O łańcuchu słabości wychowawczych
Wzbudzamy w sobie pragnienia coraz bardziej świadomego istnienia. Mamy coraz większą nadzieję, że własne życie i życie najbliższych będziemy jeszcze głębiej rozumieć.
Bardzo zawstydza nas fakt, i trudno przyznać się do tego, że zachowanie i sposób przeżywania każdego, podlega jednak pewnym prawom, zaś my nie jesteśmy tak bardzo niezależni, jak pragnęlibyśmy być.
Chcę dziś jeszcze raz zwrócić Państwa uwagę na siłę i znaczenie wychowania we wczesnych fazach życia. Tkwią w nas po Rodzicach nie tylko zadatki różnorodnych sprawności ale również niedostatki (gdyż, niestety, jako rodzice nie byli jedynie ideałami, aniołami).
Pamiętam, jak jeden z moich przyjaciół komentował ćwiczenia z tzw. komunikacji pomiędzy osobami w rodzinie, które ja prowadziłem, zaś on w nich uczestniczył. Starałem się wówczas przybliżyć znaczenie rozumienia w kontaktach międzyludzkich. W tym celu zaprezentowałem te style odpowiadania, które raczej blokują kontakt, niż sprzyjają porozumieniu. Tak więc uczestnicy szkolenia sprawdzali, jakie uczucia wzbudzają w nich rozmówcy, którzy pouczają, nakazują, moralizują, żartują, ośmieszają lub wyzywają. Okazało się, że pouczanie, nakazywanie, moralizowanie, złośliwy żart czy wyzywanie najczęściej wzbudza poczucie braku zrozumienia, żalu, poniżenia, odtrącenia, krzywdy i w końcu prawdziwej złości, wręcz gniewu. A mój Przyjaciel powiedział: „Jerzy, ale ja wychowując swoje dzieci właśnie tak postępowałem. Robiłem dokładnie to, co ty wykazujesz, że jest metodą bardzo pośledniej jakości, co po prostu jest według ciebie blokowaniem porozumienia. Nie potrafiłem im okazywać, że im współczuję i że je rozumiem”. Czy domyślacie się Państwo, co ja mu odpowiedziałem?
Tak, to samo było moim udziałem. To nic, że studiowałem psychologię. MOC stylu wychowywania rodziców odciska w nas swoje dramatyczne piętno. Aby uwolnić się od mało twórczych schematów rodziców, musimy podjąć świadomy wysiłek uzdrowienia ran, jakie nam nieświadomie rodzice zadali.
Uwaga: tego, czego nie potrafili nasi rodzice, tego nie mogli nas nauczyć. To, z czym mieli trudności rodzice, z tym będziemy mieli trudności my sami. Nasze trudności w porozumiewaniu się z drugim człowiekiem są w ścisłym związku z nieuświadomionymi słabościami naszych rodziców!
Zachowanie osoby, które w nas wzbudza uczucie rozczarowania czy zachwytu, czułości czy gniewu, niechęci czy współczucia, jest dalekim echem kryteriów, jakie przykładali nasi rodzice w kontaktach z nami i innymi ludźmi. Rodzice oceniali innych i nas zgodnie z kryteriami, jakie przykładali do ludzi nasi dziadkowie, pradziadkowie... Nieświadomy styl funkcjonowania osoby jest zakorzeniony w jego rodzinie i jest to fakt bezsporny. Czy musimy powielać mało twórcze lub niesprzyjające zdrowiu psychicznemu style zachowań naszych rodziców?
Moje pisanie do Was, Drodzy Czytelnicy „Czasu Miłosierdzia” nie miałoby sensu, gdybym nie był przekonany, że istnieje możliwość zatrzymania łańcucha słabości wychowawczych i niesprawności naszych rodziców. Zastopowanie mechanizmu „odbitego lustra” wymaga jednak świadomego wysiłku polegającego na nauce nowych stylów funkcjonowania w relacjach między osobami, nowego stylu porozumiewania się.
To, czego nie lubimy u siebie, tego nie akceptujemy u naszych dzieci. Kochając ich odmienność, niejednoznaczność i różnorodność pomagamy sobie docierać do naszej własnej prawdy o sobie.
Na zakończenie, przemyśl to sobie:
Zdarzenia z czasu dzieciństwa nie odchodzą, powtarzają się w naszym życiu niczym pory roku.
Słowa mają większą moc niż podejrzewamy. Trudno je wykorzenić, jeśli raz zostały zasiane w dziecięcym umyśle.
Nigdy nie jest za późno, by wykorzystać pełnię swoich możliwości.
To, co należy zrobić, leży zwykle w zasięgu naszych możliwości.
Nienawidząc, tracisz mnóstwo czasu.
Prawdziwe przebaczenie nie oznacza zaprzeczania złości, ale zmierzenia się z nią.
Kiedy jesteś młody, najtrudniej uwierzyć w to, że ludzie walczą, by pozostać w piekle, zamiast się z niego wydostać.
Kobieta ma szansę zmienić mężczyznę tylko wtedy, kiedy ten jest niemowlęciem.
Najczęściej ranią innych ci najbardziej zranieni spośród nas.
opr. ab/ab