interpretować. Będzie to właściwa filozofia przyrody. Te same fakty rozpatruje się w dwóch różnych naukach z różnego punktu widzenia. Fizyka zajmuje się szczegółowym opisem rzeczywistości, filozofia bada tę rzeczywistość z punktu widzenia najogólniejszych zasad, w świetle realistycznego pojęcia bytu.

Metody eksperymentalne stosowane w fizyce mogą nam wiele pomóc, ponieważ poszerzają możliwości naszych zmysłów. Wprawdzie często trudno jest wykreślić granicę, gdzie się kończy doświadczenie potoczne, a zaczyna naukowe, kiedy w grę wchodzi jeszcze teoria instrumentu. W przybliżeniu jednak taką granicę można ustalić i zagwarantować realizm nauk przyrodniczych. Ponadto same nauki fizykalne nie są tylko czystą matematyką, lecz raczej matematyką stosowaną. We wzorach matematycznych i pod symboliką formalizmu fizyki kryje się rzeczywistość, którą one opisują. Dlatego właśnie nie miesza się zmiennych, ale się je oddziela, używając dla każdego pojęcia osobnych symboli. Każdy pomiar odrębnych rzeczywistości wyraża się w innych jednostkach, oznaczanych innymi symbolami, tylko liczby przy mianach mogą zdarzać się te same. Fizyka więc nie sprowadza się do samych liczb.

Przy tych zastrzeżeniach nie wydaje się niemożliwe stosowanie pojęć metafizycznych do klasyfikowania i wyjaśniania faktów fizycznych, opracowanych naukowo, a nie branych tylko z potocznego doświadczenia. Tak na ten temat pisał ks. K. Kłósak, specjalista od filozofii przyrody: „Nie można również zapominać o tym, że scholastyczna filozofia przyrody powstała w oparciu o doświadczenie przednaukowe i powiązane z niejednymi błędnymi interpretacjami potocznymi, domaga się przy swej recepcji czujnej kontroli krytycznej, do której najbardziej decydującego materiału dostarczają nauki przyrodnicze. Mają to być jednak fakty filozoficzne, a nie w wąskim sensie naukowe, ograniczone do analizy empiriologicznej”15.


dalej >>


1 M.A. Krąpiec, Metafizyka. Zarys podstawowych zagadnień, Lublin 1985, s. 318.

2 Por. S.O. Brennan, Substance and Defintion: Reality and Logos: Metaphysics Z H. „The New Scholasticism”, 59 (1985) 1, s. 21—59.

3 Zob. P. Erbrich, Zufall, Eine naturwissenschaftlich-philosophische Untersuchung, Stuttgart 1988, s. 49—51.

4 Zob. H. Primas, Verschränkte Systeme und Komplementaritat, in: Kanitscheider B. (ed.), Moderne Naturphilosophie, Würzburg 1983, s. 253—255.

5 Zob. M. Lubański, Hipoteza riszonów i jej aspekty filozoficzne, „Studia Philosophiae Christianae” 22 (1986) 1, s. 63—74.

6 Wydaje się, że sama długość lub krótkość trwania nie przesądza o substancjalnej lub niesubstancjalnej naturze cząstek, jak to postuluje J. Życiński w art: Relacyjna teoria substancji, „Studia Philosophiae Christianae”, 23 (1987) 1, s. 58—60. Wystarczy, że w ogóle jakaś cząstka trwa, tj. nie zmienia się przez jakiś, choćby minimalny, okres czasu.

7 Zob. Analityki drugie, A 6, 74b5—12; 76a28—36.

8 Por. Arystoteles, Metafizyka, V 9, 1017b27—35; VII 1, 1028a23—30; tamże, 3, 1029a8—9.

9 Sprawę bezruchu cząstek dyskutował ks. Jan Dorda SJ w związku z argumentem kinetycznym. Jako przykład cząstek spoczywających przez czas skończony podawał m.in.: cząstki znajdujące się w samym środku układu, gdzie wszystkie siły się równoważą; cząstki w sieci krystalicznej o doskonałej symetrii i równowadze sił; cząstki o takiej samej prędkości, poruszające się równolegle do siebie, a więc będące we wzajemnym względnym spoczynku. Zob. artykuł: Złudne zarzuty z fizyki przeciw dowodowi kinetycznemu na istnienie Boga, cz. I, 3, maszynopis w Archiwum Prowincji Polski Południowej Tow. Jez. w Krakowie, nr 5428, s. 225—231.

10 W. Heisenberg, Fizyka a filozofia, Warszawa 1965, s. 161 n.

11 Pierre Vernot, Deux problèmes scientifiques davant la philosophie éternelle: la matière, qu'il faut distinguer de la masse, n'est pas de l'énergie; la théorie des ensembles confirme l'histoire religieuse, w: Sapientia Aquinatis, Relationes communicationes et acta IV Congressus Thomistici Internationalis, Romae 13—17 Septembris 1955, Romae 1956, t. 2, s. 222—226.

12 „La masse ne peut varier que dans la mesure où énergie elle-męme se trouve variable, et réciproquement. La fraction de la masse, essentiellement liée à la quantité de matière comme son coefficient minimum d'inertie, et que j'ai appelée la masse que la matière possède en tant qu'elle, n'est pas expérimentalement transformable en énergie. Il y a dans un corps une matière permanente, douée d'une masse et d'une énergie variables”.

13 F. Selvaggi, Sostanza materiale e fenomeno fisico, w: Sapientia Aquinatis..., zob. przypis 11, t. 1, s. 142—150.

14 Ks. bp J. Życiński w swej pracy: Teizm i filozofia analityczna, Kraków 1985, poświęca temu problemowi cały podrozdział: Kontrowersje wokół realizmu ontologicznego i epistemologicznego. Por. Małgorzata Czarnocka, Kryteria istnienia w naukach przyrodniczych, „Studia Filozoficzne” 7 (236) 1985, s. 3—18.

15 K. Kłósak, Z teorii i metodologii filozofii przyrody, Poznań 1980, s. 144.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama