Historia z wojskowej książeczki

W wielu polskich domach, często w głębokich szufladach zagubiły się niezwykle ciekawe pamiątki po przodkach. Warto je odszukać

W wielu polskich domach, często w głębokich szufladach zagubiły się niezwykle ciekawe pamiątki po przodkach.

Takim niedawno  znalezionym  rodzinnym skarbem jest niepozorna, szara przedwojenna  książeczka wojskowa mojego teścia Józefa Matysiaka.

Impulsem do zgłębienia jej tajemnic były  apele zachęcające, żeby w  setną rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę  wydobywać na dzienne światło rodzinne pamiątki.

Wśród wielu urzędowych napisów, charakterystycznych dla tego typu dokumentów na stronie trzeciej zapisano: „Rok urodzenia 1902”, poniżej „udział w wojnach przeciw Bolszewii  od 1 maja 1920 do 15 października 1920 r. „Pobyt na froncie” - formacja 16 Dywizja — łączność. Na pozostałych stronach znajdują się zapisy z późniejszych lat, jak udziały w szkoleniach wojskowych  itp.

Niewiele  „opowiedziała” nam wojskowa książeczka. Potraktujmy ją zatem jako przyczynek do dziejów Józefa Matysiaka.

A może coś w innych  dokumentach o nim jeszcze  znajdziemy?

Owszem,  jest zaświadczenie  z Centralnego Archiwum Wojskowego  z 7 września 1967 roku: „ Zaświadcza się, że ob. Józef Matysiak (bliższych danych personalnych brak) był zweryfikowany przed 1939 rokiem jako powstaniec wielkopolski w ewidencji Biura Historycznego Dok-VII w Poznaniu pod nr 6789”.

- O zaświadczenie dla ojca z Centralnej Agencji Wojskowej — wyjaśnia  żona piszącego te słowa   -  wystąpił nieżyjący od 1994 roku starszy  brat Zygmunt Matysiak. Prawdopodobnie przekonał  ojca, że  dzięki temu zaświadczeniu może ubiegać się o członkostwo w miejscowym kole  Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Ojciec, po dość długich namowach, zgodził się napisać prośbę o przyjęcie go w szeregi tej organizacji. W związku z tym, iż był człowiekiem  niezwykle zasadniczym, ceniący ponad wszystko prawdę,  nie pominął w wymaganym życiorysie informacji o  udziale w wojnie polski-bolszewickiej. Poproszono go, żeby jednak ów fakt wykreślił z życiorysu i pozostał tylko przy Powstaniu Wielkopolskim. Ojciec postawiony pod takim warunkiem  zrezygnował z członkostwa. O ile pamiętam nigdy też podczas spotkań czy uroczystości rodzinnych, nie wspomniał o swoim uczestnictwie zarówno w powstaniu, jak i wojnie.

Historia z wojskowej książeczki

Niestety jego milczenie — być może spowodowane  skromność co do własnych zasług — nie pomagają obecnie zrekonstruować tego ważnego i chwalebnego rozdziału w życiu.

 Co wiemy na pewno: kiedy miał 17 lat uczęszczał do drugiej klasy Preparantki.  Była to szkoła prawdopodobnie w Lesznie kształcąca nauczycieli. Oczywiście językiem wykładowym był niemiecki. Wśród  uczniów na palcach jednej ręki można było policzyć Polaków. Byli to przeważnie bardzo zdolni i pracowici młodzieńcy. Ich narodowe pochodzenie było nierzadko w tej szkole pretekstem do przezwisk i wyszydzania.

W chwili wybuchu Powstania Wielkopolskiego niedoszły pruski nauczyciel, porwany patriotycznym zrywem — zgłosił się jako ochotnik! W swoim życiorysie napisał: „ Z chwilą rozszerzenia się Powstania na powiat wolsztyński, wstąpiłem do „Kompanii Gościeszyńskiej”, którą dowodził starszy sierżant Szczepan Szaflarski z Dąbrowy Starej. W związku z młodym wiekiem  brakiem przeszkolenia wojskowego zostałem przydzielony do plutonu wartowniczego, którego zadaniem było zabezpieczenie zdobytego terenu. W tej jednostce pełniłem funkcję wartowniczą do czasu jej rozwiązania — wiosna 1919 r., a następnie w czerwcu 1919 r. wstąpiłem ochotniczo do Wojska Polskiego i zostałem przydzielony do 2 baonu telegraficznego”.

Obok książeczki wojskowej innym dokumentem dotyczącym Józefa Matysiaka jest oryginalna fotografia, na której widnieje jego postać z pokaźną grupą polskich  żołnierzy, przed którymi ustawiono tablicę z informacją: „3 Komp. 2 baonu telegrafistów Wielkopolskich 12.8.1919”.

Kompania została już sformowana w ramach Wojska Polskiego do ewentualnego  wzmocnienia sił polskich na Pomorzu, gdzie Niemcy odpuszczając niepewną Wielkopolskę nie chcieli zrezygnować  z ważniejszego wówczas dla nich Pomorza. W Wikipedii czytamy:

„7 sierpnia 1919 Naczelne Dowództwo WP rozkazem nr 2536/III nakazało Dowództwu Sił Zbrojnych w byłym zaborze pruskim przystąpić do formowania 4 Dywizji Strzelców Wielkopolskich, której zadaniem miało być zajęcie Pomorza. Duży napływ ochotników — Pomorzan i Kaszubów — spowodował, że 16 sierpnia dywizję przemianowano na Dywizję Strzelców Pomorskich.

Niestety — w obecnie dostępnych opracowaniach  ginie szczegółowa historia 3 kompanii telegrafistów Wielkopolskich. To, że 17 — letni ochotnik,  szer. Józef  Matysiak, był  na Pomorzu potwierdza jego wypowiedź, którą zapamiętał jego najstarszy syn: „ Kaszubi zamiast słowa „słyszysz” używali w swojej gwarze „czujesz”.

Od początku 1920 roku Dywizja Strzelców Pomorskich stanowiła trzon Frontu Pomorskiego pod dowództwem generała Józefa Hallera 17 stycznia 1920 roku oddziały dywizji przekroczyły linię demarkacyjną  pod Inowrocławiem, wkraczając na Pomorze Gdańskie przyznane Polsce decyzją traktatu wersalskiego.

Pod koniec kwietnia 1920 roku 16 Dywizja ( od 1 maja tegoż roku w jej składzie jest baon telegrafistów   szer. Józefa Matysiaka — uwaga autora) rozpoczęła przygotowania do wyruszenia na front polsko-rosyjski.

Po odwrocie z Kijowa wszystkie pododdziały dywizji z powrotem połączyły się na północnym odcinku frontu. Po rozpoczęciu 16 sierpnia 1920 roku kontrofensywy znad Wieprza, 16 DP wraz z Grupą Uderzeniową ruszyła do natarcia i — po załamaniu się słabej obrony rosyjskiej — doszła 25 sierpnia do granicy Prus Wschodnich.

Po zakończeniu Bitwy Warszawskiej dywizja uczestniczyła jeszcze w wielu chwalebnych, zwycięskich bitwach.

W 1923 w wieku nasz dwudziestojednoletni „weteran”  zostaje  zatrudniony w  majątku ziemskim należącym do hrabiów Szembeków na stanowisku księgowego Wysiłki i ambicja wówczas praktycznego i pracowitego młodzieńca zostają nagrodzone. Po ukończeniu stosownych kursów obejmuje kierownictwo gorzelni. Często się zdarzało, że wówczas jako pasjonat fotografii, robi okolicznościowe zdjęcia, zarówno dla samej hrabiny i jej rodziny. Należy dodać, że hrabina Szembekowa była ukochaną wnuczką wielkiego Aleksandra Fredry i z pieczołowitością pielęgnowała pamięć po swoim dziadku, czego przykładem jest jej pamiętnik „Niegdyś”.

W 1927 roku pan Józef Matysiak, poślubił Marią z domu Czyżak, córką leśniczego z majątku Szembeków. Maria, jak przystało na większość ówczesnych Polek była  wychowywana w duchu wielkiej miłości do Boga i Ojczyzny. W poczuciu patriotyzmu i głębokiej wiary starała się wychować zarówno czwórkę swoich dzieci, zaś po drugiej wojnie światowej  liczne  wnuki i prawnuki.

Po latach względnego dobrobytu i stabilizacji w okresie międzywojennym nastały bardzo ciężkie czasy okupacji. Majątek i pałac Szembeków w Siemianicach zajęli Niemcy. To że rodzina Matysiaków  nie została wysiedlona z kraju Poznańskiego  można zawdzięczać ojcu Józefowi -  jego bardzo dobrej znajomości języka niemieckiego  oraz fachowości w kierowaniu gorzelnią Sprawiła ona, że dla niemieckiego  zarządcy pohrabiowskiego majątku  był osobą  zbyt cenną. Jednak zawsze  pozostawał strach, czy aby właśnie nie teraz skończy się niemiecka pobłażliwość? Na szczęście górę brał niemiecki pragmatyzm  oraz prawdopodobnie zwykłe wygodnictwo kolejnych zarządców.

Jednak Józef Matysiak nawet w tak niebezpiecznych czasach okupacji, w wielkiej tajemnicy, prowadził — grożący śmiercią — nasłuch  radiowy. Zaszyfrowane informacje trafiały do odpowiednich komórek lokalnego  akowskiego ruchu oporu.

Andrzej Antonowski w książce pt. „Poznańscy Leśnicy w służbie Wielkopolski Walczącej w latach 1939-1945”: str. 165„ Tutaj w siemianickim majątku, wspólnie z przyjacielem Józefem Matysiakiem  postanowili, że nie dadzą zastraszyć się Niemcom i w miarę swych możliwości będą sabotować ich zarządzenia. Wraz z rozpoczynającą się w Siemianicach okupacją, w myśl okupacyjnych zarządzeń należało zdać posiadane radioodbiorniki. Strata tak cennego dopływu świeżych informacji była dużym dyskomfortem dla Polaków odciętych od bieżących informacji, a karmionych tylko wrogą propagandą. Taka sytuacja doprowadziła do podjęcia działań na własną rękę, by coś zastępczego, pozwalającego pozostać na „bieżącej fali” posiadać. W niedługim czasie Józef Matysiak wraz ze swym szwagrem Kazimierzem Gomolińskim (jako nauczyciel  zginął zamordowany w Dachau — informacja J.P.) skonstruowali domowym sposobem co najmniej cztery aparaty radiowe. Jeden z nich znalazł się u Edmunda Witkowskiego w Mariance, służąc tam do momentu wysiedlenia wspomnianego leśniczego”.

W 1945 roku przyszło tak zwane wyzwolenie. I znowu Józefowi Matysiakowi było pod prąd.

Nowa ludowa władza na początku swojego panowania do pewnego czasu tolerowała go jako zło konieczne. Jednak na początku lat pięćdziesiątych, pod jakimś wyssanym z palca zarzutem, trafił na pół roku do aresztu śledczego, pomimo że posiadał „słuszne” robotnicze pochodzenie nie ustrzegł się rocznego więzienia.

Na szczęście szefostwo ówczesnych zakładów rolnych, a następnie Leśnych Zakładów Doświadczalnych Akademii Rolniczej w Poznaniu  zatrudniło go na stanowisku księgowego. Pracował do emerytury. Zmarł w wieku siedemdziesięciu jeden lat w w 1973 r. Leży pochowany razem żoną Marią na cmentarzu parafialnym w Siemianicach.

Z inspiracji mojej żony, opisując historię jej ojca Józefa Matysiaka, pragnąłem zachęcić innych, iż historie rodzinne mogą być nie tylko  ciekawe, lecz również  stanowić  dobry przykład dla młodego pokolenia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama