Fragmenty książki "Jak wychować dziecko?", będącej podręcznikiem dla rodziców i wychowaców
Przekład: Agnieszka Sobejko
Tytuł oryginału: I sentieri della vita.
Crescere i propri figli.
Fondamenti e consigli per i genitori
© Edizioni San Paolo s.r.l.
Piazza Soncino, 5
20092 Cinisello Balsamo (MI)
© Wydawnictwo WAM, 2002
Redakcja: Ks. Stanisław Pyszka SJ
ISBN 83-7097-926-2
Alina, wieloskrzydła wróżka, nie została zaproszona na przyjęcie, które wymyśliły dzieci. Pojawiła się jednak na nim, ponieważ — jak uznała — mogło się to przydać w jej „formacji zawodowej” jako rodzica. Z drugiej strony, nie była jeszcze jedną gębą do żywienia. Wróżki, jak wiadomo, nic nie jedzą.
Prawdę mówiąc, Rafaelka i Łukasz — których rodzice między sobą ciągle nazywali „dziećmi”, a z których starsza przekroczyła trzynaście lat, zaś młodszy miał wkrótce ukończyć jedenaście — przygotowały przyjęcie zdolne zaspokoić głód jeszcze co najmniej dziesięciu innych osób. Fakt, że otrzymali nadzwyczajną pomoc ze strony babci Lizy, która jednak pozostawała za kulisami: nie dowiemy się nigdy, jak wielką rolę odegrała jako reżyserka, scenarzystka i suflerka tego przyjęcia.
Przyjęcie, jak to się później okazało, nazywało się „przyjęciem z okazji dnia rodziców”, a przygotowania odbywały się z ogromnym zapałem.
— Wiesz, musimy przygotować przyjęcie na dzień mamy — zwierzył się Łukasz tatusiowi, — nie wyłożyłbyś trochę pieniędzy? Nie będziesz musiał nic robić, tylko być sponsorem! — I tatuś okazał się hojny.
— A czemu by, razem z przyjęciem na dzień mamy, nie przygotować też przyjęcia na dzień taty? — odezwała się Rafaelka do mamy. Po odwołaniu się do jej poczucia sprawiedliwości, również i mama sfinansowała przygotowania, które jednak pozostały tajemnicą.
Oznaczonej niedzieli „dzieci” pozbyły się rodziców z pomysłowością godną prawdziwych wyg teatralnych:
— Tatusiu, zabierz gdzieś mamę, proszę cię, aż do południa, i nie wracajcie wcześniej — knuł Łukasz.
— Mamo, po mszy trzymaj tatę poza domem aż do południa, w ten sposób nie będzie widział, co przygotowujemy — zasugerowała Rafaelka.
I tak oboje rodzice zostali unieszkodliwieni. Alina, która mogła sobie na to pozwolić, wyszła z nimi, aby zobaczyć, jak każde z nich radzi sobie z pilnowaniem drugiej strony. Doskonale się bawiła, ponieważ każde wzięło bardzo na serio utrzymanie drugiej strony poza domem. I każde uważało, że pilnowanie drugiej strony jest nadzwyczaj łatwe.
Kiedy, odczuwając już pewien apetyt, obie strony pozwoliły sobie nawzajem na powrót do domu, na drzwiach wejściowych powitała ich wielka żółta kokarda (na przekór ciekawości całego bloku), z napisem: „Witajcie na przyjęciu z okazji dnia rodziców”.
Tymczasem Alina — ze swej strony — też się przyłożyła: przytrzymała windę na parterze, jak gdyby specjalnie tam na nich czekała; nad lustrem znaleźli napis: „Możecie być dumni: jesteście najwspanialszymi rodzicami na świecie”. Alina dostrzegła, że przez moment każde popatrzyło na drugie... wilgotnymi oczami, i prawie w to uwierzyło.
Również i Alina — oczywiście nie widziana — trzymała otwarte drzwi do mieszkania, tak, aby muzyka z ulubionej płyty (walc Straussa) kaskadami popłynęła w dół po schodach i powitała ich triumfalnie. Również i ona zatrzasnęła drzwi przed nosem kilku sąsiadkom, które wyjrzały, by zobaczyć, co się dzieje. I ze swoimi wieloma skrzydłami stała za obojgiem, aby podtrzymać ich, kiedy rozpływali się we łzach jak dwa niemowlaki, podpowiadając obojgu wesołe powiedzonka, aby złagodzić wzruszenie:
— Czy aby na pewno to nie ostatni dzień naszego życia?
Nie wiadomo dlaczego ludzie płaczą, kiedy są naprawdę szczęśliwi.
— Przesadziliście! — mama prawie ganiła. — Czy nie wystarczało pierwsze danie, Rafaelko?
— Makaron ze śmietaną ja zrobiłem! — krzyczał Łukasz, który chciał przedstawić swoje zasługi.
Mama zaś nie mogła się uspokoić:
— Naprawdę ty? A odkąd to umiesz gotować?
I dlaczego dwadzieścia cztery paczuszki, jedna bardziej zaskakująca od drugiej?
Ogłoszono konkurs: dlaczego 24? Ale żadne z dwojga nie odgadło!
Alinie wydało się to oczywiste: 13 + 11, wiek dzieci!
I równie oczywiste wydało się jej to, że, jeśli chodzi o wyobraźnię, dzieci biją rodziców na głowę.