Fragmenty książki " Krakowska Katedra na Wawelu"
Michał Rożek Krakowska Katedra na Wawelu |
|
W Kalendarzu Kapituły Krakowskiej pod dniem 9 maja Roku Pańskiego 1305 odnotowano: ”...gdy płonęło miasto koło kościoła Wszystkich Świętych, z tej pożogi wiatr zaniósł ogień na kościół /katedralny/ krakowski i wypalił cały nazajutrz po św.Stanisławie”. Po stu pięćdziesięciu latach informację te uzupełnił kanonik Jan Długosz, kreśląc te słowa: ”Kiedy ósmego maja wybuchł w pobliżu kościoła parafialnego Wszystkich Świętych przypadkowy pożar, a wiatr zaniósł gorejący węgiel na pokryty ołowianymi płytkami kościół katedralny, /pożar/ podsycany raczej niż tłumiony ołowiem, zniszczył nie tylko dach kościelny i uszkodził mury i ściany katedry, ale pochłonął i zrujnował całkowicie cały zamek królewski, z jego wieżami, pałacem, domami i wzniesionymi z drzewa budowlami. Było to dla potomnych wystarczające pouczenie i ostrzeżenie, by przy pokrywaniu kościołów nie przekładali wspaniałych, lśniących płytek ołowianych nad mniej wspaniałe, wypalane dachówki. Miasto Kraków doznało nadto w czasie tego pożaru ciężkich strat. Uległy zniszczeniu dachy wielu domów /.../. Wiadomość tę o pożarze katedry zapisano - jedni - pod rokiem 1305, niektóre źródła podały ją pod rokiem 1306. W świetle najnowszych ustaleń przyjąć należy datę 1305 jako informacja wiarygodną o spaleniu katedry na Wawelu. Zatem zdarzenie to miało miejsce równe siedemset lat temu. Przyjęto, że pożar ten, nawet jeśli nie całkowicie, to w każdym razie wyznaczył kres romańskiej katedrze, powodując konieczność niezwłocznej odbudowy, a później budowy nowej katedry, tym razem gotyckiej. Pożar przypadł na rządy biskupa Muskaty, którego postać zwłaszcza na kartach podręcznikowych zawsze zarysowana jest w czarnych barwach. Kim zatem był dla ówczesnych ten hierarcha kościelny, któremu w świetle analizy zachowanych źródeł nie można w żaden sposób odmówić politycznego nerwu, a tym bardziej gospodarności. Historyk Jan Długosz pod rokiem 1296 zanotował: ” Biskup krakowski Prokop po dwu latach i trzech miesiącach rządów na stolicy krakowskiej umiera i zostaje pochowany w katedrze krakowskiej. Jego następca zostaje wybrany zgodnie w dzień św. Benedykta Wyznawcy Jan zwany Muskatą, mistrz nauk wyzwolonych. Archidiakon łęczycki, szlachcic pochodzący z Wrocławia, mający jako znak herbowy dziewięć złotych lilii na niebieskim polu. Był przeto Muskata następcą biskupa Prokopa /zm. 1295/, który rządy w Krakowie objął w roku 1293, dbając o dyscyplinę kleru, reprezentując polityczne interesy czeskich Przemyślidów. W tym to właśnie czasie na tronie w Pradze zasiadał król Wacław II, pod którego rządami pozostawała Małopolska. Muskata — gwoli dziejowej ścisłości — biskupem został obrany przez kapitułę katedralną na Wawelu na przełomie roku 1294-1295, uzyskując przy tym aprobatę metropolity gnieźnieńskiego, arcybiskupa Jakuba świnki. Muskata znany był głównie z działalności politycznej na rzecz dynastii Przemyślidów tak w Polsce, jak i na Węgrzech oraz z licznych konfliktów z księciem Władysławem Łokietkiem. Popadł też w zatarg z arcybiskupem Jakubem Świnką. Te jakże specyficzne fakty z jego życia przyciągały uwagę historyków, zatem Muskata w ich ocenie nie zyskiwał ale tracił.
Jan Muskata przyszedł na świat gdzieś w połowie XIII stulecia. Pochodził - jak się wydaje - z zamożnej mieszczańskiej rodziny wrocławskiej. Studiował w Bolonii. Wróciwszy na polskie ziemie, wszechstronnie wykształcony szybko awansował w kościelnej hierarchii. Od roku 1272 występuje jako kanonik wrocławskie a od roku 1279 jako archidiakon łęczycki. Reprezentował też biskupa wrocławskiego w kurii rzymskiej dbając tamże o interesy diecezji wrocławskiej. Godził także zwaśnione strony - księcia Henryka IV Probusa i biskupa wrocławskiego Tomasza. W ostatnim dziesięcioleciu XIII wieku nawiązał kontakty z królem czeskim Wacławem II, z upływem czasu stając się jego stronnikiem, zwłaszcza po niespodziewanej śmierci księcia Henryka Probusa /zm. 1290/. To wówczas Muskata należał do zwolenników popierających starania Wacława o tron krakowski. A jako biskup krakowski mógł wspierać Wacława swoim autorytetem i rozlicznymi kontaktami.
Stanąwszy na czele diecezji krakowskiej Muskata rozwinął szybko ożywioną działalność polityczną. Podróżował do Pragi, na dwór Wacława II. W tym też czasie - jako polityk — utrzymywał w miarę poprawne stosunki zarówno z księciem Władysławem Łokietkiem.Nie przeszkodziło to Muskacie w wzięciu udziału w wyprawie Wacława II w roku 1300 skierowanej przeciw Łokietkowi. Nadszedł dla Muskaty upragniony dzień koronacji Wacława II na króla Polaki. Uroczystości miały miejsce w katedrze gnieźnieńskiej. Długosz zanotował: ”W katedrze gnieźnieńskiej arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka w asyście biskupów - włocławskiego Wisława, poznańskiego Andrzeja, wrocławskiego Jana Romki i wielkiego tłumu wojewodów, panów i szlachty Królestwa Polskiego przy gorliwym poparciu wszystkich stanów namaszcza go /Wacława/ uroczyście, jak należy i koronuje na króla polskiego”. Koronacji tej nie zaakceptował papież Bonifacy VIII. Wkrótce Wacławowi zamarzy się korona węgierska dla swego syna Wacława. Muskatę zanominował podkanclerzym Królestwa Węgier. Kolejny szczebel w karierze naszego bohatera.
Na początek XIV stulecia przypadł ostry konflikt pomiędzy Muskatą a Jakubem Świnką. Arcybiskup gnieźnieński ekskomunikował krakowskiego biskupa, a na terenie diecezji nakazano ogłosić interdykt. Niebawem klątwę uchylono, a Muskata zobowiązał się do posłuszeństwa arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. Za rządów Wacława II sprawował też Muskata urząd starosty. Przypomnijmy, że urząd ten zaprowadził dopiero Wacław II i byli nimi urzędnicy bezpośrednio podlegający monarsze. W owym czasie starosta to rodzaj monarszego namiestnika. Konflikt z Jakubem Świnką trwał nadal. Nabrał na sile po wkroczeniu księcia Władysława Łokietka do Małopolski, już po śmierci Wacława II, który zmarł w Pradze w roku 1305. Należał on do władców o nieprzeciętnych ambicjach, który jednak zaprzepaścił możliwości dane mu przez los. To on koronował się w Gnieźnie, jednocząc pod swoim berłom większość polskich dzielnic. Używał tytulatury "króla Czech i Polski". Jego najwierniejszym sojusznikiem był biskup Muskata. Linii tej pozostał wierny nawet po nagłym zgonie Wacława II i po tragicznym zamordowaniu jego syna Wacława. Trwał po stronie Przemyślidów i czeskiej racji stanu, gdy interesy Polski 1 czech stawały się sprzeczne.
Lata 1305 i 1306 brzemienne były w następstwa. Zmarli Wacław II i zamordowany w Ołomuńcu został Wacław, syn czeskiego i polskiego monarchy. Na nich wygasała dynastia Przemyślidów. Nastąpiło bezkrólewie, w czasie którego zniemczała ludność Krakowa z wójtem Albertem na czele otworzyła miasto dla wojsk Władysława Łokietka, który zgłosił swoje pretensje do tronu polskiego. Oddajmy raz jeszcze głos Długoszowi: "Książę Władysław Łokietek po podbiciu pod swoją władzę i panowanie ziemi sandomierskiej przybywa do ziemi krakowskiej /.../. Kiedy dzięki poparciu ze strony nie tylko możnych, ale biskupa krakowskiego Muskaty /.../ oraz wójta Aliberta i mieszczan krakowskich, odniósł decydujące zwycięstwo". Opanował zamek wawelski. Obok księcia Henryka głogowskiego był liczącym się kandydatem w zjednoczeniu kraju po rozbiciu dzielnicowym. Gdy w roku 1309 zmarł Henryk Głogowski Władysław Łokietek mógł - jako jedyny - zjednoczyć pod swoim berłem państwo polskie.
