O wolności - prywatnie

Recenzja książki Wojciecha Karpińskiego, "Prywatna historia wolności".

 

Nowa książka Wojciecha Karpińskiego zbudowana jest z esejów pisanych na przestrzeni 10 lat (1970-1981), a połączonych nie tylko wspólną tematyką: refleksją nad pojęciem wolności w dziejach kultury zachodniej; połączonych również wspólną intelektualną atmosferą, pytaniami, które autor stawia światu, zjawiskom, problemom, interesującym go książkom. Dzięki temu całość nabiera spoistości, narzuca się jak konsekwentnie budowana kompozycja, a książkę czyta się jak rozwijającą się opowieść, która odsłania nam coś ważnego: nie jedną historię, ale parę historii splecionych ze sobą.

Już tytuł prowokuje do myślenia. Historia wolności - ale dlaczego prywatna? Czyżby chodziło o podział na wolność prywatną i publiczną? W jakim sensie prywatna ma również swoją historię? Wyjaśnia to autorski Wstęp, który wydaje mi się trafnym wprowadzeniem w materię. Mianowicie książkę o historii umieszcza też w historii, która o tyle nie jest tylko prywatna, że przebiega równolegle do wielu osobowych historii dziejących się w tym samym czasie. W dziejach europejskich wolność była odkryciem dość wczesnym (Grecja). Ale zanim przyjęła rozwinięte formy, zanim uporała się z mnóstwem problemów i sprzeczności, minęły tysiąclecia, a i dzisiaj czujemy, że zaledwie terminujemy w jej szkole. W dziejach indywidualnych wolność może być powietrzem, którym się oddycha, albo odkryciem, którego się dokonuje na przekór istniejącej atmosferze, atmosferze wolnościobójczej. We Wstępie autor pisze więc o swoim odkrywaniu wolności, o swoim urzeczeniu nią właśnie w klimacie owego dziesięciolecia, gdy jego pokolenie dochodziło do intelektualnej i moralnej dojrzałości. Dlatego ta jednostkowa historia, przedstawiona na tle wielkiej historii idei wolności, może mieć charakter przykładowy, to znaczy streszczać czy symbolizować podobne drogi, które pokonywało wiele jednostek podczas pamiętnych lat 1970-1981, a również przed i po tym dziesięcioleciu. Oczywiście, nie wszyscy odbywaliśmy tę drogę do wolności z tym samym stopniem świadomości, z podobnymi narzędziami umysłowymi. Często pragnienie wolności było czymś bardziej instynktownym czy emocjonalnym, brało się z tradycji, które nie zawsze potrafiliśmy nazwać. Ale tym bardziej była nam potrzebna nauka historii - historii wolności, by pokazać jej konsekwencje i jej zagrożenia. By nas przygotować do tego, czego na ogół zupełnie nie przewidywaliśmy: że "wolność wybuchnie" już tak niedługo.

