Idę po twoich śladach

Wychowanie to nie to samo, co wykształcenie. Szkoła, instytucje wychowawcze, choćby najznakomitsze, nigdy nie zastąpią rodziny. Problem w tym, że żyjemy w epoce permanentnego braku czasu

W Roku św. Józefa otrzymujemy piękny przykład wychowawcy z sercem otwartym na Boga. Św. Józef jest dla nas wzorem człowieka słuchającego słowa Bożego, a zarazem - jak to określił św. Jan Paweł II - „wcielonym wzorem posłuszeństwa” Bogu. Jego otwartość na Boga i Jego słowo sprawiła, że stał się ziemskim ojcem i wychowawcą Pana Jezusa - napisali biskupi w tegorocznym liście z okazji XI Tygodnia Wychowania w Polsce.

Wychowanie to nie to samo, co wykształcenie. Szkoła, instytucje wychowawcze, choćby najznakomitsze, nigdy nie zastąpią rodziny w kluczowym dla dobra jednostki i społeczności procesie - nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Problem w tym, że żyjemy w epoce permanentnego braku czasu. Kradną go nam praca, technologie informatyczne, facebook. Przyzwyczajeni do szklanych ekranów komórek ludzie coraz rzadziej spoglądają sobie w oczy. Coraz mniej się rozmawia ze sobą, paradoksalnie - dom staje się zbiorem nieprzekraczalnych samotności! Ograniczenia pandemiczne dopełniły dzieła mentalnego zniszczenia.

O ile w procesie edukacji można zgromadzić wiedzę o świecie, przygotować się do zawodu, o tyle do tego, by stać się w pełni człowiekiem zdolnym do wejścia w zdrowe relacje, do poświęceń, empatii, podjęcia zadań społecznych itp. konieczna jest rodzina. Truizmem mogą wydawać się przypominane - w kontekście zadań rodzicielskich - po raz kolejny słowa, iż nie da się przekazać tego, czego samemu się nie ma: wiary, zasad moralnych, szacunku do innych. Ale tak jest!

Teoria to za mało. Choć słowa uczą, to jednak przykłady pociągają.

***

To był pierwszy wspólny wyjazd w góry! Wyczekany, wymarzony. Z plecakami, suchym prowiantem, spaniem w schronisku. Bez mamy i jej „ochów” i „achów”. Męski wypad! Któregoś dnia wybrali się na stromy szlak. Zrobiło się niebezpiecznie: śliskie kamienie po deszczu, błoto utrudniały marsz. „Bądź ostrożny i uważaj, gdzie stawiasz swoje kroki” - powiedział w pewnym momencie ojciec do dziecka. „Dobrze, tato” - odpowiedział dziewięcioletni syn. I dodał ciszej: „Ty, tatusiu, też uważaj. Bo ja idę po twoich śladach...”.

Urzekł mnie ten dialog. Czasem patrzę z konfesjonału, ołtarza na rodzinę, która przyszła na niedzielną Mszę św. Albo spoglądam z perspektywy zupełnie „świeckiej” - plaży, deptaka, galerii handlowej, parku, wejścia do lodziarni. I zastanawiam się, czy rodzice w pełni zdają sobie sprawę, jak bardzo ich dzieci - zapewne nieświadomie - naśladują ich? Ten sam akcent, śmiech, sposób chodzenia, stawiania kroków, nawet delikatnego kołysania się! Podobny sposób wartościowania świata - nawet wtedy, gdy gwałtownie w „trudnym czasie” dojrzewania, buntu szukają swojej indywidualności, inności. Uczą się tego, co najpiękniejsze, ale też powielają ich błędy.

***

Papież Franciszek, co podkreślają autorzy tegorocznego listu na XI Tydzień Wychowania, w dokumencie „Patris corde” wydanym z okazji 150 rocznicy ogłoszenia św. Józefa Patronem Kościoła powszechnego, wspomina powieść Jana Dobraczyńskiego „Cień Ojca”. „Św. Józef, który towarzyszy Jezusowi, jest wobec Niego «cieniem Ojca Niebieskiego na ziemi: osłania Go, chroni, nie odstępuje od Niego, podążając Jego śladami» - pisze papież. Ten piękny obraz można odnieść do każdego ziemskiego ojca, a także - do każdego wychowawcy. Każdy wychowawca ma być «cieniem Ojca niebieskiego na ziemi»” - przypominają biskupi. Co to znaczy? Wyjaśniają dalej: ma być „czułym opiekunem i wychowawcą”, uczyć „przekształcać problem w szansę”, pokonywać kryzysy, być odważnym w działaniu, wyprowadzać z niedojrzałości w dojrzałość i odpowiedzialność. Nauczyć patrzeć na świat oczami wiary i pewności, że Bóg „może działać także poprzez nasze lęki, nasze ułomności, nasze słabości”.

W świecie mnogości „związków partnerskich” i nadmiaru 30-, 40-letnich chłopców, którzy (choć założyli rodziny, spłodzili dzieci) niczym bohater słynnej powieści „Blaszany bębenek” nigdy nie dorośli, swoją niedojrzałość tłumiąc coraz głośniejszym waleniem pałeczkami w membranę instrumentu, nie jest to łatwe zadanie. Problem w tym, że ojcostwa nie wysysa się z mlekiem matki (instynkt macierzyński jest wkodowany w naturę kobiety) - bycia ojcem trzeba się nauczyć. Najlepiej od swojego biologicznego ojca. A jeśli go nie ma? Albo jest fizycznie, ale brakuje go mentalnie? Albo nie ma pojęcia o tym, jaką rolę powinien spełniać w rodzinie?

Wtedy jego błędy - podniesione do potęgi „entej” - poniesie dalej jego syn lub córka.

***

Jeśli szukać definicji ojcostwa, sensu ojcostwa, bycia przewodnikiem w procesie wychowania, to dopełnia się on w przytoczonym wyżej dialogu.

„Tato, idę za tobą. Nawet, jeśli nie jesteś tego do końca świadom. Gdy jesteś moim bohaterem, ale też gdy przegrywasz swoje życie. Gdy mówisz mojej mamie: «Idź do kościoła z nimi. Bo ja jestem zmęczony», a potem godzinami siedzisz przed telewizorem. Gdy poddajesz się bez walki, z coraz większym trudem maskujesz narastającą w tobie pustkę. Gdy po kolejnym złapaniu na kłamstwie chwalisz mnie: «Widzisz, synu, dziś trzeba nauczyć się kombinować. Bez tego ani rusz!». Gdy narzekasz na nielubianego sąsiada, ślesz „joby” kierowcy, który zajechał ci drogę. Gdy cuchniesz alkoholem i dajesz mi piwo do spróbowania. No bo przecież to takie fajne patrzeć, jak się krzywię, czując jego gorycz w ustach...

Tatusiu, uważaj. Bo ja idę po twoich śladach...”.

Ono ci tego nie powie. Ale twój syn, córka tak myśli.

***

Życie dziecka jest jak droga.

Jeśli droga jest dobrze oznakowana, bezpiecznie osiągnie cel. Nie ma wychowania tam, gdzie brakuje wytyczonych szlaków, po których można się bezpiecznie poruszać. Nie ma też wychowania, jeśli zabraknie wymagań i zasad. One niosą w sobie poczucie bezpieczeństwa. Dzięki nim dziecko wie, czego może się spodziewać. Zakreślają wolność - pokazują, że nie jest ona jak bezgraniczny ocean - kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Są fundamentem współistnienia wspólnoty ludzkiej. Dzięki nim nie ranimy się nawzajem.

Wielkim oszustwem środowisk propagujących liberalne modele wychowania jest wdrukowywanie przekonania, iż znoszenie granic służy rozwojowi człowieka. Bywa dokładnie odwrotnie. To właśnie granice wzmacniają odpowiedzialność, dają pewność, gwarantują poczucie bezpieczeństwa. Zasady są jak ściana. Człowiek obudowany nimi, w sytuacji kryzysu, potknięcia ma się o co oprzeć. Gdy ich zabraknie, upada, dotkliwie się przy tym raniąc. Dziś gabinety psychologów i psychiatrów wypełnione są dorosłymi ludźmi, którzy byli wychowywani bezstresowo. Metoda definitywnie skompromitowała się, ale jej efekty pozostały w postaci nerwic, stanów lękowych, depresji. Zbudowano im dom bez ścian.

***

Antoine de Saint-Exupéry w „Twierdzy” pisał: „Bywa tak, że świątynię zburzą, aby z jej kamieni wystawić inną. To zwykła rzecz: śmierć i narodziny. Ale nie opowiadaj mi o wolności kamieni. Gdyż wtedy nie ma w ogóle świątyni. Nie rozumiem, dlaczego oddzielać przymus od wolności? Im więcej wytyczę dróg, tym większą masz swobodę wyboru. A przecież każda droga jest przymusem, gdyż ogrodziłem ją z obu stron płotem. Ale co nazwiesz wolnością, jeżeli nie będzie dróg, między którymi możesz wybierać? Czy wolnością nazwiesz prawo błąkania się po pustkowiu? Ilekroć powstaje przymus jakiejś drogi, powiększa się wolność. Ale jak wolność nie jest swawolą, tak i ład nie jest brakiem wolności”.

Warto często wracać do tych słów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama