Propozycja homilii na 16 niedzielę zwykłą, rok A
Być może i ja na podobieństwo Jezusa mógłbym pisać i opowiadać o tym, do czego podobne jest Królestwo Niebieskie, albo, z czym mógłbym je porównać. Bywałem przecież w tak wielu miejscach i na tylu kontynentach. Poznałem tak wielu interesujących ludzi zaznałem niezapomnianych przeżyć.
O. Marek Mularczyk OMI
Może na początek z serii, do czego podobne jest Królestwo Niebieskie, bo to właśnie wtedy, kiedy do wnętrza Bazyliki św. Piotra wnoszono ciało Jana Pawła II w miejsce jego doczesnego spoczynku i niosący Go po raz ostatni zwrócili się jeszcze w stronę tłumu, a kiedy na placu rozległy się oklaski jako wyraz wdzięczności i uznania Karolowi Wojtyle za jego święty trud prowadzenia Łodzi Piotrowej i wprowadzenia Kościoła w III tysiąclecie, wtedy to zrodziła się we mnie myśl, aby cykl ten pisać.
Zatem, do czego podobne jest Królestwo Niebieskie, albo, z czym mógłbym je porównać.
Obraz z kolekcji, do czego podobne jest Królestwo Niebieskie, albo, z czym mógłbym je porównać.
Królestwo Niebieskie podobne jest do Madagaskaru.
Czy dlatego używam tego porównania, ponieważ niektórzy z mieszkańców tej wyspy twierdzą, że to właśnie tam na tych ziemiach był biblijny Raj. Chyba nie. Z tego, co zauważamy niemal, co druga kraina w początkach swojej historii powołuje się na opowieść, że to właśnie na ich terenie rosło pierwotne drzewo życia i drzewo poznania dobra i zła.
W ramach praktyki pastoralnej, po zakończeniu studiów na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, a więc jeszcze jako diakon i przed przyjęciem święceń kapłańskich spędziłem kilka lat pracując na Madagaskarze w diecezji Tamatave.
I oto niedawno, kilka dni temu grupa podróżników z mojej parafii wybierających się na Czerwoną Wyspę poprosiła mnie o to, aby opracować im program podróży. Pytali gdzie warto jechać, co jeszcze oprócz baobabów i lemurów warte jest zobaczenia, gdzie znajdą trędowatych i prosili, aby wskazać im drogę do grobu O. Beyzyma SJ. Opracowałem tak jak prosili plan podróży dodając jeszcze słowa komentarza, że życzliwych ludzi znajdą tam wszędzie.
W kilka dni później układałem życzenia ślubne dla jednej z moich byłych uczennic. Jako prezent ślubny podarowałem jej na nową drogę życia nowe imię, imię rodem z malgaskiej ziemi. Wybrałem dla niej, albo być może trafniejszym będzie określenie podarowałem jej imię, Nirina. Imię to w języku malgaskim oznacza wypełnienie się jak i spełnienie wszelkich najskrytszych marzeń. Przede wszystkim tych wyproszonych i oczekiwanych w największym utęsknieniu. Dla przykładu, aby ukazać piękno tego określenia, jeżeli kobieta malgaska bardzo pragnie dziecka, a urodzi je dopiero po długim okresie oczekiwania, a wiemy, czym dla narodów afrykańskich jest dar macierzyństwa, dar taki, narodzone po długim okresie oczekiwania dziecko nazywa się mianem nirina. Coś na podobieństwo daru syna ofiarowanego Elżbiecie i Zachariaszowi, Jana nazwanego Chrzcicielem.
Życzenia ślubne i nowe imię, które nadałem Pani młodej zarówno Jej jak również i Jej Wybrankowi bardzo się podobały. Poprosili o jeszcze kilka innych zdjęć z Madagaskaru. Czyniąc zadość ich prośbie spędziłem przy komputerze kilka godzin szukając potrzebnych materiałów. Klikałem tu i ówdzie. I oto w pewnym momencie na jednej ze stron internetowych odnalazłem zdjęcia planety robione z satelity. A kiedy oczom moim ukazała się wyspa Madagaskar doznałem dziwnego wzruszenia. Nigdy przedtem takiego ujęcia tej wyspy nie widziałem. Dominowały tylko dwa, albo i trzy kolory, bo oprócz czerwieni pustyni i zieleni lasów otoczona była jeszcze błękitem wody mórz i oceanów. Nie była to mapa, do których przywykliśmy. Nie znalazłem podziału ani na diecezje, plemiona, czy też regiony administracyjne. Wyspa leżała na ekranie mojego komputera majestatycznie jak zdjęte z krzyża ciało Chrystusa. I wtedy mimo woli zapytałem sam siebie. Czy przez ten okres czasu, w którym pracowałem tam jako misjonarz zrobiłem wszystko najlepiej jak potrafiłem i umiałem. Czy wystarcza to, że na trasie Ambositra Marolambo do dzisiaj wspominają jeszcze białego misjonarza, który idąc po buszu i dżungli, sam dźwigając swój bagaż pobił w marszu wszystkich Malgaszy. Ponoć do dzisiaj wspominają i pytają o białego misjonarza, nie rozumiejąc jak to się stało, że oni wytrawni chodziarze nie wytrzymali narzuconego przeze mnie tempa. I ze zdumieniem kiwają głowami. Ochrzciłem też chyba z pięćdziesięciu Malgaszy. Głosiłem kazania, naukę katechizmu katolickiego, grałem z chłopakami w piłkę nożną, prowadziłem drużynę piłki nożnej.
Wróciłem. Dlaczego. Był koniec lat 80 — tych. Ideologia komunistyczna chyliła się ku upadkowi.
Pochodzę z rodziny robotniczej. Przed wstąpieniem do Seminarium pracowałem fizycznie w zakładzie kamieniarskim. Odbyłem też zasadniczą służbę wojskową. W okresie stanu wojennego byłem na liście internowanych i gdyby nie to, że rozpocząłem już Nowicjat przypuszczalnie podzieliłbym los wielu innych internowanych. Chciałem wrócić i być świadkiem upadku Związku Radzieckiego i ideologii komunistycznej. I wróciłem. Jednak przez wiele lat, a i niekiedy nawet dzisiaj pojawia się pytanie, czy być może nie powinienem tam zostać. Czy wszystko zrobiłem jak najlepiej mogłem i powinienem był zrobić.
Odpowiedź otrzymałem pewnego dnia spoglądając na ekran mojego monitora. Zobaczyłem zdjęcie z satelity, ujrzałem jak nigdy przedtem wyspę Madagaskar leżącą jak umęczone zdjęte z krzyża ciało Chrystusa.
Widok, dar i nagroda. A może podziękowanie. Ale, za co. Za tych kilka godzin życzliwości opracowania programu dla grupy podróżników. Za sprawienie Bożej radości nowożeńcom. Za mój misyjny trud. Być może.
Zapraszam na moją stronę www.mularczyk.omi.org.pl, znajdziecie tam jeszcze kilka innych obrazów, do czego podobne jest Królestwo Niebieskie.
opr. mg/mg