Nie można stać się wolnym bez świadomości, czym wolność jest. Nie można wiedzieć, czym jest wolność, bez zwrócenia się ku historii. Taką refleksję przedstawia Wstęp, a cała książka będzie jej rozwinięciem. Trzeba zdać sobie sprawę z wagi tego stwierdzenia. Wolność należy do tych szczególnych spraw, które - choć wydają się transhistoryczne, wydają się czymś w rodzaju metafizycznego "warunku możliwości" dla życia ludzkiego - są nie do wyobrażenia poza konkretnymi wcieleniami. Jej metafizyczna godność jest najściślej wmieszana w empirię, nie można jej nauczyć "jako takiej", poza historią, która zaczyna się w Grecji, i poza perypetiami, w które obrastała niemal w każdym stuleciu. Chociaż może nas drażnić spekulatywna pycha Hegla, w jednym wolno się z nim zgodzić: historia ludzkości europejskiej da się ująć jako historia wolności. Książka Wojciecha Karpińskiego pokazuje tę historię jako dzieje poszczególnych wspólnot (Sparta, Ateny, Stany Zjednoczone w pierwszej połowie XIX wieku, współczesna cywilizacja zachodnia) i dzieje poszczególnych jednostek, które z wolnością związały całe twórcze życie (Tocqueville, Custine, Zygmunt Krasiński, Nicola Chiaromonte...). Wstęp przygotowuje czytelnika do tego szczególnego węzła osobowego i ogólnego, abstrakcyjnego i konkretnego na przykładzie historii powstawania książki: pojedynczym przykładzie potwierdzającym rytm i logikę całej opisywanej historii. Uczenie się wolności to nie akademickie studium, to jej zdobywanie i jej ubezpieczanie - postawa najprostsza i trudna zarazem, wymagająca od każdej jednostki wysiłku na jej miarę. Dla pokolenia dochodzącego do dojrzałości na przełomie lat 60. i 70. na uczenie to składał się i Marzec ’68, i wydarzenia Grudnia ’70, stopniowe organizowanie się opozycji, Uniwersytet Latający, rok ’76 i powstanie KOR-u, wreszcie dwa niebywałe lata ’80 i ’81. Na tej mapie wydarzeń rozpięty jest tekst Karpińskiego, świadome szukanie przodków i mistrzów wolności. Dzisiaj na ten spis nazwisk patrzymy jak na listę czcigodnych klasyków. Pod koniec lat 60. nie było to w naszym kraju oczywiste. Na kogoś, kto z rzekomo anachronicznym uporem obstaje przy Burckhardtcie, Zdziechowskim, Kucharzewskim, Hayeku jako nauczycielach współczesnego człowieka, niektórzy musieli popatrywać z ironicznym uśmieszkiem, jakby zabawiał się jałową grą. Potem znikły uśmieszki, książki Karpińskiego zaczęły wychodzić w przyspieszonym rytmie, składały się i z rzeczy opublikowanych za "dawnego reżymu" (w których niczego nie trzeba było zmieniać!), i z rzeczy zdjętych przez cenzurę, jak na przykład polskie "sylwetki polityczne XIX wieku", do których można było teraz dodać autorów zabronionych. Historia pisarstwa politycznego Wojciecha Karpińskiego nasuwa myśli, które mogłyby być zaczerpnięte właśnie z kartek jego książek: to historia pisarstwa "niewczesnego", które dziejowy moralitet w ciągu paru lat zmienił w palące aktualnością. I znów: palące nie jako kolejna świeża nowina, lecz jako podstawa, do której ciągle trzeba wracać i bez której nie posuniemy się do przodu.

Zanim zajmiemy się przebiegiem historii wolności, chcę jeszcze zwrócić uwagę na charakterystyczną cechę myślenia autora. Jak sam podkreśla, ważna była dla niego nie tylko problematyka, która wydawała się egzotyczna w kraju realnego socjalizmu. Ważny był język, w jakim się o niej mówiło. Autor widzi ostro ograniczenia i niebezpieczeństwa języków, które miało się do dyspozycji, jeśli chciało się być drukowanym, to znaczy istnieć aktywnie w polskiej kulturze. (Nie mówiąc o języku oficjalnej ideologii, języku zarazem zdeprawowanym i nierealistycznym.) Pisarze, intelektualiści próbowali się posługiwać rozmaitego rodzaju językami zastępczymi, kostiumem, parabolą, podstawianiem czegoś w miejsce czegoś innego. Możliwa była ucieczka w nieszkodliwą specjalizację i w hermetyzm, odczytywany potem wśród malutkiego grona wtajemniczonych. Nasz autor szybko zdał sobie sprawę, jak duszące i demoralizujące mogą stać się te chwyty, jak bardzo pozostawiają poza swoim zasięgiem pytania naprawdę żywe. Piszący coraz bardziej oddalał się od tego, co stanowiło jego prawdziwe źródło, autentyczną inspirację, a przymierzając maski na pokaz - gubił wyczucie własnej twarzy. Patrząc dzisiaj wstecz na kulturę tamtego czterdziestopięciolecia, widzimy, czym się płaciło za nieautentyczność języka, za jego konformizm, za rodzaj bytu na uwięzi, podporządkowanego państwowym tabu. Nic dziwnego, że dopiero kontakt z literaturą i publicystyką emigracyjną (po tej pracy przygotowawczej, jaką było obcowanie z europejskimi klasykami) stał się dla Wojciecha Karpińskiego rzeczywistą lekcją języka: nauką prawdziwej, to znaczy wolnej polszczyzny. Dodajmy, że refleksja nad stosunkiem wybranego przez twórcę języka do jego zdolności chwytania możliwie największego zakresu rzeczywistości jest stałym składnikiem pisarstwa Karpińskiego. Nie ogranicza się do problemów stawianych przez literaturę i eseistykę. Jego książki i szkice o malarstwie w inny sposób stawiają podobne pytania. Znaleźć język nie tylko niezależny ideologicznie czy koniunkturalnie, lecz przede wszystkim nie deformujący naszego przeżywania świata, nie zamykający go w "magicznych kręgach" intelektualnych mód i zaborczych umysłowych narzędzi - to wydaje mi się najbardziej swoistą i wartą podjęcia cechą jego myśli.

Historia wolności może więc być odczytywana dwojako, by tak rzec - w układzie pionowym i poziomym. W pierwszym porządku szkicuje coś w rodzaju intelektualnej biografii autora i zarazem historii dojrzewania pewnego pokolenia. W drugim mówi o rozwoju i perypetiach wolności w naszej cywilizacji. Autor nazywa ją prywatną, ponieważ odzwierciedla jego wybory, jednostkowe rozumienie i odczuwanie. Ale wie, że historia ta wyrasta ponad prywatność, bo opiera się na doświadczeniach i przemyśleniach innych, przemyśleniach, które mogą się okazać powszechnie ważne. Będą go interesowały osobiste spotkania z wolnością, jej teorią i praktyką, jednostkowe losy ludzi, którzy się związali z ideą wolności. Śledzi ich niekiedy zawikłane życiorysy, borykanie się z przeszkodami zarówno zewnętrznymi, politycznymi, jak i wewnętrznymi. Każdy z tych indywidualnych losów prowadzi do zbiorowości, w której jednostka żyje. Wśród bohaterów książki znajdzie się francuski arystokrata, który wyjeżdża w świat, by znaleźć potwierdzenie zasady monarchicznej, a wraca przeobrażony w zwolennika konstytucji - to Astolphe de Custine z Rosji w 1839. Albo polski arystokrata, wyjątkowo wyczulony na rewolucyjny przełom historii nowoczesnej i krępowany w pragnieniu uczestniczenia w losach swego kraju przez wiernopoddańczą postawę swego środowiska - to twórca Nie-Boskiej komedii. Poznamy niechlubne biografie polskich "apostatów", którzy bądź to uwierzyli w dziejową misję caratu, bądź praktykowali zwykłą sprzedajność kosztem ośrodków emigracji politycznej; losy rosyjskich buntowników, każdy odmienny, lecz wszystkie jednakowo uwikłane w zwarcie z imperialnym molochem, który pchał w rozpacz i szaleństwo. Napotkamy rachunek sumienia wielkiego niemieckiego uczonego, który nie zdecydował się na emigrację w czasach III Rzeszy. Znalazło się wreszcie w książce miejsce na pochwałę "kisielizmu", nieporównywalnej samotnej walki człowieka z ustrojową maszyną (i nieuniknione mielizny tej walki, które już sami możemy sobie dopowiedzieć).

Wolność, jak ją rozumie Zachód, nie ma tylko jednego patrona i tylko jeden typ przeciwnika, a jej dzieje nie są koniecznie liniowe. Jej nieprzyjaciele to nie tylko zwolennicy porządku totalitarnego, spotkać ich możemy i wśród ludzi dobrej woli, którzy nie rozumieją dobrze mechanizmów politycznych i społecznych. W historii chociażby naszego stulecia widzieliśmy ją już w tylu kłamliwych przebraniach. Są zbiorowości, które ją zdobywają i tracą, jak Niemcy w XX wieku; takie, które nie potrafiły jej wypracować w swoich dziejach, mimo rozpaczliwych starań części swojej elity, jak Rosja. Takie jak Polska, których normalny rozwój został zahamowany przez utratę suwerenności i pojęcie wolności nabrało dla nich niemal religijnego charakteru. Ostatnie rozdziały książki poświęcone są współczesnym teoretykom demokracji liberalnej, Hannie Arendt i Friedrichowi Hayekowi, u których wolność jako sposób życia nowoczesnego społeczeństwa otrzymuje intelektualne opracowanie, prezyzyjne osadzenie pośród innych pojęć opisujących aspekty współczesnej rzeczywistości. Śledzimy więc dialektyczną opozycję i sprzężenie między wolnością jednostkową i zbiorową, potrzebę rozróżnienia (dla właściwego uchwycenia niesłychanych komplikacji organizmu społecznego) między wieloma rodzajami wolności: osobistą i polityczną, podmiotową i zbiorową. Formowanie się rządów prawa i konstytucji wolności, stosunek między prawem pozytywnym a "fundamentalnymi swobodami jednostki", fałszywe pokusy i faktyczne zwyrodnienia kolektywizmu, które są "drogą do niewoli".

Spośród argumentów przemawiających za obroną czy też za "lepszością" wolności uderza rozumowanie Hayeka o jej zasadniczo twórczym charakterze. Tylko wolność nastawiona na to, co nieznane, co jeszcze nie istnieje, ma niewyczerpane zdolności inwencyjne, przygotowuje dla nieznanych jednostek nie przeczuwane jeszcze możliwości myślenia i działania. Żaden projekt społeczny nie będzie żywotny na dłuższy dystans, jeśli nie zachowa odpowiedniego miejsca dla wolności. I obawa, że ta wolność będzie niekiedy źle wykorzystywana, nie powinna być argumentem przeciw liberalnej koncepcji społeczeństwa. Pod powierzchnią filozofii liberalnej kryje się więc ożywczy optymizm, przekonanie, że w ostatecznym rachunku zastosowania dobre z nawiązką zrównoważą złe.

Przed rozdziałem poświęconym Hayekowi Konstytucji wolności (który pełni niejako funkcję konkluzji) autor Prywatnej historii wolności umieścił rozważania wywołane jednym z wielkich wydarzeń owego formacyjnego dziesięciolecia: pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. Wedle Karpińskiego była to prawdziwa lekcja wolności dla społeczeństwa polskiego i równocześnie dowód na to, że w okolicznościach szczególnej wagi potrafimy się okazać dojrzali do wolności. Jeszcze raz, ze zwielokrotnioną siłą, powraca wątek związku między wolnością a językiem, w którym opisujemy świat i naszą w nim sytuację. Nie ma wolności bez głosu wolnego i wolność ubezpieczającego. Wolność nie jest formalnym i izolowanym elementem życia, język papieża pokazał ją w całości jej więzi z ludzkim istnieniem. "Wobec inwazji ideologii, wobec zagubienia człowieka, wobec jego ontologicznego wycieńczenia, oddalenia od źródeł wartości, jak te modele religijności mogły pomóc poszukującym, przemówić do ich potrzeb? Trzeba wyjść poza schematy. Nie dać sobie narzucić języka przeciwników. Nie zamykać się przed współczesnością ani nie korzyć się przed nią, bo wówczas stajemy się jej niewolnikami, współuczestnikami jej błędów i słabości, lecz umacniać, odsłaniać sens fundamentów, »podejmować ów wielki dialog z człowiekiem i światem na naszym etapie dziejów«. Ukazywać sferę duchowości, podmiotowości człowieka, jego zakorzenienie w czasie i w świecie, jego uczestnictwo w tradycji, otwarcie ku przyszłości" (s. 313).

Prywatna historia wolności

ma więc dwa końcowe akordy: jeden to analizy politologa, wypracowanie pojęć, określenie ich zakresów i interferencji, język chłodny, w którym liberalna koncepcja wolności broniona jest wedle kryteriów skuteczności, zdolności do zorganizowania wielkich społeczności nowoczesnych. Drugi - to język gorący, wypełniony emocjami, wartościujący, mający dostęp do głębokich obszarów człowieczeństwa. Dla autora książki te dwa języki nie wykluczają się, każdy ma pole, na którym pracuje i nie próbuje zagarnąć kompetencji drugiego. Wiemy, że w rzeczywistości możliwe są między nimi zderzenia i zgrzyty. Ale nie to jest istotne - istotne jest, że każdy z nich dwóch potrafi przyjąć i po swojemu opracować tę odyseę wolności, którą jest nasza historia.

 

EWA BIEŃKOWSKA, ur. 1943, dr hab., eseistka, tłumaczka, członek zespołu redakcyjnego "Zeszytów Literackich". Wydała m.in. Dwie twarze losu. Nietzsche-Norwid (1975), W poszukiwaniu królestwa człowieka. Utopia sztuki od Kanta do Tomasza Manna (1981). Mieszka w Wersalu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama