Posłani, by oznajmiać tajemnice Bożej woli

Homilia na 15 Niedzielę zwykłą roku B

Pierwsze czytanie Am 7,12-15

I rzekł Amazjasz do Amosa: «„Widzący”, idź, uciekaj sobie do ziemi Judy! I tam jedz chleb, i tam prorokuj! A w Betel więcej nie prorokuj, bo jest ono królewską świątynią i królewską budowlą». I odpowiedział Amos Amazjaszowi: «Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i rzekł do mnie Pan: „Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego!”

Czytanie z Księgi Amosa uświadamia nam, że o powołaniu nie decyduje pochodzenie społeczne, zamożność ani wykształcenie, ale wola Boża. Powołanie daje Bóg.

Powołanie jest uzdolnieniem człowieka przez Boga do spełnienia jakiejś szczególnej misji w społeczności ludzkiej. Nie ma większej tragedii dla człowieka, jak zawinione zejście z tej drogi wytyczonej nam przez Opatrzność. Nie mniejszą tragedią są trudności, które jawią się na tej drodze i uniemożliwiają realizację obranego celu życia. Tak było z Ludwikiem Beethovenem (1770—1827). Od 1792 roku przebywa w Wiedniu, gdzie tworzy swoje genialne dzieła muzyczne. Zaczyna się czuć w swoim żywiole. Muzyka staje się jego powołaniem i pasją życia. I oto w roku 1798 traci częściowo słuch, a z czasem całkowicie. Czuje się jak ptak z podciętymi skrzydłami. Mimo to tworzy nadal, ale można sobie wyobrazić, jaka to była twórczość bolesna. W swoim testamencie wyznaje:

„O wy, ludzie, którzy mnie widzicie nienawistnego, upartego mizantropa, jakże krzywdzicie mnie, nie znacie tajemnej przyczyny tego, co wam się takim wydaje — serce moje i umysł od dzieciństwa usposobione były ku słodkim uczuciom życzliwości, spełnianiu własnych wielkich czynów — ale zważcie, że od sześciu lat owładnął mną stan nieuleczalny, pogarszany przez nierozumnych lekarzy — z roku na rok oszukiwany w nadziejach polepszenia, zmuszony wreszcie do świadomości trwałego nieszczęścia — zrodzony z ognistym żywym temperamentem, sam wrażliwy na rozrywki towarzyskie, musiałem wcześnie odosobnić się, samotnie spędzać życie, a choć niekiedy chciałem wynieść się ponad to wszystko, o jakże twardo spychało mnie z powrotem smutne doświadczenie mego złego słuchu, a jednak jeszcze nie potrafiłem powiedzieć ludziom: głośniej mówcie, krzyczcie, bo jestem głuchy... Zmysł, który u mnie winien być w doskonalszym stopniu niż u innych ludzi, zmysł, który ongi posiadałem w najwyższej doskonałości, jaką ma i miało z pewnością niewielu w moim fachu. — Jak banita żyć muszę. — Co za upokorzenie, kiedy ktoś stał przy mnie i z oddali fletnię słyszał, a ja nic nie słyszałem, albo ktoś słyszał śpiew pastuszka, a ja nic nie słyszałem; wydarzenia takie pchały mnie na krawędź rozpaczy, już, już, miałem życie zakończyć sam...”

Witold Hulewicz, Przybłęda Boży, Kraków 1959, s. 73—74.

Drugie czytanie Ef 1,3-14

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa,
On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym
na wyżynach niebieskich — w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,
według postanowienia swej woli,
ku chwale majestatu swej łaski,
którą obdarzył nas w Umiłowanym.
W Nim mamy odkupienie przez Jego krew —
odpuszczenie występków,
według bogactwa Jego łaski.
Szczodrze ją na nas wylał
w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia,
przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli
według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął
dla dokonania pełni czasów,
aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie:
to, co w niebiosach, i to, co na ziemi.
W Nim dostąpiliśmy udziału my również,
z góry przeznaczeni zamiarem Tego,
który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli,
po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu —
my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie.
W Nim także i wy usłyszawszy słowo prawdy,
Dobrą Nowinę waszego zbawienia,
w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego,
	który był obiecany.
On jest zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu na odkupienie,
	które nas uczyni własnością [Boga], ku chwale Jego majestatu.

Św. Paweł w Liście do Efezjan pisze, że Bóg w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”. To jest nasze najważniejsze powołanie i zadanie życiowe: być świętymi. I dlatego też czcimy świętych jako tych, którym udało się osiągnąć to najważniejsze zadanie życiowe.

Kościół, ceniąc wszystko to, co czyni człowieka wielkim w porządku doczesnym, przypomina jednak, że prawdziwa wielkość polega na świętości. Kiedy umarł św. Stanisław Kostka (15 sierpnia 1568 roku w Rzymie), wówczas tłumy Rzymian zaczęły się gromadzić u jego zwłok. Obserwując wyrazy czci składanej młodemu Polakowi, hiszpański jezuita, Franciszek Tolet, powiedział:

„Dziwna to rzecz! Umiera młody Polak i cały świat zbiega się do jego ciała. Każdy chce go oglądać, każdy pragnie ucałować jego nogi. Przebóg! Umrzemy może w wieku bardzo sędziwym, a będąż się do nas ludzie zbiegali?” — W tych słowach uczony jezuita przypomina, że prawdziwa wielkość nie polega na długim życiu i doczesnych zasługach, ale na świętości.

Ewangelia Mk 6,7-13

Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien!» I mówił do nich: «Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!» Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

Chrystus Pan, wysyłając swych uczniów na działalność apostolską, przypomniał im warunki skutecznego ewangelizowania. „Przykazał im, żeby nic ze sobą nie brali na drogę prócz laski...”

Wskazanie to postanowił w pełni zastosować Karol de Foucauld (1858—1916). Jako konwertyta i następnie trapista, w roku 1901 przyjmuje święcenia kapłańskie w Jerozolimie i udaje się do Maroka, do miejscowości Beni-Abbes, by tam żyjąc wśród ludzi ubogich i nie znających Chrystusa, zdobywać nowych wyznawców dla Ewangelii. Przemyśliwując nad metodami pracy, postanowił sobie:

„Moje apostolstwo musi być apostolstwem dobroci. Trzeba, żeby patrząc na mnie, mówiono: Ponieważ ten człowiek jest taki dobry, jego religia musi być dobra. A jeżeli mnie zapytają, dlaczego jestem łagodny i dobry, muszę powiedzieć: Dlatego że jestem sługą dużo lepszego ode mnie. Gdybyście wiedzieli, jak dobry jest mój Pan i Mistrz, Jezus! Chciałbym być na tyle dobry, żeby mówiono: Jeżeli taki jest sługa, jakiż musi być Pan! Kapłan jest monstrancją, jego rolą jest pokazywać Jezusa: musi sam zniknąć i ukazać Jezusa. Starać się pozostawić dobre wspomnienie w duszy każdego z tych, którzy do mnie przychodzą. Stać się wszystkim dla wszystkich. Śmiać się z tymi, którzy się śmieją, płakać z tymi, którzy płaczą, aby wszystkich przyprowadzić do Jezusa”.

Cytat za: J. F. Six, Karol de Foucauld, Paryż 1973, s. 92.


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama