Historia Fritza Kleimana, który poszedł za tatą do Auschwitz, pokazuje niezwykłą wielką wzajemną miłość ojca i syna pośród ekstremalnie trudnych okoliczności. To ona pozwoliła im przetrwać
Jak wielka może być miłość, a co za tym idzie, więź łącząca ojca i syna, ukazuje nam pewna historia, którą opisuje książka Jeremiego Dronfielda „Chłopiec, który poszedł za tatą do Auschwitz”.
W tym miejscu od kilku numerów przedstawiamy postaci mężczyzn, którzy zasłynęli w dziejach ludzkości i historii na różnych płaszczyznach, a przede wszystkim byli kochającymi ojcami na wzór tego jedynego w swoim rodzaju przybranego ojca naszego Zbawiciela. Podtrzymując temat, ale jednocześnie chcąc nawiązać do tematów, które znalazły się w tym wydaniu, a które dotyczą obchodów Dni Męczeństwa więźniów w obozie w Dachau, pragnę przedstawić historię ojca i syna, którzy niemal sześć lat byli więzieni w niemieckich obozach zagłady.
Historia Gustava i Fritza Kleinmannów bez wątpienia jest wyjątkowa. Większość żydowskich relacji o nazistowskich obozach pochodzi od tych, którzy byli tam w ostatnim roku, od połowy 1944 roku. Natomiast Gustav i Fritz przebywali w obozach przez całą II wojnę światową, począwszy od 1939 roku, aż do jej końca, czyli do roku 1945. Warto zauważyć, że kiedy zostali przewiezieni do Buchenwaldu w 1939 roku, w transporcie przebywało 1035 Żydów, z czego pod koniec wojny żyło tylko 25.
Wspólne przeżycie, jako ojca i syna, było jeszcze bardziej niezwykłe, zwłaszcza biorąc pod uwagę wiek Gustava. Kiedy trafili do Auschwitz miał już ponad 50 lat. I wreszcie, pozostawienie po sobie pisemnego zapisu z tych czasów czyni ich przypadek wyjątkowym w historii Holokaustu. To właśnie na podstawie pamiętnika Gustava, który prowadził go w czasie całego pobytu w obozach, mogła powstać wspomniana wyżej książka. Jest to opowieść o miłości, piekle obozowej rzeczywistości, ale i o harcie ducha, odwadze i niezwykłej sile. Miejscami jest ona wstrząsająca, do głębi smutna, ale też ogromnie ważna, budząca wiarę w człowieka.
Gustav jako mąż i ojciec był bardzo dobrym człowiekiem, rodzina była dla niego najważniejsza. Kilka słów o tym niezwykłym bohaterze.
Gustav Kleinmann był Żydem polskiego pochodzenia, urodził się w Saybusch na Górnym Śląsku w 1891 roku. Do Wiednia przybył jako 15-latek, zdał egzamin na zawód tapicera i służył jako żołnierz austriacki w czasie I wojny światowej, został odznaczony za odwagę. W 1917 roku ożenił się z Tini, jako małżonkowie doczekali się czworo dzieci - dwóch córek i dwóch synów. Od 1923 roku Gustav Kleinmann pracował jako główny tapicer w 2. dzielnicy Wiednia. W 1938 roku w wyniku Anschlussu Austria znalazła się w granicach III Rzeszy. Ponad rok później wybuchła wojna, a Gustav i jego starszy syn, Fritz, zostali oddzieleni od krewnych i skierowani do Buchenwaldu. Był on raczej obozem koncentracyjnym niż obozem śmierci - był przeznaczony raczej do przetrzymywania więźniów, niż do masowych mordów. Nie było w nim komór gazowych. Mimo to było to przerażająco okrutne i brutalne miejsce. Gustav Kleinmann napisał wtedy wiersz „Kalejdoskop kamieniołomu”. Więźniowie byli zmuszani do wykonywania niezwykle ciężkiej pracy, ginęli licznie z powodu niedożywienia, chorób i wypadków. Byli także ofiarami przypadkowych morderstw, dokonywanych przez SS, zwłaszcza w niesławnym kamieniołomie, gdzie ginęły dziesiątki tysięcy ludzi. Ojciec i syn wspierali się nawzajem. Nawet kiedy Gustaw Kleinmann trafił na listę do obozu zagłady Auschwitz, jego syn wiedział, że oznacza to dla niego jedno — śmierć. Podjął wówczas heroiczną decyzję i zgłosił się na ochotnika, by wraz z ojcem zostać przeniesionym do Auschwitz.
Kiedy Gustav i Fritz Kleinmannowie znaleźli się w obozie zagłady Auschwitz, ojciec kontynuował pisanie pamiętnika, który powstawał z wielkim ryzykiem osobistym. Za jego suchymi sformułowaniami, skrótami i rzeczowym językiem wyczuwalne są wstrząsające warunki obozu. Przytoczę choć jeden wpis: „W październiku jedziemy transportem do Auschwitz (nie) na Górnym Śląsku, zdobywamy jedzenie na dwa dni i ruszamy w drogę. Wszyscy mówią, że to bilet w jedną stronę, tylko Fritz i ja nie żałuję, wmawiam sobie, że umrzeć można tylko raz. W wagonie towarowym są Stefan Heymann, Bauernschreck, pani Sondheim, Jupp Rausch, czytelnicy, wszyscy politycy. Przybyliśmy do Ausch (witz), (stoimy) 8 godzin na słynnej rampie, w końcu rozładowują nas w nocy, wszyscy mówią, że teraz jesteśmy na to gotowi, ponieważ Auschwitz (jest) dość niesławne ze względu na swoje gazowanie, ale pozwolili nam żyć i wprowadzić nas do obozu, ponieważ jest nas 400 więźniów i wszyscy jesteśmy zdolnymi rzemieślnikami”.
Niestety rzeczywistość okazała się inna. Owszem, niektórzy Żydzi, którzy mieli jakiekolwiek kwalifikacje i wykształcenie otrzymali odpowiedzialną pracę. Był wśród nich Gustav, który został obozowym tapicerem. Jego syn Fritz Kleinmann pisał potem: „Mój ojciec zgłosił się na ochotnika do każdego możliwego rodzaju pracy wymagającej kwalifikacji. Jeśli Stolten, kierownik robót, wezwał dekarzy, podbiegł mój ojciec; jeśli szklarze byli potrzebni, podniósł rękę. Nie było pracy, do której by nie poszedł. Kiedy pewnego wieczoru powiedziałem mu, że obawiam się, co się stanie, jeśli SS odkryje, że nie opanował tego typu prac, odpowiedział, że opanowałby je, zanim SS zdążyło to rozgryźć”. Niestety władze SS w Berlinie nakazały oddziałom w Auschwitz wszystkich Żydów zakwalifikować oficjalnie jako więźniów „aryjskich” i politycznych.
Bez wątpienia ojciec i syn byli sobie bardzo oddani, a ich więź pomogła im przetrwać to obozowe piekło. Oprócz praktycznego wsparcia, jakiego sobie wzajemnie udzielali, bycie razem zwiększyło ich moralną odwagę. Kleinmannowie byli sobie bardzo bliscy, jednak po ucieczce Fritza z obozu Gustav został sam, przechodząc przez obóz koncentracyjny Mittelbau-Dora w kierunku Celle, gdzie został wyzwolony przez Brytyjczyków 14 kwietnia 1945 roku. Dziesięć dni później, 25 kwietnia wziął sprawy w swoje ręce i udał się do domu z innym wiedeńczykiem, Josefem Bergerem. Pieszo i część drogi na rowerze udał się z powrotem do Austrii, gdzie ponownie spotkał swojego syna Fritza.
Po długich zmaganiach Gustav Kleinmann ponownie dostał mieszkanie w Wiedniu i mógł otworzyć warsztat. Dwoje jego dzieci Edith i Kurt zdołało na czas opuścić Austrię. Jego żona Tini Kleinmann i ich córka Hertha zostały deportowane do Mińska w czerwcu 1942 roku i tam zginęły.
On sam zmarł 1 maja 1976 roku, w dzień przed 85. urodzinami. Natomiast jego syn Fritz 20 stycznia 2009 roku. Wojnę przeżył też drugi syn Gustava - Kurt, a także jedna z córek - Edith.
opr. mg/mg