Homilia na 1 niedzielę adwentu roku B
Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: «Czuwajcie!».
Jezus kładzie wielki nacisk na konieczność czuwania: „Niech nie zastaną was śpiących!”. Ale czego tak naprawdę od nas oczekuje? Abyśmy żyli w stanie pogotowia? Abyśmy byli odźwiernymi, którzy nigdy nie mają prawa spać?
Odźwierny z tej przypowieści musi bowiem być czujny „z wieczora, o północy, o pianiu kogutów, czy rankiem”. W czasach Jezusa takie wymienienie czterech pór rzymskiej straży było sposobem powiedzenia: „Całą noc”. Czyżby Jezus domagał się naszych nocy? W dzień mielibyśmy żyć sobie spokojnie, ale gdy tylko zapadnie noc, powinniśmy czekać — aż do samego świtu! Na co? Na swoją śmierć? Na koniec świata? Na Jego chwalebne przyjście? („Jezus mówił uczniom o swoim przyjściu”).
Tego wszystkiego powinniśmy oczekiwać, zgodnie ze znaczeniem okresu liturgicznego, w który dzisiaj wkraczamy: Adwent, czas oddawania czci Chrystusowi przychodzącemu do naszego życia i do naszego świata, od Jego pierwszego przyjścia w noc Bożego Narodzenia, aż po ostatnie chwalebne przyjście na końcu czasów. Adwent jest litanią czasów: Jezus przyszedł, Jezus przyjdzie znowu, Jezus przychodzi.
Przychodzi w tej chwili, tu, gdzie teraz jestem, do tego, co teraz robię — o ile moje serce czujne jest na Jego sposoby przychodzenia. Chrześcijanin jest ciągle na czatach, oczekując na osobiste odwiedziny Pana, ale jest także uważny na znaki czasu, na zmierzanie świata do tego wielkiego dnia, jest człowiekien będącym stale w pogotowiu.
— Nawet nocą?
— Dobrze, powróćmy do tej nocy.
W Piśmie Świętym noc jest symbolem świata ziemskiego, jako przeciwieństwo świata, który nadejdzie i który będzie światem jasności. Stwierdzenie, że mamy czuwać nocą oznacza, że całe nasze istnienie tu, na ziemi, rozgrywa się w pewnego rodzaju nocy.
— Ale podczas Bożego Narodzenia usłyszymy ten piękny tekst z Księgi Izajasza: „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie”?
— To prawda, Jezus jest naszym światłem, przyszedł, abyśmy żyli w światłości. „Kto idzie za Mną — powiedział — nie będzie chodził w ciemności” (J 8,12). To zdanie jest jednym z najpiękniejszych i jednym z najmocniejszych zdań w Ewangelii: Jezus wydziera nas nocy. Ale jeśli za Nim idziemy! I właśnie dlatego nie wolno nam spać.
Śpimy — w sensie duchowym — kiedy tracimy stopniowo nasze chrześcijańskie odruchy. Doskonale widzimy, że należałoby się zaangażować tu, nie pozwolić, by wciągnięto nas tam, ale dajemy sobą kierować, poddajemy się powierzchownym poglądom, pogłoskom, nastrojom. Mówimy sobie: „Ludzie modlą się coraz mniej, ja zresztą też”. Ale nic z tym nie robimy. Myślimy: „Powinienem bardziej zaangażować się w życie mojej parafii”. Albo: „Staję się egoistą... jestem kłótliwy...”. Ale brak nam jakiejkolwiek prawdziwej chęci zmiany. Stopniowo światło Ewangelii blaknie, wygasa, żyjemy „tak jak wszyscy”, w ciemności — tak jakby Chrystus nigdy nie przyszedł.
Tak jakby nie przychodził stale! Wezwanie, aby kochać, aby pomagać, aby walczyć o sprawiedliwość, to On. Zachęta, aby odnowić swoją wiarę i lepiej nią żyć, lepiej ją przekazywać, to On. On jeden może dać nam siłę wytrwania w chorobie, On jeden może uczynić naszą starość „życiem, które się wznosi”. Każde Jego przyjście jest darem życia. Dlatego tak bardzo nalega: „Czuwajcie. Nie śpijcie, macie tylko jedno życie”.
ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999
opr. mg/mg