Radość rozwoju

Dzieciństwo i młodość w świetle Ewangelii

W zamyśle Boga młodość to radosne
dorastanie do radosnej świętości.

Wstęp

Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat Europa coraz częściej ukrywa swoje chrześcijańskie korzenie i swoją chrześcijańską historię. Coraz bardziej natomiast szczyci się hasłami demokracji i tolerancji. Jednak demokracja i tolerancja oderwana od miłości, prawdy i odpowiedzialności nie prowadzi do rozwoju, lecz okazuje się początkiem drogi do poważnego kryzysu, a nawet do cywilizacji śmierci. Słabość i bezradność „demokratyczno-tolerancyjnej” Europy chyba najbardziej widać w jej niezdolności do wychowania uczciwych i szczęśliwych obywateli. W tej sytuacji potrzebna jest odwaga powracania do ewangelicznych zasad wychowania młodego pokolenia. Celem niniejszej analizy jest ukazanie podstawowych celów i metod wychowania w świetle Ewangelii.

1. Dziecko — dar Boga i owoc miłości rodziców

Jezus uczył współczesnych sobie ludzi nie tylko i miłości do osób dorosłych, lecz także do dzieci. Bóg utożsamia się w szczególny sposób właśnie z dziećmi. Każde dziecko ma godność osoby. Małżonkowie mają różne prawa, ale nie mają prawa do posiadania dziecka, gdyż nikt nie ma prawa do posiadania jakiejś osoby. Mąż i żona powinni tworzyć warunki, w których dziecko może się pojawić i rozwijać. Nie mają natomiast prawa do niczego więcej. Rodzice nie są producentami lecz przyjaciółmi i opiekunami dziecka, gdy ono zaczyna istnieć.

Wychowanie dziecka nie polega na wstępnej selekcji, gdyż opiera się na miłości bezwarunkowej. Nikt z rodziców nie ma prawa zaprogramować sobie określonych cech dziecka drogą manipulacji genetycznych. Tego typu „programowanie” to nie tylko zamach na godność osoby, ale to także wypaczenie miłości rodzicielskiej. Tacy rodzice stawiają siebie w miejsce Boga. Usiłują zaprogramować dziecko w sposób podobny do tego, w jaki konfiguruje się parametry techniczne komputera czy samochodu. Chcą w ten sposób zagwarantować sobie taką wersję dziecka, jaka wydaje im się najbardziej „odpowiednia” dla nich i najłatwiejsza do wychowania. Taka postawa to dowód na to, że „kochają” przyszłe dziecko jedynie warunkowo, czyli że w rzeczywistości nie kochają wcale. Usiłują uszczęśliwiać siebie, a nie dziecko. Wmawiają sobie, że jeśli ich dziecko będzie miało określoną przez nich płeć czy będzie dysponowało określonymi przez nich uzdolnieniami, na przykład sportowymi, artystycznymi czy muzycznymi, to będzie szczęśliwe. Tymczasem ludzi szczęśliwych i nieszczęśliwych spotykamy w każdej grupie społecznej. Los człowieka zależy przede wszystkim od tego, na ile bezwarunkowo jest kochany i na ile solidne otrzymuje wychowanie. Wiemy, że wśród wybitnych gwiazd sportu, piosenki czy filmu wielu jest ludzi, którzy przeżywają dramatyczny kryzys i są nieszczęśliwi.

Dziecko „zaprogramowane” przez rodziców na drodze manipulacji genetycznych, ma prawo później wykrzyczeć do rodziców swój ból, sprzeciw i protest. Ma prawo postawić im pytania, na które nie znajdą odpowiedzi: kto wam pozwolił określać, jakie powinienem mieć cechy? Kto wam dał gwarancję, że będę szczęśliwy wtedy, gdy narzucicie mi preferowaną przez was płeć czy uzdolnienia, które wam się podobają? Czy wiecie, że w ten sposób ogłaszacie całemu światu, że nie kochacie mnie, ale moje cechy, które żeście sobie zamówili? Dlaczego zaistniałem jako owoc waszego wyrachowania i kalkulacji, a nie jako owoc bezwarunkowej miłości? W obliczu tego typu pytań dorastającego dziecka rodzice będą mogli jedynie spuścić głowę i przyznać, że przypisali sobie odpowiedzialność, która ich przytłacza. Tylko te dzieci, które wiedzą, że są owocem bezwarunkowo bezinteresownej miłości, mają optymalne warunki ku temu, by się rozwijać i zdumiewać wielkością człowieka.

2. Rodzina optymalnym miejscem rozwoju

Ewangelia ukazuje nam niezwykle znamienny fakt. Oto Bóg poczekał ze zwiastowaniem do czasu, aż Maryja poślubiła Józefa (por. Mt 1, 18). Bóg-Ojciec mógł posłać nam swojego Syna bez pośrednictwa kobiety. Tym bardziej mógł zaplanować Jego rozwój w ludzkiej naturze bez pomocy mężczyzny. Tymczasem Bóg chciał, by Jego Syn miał ziemską Matkę i ziemskiego opiekuna, który nie będzie wprawdzie ojcem Jezusa, ale będzie mężem Kobiety, która porodzi Syna Bożego. Jezus urodził się w biedzie i od początku jego ziemskie życie było zagrożone. Jednak Nowonarodzony chroniony był niezwykłą miłością świętych małżonków — Maryi i Józefa. Bóg Ojciec chciał, by Jego Syn wzrastał w łasce u Boga i u ludzi, chroniony miłością obojga małżonków. To nie przypadek, że Jezus pierwszego cudu dokonał właśnie dla nowożeńców i że w czasie całej swojej publicznej działalności najbardziej stanowczo bronił kobiet i dzieci. Bóg wie bowiem o tym, że pełna rodzina stwarza optymalną szansę dziecku na rozwój i że pierwszą formą okazywania miłości wobec dzieci jest wzajemna miłość ich rodziców.

Zamysłem Boga jest radosny rozwój każdego dziecka, począwszy od fazy prenatalnej i wczesnego dzieciństwa. Jezus nie głosił kazań do dzieci, lecz im błogosławił i okazywał im czułość. Syn Boży ukazywał dzieci jako wzór prostoty, zaufania i świętości. Natomiast kazania głosił do rodziców i do innych dorosłych. W niezwykle twardych słowach przestrzegał wszystkich przed gorszeniem dzieci. We wczesnym dzieciństwie dziecko jest bowiem niemal całkowicie zależne od rodziców i od innych dorosłych, z którymi ma kontakt.

Wzrastanie w łasce u Boga i u ludzi dokonuje się najłatwiej wtedy, gdy rodzice okazują dziecku miłość dojrzałą i bezinteresowną. Dojrzali rodzice pragną, by zaistniał ktoś nieznany, kogo z góry, „w ciemno” przyjmują z miłością. A zatem bez względu na cechy danego dziecka! Bez względu na to, ile radości czy ile cierpienia ono im przyniesie! Dojrzali rodzice wiedzą o tym, że ich dziecko nigdy, w żadnej sytuacji nie stanie się ich własnością. Ofiarują mu całą miłość i mądrość, do jakiej są zdolni, chociaż wiedzą, że tak obdarowane dziecko nie pozostanie z nimi na zawsze, lecz pójdzie „w świat”, by swoją miłością i mądrością obdarzać obcych ludzi bardziej niż własnych rodziców! Rodzice są bezinteresownym darem dla dziecka nie po to, by ono się im kiedyś odwdzięczyło, lecz po to, by stało się darem dla przyszłego małżonka, dla przyszłych dzieci, dla przyjaciół, a nawet dla zupełnie obcych ludzi.

Pierwszym zadaniem rodziców jest nie krzywdzić, nie gorszyć, nie demoralizować i nie lekceważyć dziecka. Zadaniem drugim jest fascynowanie dziecka perspektywą rozwoju. Wtedy bowiem — podobnie jak bogaty młodzieniec z Ewangelii - dziecko będzie w stanie zapytać rodziców i Boga o to, co dobrego ma czynić? W rodzinach, w których brakuje miłości lub mądrości, dzieci zaczynają coraz częściej pytać o to, czy dane złe zachowanie jest jeszcze dopuszczalne albo o to, jakie zło nie jest jeszcze zakazane.

3. Trudności i zagrożenia wieku rozwojowego

Ewangelia z całym realizmem ukazuje nam fakt, że dzieciństwo i młodość to nie tylko szansa na rozwój, ale to także okres trudności i zagrożeń. Bogaty młodzieniec odszedł zasmucony po spotkaniu z Jezusem (por. Łk 18, 23). Nie skorzystał z szansy na optymalny rozwój. Nastolatek, który nie dostrzega swoich ograniczeń, nigdy ich nie pokona, a ten, kto nie dostrzega swojej wielkości i otrzymanych od Boga talentów, nigdy nie dorośnie do miary bogatego człowieczeństwa.

Sytuację dzieci i młodzieży czytelnie symbolizują dwie opowieści biblijne: historia Józefa, sprzedanego przez braci do Egiptu oraz historia syna marnotrawnego, który opuszcza kochającego go ojca. Józef, młody i szlachetny syn Jakuba jest zagrożony z zewnątrz, ze strony swych najbliższych, którzy mu zazdroszczą i którzy chcą go skrzywdzić. Niektórzy z nich są naiwni i ulegają namowom gorszych od siebie. Inni okazują się okrutni i bezwzględni. Nie zabijają Józefa tylko dlatego, że mogą zarobić pieniądze, sprzedając go do niewoli. Wiele osób, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, znajduje się obecnie w podobnej sytuacji, gdyż są krzywdzeni przez innych ludzi. Bywają krzywdzeni przez niedojrzałych czy naiwnie dobrotliwych rodziców. Chodzi tu o mało krytycznych rodziców, którzy ulegają „poprawnemu” politycznie mitowi o wychowaniu bez stresów czy o wychowaniu przez... brak wychowania. Młodzi bywają zagrożeni przez niekompetentnych nauczycieli, którzy tolerancję stawiają ponad miłość i odpowiedzialność. Dzieci i młodzież coraz częściej są ofiarami cynicznych dorosłych, którzy chcą nimi manipulować i pragną szybko wzbogacić się ich kosztem. Mamy wśród polskich dziewcząt i chłopców wielu „Józefów” sprzedanych w niewolę różnego rodzaju uzależnień, w niewolę popędów i agresji, w niewolę toksycznych programów telewizyjnych i radiowych, w niewolę psychicznie i moralnie trujących czasopism czy obyczajów.

Opowiedziana przez Jezusa przypowieść o mądrze kochającym ojcu i o jego marnotrawnym synu (por. Łk 15, 11- 32) ukazuje drugą prawdę o dzieciach i młodzieży. Historia odchodzącego syna uświadamia nam fakt, że wychowanek zagrożony jest nie tylko z zewnątrz, ale także od wewnątrz, czyli przez samego siebie. Potrafi utracić wszystko: miłość, prawdę, wolność, zdrowie, radość życia, nadzieję. Potrafi robić to, co przyjemne także wtedy, gdy prowadzi to do bolesnych konfliktów i krzywd, a nawet do śmierci. Syn marnotrawny nie został oszukany przez złych ludzi. Miał szczęście wzrastać u boku kochającego go ojca. Ale również w takiej sytuacji pozostał kimś zagrożonym. Po grzechu pierworodnym każdemu człowiekowi łatwiej przychodzi wybierać drogę przekleństwa i śmierci niż drogę błogosławieństwa i życia.

4. Nie ma granic w rozwoju człowieka

Bogaty młodzieniec z Ewangelii mówi do Jezusa z radością o tym, że od dzieciństwa zachowywał wszystkie przykazania (por. Łk 18, 21). A jednak szuka czegoś więcej. Ewangelia upewnia nas o tym, że nie ma granic w rozwoju człowieka. Właśnie dlatego wychowywać to coś więcej niż akceptować. Niektórzy rodzice i inni wychowawcy utożsamiają miłość z akceptacją. Tymczasem akceptować drugiego człowieka, to mówić do niego: bądź sobą, czyli pozostań w obecnej fazie rozwoju! Tego typu przesłanie jest skrajną naiwnością wobec ludzi, którzy przeżywają kryzys. Nikt roztropny nie zachęca lenia, kłamcę czy złodzieja do tego, by „był sobą”. Akceptacja to coś znacznie mniejszego niż miłość nie tylko w odniesieniu do ludzi w kryzysie, ale także w odniesieniu do ludzi szlachetnych. Nikt z nas nie jest przecież na tyle dojrzały, by nie mógł nadal się rozwijać. Tylko w odniesieniu do Boga miłość jest tożsama z akceptacją, gdyż Bóg jest wyłącznie miłością i nie potrzebuje rozwoju. Tymczasem nikt z ludzi miłością nie jest i dlatego nikt z nas nie powinien zatrzymywać się w już osiągniętej fazie rozwoju.

Jest czymś słusznym akceptować prawdę na temat aktualnej sytuacji i postawy danego człowieka. Równie słuszne jest akceptowanie nienaruszalnej godności danej osoby. Zarówno jednak prawda o danej osobie, jak również godność tej osoby nie jest zależna od tego, czy ją akceptujemy, czy też nie. Od nas zależy natomiast postawa wobec danej osoby, czyli właśnie to, czy ją kochamy czy też jedynie akceptujemy prawdę o niej i o jej godności. Kochać to nie „zamrażać” kogoś w jego obecnej — najpiękniejszej nawet! — fazie rozwoju, lecz pomagać mu, by nieustannie się rozwijał. Akceptować, to mówić: bądź sobą!, a kochać, to mówić: pomogę ci stawać się codziennie kimś większym od samego siebie. Miłość to niezwykły dynamizm, to zdumiewająca moc, to największa siła we wszechświecie, która potrafi przemieniać człowieka. Kto kocha, ten ma odwagę proponować drugiej osobie nieustanne dorastanie do świętości. Kto jedynie akceptuje, ten takiej odwagi nie posiada.

Świętość rozumiana w świetle Ewangelii to nie perfekcjonizm. To także nie naiwność czy szukanie cierpienia. Prawdziwa świętość to najpiękniejsza normalność, jaką może osiągnąć człowiek. Jest to bowiem normalność oparta na respektowaniu norm Ewangelii oraz na naśladowaniu Jezusa, który wszystkim okazywał miłość. Swoją mocą, mądrością i dobrocią przemieniał tych, których spotykał. Ludzie szlachetni fascynowali się Jego słowami i czynami, a ludzie cyniczni i przewrotni wpadali w popłoch w Jego obliczu. Święty to ktoś, kto w błogosławiony sposób radzi sobie z twardą rzeczywistością. To dosłownie ktoś „do tańca i do różańca”. Dojrzali rodzice nie sugerują swoim dzieciom małżeństwa, kapłaństwa czy życia konsekrowanego lecz proponują im świętość, gdyż tylko wtedy ich dorastające dzieci będą w stanie wiernie i radośnie zrealizować powołanie, które Bóg im zaproponuje.

5. Kryzys wychowawców i wychowanków

W świetle Ewangelii dzieciństwo i młodość to szczególna szansa na dorastanie do świętości. Niestety, gdy patrzymy na postawę współczesnych nastolatków, to dorastanie do świętości wydaje się raczej wyjątkiem niż regułą. Winę za ten stan rzeczy ponoszą głównie rodzice i inni dorośli. Doświadczenie uczy, że zwykle kryzys młodego pokolenia bywa poprzedzany kryzysem ludzi dorosłych. Popatrzmy na główne przejawy kryzysu nastolatków. Pierwszym negatywnym znakiem w tym względzie jest brak miłości i osamotnienie. Wiele dziewcząt i wielu chłopców cierpi z tego powodu, że doświadczają zbyt mało miłości ze strony rodziców i innych bliskich osób. Często w relacjach rodzinnych dominuje krzywda i cierpienie, a nie miłość i bezpieczeństwo. Relacje pozarodzinne są zwykle powierzchowne, a komunikacja między nastolatkami jest często banalna. W konsekwencji wielu młodych ludzi nie wierzy w miłość i nie potrafi kochać. Część z nich popada w obojętność na własny los. Zdają oni sobie zwykle sprawę z tego, że krzywdzą samych siebie np. alkoholem, narkotykiem czy zaburzoną seksualnością, ale nie mają siły potrzebnej do tego, by powstrzymać się od destrukcyjnych zachowań i by zatroszczyć się o własny rozwój.

Drugi negatywny znak to ucieczka wielu młodych ludzi od rzeczywistości, a zwłaszcza od prawdy na temat siebie i własnego postępowania. Współcześni młodzi ludzie coraz lepiej rozumieją świat wokół siebie, ale coraz mniej rozumieją samych siebie. Wielu z nich sądzi, że wszystko jest subiektywne i że żadna obiektywna prawda nie jest im do życia potrzebna. Często używają inteligencji po to, by oszukiwać samych siebie. Ponieważ wielu młodych ludzi nie chce lub nie potrafi postępować zgodnie z mądrym myśleniem, więc zaczynają oni „myśleć” zgodnie z niemądrym postępowaniem. W konsekwencji znaczna część współczesnych nastolatków to pokolenie ludzi żyjących w świecie miłych fikcji, które prowadzą do kryzysu i bolesnego cierpienia.

Trzeci negatywny znak to brak solidnego wychowania i zaburzone wzorce postępowania. Nie jest możliwy rozwój dzieci i młodzieży w sposób spontaniczny, bez czujności, dyscypliny czy bez pozytywnych wzorców. Dojrzałe wychowanie to największy dar, jaki dorośli mogą ofiarować młodemu pokoleniu. Tymczasem wielu współczesnych dorosłych potrafi rozpieszczać albo demoralizować dzieci i młodzież. Nie potrafią natomiast wskazywać młodym optymalnej drogi życia. Konsekwencją braku dojrzałych wzorców jest zawężenie i zniekształcenie pragnień u wielu młodych ludzi, a to prowadzi do zawężenia i zniekształcenia wolności, czyli do popadania w różne formy uzależnień. Poważnym zagrożeniem dla rozwoju nastolatków jest błędna hierarchia wartości. Wielu dorosłych proponuje dzieciom i młodzieży wartości drugorzędne w miejsce wartości podstawowych. Tak jest na przykład wtedy, gdy ktoś demokrację czy tolerancję stawia ponad miłością, prawdą i odpowiedzialnością.

Na sytuację współczesnych nastolatków w negatywny sposób oddziałuje ponadto dominująca obecnie niska kultura, sprzeczna z zasadami Ewangelii. „Postępowi” dorośli usiłują dowodzić, że wszystkie kultury są równowartościowe. Tymczasem gdy wszystko uznawane jest za jednakowo wartościowe, wtedy nic nie ma wartości. W kulturze ponowoczesności promowane jest wszystko to, co okalecza świadomość, wolność i godność człowieka. Jest też tolerowane niemal każde zło. Agresywnie atakowany jest natomiast Kościół katolicki, gdyż uczy on myśleć, kochać i pracować na wzór Chrystusa, a przez to formuje ludzi dojrzałych, którymi trudno manipulować.

6. Potrzeba wychowawców na wzór Jezusa

Jeszcze nigdy w historii Europy tak wielu młodych ludzi nie przeżywało tak głębokiego kryzysu. Jeszcze nigdy nie było wśród dzieci i młodzieży tak wielu alkoholików i narkomanów, tak wielu agresorów i przestępców, tak wielu niezdolnych do tego, by założyć szczęśliwą rodzinę czy podjąć powołanie do kapłaństwa albo życia zakonnego. Na szczęście nikt i nic nie może zmienić natury człowieka, którego Bóg stworzył z miłości na swój obraz i podobieństwo. Właśnie dlatego współcześni młodzi ludzie nadal najbardziej tęsknią za wielką i wierną miłością, za trwałym małżeństwem i szczęśliwą rodziną, za życiem w przyjaźni z Bogiem i ludźmi. Nadal wielu z nich szczerze zatroskanych jest o los ludzi i włącza się w różne formy wolontariatu. Wielu szczerze szuka kontaktu z Bogiem poprzez katechezę, uczestnictwo w ruchach formacyjnych, rekolekcjach czy pielgrzymkach. Współcześni młodzi mają zatem podobne marzenia i ideały, jak ich rówieśnicy z poprzednich pokoleń. Znacznie trudniej jest im natomiast realizować swoje pragnienia ze względu na wyjątkowo negatywne uwarunkowania kulturowe i obyczajowe, w którym przyszło im przeżywać swoją młodość. Dzieci i młodzież nadal otwarci są na pragnienie rozwoju, ale stawiają wychowawcom dużo większe wymagania niż poprzednie pokolenie nastolatków.

Wzorem dla wszystkich wychowawców jest Jezus. On spojrzał na szlachetnego młodzieńca z miłością, powiedział mu prawdę o warunkach rozwoju, a następnie postawił mu konkretne wymagania (por. Łk 18, 18-22). Zaproponował, by ten młody człowiek uwolnił się od wszystkiego, co przeszkadza mu w radykalny sposób pójść drogą bezinteresownej miłości. Wychowawca na wzór Chrystusa to ktoś, kto potrafi fascynować młodych ludzi perspektywą rozwoju, kto stanowczo demaskuje zagrożenia w tym względzie i kto mądrze reaguje na zachowania swoich wychowanków. Taki wychowawca odważnie wspiera to, co w nich szlachetne i stanowczo interweniuje po to, by przezwyciężać to, co dzieciom i młodzieży przeszkadza w rozwoju. Innymi słowy wychowawca to ktoś, kto umacnia mocnych i niepokoi błądzących.

Odpowiedzialny wychowawca czuwa nad własną dojrzałością. Wie on, że nie ma kryzysu wychowanków, wychowania czy instytucji wychowawczych, jeśli wcześniej nie pojawi się na szeroką skalę kryzys wśród ludzi dorosłych, w tym także wychowawców. Wychowanie dokonuje się głównie poprzez kontakt dorosłych z dziećmi i młodzieżą. Gdy wychowawcy kierują się subiektywnymi przekonaniami czy modnymi ideologiami, wtedy rezygnują z osobistej dojrzałości, a jednocześnie oddziałują w sposób demoralizujący na wychowanków. W pedagogice ponowoczesnej stało się „niepoprawne” stawianie komukolwiek jakichkolwiek wymagań. Jednak codzienne doświadczenie przyznaje rację nie ideologicznym utopiom pedagogicznym, ale realizmowi Jana Pawła II, który wzywa wychowawców i wychowanków do stawiania sobie twardych, ewangelicznych wymagań także wtedy, gdy nikt z zewnątrz takich wymagań nam nie stawia.

W dobie ponowoczesności istotnym zadaniem wychowawców jest stawanie się znakiem nadziei dla dzieci i młodzieży. Wielu młodych ludzi nie wierzy w to, że może poradzić sobie z własną słabością i niedojrzałością, że potrafi zrealizować swoje marzenia i aspiracje, że jest w stanie ocalić swoje sumienie i swoją wrażliwość w obliczu toksycznych mediów i pogańskich obyczajów. W tej sytuacji wychowawca to „samarytanin nadziei”. To ktoś, kto przypomina młodzieży o tym, że w najbardziej nawet negatywnych uwarunkowaniach środowiskowych i kulturowych dany wychowanek jest w stanie odkryć i zrealizować swoje powołanie do życia w prawdzie, miłości i świętości. Mocą zewnętrznych oddziaływań i nacisków nie można wprawdzie nikomu zagwarantować dojrzałości i szczęścia, ale też nie można nikogo przymusić do zła i pozbawić szans na rozwój. Każdy wychowanek — stworzony na obraz Boga - wymyka się wszelkiemu determinizmowi, zarówno do dobra, jak i do zła. Ostatecznie jego los zależy od jego sposobu spotykania się z samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem, a także od wymagań, jakie sobie stawia i od ideałów, jakie sobie wyznacza.

Ważnym zadaniem wychowawców jest służba na rzecz realizmu, czyli wprowadzanie wychowanków w świat rzeczywistych faktów i uwarunkowań. Wspólną cechą ideologii oraz utopii ponowoczesności jest bowiem ucieczka od rzeczywistości. Ponowoczesność proponuje człowiekowi życie w świecie miłych iluzji i subiektywnych przekonań, a to prowadzi do rozczarowania i cierpienia. Właśnie dlatego odpowiedzialne wychowanie to uczenie sztuki życia w realnym świecie i pośród trudnych często wymagań, jakie na co dzień stawia nam rzeczywistość. Służba na rzecz realizmu oznacza, że wychowawcy mają realistyczne spojrzenie na wychowanka, a zwłaszcza na jego możliwości i ograniczenia. Oznacza też przypominanie wychowankom o tym, że jedyną drogą do szczęścia jest realistyczne myślenie, mądra miłość i solidna pracowitość.