Nadszedł rok 1311 i tym razem wójt Albert zapragnął ze swej strony odegrać rolę polityczną, działając przy tym na korzyść gospodarki Krakowa. Przygotował - chyba nie bez udziału - Muskaty spisek, którego cel był jeden: obalić Łokietka i oddać Małopolskę z Krakowem pod rządy czeskich Luksemburgów. Do buntu Alberta przyłączył się Muskata. Bunt niemieckiego patrycjatu rozszerzył się niczem zaraza na inne miasta Małopolski. Pozostali jednak ludzie wierni Łokietkowi.
W roku 1312 książę Władysław Łokietek krwawo stłumił rebelię. Bocznik Kapitulny Krakowski odnotował: "W roku Wcielenia Pana naszego Jezusa Chrystusa mieszczanie krakowscy rozpaleni wściekłym germańskim szałem, przyjaciele zdrady, zakapturzeni i skryci wrogowie pokoju, przeciwko panu swemu Władysławowi księciu krakowskiemu i sandomierskiemu i panu całego Królestwa Polskiego /.../ zbywszy się bojaźni Bożej, zbuntowali się i Bolesława, księcia opolskiego, sprowadzili, który na koniec z rzeczonym Władysławem Łokietkiem pogodził się /.../ ustąpił z miasta i do siebie powrócił. Zaraz potem najjaśniejszy książę Władysław wkraczając do wspomnianego miasta, niektórych, mieszczan pochwycił i zamknął pod strażą w wiezieniu. Tych uwięzionych okrutnie po całym mieście włóczył końmi i przywleczonych poza miasto na szubienicy w pożałowania godny sposób zawiesił i tam musiały zwłoki wisieć tak długo - dopóki zgniłe ścięgna nie rozwiązały spojenia kości". Natomiast "Rocznik Królewski" informował, że mieszczan wywleczono z domostw i bez względu na wiek i płeć kazano im powtarzać: "soczewica, koło, miale młyn" i Kto tych słów nie wymówił prawidłowo, kładł głowę pod miecz. Było to zatem pierwsze narodowościowe kryterium językowe. Pomysł zaczerpnięto ze Starego Testamentu. Tam w Księdze Sędziów czytamy: "Następnie Gibadczycy odcięli Efraimitom drogę do brodów Jordanu, a gdy zbiegowie z Efraima mówili — pozwól mi przejść!, Gibadczycy zadawali pytanie — czy jesteś Efraimitą? A kiedy odpowiadał: Nie, wówczas nakazywali mu — wymówże wyraz: szibbolet! Jeśli rzekł sibbolet — a inaczej nie mógł wymówić — zabierali go do niewoli i zabijali u brzegu Jordanu. Zatem Łokietek miał znakomite konotacje i to jeszcze występujące w Biblii. Dla ludności pochodzenia niemieckiego: soczewica, koło, miele młyn — były nie do wymówienia. Nad Krakowem zapanowało prawo zwycięzcy. Krew lała się jak posoka.
Łokietek wtrącił Muskatę do wiezienia. Biskupowi udało się niebawem zbiec za granicę. Przez lata tułał się po Śląsku. Łokietek szybko pojął, że z Kościołem nie wygra, przeto zaczął szukać zgody z krakowskim biskupem. W roku 1317 pozwolił mu powrócić do Krakowa. Muskata wracał do katedry, którą w roku 1305 strawił, wspomniany wyżej, pożar. Niedawno postawiono hipotezę, że jeszcze przed pożarem Muskata zaczął przebudowywać romańska katedrę a nowa o cechach wczesnogotyckich byłaby następczynią katedry Hermanowskiej. Można hipotetycznie przyjąć, że pomiędzy rokiem 1295 z 1305 na Wawelu funkcjonował przebudowany kościół katedralny, który formę architektoniczną / z chórem wschodnim zamkniętym wielobocznie, którego elementy odkryto w trakcie prac archeologicznych pod północnym ambitem/, jak i urządzenie wnętrza zawdzięczał biskupowi Muskacie.
W tym miejscu przypomnijmy, iż na początku XIV stulecia arcybiskup Jakub Świnka wytoczył proces Muskacie. W obszernych aktach procesowych znajdziemy wzmiankę, że Muskata ”kościół swój katedralny zburzył bez pozwolenia swej kapituły”. Zeznania powyższe złożono już po pamiętnym pożarze katedry Hermanowskiej w roku 1305.
Po pamiętnym pożarze z roku 1305 musiano dokonać odnowienia katedralnego kościoła, w czym zapewne uczestniczył biskup Muskata i kapituła katedralna, bowiem trudno sobi następujące po roku 1305, diecezja krakowska obywała się bez katedry biskupiej. Niektórzy badacze uważają, że przebudowa katedry krakowskiej przez biskupa Muskatę rozpoczęła się dopiero po roku 1305. należy sądzić, że w tej odnowionej katedrze odbyła się 20 stycznia 1320 roku koronacja Władysława Łokietka i jego małżonki Jadwigi.
W dwa tygodnie później — 7 lutego — biskup Jan Muskata "zapadłszy na zdrowiu /.../ opatrzony wszystkimi sakramentami zakończył /.../ żywot doczesny po dwudziestu sześciu latach rządów nad katedrą krakowską
Zgodnie z jego ostateczna wolą pogrzebano go u mogilskich cystersów, w prezbiterium tamtejszego kościoła.
Należał nasz biskup do najbardziej kontrowersyjnych polityków przełomu XIII na XIV wiek. U potomnych nigdy nie zyskał dobrej opinii. Podczas procesu wytoczonego mu przez arcybiskupa Jakuba Świnkę pojawiła się taka opinia: "był źródłem i początkiem wszelakiego zła, które się stało na ziemi krakowskiej i sandomierskiej". Po wiekach okrutny czas zatarł miejsce wiecznego spoczynku Jana Muskaty i jedynie tradycja cysterska lokalizuje jego grób na terenie prezbiterium kościelnego.
Za jego rządów w diecezji krakowskiej pojawił się pierwszy biskup sufran /pomocniczy/ i był nim w latach 1303-1306 biskup Marcin, franciszkanin, biskup belgradzki, który opuścił Serbię i osiadł na stałe w Krakowie. Także z rządami biskupimi Muskaty wiąże się herb kapituły katedralnej na Wawelu — Trzy korony. I herbem pieczętuje się kapituła krakowska po dzień dzisiejszy. Z czasem legenda heraldyczna powiązała trzy korony z osoba Aarona rządzącego diecezją krakowską w połowie XI wieku. Historyk Joachim Bielski w XVI wieku pisał: "Aaron /herb/ Trzy korony na kształt herbu Królestwa Szwedzkiego ". po dwunastu latach Kacper Niesiecki dodawał: "Herb Aron — trzy korony — także Kapituły Krakowskiej". Najwcześniej napotykamy ten właśnie herb za rządów biskupich Jana Muskaty. Zresztą posiadamy rozmaite hipotezy tłumaczące herb Trzy Korony. Starsi badacze dopatrywali się w nim wątków ewangelicznych, wiążąc go z kultem Trzech Króli, tak mocnym w Kolonii od 2 połowy XIII stulecia. A że związki Krakowa z Kolonią byłe dość mocne, zatem uważano, iż stamtąd Trzy korony trafiły na tarczę herbowa kapituły Krakowskiej. Niektórzy dopatrując się w symbolice trzech koron związku z programem politycznym Muskaty — ideą trzech królestw, Czech, Polski i Węgier. Zrazu Trzy Korony występowały w pieczęci Muskaty, potem zaś na pieczęci Kapituły Krakowskiej. I tak już pozostało Az do dzisiaj. Kapituła katedralna na Wawelu przyjęła je z wyżej opisanego herbu biskupa Muskaty. To jedyna pamiątka po jego rządach na Wawelu.
Bolesław Chrobry, Mieszko II, Bolesław Śmiały, Przemysł II oraz Wacław Czeski koronowali się w katedrze metropolitańskiej w Gnieźnie. Kraków stał się świadkiem pierwszej koronacji dopiero w roku 1320. równo sześć lat wcześniej książę Władysław Łokietek podporządkował sobie Wielkopolskę, a sojusz z Królestwem Węgierskim i poparcie Stolicy Apostolskiej umożliwiły mu zjednoczenie państwa, czego nie udało się w pełni osiągnąć Przemysłowi II. Poza granicami pozostał jedynie Śląsk i Mazowsze. U schyłku drugiej dekady XIV wieku Łokietek przystąpił do starań o koronę królewską, której szafarzem był papież. W roku 1316 wysłał książę poselstwo do Awinionu, do papieża Jana XXII z prośbą o zezwolenie na przeprowadzenie koronacji. Tej dyplomatycznej misji przewodniczył biskup wrocławski Gerward. Stolica Apostolska dala zrazu wymijającą odpowiedź, nie zaprzeczając jednak praw Łokietka do korony. Starania w tej sprawie trwały jeszcze kilka lat. Ogólnopaństwowy zjazd w Sulejowie /1318r./ wystosował do papieża petycję w sprawie przyspieszenia zgody na koronacje. Decyzja kurii zapadła dopiero w roku 1319. Niewątpliwie sytuację ułatwiało nawiązanie rokowań małżeńskich pomiędzy stronnikiem Łokietka, królem węgierskim Karolem Robertem a Janem Luksemburskim o rękę siostry króla czeskiego, roszczącego sobie prawa do korony polskiej. Papież, który do tej pory z racji politycznych odraczał zgodą na koronację Łokietka, tym razem wysłuchał poselstwa polskiego, które wręczyło głowie Kościoła suplikę polskiego księcia. Ostatecznie w sierpniu roku 1919 papież odpowiedział na suplikę, a oświadczenie Jana XXII przybrało formę bulli skierowanej do arcybiskupa gnieźnieńskiego i innych biskupów polskich. Uznał w niej doniosły fakt ewentualnej koronacji dla państwa polskiego, licząc się jednak z protestem króla czeskiego, któremu "prawa jakieś w tymże Królestwie Polskiemu przysługują", tym samym papież dał dyplomatyczna zgodę na koronację Władysława Łokietka. W zakończeniu bulli pisał: "pragnąc każdemu zachować jego prawa, przewidzieliśmy, że od tego rodzaju promocji, o którą się prosi, na razie należy się wstrzymać, nie zamierzając przez to prawa waszego i innych proszących poprzednio wymienionych /tj. króla czeskiego/ przesądzać, abyście nie mogli tego prawa tak użyć, jak i kiedy wyda się to wam odpowiedni, byleby niczyje prawa nie były naruszone". W bulli kuria dołączyła dwa tajne listy, jeden skierowany do Władysława Łokietka, drugi do Janisława arcybiskupa Gnieźnieńskiego. Obydwa wyrażały zgodę na koronacje Łokietka.
Zaraz po powrocie Gerwarda, polscy biskupi wraz z księciem omówili papieską korespondencję, po czym biskupi oraz panowie "nakłonieni nadto przestrogami biskupa wrocławskiego Gerwarda, nie oczekując na wyraźniejszy dekret papieża" zdaniem dziejopisa postanowili ukoronować Łokietka, uważając jednogłośnie, że papież na namaszczenie królewskie przyzwolił, skoro nie odmówił. Zafunkcjonowała zasada, że wszystko dozwolone, co nie jest zakazane. Wyznaczono termin i miejsce koronacji. Tym razem zdecydowano, że uroczystości odbędą się w katedrze krakowskiej. Nie wykluczone, że zdecydowały o tym względy bezpieczeństwa, jako że książę Władysław nie do końca dowierzał możnowładcom wielkopolskim. Kraków była dla niego nie tylko bezpieczniejszym, ale stanowił w owym czasie centrum życia politycznego. Ponadto w tym mieście spoczywały doczesne szczątki św. Stanisława, szczególnego patrona integracji Królestwa Polskiego. Ponadto z Krakowem od czasów tak zwanego Statutu Krzywoustego związany był pryncypat. Tu także — w katedrze wawelskiej — przechowywano regalia ze święta włócznią, o czym mówi "Żywot św. Stanisława" / Vita maior s. Stanislai /. Kto faktycznie zmienił miejsce obrzędu koronacyjnego, trudno dziś dociec, a wszelkie sugestie mają wyłącznie charakter hipotetyczny. Koronacja Władysława Łokietka i jego żony Jadwigi odbyła się 20 stycznia 1320 roku w starej romańskiej katedrze na Wawelu, odremontowanej po pożarze z początku XIV stulecia.
"Kiedy więc nadeszła niedziela — pisze Jan Długosz — uroczystość św. Fabiana i Sebastiana, wszystkie stany i warstwy, prałaci i panowie polscy udali się do Krakowa. Arcybiskup gnieźnieński Janisław w czasie uroczystej mszy o Duchu św. odprawionej w katedrze krakowskiej, w asyście biskupa krakowskiego Muskaty i poznańskiego Domarata oraz opatów z Tyńca, Mogilna, Jędrzejowa i Brzeska, w kaplicach i infułach, i wielkiego tłumu możnych panów i szlachty namaszcza księcia Władysława Łokietka na króla, zaś jego zonę Jadwigę, córkę księcia poznańskiego Bolesława na królową. Koronuje ich koronami królewskimi, które z jabłkiem, berłem i innymi insygniami królewskimi przeniesiono również z Gniezna do Krakowa. Dzień ten minął niezwykle uroczyście wśród ogólnej radości /.../. Od tego zaś czasu katedra wawelska otrzymała po raz pierwszy wyróżniający ją przywilej koronowania królów polskich, z którego miała na zawsze korzystać /.../. Postanowiono też odbywać w przyszłości koronacje królów i królowych w katedrze krakowskiej". Krakowska koronacja Łokietka ugruntowała stołeczną pozycję miasta, które od tej pory stało się oficjalnie miejscem koronacyjnym. Tu także złożono insygnia królewskie. Trudno stwierdzić jaka to była korona, czy też Łokietek sprawił nowe regalia, choć Długosz pisze o insygniach jakoby sprowadzonych z Gniezna, zatem tych, które wywiózł z Krakowa Przemysł II. Natomiast zdaniem monografisty Łokietka, Edmunda Długopolskiego, monarcha kazał wykonać nowe korony, jako że koronę Śmiałego wywiózł do Pragi król Wacław II z okazji koronacji /1303 r./ swej żony Elżbiety /Reczki/ na królową Czech i Polski. Potem obydwie korony czeską i polską wziął ze sobą Henryk karyncki, który uciekł z Czech przed Janem Luksemburskim. Niestety to tylko dociekania hipotetyczna. Korona Bolesława Śmiałego przepadła na początku XIV wieku.
Długosz relacjonuje koronację Łokietka — jak wyżej nadmieniono — powiada o przywiezieniu regaliów z Gniezna. Można sądzić, ze tym samym chciał dodać insygniom monarszym rzekomej starożytności, wykazując powiązanie ich z bohaterskim okresem tworzenia monarchii za Bolesława Chrobrego. Warto dodać, że już od średniowiecza istniało głębokie przekonanie, że nasi władcy koronują się regaliami Chrobrego. W tym świetle aktualnie panujący monarcha to świadomy kontynuator ciągłości władzy królewskiej, spadkobierca twórcy państwowości, czerpiąc z korony siłę królewskiego autorytetu. Kult starożytności insygniów monarszych był w owym czasie niemal powszechny w Europie, zatem zjednoczona pod berłem Władysława Łokietka Polska nawiązywała do tej idei. Wbrew długoszowi należy stwierdzić, że Łokietek kazał wykonać nowe insygnia, którym bardzo szybko przydano aureolę archaiczności. Władysław Łokietek użył przy koronacji wszystkich insygniów: korony, berła i miecza ceremonialnego zwanego szczerbcem. Wielu badaczy przypuszcza, że wtedy sprawiono wielko chorągiew państwową ze znakiem orła białogona purpurowym tle.
Opisując dzieje Łokietka, długosz dodaje, że nazajutrz po koronacji "Król Władysław odziany po królewsku zeszedł z prałatami i panami do miasta Krakowa, by zająć przygotowany dla niego tron, a okrążywszy przedtem miasto, przyjął hołd i przysięgę wierności dobrowolnie złożoną przez mieszczan krakowskich". Zatem doszedł jeszcze jeden dodatkowy element uroczystości koronacyjnych. Koronacja Władysława Łokietka zapoczątkowała historię krakowskich uroczystości koronacyjnych, które w tym mieście — z małymi wyjątkami — odbywały się Az do roku 1734 w krakowskiej katedrze.
W "Kalendarzu Krakowskim", zaraz po notce o koronacji Łokietka, skryba zapisał: "tegoż roku kościół katedralny przez biskupa Nankera i kapitułę począł być odbudowywany". Tym razem była to już katedra gotycka, trzecia z kolei. "Katalog Biskupów Krakowskich" przy biskupie Nankerze nadmienia: "kościół większy krakowski od fundamentów poczynając ciosami kamiennymi wraz z kapitułą jął budować". Zgodnie z ówczesnym prawem kościelnym dwie trzecie kosztów budowy katedry ponosił biskup, zaś jedną trzecią finansowała kapituła. Niejednokrotnie w tym podziale następowały dość istotne zmiany, kiedy to budowę wspierał panujący.
Opinia o Nankerze odnotowana w aktach, utrwaliła przekonanie, że to on był głównym fundatorem królewskiej katedry. Jednakże w innym współczesnym źródle zanotowano, że "tenże kościół wspomniany książę, Władysław ze swą żoną Jadwigą i synem ich najdostojniejszym Kazimierzem dziedzicem Królestwa, odbudował ku czci świętych Wacława i Stanisława". Wzmianki tej nie można lekceważyć, jako że w wielu europejskich przypadkach współfundatorami katedr byli także panujący. Trudno sobie wyobrazić,
że Łokietek nie wsparł budowy swojej koronacyjnej przecież katedry, a od roku 1331 - od bitwy pod Płowcami — świątyni trofealnej Królestwa Polskiego. Król popadł w ostry konflikt z następcą Nankera, biskupem Janem Grotem i nie wykluczone, że biskup ten skazał tego energicznego władcę na niepamięć - ,,damnatio memoriae”, tym bardziej iż konflikt przeniósł się także na panowanie króla Kazimierza Wielkiego. Zatem obok biskupa Nankera, kapituły katedralnej krakowskiej można przypuszczać, że współfundatorem obecnej gotyckiej katedry był także król Władysław, o czyn wspomina Rocznik Traski. Tradycję o Nankerze, jako fundatorze katedry podaje również tablica fundacyjna naszej katedry umieszczona na południowym portalu wejściowym do kościoła, fundowanym za rządów biskupa Jakuba Zadzika /zm. 1542/. Czytamy tam: D/EO/ O/PTIMO/ M/AXIMO/ B/EATAE/ M/ARIAE/ V/IRGINI/ S/ANCTIS/ PATRONIS ECCLESIAM HANC IGNE ABSUMPTAM NANKERUS SILESIUS EP/ISCOP/US CRAC/OVIENSIS/ IN HANC FORMAM RESTITUIT RELIQUI POSTEA SOCC/ES/ORES EPISCOP/I/ET CAPITULUM CUM EX COMMUNI TUM VERO QUIDAM EX PRIVATO CENSU ADORNAVERE A/NNO/ D/OMINI/ MCCCXX.
Koncepcja nowej katedry mogła się zrodzić po powrocie z Awinionu poselstwa biskupa Gerwarda. Zatem w roku 1320, po koronacji Łokietka i objęciu rządów biskupich przez Nankera. Wkrótce przystąpiono do wznoszenia katedry, tym razem królewskiej, a nie książęcej. Już w maju 1322 roku ukończona była w pełni kaplica św. Małgorzaty, którą ufundował biskup Nanker. Niebawem przybyła kaplica św. Katarzyny i w okresie, gdy trwały prace budowlane przy wznoszeniu gotyckiej katedry w roku 1326 biskupa Nankera przeniesiono na stolicę biskupią we Wrocławiu. Najpewniej do usunięcia Nankera z Krakowa przyczynił się król Władysław Łokietek, bowiem - jak poświadcza Długosz - stosunki pomiędzy nimi nie układały się najlepiej. Następcą Nankera został Jan Grot, który od dwudziestu lat pozostawał w służbie królewskiej, zasiadając również w kapitule krakowskiej. Jego rządy w diecezji przypadły na lata 1326-1347. On to doprowadził do końca rozpoczętą za biskupa Nankera budowę prezbiterium katedry wawelskiej. Wtedy zasklepiono prezbiterium, dając na zwornikach płaskorzeźbiony wizerunek Chrystusa Pantokratora postrzeganego w naszej koronacyjnej katedrze jako Króla Królów /Bex Begum/, szafarza sakry monarszej. Pamiętajmy, że przed głównym ołtarzem od XIV stulecia koronowano naszych władców. Wizerunek Chrystusa na zworniku przypominał koronacyjną funkcję katedry. Zwornik z Chrystusem adorują na zwornikach mu towarzyszących, aniołowie. Ponadto na zwornikach umieszczono również patronów katedry - świętych Wacława i Stanisława. Całości dopełnia herb Rawicz, odnoszący się do biskupa Jana Grota.
W roku 1335 powstała kaplica św. św. Kosmy i Damiana wzniesiona z fundacji kanonika Marcina obok kaplicy św. Małgorzaty, a niebawem do niej dobudowano kaplicę św. Wawrzyńca (1339), którą ufundował archidiakon krakowski Jarosław Bogoria ze Skotnik, późniejszy arcybiskup gnieźnieński. Od strony południowej powstała obszerna kaplica pod wezwaniem Wniebowzięcia Matki Boskiej, która wzniósł król Kazimierz wielki w roku 1340. Piękno tej kaplicy i wspaniałość malowideł jeszcze po latach chwalił Jan Długosz pisząc o niej, że była ozdobiona "notabli pictura" — znakomitymi malowidłami. Od strony południowej wzniesiono jeszcze kaplicę pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty, którą w roku 1344 ufundował biskup Jan Grot, w południowym ambicie powstała w roku 1351 kaplica poczęcia Najświętszej Maryi Panny, z fundacji biskupa Bodzanty /Bodzęty. Do niej przylegała od strony wschodniej kaplica pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, która powstała około połowy XIV stulecia. 22 grudnia Roku Pańskiego 1346 został poświecony przez biskupa Jana Grota Ołtarz główny w naszej katedrze. Niestety o jego wyglądzie i programie ikonograficznym nic nie wiemy. Najpewniej centrum ideowe stanowiło wyobrażenie Ukrzyżowanego Chrystusa, ale to tylko hipotetyczne stwierdzenie.
Do zbudowania pozostała jeszcze część zachodnia, ale o tym poniźej. Jan Długosz powiada, że przy wznoszeniu z ciosowego kamienia nowego okazałego kościoła katedralnego „wiele znakomitych grobowców książąt (...) zniesiono i zatracono". Tak wiec w I połowie XIV stulecia bezpowrotnie zniszczono pierwsze groby monarsze na Wawelu, w których spoczywali Dobrogniewa Maria (zm. 1087), żona Kazimierza Odnowiciela; Mieszko (zm. 1089), syn Bolesława Śmiałego; Bolesław Kędzierzawy (zm. 1173); Kazimierz Sprawiedliwy (zm. 1194); jego synowie Bolesław (zm. 1182) i Leszek Biały (zm. 1227). Następcy Leszka Białego spoczęli poza katedrą: Bolesław Wstydliwy (zm. 1279) u Franciszkanów w Krakowie, a Leszek Czarny (zm. 1288) u krakowskich Dominikanów. Dopiero od pogrzebu w katedrze Władysława Łokietka (1333), świątynia ta, poza nielicznymi wyjątkami, przejęła funkcję oficjalnej, akceptowanej przez naród nekropolii monarszej w Polsce i spełniała ją do schyłku Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Później gdy królów zabraknie spoczną w jej podziemiach bohaterowie narodowi i „Królowie Ducha". Króla Władysława Łokietka, wedle kroniki Janka z Czarnkowa pochowano „po lewej stronie chóru, naprzeciw ołtarza wielkiego". W tymże roku 1333 odbyła się uroczysta koronacja jego syna Kazimierza Wielkiego. Król ten, jak podaje Janko z Czarnkowa „chór krakowskiego kościoła katedralnego pokrył ołowiem, sklepienie tegoż chóru dekorował złoconymi gwiazdami". Za jego panowania dokończono budowy katedry. Po ukończeniu prac w chórze i ambicie przyszła kolej na budowę trójnawowego bazylikowego korpusu. Dokonano tego za następcy Jana Grota, biskupa Bodzanty, którego stosunki z królem układały się nie najlepiej i monarcha nie wnikał w rozbudowę królewskiej katedry. Można śmiało przyjąć, że budowa korpusu zrealizowana w okresie pomiędzy rokiem 1349 a 1359 została dokonana inicjatywy Bodzanty i duchowieństwa Katedralnego, o czym informuje Kalendarz krakowski, wymieniając licznych dobrodziejów. Otóż do roku 1359 księża z terenu diecezji krakowskiej
płacili połowę swojego dochodu z pierwszego roku po objęciu beneficjum /np.probostwa/ na budowę kościoła katedralnego. Udział w budowie króla Kazimierza Wielkiego nie został w źródłach przejrzyście ujęty. Współczesny kronikarz związany z krakowską katedrą pisał: "Zgodnie też ze słowami psalmisty /król Kazimierz/ ukochał całą usilnością ozdobę przybytku Pańskiego. Albowiem pokrył chór kościoła katedralnego krakowskiego ołowiem, a sklepienie chóru złoconymi gwiazdami ozdobił". Do tego dodajmy ufundowanie kaplicy pod wezwaniem Wniebowzięcia Maryi Panny oraz dbałość o skarbiec kościelny. Zachodnią fasadę naszej katedry ozdabia godło państwowe Królestwa Polskiego-Orzeł Biały, wmurowany tutaj jako oznaka wkładu króla w dzieło budowy katedry oraz - o czym poniżej - wrota obite żelazną blachą z inicjałem monarchy "K". Dobudowany do stojącego już prezbiterium, trójnawowy bazylikowy krótki korpus jest nieco skrzywiony w stosunku do osi prezbiterium, ponieważ wykorzystano w trakcie budowy mury dawniejszego romańskiego kościoła.
Wreszcie nadszedł radosny dzień wieńczący dzieło kilku pokoleń. Dnia 28 marca roku 1364 w obecności króla Kazimierza Wielkiego sędziwy arcybiskup gnieźnieński Jarosław Bogoria uroczyście konsekrował królewską katedrę.
