Młodzi to dobrzy obserwatorzy, są specjalistami w tropieniu hipokryzji dorosłych.
To, co spędza sen z powiek wielu rodzicom, to potrzeba odkrycia, co tak naprawdę siedzi w głowie ich nastoletniego dziecka. Mam wrażenie, że bardzo często próbują go zrozumieć, jednak zazwyczaj przeżywają klęskę na tym polu. Dlaczego tak się dzieje?
Bo próbują zrobić coś, co tak naprawdę jest niemożliwe. Tytuł tego artykułu jest w znacznej mierze prowokacją, gdyż zrozumienie świata młodego człowieka to rzecz niezwykle trudna.
Dlaczego?
Bo on sam siebie nie rozumie. Młodość, i tu przepraszam wszystkich młodych ludzi, do których żywię ogromną sympatię, to taka normalna nienormalność.
Faktycznie mogą poczuć się nieco urażeni…
Mam jednak nadzieję, iż mi wybaczą. Nie chodzi tu bowiem o człowieka, ale bardziej o czas adolescencji (młodości), który nie jest łatwym okresem w życiu większości ludzi. Niestety, nie mamy na to wpływu, że tak się dzieje, ale jak to jest w polskim przysłowiu – po „burzy zawsze wychodzi słońce”. A w organizmie młodego człowieka właśnie wszystko się burzy, gdyż wszystko zmienia się z tak zawrotną prędkością, że nie sposób za tym nadążyć.
Czy my jako dorośli miewamy porównywalne stany?
Pewnym odpowiednikiem, choć nie dosłownie, jest w życiu dojrzałego człowieka przejście przez nagłe, przerastające nasz układ odpornościowy wydarzenie. Może mieć ono charakter zarówno pozytywny, jak i negatywny. Może być to wygrana dużej ilości pieniędzy albo utrata kogoś bliskiego. Wtedy bardzo często nie kontrolujemy naszych zachowań i emocji, a wielu z tych, którzy obserwują nas w tym momencie, może odbierać nas jako osoby, które straciły kontakt z rzeczywistością. Trudno się im dziwić, skoro w takich sytuacjach wybuchamy niekontrolowanym płaczem bądź śmiechem, podejmujemy szalone decyzje lub też popadamy w totalne przygnębienie i wycofanie. Ale gdy nasi obserwatorzy dowiedzą się, co się stało, przyjmują to jako „normalny stan rzeczy”, który potrzebuje czasu na powrót do równowagi.
W jaki sposób to, co powiedziałeś, możemy przełożyć na pracę z młodym człowiekiem, by być bliżej niego?
Brakuje nam właśnie tej cierpliwości, tego czekania i pogodzenia się z tym, że ten okres młodości naszych pociech jest czasem dla nas trudnym, niezrozumiałym, ale koniecznym. Naszym podstawowym zadaniem jest jednak nadal być sobą i wierzyć, że to najlepsze, co można w tej sytuacji zrobić. Zdarza się, iż rodzice szukają specjalistów, którzy będą gotowi porozmawiać z ich synem lub córką i że pomogą ich „uzdrowić”. Niestety, niektórzy specjaliści wchodzą w tę narrację i próbują pokazać, że da się wyleczyć kogoś z jego naturalnego zachowania w danym okresie życia. Nie jest to dobre, gdyż w takim momencie oczekujemy, że albo nastolatek stanie się bardziej dorosły niż na to wskazuje jego wiek, albo cofnie się do kresu dzieciństwa – a więc nastąpi regresja.
Często się pan spotyka z takimi oczekiwaniami rodziców w swojej pracy?
Dość często, zarówno w gabinecie, jak i podczas szkoleń. Staram się wówczas zadać pytanie, czy to rodzicom, czy też nauczycielom – jakiego młodego człowieka oczekiwaliby albo w swoim domu, albo w szkole. Często padają takie stwierdzenia, że powinien być: odpowiedzialny, uprzejmy, sympatyczny, pewny siebie, opanowany, kulturalny itd. Można powiedzieć, że zupełnie inny niż być powinien w tym wieku. To tak, jak by ktoś na pytanie, jaki powinien być dorosły, odpowiedział: niedojrzały, lekkomyślny, nieopanowany, dziecinny. Nikt tak nie powie, bo wie, że to nie obraz dorosłego, a w przypadku młodzieży tak łatwo nam jest oczekiwać czegoś, co nie powinno mieć miejsca.
Powiedziałeś, że zdarza się, iż rodzice, widząc w jakimś sensie naturalne zachowania nastoletniego dziecka, szukają pomocy specjalistów; zastanawiam się, co robią w takiej sytuacji nauczyciele?
Zazwyczaj to samo…
Z czego to wynika?
Chcę bardzo wyraźnie powiedzieć, że rozumiem, czym kierują się zarówno rodzice, jak i nauczyciele w tej sytuacji. Sam pracuję z ludźmi młodymi i wiem, że podstawową naszą potrzebą jako dorosłych jest poczucie wpływu oraz kontroli i panowania nad sytuacją. Niestety, zachowania ludzi młodych bardzo często powodują, iż nasze potrzeby nie są realizowane. Sądzę, że w klasie, gdzie mamy do czynienia z całą grupą, jest to wyjątkowo trudne doświadczenie. Stąd też chwytamy się wszelkich możliwych sposobów, by zapanować nad sytuacją, korzystamy również z pomocy innych osób, w tym przypadku psychologa.
Jednak ty uważasz, że nie jest to dobre…
Ja bym raczej powiedział, że sam moment skorzystania z takiej pomocy nie jest najlepszy.
Dlaczego tak uważasz?
Proszę spróbować wejść w głowy uczniów danej klasy, w której jeden z młodych ludzi nie daje w spokoju prowadzić lekcji. Większość z nich stara się być spokojnymi, skupionymi na przedmiocie, zaangażowanymi. Czy to oznacza, iż oni nie potrzebują rozmowy z kimś?, nie mają swoich problemów? Mają, jednak szansa na spotkanie z psychologiem jest raczej iluzoryczna, bo owy specjalista jest w tym czasie zajęty kolejnym „trudnym” przypadkiem. Jaki jest wniosek dla innych uczniów? – aby pójść do psychologa na rozmowę należy coś narozrabiać? Co wówczas wzmacniamy?
Patologię?
W jakimś sensie tak.
Zatem, kiedy psycholog ma brać na rozmowę niegrzecznego ucznia?
Kiedy będzie już spokojny. Może szalał w poniedziałek, ale w czwartek jest już spokojny. Wtedy warto zaprosić go na rozmowę, tak aby nie czuł, że jak narozrabia to go zwolnią z lekcji. Dzięki temu nie skojarzy nagrody ze złym zachowaniem.
Dlaczego praca z młodym człowiekiem jest taka trudna?
Przede wszystkim młody człowiek charakteryzuje się mniejszym wglądem w siebie. Uważam, że jednym z głupszych pytań do nastolatka jest pytanie „dlaczego?” – nawet jeśli nam na nie jakoś odpowie, to wcale nie znaczy, że tak właśnie jest. Wiele razy na decyzję, na kontakt z drugim człowiekiem u nastolatka nakłada się tyle nieświadomych kwestii, że nawet szkoda czasu na ich rozwikłanie.
Co jeszcze utrudnia pracę z młodzieżą?
Na pewno jest to brak stałości przymierza. Aby zbudować relację z nastolatkiem, musimy poświęcić bardzo dużo czasu, ale wystarczy jedna mała rysa na szkle, czasami jedna nasza pomyłka, byśmy zostali przez niego przekreśleni.
Czy w związku z tym musimy być idealni?
Mamy być sobą, pomimo jego potrzeby, byśmy byli idealni. Dzięki temu uczymy go przecież o tym, że świat nie jest idealny. To jest ten rodzaj pewnej frustracji, która buduje w młodym człowieku poczucie, że nie można wymagać od człowieka rzeczy niemożliwej.
Jeśli nie mamy być idealni, to może chociaż bądźmy ekspertami?
A czy korzystałaby pani z pomocy psychologa, który, gdy dowie się, że miała pani ojca alkoholika, powie: „O to, jak pani miała ojca alkoholika to ja już wiem, co pani czuje, co pani przeszła”? W pracy z młodzieżą bądźmy pewni co do swoich przekonań, ale nie traktujmy ich z pozycji eksperta, ale z pozycji osoby, którą ciekawi świat młodego człowieka. Okazywanie zainteresowania jest dobrą formą nawiązania relacji z nastolatkiem.
Ale czy młodzież chce, byśmy się nimi interesowali…
Młody człowiek z przekory powie, że sobie czegoś nie życzy – tak aby nie zaciągać długu wdzięczności – co wcale nie oznacza, że naprawdę tego nie chce. Zazwyczaj jest zupełnie odwrotnie. Oczywiście, bądźmy zainteresowani jego życiem, ale nie wścibscy.
A czego szukają w nas młodzi ludzie?
Oni cały czas szukają ideałów, przykładów do naśladowania. Dzisiaj może nie tyle jest kryzys rodziny, co bardziej kryzys ideałów. Coraz mniej jest ludzi, którzy żyją tak, jak głoszą. A że młodzi to dobrzy obserwatorzy, są też specjalistami w tropieniu hipokryzji dorosłych. Jeśli więc podejmujemy jakieś działania wobec młodzieży, bądźmy świadomi nas samych i nie bójmy się przyznać do błędu…
opr. ac/ac