Szczególną cechą chrześcijańskich wychowawców jest kierowanie się ewangeliczną mentalnością zwycięzcy. Oznacza to odwagę proponowania dzieciom i młodzieży wyłącznie optymalnej drogi życia, a także promowanie bogactwa pragnień i aspiracji na miarę ludzkiego serca. Coraz częściej spotykamy się z wychowawcami, którzy mają mentalność przegranych. Nie uczą oni dzieci i młodzieży sztuki dojrzałego życia, lecz skupiają się głównie na redukowaniu strat wychowawczych wtedy, gdy wychowanek wybiera to, co łatwiejsze zamiast tego, co wartościowsze. Wychowawca o ewangelicznej mentalności zwycięzcy wie, że jego zadaniem jest wskazywanie najdojrzalszej drogi życia. Drogę „na skróty”, drogę naiwności i słabości wychowanek potrafi znaleźć bez pomocy wychowawców. Wychowawca na wzór Chrystusa stanowczo i cierpliwie pomaga wychowankom przezwyciężać tendencję do zadawalania się przeciętnością, bylejakością życia, do szukania łatwych pieniędzy, łatwych więzi, łatwej kariery, łatwego szczęścia.

Wychowawca — realista wie, że nie jest kimś, kto decyduje w wyłączny sposób o rozwoju i losie swojego wychowanka. W sensie ścisłym nie można mówić o wychowaniu lecz o udzielaniu pomocy wychowawczej. Wychowawca jest odpowiedzialny za rodzaj pomocy wychowawczej, jakiej udziela wychowankom, ale nie za ich sposób korzystania z jego wychowawczej obecności. Na dzieci i młodzież oddziałuje bowiem wiele osób i środowisk, a postawa każdego z młodych ludzi w obliczu różnych propozycji, nacisków i uwarunkowań pozostaje tajemnicą jego wnętrza, jego osobistej rozwagi i podjęcia — lub nie -trudu samowychowania.

Istotnym sprawdzianem odpowiedzialności wychowawcy za wsparcie, jakiego udziela on swoim wychowankom, jest przyprowadzanie dzieci i młodzieży do Chrystusa. Dojrzały wychowawca wie, że - ze względu na swoje słabości i ograniczenia — nie może być dla wychowanka jedynym i ostatecznym punktem odniesienia w poszukiwaniu rozwoju, dojrzałości i radości. Wraz ze świętym Augustynem możemy powtórzyć, że Bóg stworzył nas do życia w przyjaźni z Nim, że On jest najważniejszym wychowawcą i że serca dzieci, młodzieży i dorosłych nie zaznają spokoju, dopóki nie znajdą w Nim miłości i prawdy, na której oparte jest wychowanie człowieka. Tylko w obecności Chrystusa, w blasku Jego Ewangelii oraz mocą Jego prawdy, miłości i wymagań człowiek ma szansę stawać się najpiękniejszą wersją samego siebie.

Zakończenie

Osobiście przekonuję się o tym, że niemal wszyscy chłopcy i dziewczęta otwarci są na przekaz Ewangelii i na ideały, jakie proponuje Chrystus. Od kilkunastu lat jestem zapraszany do szkół na spotkania dyskusyjne z młodzieżą. Opowiadam wtedy o tym, jak wygrać życie, czyli o ewangelicznej wizji miłości, małżeństwa, rodziny, świętości. Często nauczyciele są zdziwieni tym, że uczniowie pozostają w sali gimnastycznej i stawiają mi kolejne pytania mimo tego, że czas lekcji już dawno się skończył.

Zadaniem chrześcijańskich wychowawców jest naśladowanie metody Chrystusa, który najpierw czynił dobro, a dopiero później uczył myśleć i kochać. My, dorośli, mamy najpierw modlić się, kochać i milczeć. Nie zrażajmy się brakiem natychmiastowej odpowiedzi ze strony wychowanków, gdyż „dzisiejsze cierpienie przygotowuje jutrzejszą radość” (C. S. Lewis). Współcześni młodzi ludzie nie różnią się w swoich marzeniach i aspiracjach od ich rówieśników z poprzednich pokoleń. Są jednak z pewnością bardziej poranieni w swoim człowieczeństwie oraz bardziej zagrożeni od wewnątrz i z zewnątrz. Potrzebują więc wyjątkowo dojrzałej i umiejętnej pomocy wychowawczej po to, by mogli zafascynować się perspektywą własnego rozwoju według ideałów Ewangelii. Wymagając niewiele, nie osiągniemy w wychowaniu niczego; wymagając dużo, mamy szansę osiągnąć niemal wszystko. Właśnie dlatego podstawą formacji chrześcijańskiej w każdych czasach i uwarunkowaniach pozostaje odwaga proponowania wychowankom życia w świętości i wolności dzieci Bożych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama