Fragmenty książki "Medytacje filozoficzne"
Józef ŻycińskiMedytacje filozoficzneISBN: 978-83-927267-6-0 |
Wyrazem optymizmu byłoby oczekiwanie, iż świadomość więzi z historią może umożliwić nam wypracowanie jednoznacznych ocen dla tych samych sytuacji. Wprawdzie pewien typ niejednoznaczności, jak to ma miejsce w przypadku ocen formułowanych przez Kotta i Herlinga-Grudzińskiego, wynika jedynie z psychologicznego samozadowolenia, któremu obce są zarówno kategorie etyczne, jak i logiczne; nie zawsze jednak sytuacja bywa równie prosta. Komentarz utrwalony w Miesiącach Kazimierza Brandysa świadczy, iż bardzo boleśnie odebrał on krytykę Herberta. Oskarżając jej autora o pychę, poddał on z kolei krytyce samą koncepcję książki Trznadla. Podobnie zareagowała Agnieszka Holland, oskarżając Herberta o rozdrapywanie starych ran u osób, które pozmieniały poglądy i stoją już nad grobem. Z jej oceną polemizuje z kolei Herling-Grudziński, pytając, czy mamy konstruować orwellowskie „piece pamięci” tylko po to, by nie sprawić komuś przykrości słowami prawdy. Na przekór Brandysowi podkreśla on, iż w wypowiedzi Herberta dominuje inteligencja i godność, a nie pycha.
Przytoczone zróżnicowanie ocen ukazuje, jak bardzo nasze osobiste — lub kogoś z naszych bliskich — uwikłanie w określoną sytuację wpływa na treść wartościowań. Prawidłowość ta pojawia się nie tylko w rekonstrukcjach historycznych, lecz również w prognozach i w ocenach aktualnych zjawisk. Formułowanych ocen nie da się wyprowadzić z jednego przyjmowanego powszechnie zbioru zasad. Dlatego też nasza sytuacja egzystencjalna, wcześniejsze rozczarowania czy przegrane mają istotny wpływ na poszukiwanie alternatywnych form życia czy nowatorskich propozycji filozoficznych.
Racjonaliści oświecenia, poszukujący własnych ścieżek filozoficznych, dzielili przekonanie, iż istnieje tylko jeden prawomocny system etyki, podobnie jak jeden jest system geometrii sięgającej czasów Euklidesa. Wiek XIX przyniósł powstanie geometrii nieeuklidesowych. Wiek XX zaowocował propozycjami etyki alternatywnej. Ich popularność sprawia, iż wybory wartości i wartościowań, jakie wydają się nam intuicyjnie oczywiste, nie zdobędą nigdy powszechnej akceptacji. Sympatycy alternatywnych propozycji będą dostrzegać urok własnych rozwiązań, natomiast nasze „samooczywiste” ujęcia uznają za przestarzałe, naiwne, tradycyjne. Podobne oceny nie muszą bynajmniej rodzić rozczarowania ani przyprawiać o poczucie samotności, jeśli tylko przyjmie się jako zjawisko normalne wielość istniejących filozofii życia.
Uznanie pluralizmu stanowisk i ocen nie oznacza bynajmniej, by wszystkie alternatywne propozycje miały równą wartość. Wniosku takiego broniłby co najwyżej Mrożkowski „nieśmiertelny kretyn”. W niektórych przypadkach wystarczy sam upływ czasu, by rozmyte wartości mogły ukazać swój skrystalizowany ostry zarys. W innych cykliczne nawroty mód mogą wpływać na fluktuację ocen. Tak było w przypadku Herberta, który naraził się nie tylko miłośnikom talentu Stalina, lecz również — w 20 lat później — sympatykom „nowej fali” zwalczającej klasyczne kanony piękna. Herbert nie krył swego krytycyzmu wobec ekscentrycznego silenia się na awangardę i nowoczesność. Prowadząc wykłady w Los Angeles w okresie szczytowej popularności idei kontrkultury, znał dobrze nowatorskie propozycje, w których dominowała „krzykliwa moda na negację, pustkę, rozpacz, triumfalne dorzynanie sztuki, teatr absurdu, koszmarnie nudne powieści nowej fali, pobekiwanie dadaistycznych poetów”.
Jego konsekwentny krytycyzm wobec bożyszcz kolejnego sezonu wywołał burzę w kręgach, które uważały się za arystokrację poetów z tej racji, że dysponowały możliwością publikowania w periodykach o papierze wysokiej jakości. W ostrych atakach nowi eksperci od jedynie słusznej poezji ogłaszali nekrologi „wymierającego pokolenia Herbertów i Słonimskich”, przedstawiali autora Struny światła jako „Stańczyka polskiej poezji”, zarzucali mu niezrozumiały klasycyzm, oderwanie od realiów, ucieczkę w próżnię. Poeta, któremu nie skąpiono już wówczas międzynarodowych laurów, stawał się obiektem niewybrednych ataków na łamach „Studenta” i „Nowego Wyrazu”. Im bardziej nieznani w kręgach krytyków literackich byli autorzy radykalnych potępień, tym bardziej spektakularne były ich „recenzje”. Spośród znanych, Artur Sandauer opublikował w 1976 r. w warszawskiej „Kulturze” paszkwil atakujący Herberta jako „zachodniofila” nieczułego na urok polszczyzny.
Doświadczając paroksyzmów prymitywizmu ubranego w szaty awangardy, mógł powtórzyć poeta to samo, co 25 lat wcześniej napisał w wierszu dedykowanym pamięci ojca: „płynę pod prąd”, jedząc „nasz gorzki chleb rozpaczy”. Alternatywny pokarm — pieczoną cielęcinę — oferował chór recytatorów, których program życiowy był nieskomplikowany i wymagał jedynie sztuki stylowego zapomnienia o przeszłości. Wzywali oni:
Wyrzuć pamiątki. Spal wspomnienia i w nowy życia strumień wstąp. Jest tylko ziemia. Jedna ziemia i pory roku nad nią są. Wojny owadów — wojny ludzi i krótka śmierć nad miodu kwiatem. Dojrzewa zboże. Kwitną dęby. W ocean schodzą rzeki z gór.
Amnezja połączona z kontemplacją cielęciny przyprawionej „miodu kwiatem” nie stanowiła poważnej propozycji dla autora, który podkreślał, iż „poezja córką jest pamięci”. Nowym historiozofom, zachęcającym do zanurzenia w strumieniu życia, ze spokojem i godnością przeciwstawiał Herbert własną filozofię, w której odcienia goryczy nie chciał przesłaniać dodatkiem sztucznego miodu. Samotność wybrana świadomie jako wyraz wierności stanowiła zdecydowaną odpowiedź dla tych piewców filozofii przemijania, którzy nieudolnie starali się naśladować Vivaldiego z jego poetyką pór roku. Pełną godności odpowiedź na podobne propozycje sformułował Herbert jeszcze w okresie stalinizmu w dedykowanym Henrykowi Elzenbergowi wierszu Do Marka Aurelego. Nie ma w nim łatwego optymizmu. Jest natomiast zdecydowane „nie” wobec alternatywy proponowanej przez nowych barbarzyńców. Donośne echo tego „nie” sprawia, iż nawet samotność i smutek ujawniają monumentalne piękno, gdy poeta pisze:
Dobranoc Marku lampę zgaś i zamknij książkę Już nad głową wznosi się srebrne larum gwiazd to niebo mówi obcą mową to barbarzyński okrzyk trwogi którego nie zna twa łacina . . . Zdradzi cię wszechświat astronomia, rachunek gwiazd i mądrość traw i twoja wielkość zbyt ogromna i mój bezradny Marku płacz.
Mimo poczucia bezradności można było w doświadczeniu alternatywy propagowanej przez kulturowych budowniczych drugiej Polski zachować spokój ducha dzięki zastosowaniu tych samych środków, które okazały się przydatne w okresie stalinowskiej nocy. Remedium skutecznym niezależnie od czasu i lokalnych guru okazuje się postawa, o której Herbert mówi Trznadlowi: „Uważam, że w takich okresach trzeba się zajmować klasykami, oglądać dobre obrazy (reprodukcje), słuchać muzyki i nie ma siły na ziemi, która zmusiłaby mnie do czytania Krótkiego kursu historii WKP(b). Jedyna rzecz, którą noszę ze sobą, to rozprawa o językoznawstwie Józefa Wissarionowicza. W chwilach kiedy zawodzi Pickwick, czytam to i wraca mi dobry humor”. W spektrum między Pickwickiem a Stalinem można znaleźć jeszcze wielu innych autorów, których alternatywne propozycje odczytywane z odpowiednim przymrużeniem oka nie muszą bynajmniej rodzić odczucia samotności i rozpaczy. Zamyślony intelektualistycznie Pan Cogito ma w sferze ducha zdecydowaną przewagę nad swymi krzykliwymi krytykami.
Postawa arystokratów ducha praktykowana zarówno przez Elzenberga, jak i Herberta imponowała klasycznym wzorcem piękna. Adam Michnik pisze na kartach Z dziejów honoru w Polsce, że wiersze Herberta odczytywane w różnych okolicznościach prowadziły niezmiennie do podstawowych wielkich pytań, nawet jeśli uczestnicy dyskusji nie byli w stanie wyjaśnić mechanizmów ich nadzwyczajnej mocy. Sam pamiętam, jak w okresie stanu wojennego, na jednym z kameralnych spotkań dotyczących etosu filozofa, prof. Izydora Dąmbska odczytywała ze wzruszeniem strofy przesłanej jej w liście z dedykacją Potęgi smaku. Ich moc suponowała jakąś wcześniejszą wspólnotę czucia. Dzięki niej w grudniową noc 1981 roku „estetyka” okazywała się pomocna w życiu, ukazując i parcianą retorykę, i dialektykę oprawców, i status nowego Mefistofelesa w leninowskiej kurtce.
Siła oddziaływania Herbertowskich wzorców piękna wynika niewątpliwie z nawiązania przez poetę do klasycznych wzorców, których czas nie niszczy, na przekór deklaracjom kolejnych ekspertów od awangardy. Urok heksametru i urok sokratejskiej harmonii ducha pozostaje obiektywnym czynnikiem, który zachowuje swą wartość niezależnie od skoków notowań na kulturowym Wall Street. Nie mniej obiektywne pozostają podejmowane ustawicznie próby poszukiwania nowych wzorców, które miałyby przesłonić klasyczne ideały. Współistnienie alternatywnych ocen nie musi rodzić przerażenia, jeśli nie ograniczymy się do poziomu deklaracji, lecz poddamy wnikliwej analizie krzykliwe kontrpropozycje.
Karl Dedecius, autor wyjątkowo zasłużony dla propagowania kultury polskiej w świecie, po opublikowaniu artykułu o współczesnej literaturze polskiej został zaatakowany przez Alicję Lisiecką, iż w artykule nie wspomniał ani o Lisieckiej, ani o Brychcie. Autorka krytycznego listu zaliczała Brychta do szczególnie reprezentatywnych przedstawicieli rodzimej literatury, mimo iż ten ostatni znany był z serwilizmu wobec władzy, infantylnego dostosowywania poglądów do okoliczności, niewybrednego paszkwilu na o. Maksymiliana Kolbego, deklarowanego cynizmu, w którym uznawał wartości wymierne za jedyną interesującą go postać wartości. Obrona podobnego autorytetu przez Lisiecką stwarzała z wielu powodów sytuację dwuznaczną. Dedecius wyjaśnił jednak ze spokojem na łamach „Kultury” paryskiej: „Myślę, że p. Lisiecka nie weźmie mi za złe, że Andrzeja Brychta uważam za wprawdzie ongiś zdolnego autora, ale dla mnie absolutnie — ze względu na jego rzetelność pisarską, moralność polityczną i odpowiedzialność — nie do przyjęcia. Jest to dla mnie raczej casus criminalis niż litteratoris”. Węzeł gordyjski naszych dylematów i alternatyw usiłujemy rozsupływać między etyką a kryminalistyką. Nie należy oczekiwać, iż pojawi się ktoś, kto jednym ciosem miecza przetnie nasze dylematy i raz na zawsze postawi nas w sytuacji przejrzystej i klarownej. Wśród nowych węzłów i zapętleń nie należy jednak wpadać również w przerażenie dlatego, iż ktoś deklaruje, że nową alternatywną etykę należy zbudować przez wykorzystanie statystycznych opracowań kryminalistyki.
opr. aw/aw