W prasie dla nastolatków interesujące są głównie gadżety dołączane do czasopism. Gorzej z treściami - sama młodzież przyznaje: "lepiej tego nie czytaj, bo zgłupiejesz"
— Uwielbiam prasę dla nastolatków! Fajne tam mają gadżety, w tym miesiącu polecam „13” z bransoletką w panterkę, spineczkami z kokardkami oraz wisiorem w kształcie truskawki!
Ale... tylko pamiętaj, żeby tego nie czytać, bo zgłupiejesz!
Taką radę dostałam od znajomej doktorantki medioznawstwa. Mimo przestrogi poczytałam do poduszki i włos mi się zjeżył na głowie. Najwięcej jest o głośnych rozstaniach i powrotach celebrytów, np. dobrze znanego młodzieży 17-letniego piosenkarza Justina Biebera, który jak dotąd był w rekordowo długim, bo 10-miesięcznym związku. Do tego fotoreportaż z planu TVN-owskiego programu „Top Model”, w którym to show jurorzy oceniają kandydatki na wybieg, a w jednym z odcinków juror Dawid Woliński „sprawdza biust” dziewczyny, ostentacyjnie chwytając ją za piersi przed kamerami. Mamy też poruszające reportaże z życia wzięte, jak ten o 14-letnim Jameyu z Buffalo, który odebrał sobie życie z powodu nieakceptowania przez najbliższe otoczenie jego homoseksualnej orientacji. I wszystkie przywołane przykłady pochodzą z zaledwie jednego (!) numeru poczytnego „Bravo”. Nigdy więcej lektury prasy młodzieżowej przed snem!
Pierwsze pytanie: kto jest odbiorcą takiej prasy? Niby wiadomo, młodzież, ale kim ona jest dzisiaj? Nawet dla fachowców jest to pojęcie bardzo nieostre. Kiedyś młodzieżą było się do ożenku albo zamążpójścia, przy czym stan cywilny zmieniało się o wiele wcześniej niż teraz. Obecnie czasami do młodzieży zalicza się osoby nawet do 35. roku życia — zauważa Paweł Gierech, socjolog z Centrum Myśli im. Jana Pawła II w Warszawie.
Może dlatego czasopisma starają się więc dotrzeć nie tyle do bliżej nieokreślonej „młodzieży”, ile raczej do poszczególnych grup wiekowych. Jeśli przyjmiemy, że odbiorcą mediów, które nas interesują, jest chłopiec lub dziewczyna między 13. a 18. rokiem życia, to znów nie jest łatwo go scharakteryzować. — Po czym poznać dzisiejszego nastolatka? Nie da się odpowiedzieć jednym obrazem. Pod wieloma względami jest on podobny do swego rówieśnika sprzed wielu lat — to młody człowiek, który wchodzi w życie i ma wiele pytań co do swojej tożsamości, swego miejsca w życiu i tego, jak wygląda świat — mówi Paweł Gierech. — Natomiast „wyróżniać” może go to, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej kultura masowa pozwala mu czuć się wyzbytym potrzeby pracy nad sobą. Zasadzie „róbta, co chceta” towarzyszy powszechny kult młodości, który wypiera szacunek do starości i życiowego doświadczenia. Młodość ma być najważniejsza i to do tego stopnia, że starsi mają ją naśladować. Nastolatki uczą się tego m.in. z kolorowych gazet.
Przepis na stworzenie wysokonakładowego tytułu jest prostszy, niż by się mogło wydawać. Według bp. Adama Lepy, znawcy środków masowego komunikowania, magazyny brylują w rankingach dzięki prezentowaniu na łamach modelu S-M-S, opartego na trzech obszarach aktywności ludzkiej: sensacji, muzyce i seksie. Trudno się z tym nie zgodzić, przeglądając młodzieżowe periodyki.
Muzyka — od popu po heavy metal — i gwiazdy estrady to zazwyczaj główny temat tego typu mediów. Znajdzie się i seks: mamy młodzieńczą sztukę ars amandi, aprobatę masturbacji i pettingu, uświadamianie antykoncepcyjne i wiele innych. W kilkudziesięciu egzemplarzach, które wnikliwie przeanalizowałam, nie ma już rubryk pod tytułem „Mój pierwszy raz”, w których nastolatki opisywały kiedyś swoje inicjacje seksualne. Mimo to w 7 na 10 wydań są poradniki seksualne. Oto wierny cytat z „Bravo Girl”, do którego lektury zachęca na okładce miła buzia 14—15-letniej dziewczyny: „Jeśli facet gładzi dłonią swoje włosy aż po kark i głaszcze własne ręce, każdego dnia marzy o tym, byś go czule dotykała. Nie wyobraża sobie niczego piękniejszego niż twoje pocałunki i twoje dłonie błądzące po jego ciele. Czy masz na to ochotę?”.
Do S-M-S bp. Lepy dorzuciłabym jeszcze wspomniane na samym początku gadżety. Do wyboru, do koloru, nieważne, że tandetne. Zawartość mojej kosmetyczki powiększyła się o błyszczyk w kształcie ciasteczka, brokat w wielkopostnym kolorze i zestaw tatuaży na wodę, a w szkatułce z biżuterią mam bransoletkę i wisiorek 2 w 1 z pacyfą oraz podobno supermodne kolorowe obrączki. Ściany kuchni, salonu i sypialni mogłabym już wytapetować plakatami ze zniewieściałymi mężczyznami, a w notesie pojawiły się kontakty do cygańskich wróżek.
Mniej więcej na takiej zasadzie działają „Bravo” i „Bravo Girl” (to z tych „cięższych” gatunkowo) oraz „Twist”, „Dziewczyna” czy najbardziej muzyczny „Popcorn”. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Najczęściej są dwutygodnikami lub miesięcznikami. Łączny jednorazowy nakład przytoczonych tytułów to ponad 530 tys. egzemplarzy (najnowsze dane Związku Kontroli Dystrybucji Prasy z lipca br., dostępne na www.prasa.info).
Wszystkie przywołane tytuły należą do dwóch wydawnictw: Bauera (wydaje 33 tytuły, sprzedaje rocznie 311 mln egzemplarzy, jest właścicielem RMF FM i portalu interia.pl) oraz Ringier Axel Springer (szwajcarsko-niemiecka korporacja multimedialna, wydaje m.in. „Fakt” i „Newsweek”). To, że tak wiele bardzo podobnych do siebie czasopism jest w rękach dwóch medialnych graczy, pozawala wysnuć wniosek, że mają być one przede wszystkim maszynką do robienia pieniędzy.
Warto także przyjrzeć się udzielającym porad specjalistom. Mam dwie wątpliwości odnośnie do tych psychologiczno-seksualnych „eksperckich” rubryk: po pierwsze autorami pytań mogą być nie nastolatki, ale sami redaktorzy, po drugie naprawdę jest ważne, kim jest np. psycholog Karol i masa innych niezidentyfikowanych bliżej fachowców. Pracowałam kiedyś przez krótki czas w regionalnym dzienniku, gdzie horoskopy pisali za karę spóźniający się na kolegia redakcyjne dziennikarze. Może i tu działa podobny mechanizm. Ponadto dobrze byłoby wiedzieć, że zamiast zwykłego dziennikarza „tylko” z fantazją i lekkim piórem porad udziela np. lewicowy pedagog, tak jak w jednej z gazet, gdzie po sprawdzeniu okazało się, iż „edukatorka seksualna” to psycholog związana ze środowiskiem Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton”, które z tradycyjnymi wartościami nie ma nic wspólnego. Zdziwiło mnie także to, że porady tej pani znalazłam w piśmie, które najbardziej poważałam („Victor Gimnazjalista”), bo przygotowuje do egzaminu kompetencji, pomaga wybrać dalszą ścieżkę edukacyjną, drukuje wiersze młodych poetów, a nawet powieść w odcinkach...
Czy zatem zakazywać czytania tej „złej” prasy? — Zakaz jest pewną bronią, ale stosunkowo mało skuteczną. Może „zadziałać”, ale tylko wtedy, gdy jest umotywowany systemem wartości, jaki wpoiliśmy dziecku. Trudniej mają rodzice, którzy dotąd wychowywali bezstresowo, a teraz nagle czegoś zabraniają. Rodzice, którzy mają dobry kontakt ze swoimi dziećmi, których dzieci darzą zaufaniem, mogą sięgnąć po dwa argumenty: argument swego autorytetu (jeśli na niego zapracowali) i argument rozumowy. Nastolatek, z którym już wcześniej rozmawiali o miłości, o zakładaniu rodziny, w tym także o płciowości, łatwiej zrozumie, że przecież chcą jego dobra — radzi Paweł Gierech.
Dobrym pomysłem może być lektura prasy wspólnie z dzieckiem i pokazanie mu na konkretnych przykładach, dlaczego po niektóre pisma nie warto sięgać. A gdy nastolatek sam dojdzie do wniosku, że w takim razie nie ma co czytać, można mu podsunąć...
Bo na szczęście jest alternatywa. Trudno sporządzić precyzyjny katalog katolickich wydawnictw, bo oprócz tych ogólnopolskich mamy lokalne czy nawet parafialne. Różnią się od siebie zawartością, ale wszystkie prezentują chrześcijański punkt widzenia na ważne społecznie problemy.
— Prasa katolicka powinna być odpowiedzią na promowany we współczesnym świecie konsumpcyjny styl życia, często pozbawiony jakichkolwiek zasad i wartości. To ona stwarza okazję do głębszej refleksji nad taką kwestią, jak stosunek do życia poczętego, antykoncepcja, in vitro, zachowanie czystości przed ślubem, problem sekt, różnych uzależnień, które „czyhają” na młodych ludzi — przekonuje Agnieszka Bialik, sekretarz dwutygodnika „Nasza Droga”.
Mając świadomość, że prasa „popularna” zdobyła sukces dzięki skandalom, brutalności i sprawom intymnym, podobnie do tworzenia czasopisma dla młodzieży podchodzi redakcja dwumiesięcznika Ruchu Czystych Serc. — W „Miłujcie się!” również jest seks i przemoc — tyle że od strony normalności: czystość zamiast rozpusty oraz zwyciężanie zła dobrem — wyjaśnia Mirosław Rucki, zastępca redaktora naczelnego. — Okazuje się, że czystość jest bardzo pociągająca dla młodego człowieka; nasi czytelnicy często mówią o tym, że gdyby „Miłujcie się!” trafiło im do rąk wcześniej, mogliby uniknąć wielu błędów i problemów w życiu.
Co jest więc słabością prasy katolickiej, która ma nieporównywalnie niższe nakłady od omawianej wcześniej? — Problem polega chyba na tym, że daliśmy sobie wmówić, iż tematy związane z Bogiem, religią, chrześcijaństwem nie są atrakcyjne dla młodego odbiorcy — mówi dr Jolanta Niewińska, redaktor naczelna świętującego 25-lecie miesięcznika „Wzrastanie”. A tak nie jest! Młodzi właśnie szukają, kontestują, ale czują, że to ich dotyczy — i to bardzo. Chcą wiedzieć! Nakład „Wzrastania” to ok. 6 tys. egzemplarzy, ale nie ma zwrotów. Mamy stałego odbiorcę z prenumeraty. Dla niego piszemy, mając nadzieję, że jeden egzemplarz czyta wiele osób.
Pisma katolickie nie kuszą gadżetami i nie kupują spotów w telewizji, bo nie mają na to funduszy. Potwierdza to Agnieszka Bialik. — Za „Bravo” czy „Popcornem” stoją ogromne międzynarodowe koncerny medialne o praktycznie nieograniczonych możliwościach finansowych i promocyjnych. My takich pieniędzy nie mamy.
Przeciętny 13-latek sam z siebie prawdopodobnie nie kupi religijnej gazety, prędzej wyda kieszonkowe na chipsy i gumę do żucia. Ale rodzice i dziadkowie mogą to zrobić za niego. Wydatek nie jest duży, np. „Nasza Droga” czy „Wzrastanie” kosztują mniej niż dwa batoniki. Mały wydatek, a wielkie korzyści i dla dziecka, i dla nas wszystkich.
opr. mg/mg