W "Kalendarzu Krakowskim" skryba zanotował: "Sub anno nativitatis MCCCLXIIII facta est dedicatio esslecie Cracoviensis /.../ per venarabilem In Chr/istio/ patrem et d/omi/num d/omi/num Jaroslaum divina providencia archiepiscopum sancte Gneznesis ecclesie". W tym samym czasie arcybiskup Jarosław wznosił od roku 1342 swoją archikatedrę gnieźnieńską. Koronacyjna katedra polskich monarchów już stała, niewątpliwie wzbudzając zachwyt wśród współczesnych.
Zatem w latach 1320-1364 wzniesiono w dwóch omówionych fazach obecną katedrę krakowską. W rezultacie powstała trójnawowa bazylika, z transeptem i ambitem okalającym prostokątne prezbiterium, żywo przypominające swym rozwiązaniem analogiczną część katedry wrocławskiej, stojącą już w roku 1272.
Ambit katedralny — co warte odnotowania — był "pierwotnie zasklepiony na tej samej wysokości co nawy boczne. Obecne podwyższenie pochodzi z przełomu XVII i XVIII stulecia. Zastosowano przy budowie katedry system konstrukcyjny, zwany filarowoskarpowym. Polegał on na powiązaniu filara nośnego ze skarpą i przejęciu w ten sposób części ciężaru sklepienia. Nie zrezygnowano z łuków przyporowych, którymi wzmocniono chór. Również po raz pierwszy w Polsce zastosowano przed rokiem 1346 trójpodporowy system sklepień, użyty w ostatnim przęśle prezbiterium, a w latach 1382 —1390 w kaplicy Mariackiej, którą ufundował biskup Jan radlica, lekarz króla Ludwika Węgierskiego.
Z okresu konsekracji katedry pochodzą okazałe żelazne wrota, dar króla Kazimierza Wielkiego, ozdobione wielokrotnie powtórzonym monogramem ,,K” odnoszącym się do fundatora.
Litera ,,K” powtarzająca się w każdym polu utworzonym przez przecinające się listwy, to jedyny motyw zdobniczy tych drzwi, które swą niepowtarzalną powagą i niezwykłą prostotą działały jeszcze silniej w dawnym gotyckim portalu, aniżeli w obecnym barokowym z czarnego marmuru, monogramiczne wrota wiodące do katedra wawelskiej od strony zachodniej to także niemy znak fundatorskiej roli króla Kazimierza Wielkiego i jego mecenatu rozciąganego nad katedrą krakowską. Mimo kłótni z kolejnymi biskupami krakowskimi, król pamiętał o swojej koronacyjnej katedrze, gdzie snem wiecznym spoczywał jego ojciec Władysław Łokietek. I prawno—państwowy charakter tej świątyni zaznaczył przez umieszczenie nad portalem zachodnim Orła - herbu Królestwa Polskiego oraz drzwi wejściowych opatrzonych swoim monogramem "K". Wrota katedralne są przykładem francuskiej mody zdobienia dzieł sztuki literami, szczególnie w obiektach złotniczych. Jednakże umieszczenie monogramu "K" jako elementu zdobniczego jest bezprecedensowym zjawiskiem w sztuce europejskiej a w Polsce już zupełnym wyjątkiem. Przekraczając te drzwi musimy zawsze pamiętać o ostatnim z Piastów na polskim tronie, twórcy potęgi gospodarczej i politycznej Królestwa Polskiego, jak również niezrównanym protektorze artystów i wyśmienitym mecenasie sztuki. człowieku który dokończył dzieła budowy katedry na Wawelu. Rok konsekracji tej koronacyjnej i państwowej świątyni zbieg się w czasie z innymi poważnymi wydarzeniami w Królestwie. To właśnie w pamiętnym roku 1364 król wydał dokument fundacyjny "nauk przemożnej perły" czyli Akademii Krakowskiej, a na jesień zwołał do Krakowa kongres monarchów, który do historii przeszedł bardziej po nazwą "uczty u Wierzynka".
Profesor Tadeusz Chrzanowski, tymi słowy kwitował gotycką katedrę na Wawelu : "/.../ krakowską świątynię można południowej by w porównaniu z katedrami Francji, Anglii czy Niemiec nazwać kieszonkową. Skala wynikała z funkcji: to była katedra królewska, katedra rodu, dynastii a zarazem stołecznego grodu. Katedrą narodu miała być katedra gnieźnieńska: matka polskich katedr. Między dwiema stolicami zaistniała w XIV w. konkurencja wygrana jednak przez świątynię mniejszą, królewską, która do końca istnienia królestwa pozostała katedrą koronacyjną" .
Już po konsekracji katedry na przełomie XIV i XV wieku dobudowano do nawy południowej kaplice rodów Różyców i Szafrańców. Od strony północnej - przy transepcie - powstała kaplica pod wezwaniem św.Tomasza Apostoła, ufundowana w ćwierci XIV stulecia przez biskupa Floriana z Mokrska. Natomiast już po połowie XV stulecia , na lata 1459- 1465 przypadła fundacja kaplicy Hińczy z Rogowa, pod łukiem arkad gdzie ukazywano relikwie głowy św. Stanisława. Wydzielono ją z kaplicy św. Mikołaja. Ksztelan sandomierski Hińcza z Rogowa /zm. 1473/ sprawił ołtarz pod wezwaniem św. Trójcy, Bożego Ciała, N.M.P, św.Krzyża, Św. Jana Chrzciciele i św.św.Niewiniątek. Kaplica Hińczy pokryta była malowidłami ściennymi wykonanymi w 2 połowie XV wieku przez malarza Jana z Nysy. została zlikwidowana w latach 1773-1775.
Jan Długosz tymi słowy podsumował obrzędy koronacyjne następcy króla Kazimierza, Ludwika Węgierskiego: "Następnie król Ludwik zabawiwszy niedługo w Krakowie po powrocie z ziem Wielkopolski, zostawiwszy do zarządzania Królestwem Polskim swoją matkę, królowę Elżbietę /.../ drogą, którą przybył, powrócił pośpiesznie na Węgry, zabierając z Krakowa złotą koronę Królestwa P o 1 s k i e g o, berło, jabłko, miecz i inne insygnia krolewskie, żeby Polacy nie mogli ukoronować kogo innego na króla. Obawiał się bardzo, że Polacy lada dzień wysuną na jego miejsce innego króla z powodu jego nieobecności i słuszniejszych praw do następstwa niektórych książąt polskich". W innym zaś miejscu dziejopis przypisał wywiezienie regaliów królowej Elżbiecie Łokietkównej, która rzekomo w roku 1371 miała zabrać ze sobą korony. Nie ważni są bohaterowie dramatu, istotnym jest fakt przewiezienia polskich koron do Wyszehradu, gdzie pozostawały do roku 1412..
Koronacja Jadwigi Andegaweńskiej na króla Polski / koronowano ją ,,in regem Poloniae”/ odbyła się w roku 1384 i na głowę dziesięcioletniej dziewczynki włożono bliżej nieznaną koronę, przypuszczalnie sprawioną na tę okazję. Długosz podaje, że Jadwidze dano koronę królowej, może tę, którą w roku 1320 ukoronowano Jadwigę Łokietkową,
Na koronację Władysława Jagiełły / 1386 r,/ trzeba było sprawić "nową koronę ze złota i drogich kamieni", jak skwapliwie odnotował Długosz.
Zanim do koronacji Jagiełły doszło, katedra krakowska w roku 1386 była świadkiem chrztu Jagiełły. Temu wydarzeniu poświęcimy słów kilka.
By sprawę w pełni wyjaśnić prześledźmy na podstawie czternastowiecznych źródeł wydarzenia brzemiennego w następstwa pamiętnego dla Polski i także dla Litwy roku 1386. Pół roku wcześniej we wtorek "w wigilię Wniebowzięcia NMP Chwalebnej, Roku Pańskiego 1385, czyli 14 sierpnia wystawił wielki książę Litwy Jagiełło dokument, znany pod potoczną nazwą unii krewskiej. Tymczasem wielki książę potwierdzał dotychczasowe zobowiązania i zapowiadał przyszłą unię. Oświadczał przeto: "Skoro zaś to, co przyrzeczone, dojdzie do przewidywanego skutku, natenczas pan Jagiełło, wielki książę, ze wszystkimi braćmi swymi jeszcze nie chrzczonymi krewniakami, szlachcicami, ziemianami, z wyższymi i najniższymi w swoich krajach zamieszkałymi, wiarę Świętego Rzymskiego Kościoła przyjąć zamierza, pragnie i życzy sobie. A ponieważ zabiegało około tego wielu cesarzy i różnych książąt, a nie zdołali aż dotychczas zgoła od niego tego otrzymać, zaprawdę tedy zaszczyt ten Bóg Wszechmogący zachował dla samej że Jej Królewskiej Mości. Dla sprawy tej utwierdzenia, dla pewności i ubezpieczenia tenże Jagiełło, wielki książę, przyrzeka wszystkie skarby swe złożyć i wydać na odzyskanie strat państw obojga, tak Polski, jako też Litwy. A on tylko, jeżeli też pani Węgier córkę swoją Jadwigę, królową polską, przerzeczoną, odda mu w małżeństwo. /.../ Również tenże wielki książę Jagiełło przyrzeka i zobowiązuje się wszelkie ziemie zagrabione i straty Królestwa Polskiego, oderwane przez czyje bądź ręce i zajęte, odzyskać własnemi zachodami i kosztami. Również tenże Jagiełło, wielki książę, obiecuje wszystkich chrześcijan, a zwłaszcza ludzi obojga płci, pojmanych w kraju polskim i zwyczajem wojennym uprowadzonych, przywrócić do pierwotnej wolności tak, że każdy z nich bez względu na płeć odejdzie, dokąd mu się spodoba według woli jego. Następnie wymieniany tu książę Jagiełło przyrzeka także kraje swoje Litwy i Rusi wieczyście applicare do Korony Królestwa Polskiego". Tyle akt zwany potocznie unią krewską.
Zatem Jagiełło przyrzekł przyjąć chrzest święty w obrządku łacińskim, poślubić Jadwigę. Naprzeciw Jagiełły, który uroczyście wybierał się do Polski, wyjechali posłowie Włodko z Charbinowic, starosta lubelski, Piotr Szafraniec, podczaszy krakowski, Mikołaj Bogoryja, kasztelan zawichojski i Krystyn z Ostrowa, dzierżawca kazimierski. Wszyscy wymienieni otrzymali upoważnienia od księcia Władysława Opolczyka, plenipotenta królowej Elżbiety Bośniaczki, co oznaczało jej rezygnację z tytułu królowej polskiej /była wszak żoną króla ludwika Węgierskiego i matką Jadwigi/, oraz możnowładców krakowskich, reprezentujących ogół rycerstwa polskiego, uznającego unię polsko-litewski jako wyraz nowej geopolityki. Posłowie dokonali w dniu 11 stycznia 1386 roku w Wołkowysku preelekcji Jagiełły na króla Polski i ustalili, że wielki książę przybędzie 2 lutego na zjazd szlachty do Lublina. W drodze do stolicy Jagiełło zatrzymał się na dłuższy pobyt w Lublinie i w Sandomierzu. W pierwszym z tych miast odbyła się pierwsza tego typu formalna elekcja wielkiego księcia Litwy na tron polski i monarchę Królestwa Polskiego, sukcesora Piastów i Andegawenów. Tymczasem w Krakowie trwały przygotowania do wielkiego zjazdu rycerstwa polskiego, a zgromadzeni tutaj rycerze i możnowładcy mieli powitać nowego władcę i uczestniczyć w wspaniałych uroczystościach koronacyjnych.
Bo Sandomierza królowa Jadwiga wysłała na powitanie przyszłego małżonka swego osobistego posła Zawiszę Czerwonego z Oleśnicy. Była to stosowana wedle ówczesnego obyczaju forma zwykłej uprzejmości wobec zbliżającego się do stolicy Królestwa Polskiego narzeczonego. Po niespełna stu latach Długosz opowiadał, że Jadwiga wysłała go naprzeciw Jagielle "z poleceniem, aby go poznał, przypatrzył się jego twarzy i postawie, a potem jak najspieszniej wróciwszy dał jej /Jadwidze/ rzetelny obraz jego postaci i przymiotów /.../. Jagiełło domyśliwszy się, że wysłaniec królowej przybył dla poznania jego urody i ciała, wiedział bowiem, jak fałszywe o jego szpetnej postaci rozgłoszono wieści, przyjął go nader ludzko i uprzejmiej aby zaś dokładniej się przypatrzył nie tylko jego urodzie, ale i budowie pojedynczych części ciała,- wziął go ze sobą do łaźni. Ten więc przyjrzawszy mu się do woli i z dokładnością, a odmówiwszy przejęcia podarunków upominków, którymi Jagiełło go chciał, obdarzyć, wrócił do królowej Jadwigi i oznajmił, że książę Jagiełło wzrostu średniego, szczupłej postawy, budowę ciała miał nader składną i przystojną, wejrzenie wesołe, twarz ściągłą, bynajmniej nie szpetną, obyczaje poważne i książęce: godności odpowiednie. A tak uspokoił królową Jadwigę, z dawna stroskaną, bo uprzedzoną o jego szpetności i grubych obyczjach". Wizję lokalną Jagiełły później omyłkowo powiązano z Krakowem, lokalizując ową łaźnię prawidłowo u stóp Wawelu, opodal tak zwanego Domu Długosza. Nadto dodajmy, że u Długosza - w jego opowiadaniu - jest sporo anegdoty, gdyż Zawisza pojawił się u Jagiełły raczej w urzędowej misji, witając go w imieniu królowej jako jej przyszłego męża i króla Polski. Tyle tytułem prawdy.
Z Sandomierza wielki książę Litwy wyruszył do Krakowa. Wreszcie nadszedł oczekiwany przez małopolskich panów dzień 12 lutego, kiedy to Jagiełło przyjechał do Krakowa "i w licznym otoczeniu nie tak litewskich i ruskich, jak raczej polskich panów, z ich wielką okazałością i przepychem odprawił wjazd do miasta, skąd potem odprowadzony na za ek, szedł prosto do królowej, która go w swoich komnatach królewskich w towarzystwie wielu panien dworskich i niewiast przyjęła i powitała. Jagiełło przypatrzywszy się z wielkim podziwianiem jej urodzie /nie było bowiem podówczas, jak mówiono piękniejszej w całym świecie niewiasty/, nazajutrz posłał jej przez książąt Witolda, Borysa i Świdrygiełłę kosztowne bardzo upominki w złocie, srebrze, klejnotach i szatach". Tyle wszechwiedzący Długosz.
W następnych dniach wielki książę Jagiełło, jego bracia i znaczniejsi bojarzy byli pouczeni pokrótce o podstawowych prawdach wiary chrześcijańskiej w obrządku łacińskim. Chrzest - o czym wspominają wszelkie dostępne źródła - odbył się dnia 15 lutego 1386 roku w katedrze wawelskiej. Udzielił go arcybiskup gnieźnieński Bodzanta, w obecności biskupa krakowskiego Jana Radlicy. Najpierw Jagiełło, "a potem jego bracia, książęta litewscy", wyuczeni jak należycie zasad i prawideł wiary katolickiej, porzuciwszy błędy pogańskie, uczynili wyznanie nowej wiary". W miejsce pogańskich przyjęli Litwini imiona chrześcijańskie: Jagiełło Imię Władysław, Korygiełło - Kazimierza, Swidrygiełło - Bolesława. Pozostali książęta, bracia Jagiełły, chrzczeni kiedyś w obrządku greckim, nie dali się nakłonić do przyjęcia "dopełnienia ceremonii" w liturgii łacińskiej.
Przy chrzcie świętym Jagiełły rolę ojca chrzestnego przyjął na siebie książę Władysław Opolczyk, reprezentujący w tej mierze interesy niezbywalne dynastii Andegawenów, matką chrzestną była Jadwiga z Melsztyńskich Pilecka, wdowa po Ottonie z Pilczy, wojewodzie sandomierskim. Potocznie współcześni zwali ją Ottonissą. Była też rodzoną siostrą wojewody krakowskiego, Spytka z Melszytyna, który wraz a Janem z Tamowa był naczelnym promotorem dzieła unii polsko-litewskiej. Sama Ottonissa z czasem zdobyła zaufanie
Jagiełły i stała się jego doradczynią i stąd nazywano ją "matką chrzestną unii". Nadmieńmy, że to z jej córką Elżbietą ożenił się Jagiełło po ras trzeci, po śmierci królowej Anny Cylejskiej.
Na miejsce dawnego pogańskiego imienia przybrał Jagiełło - jak wyżej podano - imię Władysław. Nie był gest w stronę ojca chrzestnego księcia Władysława Opolczyka, lecz zapewne nawiązanie do świetnej tradycji państwa polskiego, do pradziada Jadwigi, zjednoczyciela państwa polskiego- Królestwa Polskiego - króla Władysława Łokietka. Tak też to pojmowali Polacy, skoro annalista zapisał, że Jagiełło przyjął "nomen głoriosum videlicet Vladislaus" / mianowicie sławne imię Władysław/. Przy ceremonii chrztu królewskiego w katedrze wawelskiej nie obyło się bez zgrzytu politycznego w najbliższym otoczeniu wielkiego księcia. Oto nieoczekiwanie przystąpił do chrztu - tym razem po raz trzeci i ostatni - książę Witold. Z prawosławnego Aleksandra ku wyraźnemu niezadowoleniu króla tym razem przedzierzgnął się w Aleksandra, ale katolickiego liczył zapewne na korzyści, bo był politykiem nie mającym żadnych skrupułów. W tym przypadku Wilno warte było chrztu łacińskiego. Oprócz książąt przyjęła chrzest w katedrze, jak odnotowali annaliści "wielka liczba" Litwinów, zapewne bojarzy ze świty wielkiego księcia i jego braci.
Natomiast dnia 18 lutego 1386 roku w katedrze krakowskiej nastąpiła druga ceremonia. Tym razem Władysław Jagiełło "połączył się ślubem małżeńskim z dostojną i nadobną dziewicą Jadwigą, królową polską, rzec trudno urodą-li ciała czy przylotami serca powabniejszą". Małżeństwu błogosławił arcybiskup gnieźnieński Bodzanta, który później — w niedziele 4 marca - w asyście biskupów krakowskiego Jana i poznańskiego Dobrogosta, dokonał uroczystej koronacji Władysława Jagiełły na króla Polski. Był on pierwszym koronowanym na Wawelu władcą wyniesionym na tron drogą elekcji. Jego poprzednik Ludwik Węgierski desygnowany był przez swego wuja Kazimierza Wielkiego. To syn Elżbiety Łokietkówny, zatem Piast, choć po kądzieli. Jagiełło nie miał praw dziedzicznych do polskiego tronu. Ceremonii koronacyjnej towarzyszyli panowie Królestwa Polskiego, faktyczni od tej pory dysponenci monarszej korony.
Po chrzcie świętym Jagiełło zmienił herb dynastyczny. Bo tej pory Giedyminowicze /Jagiełło był wnukiem Giedymina/ używali jako herbu Kolumny. Bartosz Paprocki w swoim dziele pt. "Herby rycerstwa polskiego" /1584/ uznał Kolumny za herb księcia Witensa, brata i poprzednika Giedymina. Powołując się na ruskie źródła pisze on, że godło to stanowiły trzy białe słupy w czerwonym polu. Pochodzenie tego znaku herbowego nie jest jasne, aczkolwiek uczeni przypuszcza ją, że Kolumny mogły powstać z dawnych tamg /piętno wypalane na końskiej lub bydlęcej sierści/ alańskich lub sarmackich. Jagiełło po roku 1386 przyjął za godło swej dynastii - już jako król Polski - podwójny Krzyż, co było zapewne ukłonem w stronę Kościoła, jak i wynikało z niezwykłego kultu tego neofity dla relikwii Krzyża Pańskiego. W tym miejscu należy odwołać się do legendy, która powiada, iż matka cesarza Konstantyna, cesarzowa Helena po odnalezieniu krzyża Chrystusowego, część jego relikwii ofiarowała synowi, który dał jen papieżowi Sylwestrowi I. Baszta uległa podziałowi i rozproszeniu. I dopiero spora partykuła pojawiła się zaraz po roku 1000 w rękach króla węgierskiego Stefana, a potem jego syna Emeryka, który - jak chce tradycja - miał je ofiarować klasztorowi Benedyktynów na Łyśćcu /św.Krzyż/. Współczesny Jagielle Jan Długosz powiada: "Na miejscu /tym/ powstał klasztor, wzniesiony z kamienia przez króla Bolesława Wielkiego, pierwszego króla Polski, w którym drzewa Krzyża Pańskiego znaczna znajduje się cząstka, niosąca ludziom dobrodziejstwa, tu pozostawiona przez św.Emeryka, syna św.Stefana króla Węgier, za zleceniem Anioła w widzeniu". Nieco dalej kronikarz konstatuje: "Tym większy stał się podziw, że gdy Litwini-wówczas jeszcze poganie i bałwochwalcy, napadli na Królestwo Polskie niespodzianie i złupili wyżej opisany klasztor, także porwali drzewo życiodajnego Krzyża, chcąc go unieść do swej Ziemi, lecz zanim wyszli byli z ziemi sandomierskiej, wóz, na którym wieziono Najświętsze Drzewo, zatrzymał się i nie mogły go ruszyć z miejsca ani konie, ani woły ku zadziwieniu barbarzyńców. Również wybuchła tu wówczas wielka zaraza, pozbawiając życia ludzi i bydło, dotkliwą niosąc klęskę. Tym nieszczęściem przerażeni, wykorzystawszy porady Polaków, prowadzonych przez jako jeńców, Litwini odwieźli Drzewo Pańskie na swe miejsce z wielkimi podarunkami". Objaśnia także kronikarz złożenie na Łyśćcu podwójnego krzyża z relikwiami: "/Emeryk ofiarowuje temu miejscu krzyż dwuramienny zawierając;/ dużą cząstkę drzewa Pańskiego obramowaną skromnie srebrem. /.../Krzyż ten został przysłany w podarunku ojcu jego Stefanowi, królowi węgierskiemu, od cesarza greckiego z Konstantynopola, który mąż świątobliwy Emeryk na piersiach z hojności ojca zwykł nosić". Tak po prawdzie opactwo benedyktyńskie na św.Krzyżu powstało w pierwszej połowie XII wieku i za jego fundatora uchodzi książę Bolesław Krzywousty. Z czasem o tym zapomniano a całą fundację przypisano królowi Bolesławowi Chrobremu i tę wersję powtarza Długosz. Wspomnijmy jeszcze o jednym aspekcie znaku podwójnego krzyża, który sobie obrał Jagiełło za swoje godło dynastyczne. Otóż w okresie przedrozbiorowym polskie opactwa benedyktyńskie miały w herbie wyobrażony szczyt góry z zatkniętym na niej podwójnym krzyżem, uznanym wówczas za tak zwany krzyż benedyktyński, godło tego zakonu. Jak widać z powyższego wywodu herb Jagiellonów - Podwójny Krzyż — stanowił wyraziste nawiązanie do relikwii, a raczej relikwiarza krzyża Świętego, przechowywanego na Łyśćcu, jak również do fragmentu godła zakonnego Benedyktynów. Jedno jest pewne, że Władysław Jagiełło pielgrzymował
kilkakrotnie do relikwii Krzyża Pańskiego, a kult dla relikwii drzewa "na którym zawisło Zbawienie świata", stanowił istotny element religijności pierwszych Jagiellonów. Stąd też nowe godło herbowe, które szybko pojawi się na pieczęciach oraz na clipeusie Pogonii -
herbu Wielkiego Księstwa litewskiego.
Wszystkie te uroczystości: chrzest, zaślubiny z Jadwigą i koronacja Jagiełły odbyły się w katedrze wawelskiej, co zgodnie uwierzytelniają ówczesne źródła, bowiem fakt przejścia wielkiego księcia Litwy na katolicyzm nie był w Europie bez znaczenia.
Pod datą 17 lipca Roku Pańskiego 1399 katedralny pisarz notował: "Dziś w południe zmarła najjaśniejsza pani, Jadwiga królowa Polski i dziedziczka Węgier.. .która była niezmożoną pomnożycielką kultu Bożego, protektorką Kościoła, sługą sprawiedliwości, naśladowczynią wszystkich cnót, pokorną i łaskawą matką sierót i która nie miała nikogo podobnego sobie z rodu królewskiego na całym świecie". 19 lipca odbył się pogrzeb królowej, którą jak pisze Długosz "pochowano w katedrze krakowskiej po lewej stronie wielkiego ołtarza, w pobliżu zakrystii". Nasz historyk podał też, iż nad jej grobowcem znajdowało się następującej treści epitafium:
"Polaków tutaj gwiazda, Jadwiga spoczywa, ze świetnego rodu ich królowa Dziedzictwa swego kraju Węgier jej przyznaje Bo mu ją losu łaska i natura daje /.../ A że nie płaczu, lecz modłów tu trzeba Błagajcie kornie i sercem, i usty Królu Wszechświata, tę polską królową Przyjmij i umieść wśród rajskich zastępów".
Jadwiga zmarła w opinii świętości i wkrótce po jej zgonie rozpoczęto w Rzymie starania o rychłą kanonizację. Już w roku 1419 założono w katedrze "Regestrum miraculorum S.Hedvigis Reginae Poloniae". W siedem lat później arcybiskup gnieźnieński, Wojciech Jastrzębiec polecił powołać komisję do zbadania cudów zdziałanych za pośrednictwem Jadwigi. Zalecił też biskupowi krakowskiemu Zbigniewowi Oleśnickiemu /1389-1455/ , "aby zrobił examen życia i cudów błogosławionej Jadwigi /.../ w celu kanonizacji" tejże. Komisji kanonizacyjnej przewodniczył Oleśnicki.
Niewątpliwie Oleśnicki to jedna z najwybitniejszych postaci polskiego Kościoła i to w wymiarze dziejowym. Ten z największych mężów stanu polskiego średniowiecza w młodości należał do zaufanych króla Władysława Jagiełły. Zasłynął jako dyplomata i polityk wielkiego formatu. W roku 1423 król zanominował go biskupem krakowskim.
Należał Zbigniew z Oleśnicy do zdecydowanych przeciwników wyznawców Husa. W myśl jego antyhusyckiej polityki król Władysław Jagiełło wydał w Wiedniu w roku. 1424 edykt wymierzony przeciw wyznawco husytyzmu. Podejrzanych o herezję nakazał król chwytać i karać. Natomiast ludzi, którzy przybywali z Czech polecał poddawać egzaminowi kościelnemu. Na rok 1431 monarcha naznaczył dysputę pomiędzy teologami husyckimi a profesorami Akademii Krakowskiej. Odbył się na zamku wawelskim, ale pod nieobecność biskupa Oleśnickiego. Wobec powyższego Oleśnicki nałożył na Kraków iterdykt, tak że ceremonie wielkotygodniowe nie mogły się odbyć w katedrze. Sam poświęcił oleje święte w Mogile. W dyspucie husyci przegrali, a król wypędził ich na Kazimierz, żeby w stolicy można było - na Wielkanoc otworzyć kościoły. Tym samym Oleśnicki politycznie wyrastał ponad władzę królewską. Tymczasem 1 czerwca 1434 roku zmarł w Gródku Władysław Jagiełło. Jeszcze przed śmiercią stary monarcha przekazał: Zbigniewowi Oleśnickiemu pierścień ślubny Jadwigi z prośbą "o wyrozumienie jego popędliwości w postępowaniu" z biskupem, prosząc go o zajęcie się jego młodocianymi synami Władysławem i Kazimierzem. W roku 1434 ukoronował na króla Władysława, zwanego później Warneńczykiem. W okresie rządów młodocianego króla Władysława wywierał decydujący wpływ na sprawy państwowe, należące do rady regencyjnej. Oleśnicki i rada królewska szczególnie zainteresowała się Węgrami, gdzie właśnie po śmierci Albrechta Habsburga zawakował węgierski tron. Węgrzy zaproponowali tron szesnastoletniemu polskiemu monarsze. W roku 1440 odbyła się koronacja Władysława na króla Węgier. Niebawem rozgorzała wojna z Turcją, której zagorzałym przeciwnikiem byt Oleśnicki znany od dawna ze swojej antytureckiej polityki. W roku 1444 w bitwie pod Warną zginął król Władysław. Jego brat Kazimierz raczący Wielkim Księstwem Litewskim ociągał się z objęciem tronu polskiego. Wreszcie w roku 1447 doszło do koronacji Kazimierza w katedrze krakowskiej. Oleśnicki nie spodziewał się, że nowy monarcha odsunie go od władzy i polityki.
Powoli Zbigniew koncentrował się na sprawach wyłącznie kościelnych. Uprzednio - jako biskup krakowski — zwołał trzy synody diecezjalne /1436, 1443, 1446/. Propagował kult świętych ogłaszając m.in. patronami Królestwa Polskiego i swojej diecezji świętych: Wojciecha, Wacława, Floriana i Stanisława. W sprawach Kościoła powszechnego był zdecydowanym zwolennikiem koncyliaryzmu /zwierzchności soboru nad papieżem/. Bacznie obserwował obrady soboru w Bazyli. Od papieża Eugeniusza IV, jak i od antypapieża Feliksa V zaszczycony został tytułem kardynalskim, jednak król Władysław /Warneńczyk/ przestrzegając zasady neutralności w sporze pomiędzy papieżem i antypapieżem, nie pozwolił Oleśnickiemu na przyjęcie kardynalskiej purpury. Już po zlikwidowaniu w Kościele schizmy, w roku 1449 Zbiegniew Oleśnicki otrzymał wreszcie kapelusz kardynalski — tym razem — od papieża Mikołaja V. po kapelusz kardynalski udał się do Rzymu kanonik Jan Długosz i na jego ręce papież przekazał związane z tą godnością dokumenty. Oleśnicki był pierwszym polskim kardynałem, choć starania o kapelusz podjął w Krakowie już biskup Piotr Wysz /biskup krakowski w latach 1392-1412/. Skończył się niepowodzeniem i dopiero Oleśnickiemu udało się uzyskać tytuł kardynała. Należał do troskliwych gospodarzy swojej diecezji. W sposobnym momencie postanowił odzyskać choć część Śląska i od księcia Wacława Cieszyńskiego odkupił w roku 1443 Księstwo Siewierskie, położone nad rzeką Przemszą. Na terytorium księstwa biskup krakowski posiadał "prawo miecza". Odtąd biskupi krakowscy zaczęli tytułować się książętami siewierskimi /duces Severiae/. Dbał wyjątkowo o splendor diecezji. Gdy został kardynałem błyskawicznie wybuchł spór kompetencyjny pomiędzy prymasem Polski a kardynałem Oleśnickim. Na zjeździe w Piotrkowie /1451/ postanowiono w związku z tym, że prymas czyli arcybiskup gnieźnieński zatrzymuje dla siebie i swoich następców prawo koronowania króla i królowej i że na przyszłość nie wolno starać się o purpurę kardynalską bez zgody króla.
W roku 1453 sprowadził do Krakowa słynnego kaznodzieję Jana Kapistrana, który wraz z Bernardynem ze Sieny był twórca gałęzi franciszkańskiej "de observantia" /Obserwantów/ u nas nazywanej Bernardynami. Od sierpnia 1453 roku św. Jan Kapistran przebywał w Krakowie głosząc obok kościoła św. Wojciecha kazania i nauki w języku łacińskim, które tłumaczono ludowi. Z racji pobytu Jana Kapistrana w Krakowie kardynał Oleśnicki zbudował dla Bernardynów klasztor na terenach należących do jego brata Jana Głowacza na Stradomiu.
W roku 1454 przybyła do Krakowa królewska narzeczona Elżbieta Rakuszanka. Uroczyście powitaną przez mieszczan wprowadzono w mury katedry krakowskiej, gdzie przyszłą monarchinię powitał kardynał Oleśnicki. Błyskawicznie zrodziła się sprzeczka, kto ma udzielić ślubu Kazimierzowi i Elżbiecie, bo prawo do tego rościł sobie prymas Jan ze Sowy. Wtedy poproszono św. Jana Kapistrana o podjęcie się tej sakramentalnej czynności. Święty uznał, że prawo błogosławienia ślubu przysługuje ordynariuszowi diecezji krakowskiej. Zatem prosił Oleśnickiego o zadawanie pytań młodej parze, którą on zwiąże świętym węzłem małżeńskim.
Szczególną troską otaczał swoją katedrę biskupią. Ustanowił w niej urząd stałego spowiednika 1435/ oraz kaznodzieja 1454/ wybieranego spośród profesorów Almae Matros. Skarbcowi katedralnemu przeznaczył złoty kielich i postanowił, aby odtąd każdorazowy biskup krakowski ofiarowywał katedrze złoty kielich. Z jego też fundacji są dzwony kardynał i Urban, pozostawił po sobie Antyfonarz /1430/ i Pontyfikał /2 ćwiartka XVw./. na jego polecenie spisano "Liber privilegicrum" katedry krakowskiej, w którym narysowano piórkiem portret tego dostojnika kościelnego, gdzie po raz pierwszy użyto tytułu kardynała kościoła św.Pryski w Rzymie, jaki przysługiwał Oleśnickiemu. Jego herby w Krakowie dostrzeżemy w zworniku w kaplicy pod Wieżą Zegarową w katedrze. Tenże herb Dębno pojawi się na sklepieniu kruchty kościoła św. Katarzyny na Kazimierzu.
Protegował swojego sekretarza i kanclerza słynnego historyka Jana Długosza, który taki dał nam opis Oleśnickiego: "Mąż oblicza znamienitego, jakim rzadko kto jest przez los obdarzony. Głowę i oczy wielkie, nos prosty o proporcjach foremnych, lecz ciało otyłe mający". Należał Oleśnicki do protektorów języka łacińskiego, uważał bowiem, że łacina i stworzona przezeń kultura jest podstawą formowania chrześcijańskich postaw życia, którego sobór Laterański IV uznał za najtrwalszy fundament Kościoła i Państwa. To z niewątpliwej inspiracji oleśnickiego Jan Długosz powziął zamiar napisania wiekopomnego dzieła Pt. "Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae/ roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego. Sława krakowskiego hierarchy kościelnego, kardynała Zbigniewa Oleśnickiego obiegła chrześcijański. Ówczesny świat. Słynny humanista Eneasz Sylwiusz Piocolomini te słowa o nim skreślił: " Kardynał Zbigniew, bardzo uczony ojciec, z którym łączy mnie szczególna przyjaźń; chociaż jeden drugiego nigdy nie widzieliśmy, to złączyło nas podobne umiłowanie nauk, a częsta korespondencja podtrzymywała nasza miłość, tak że pozostała we mnie najsłodsza pamięć o zmarłym".
Zbigniew Oleśnicki zmarł 1 kwietnia 1655roku w Sandomierzu, w kamienicy Oleśnickich. Przyczyna śmierci było ostre zapalenie płuc. Pochowany został pośrodku prezbiterium katedry krakowskiej. Miejsce pochówku przykryto spiżową płytą, wpuszczona w posadzkę, nad którą zwisały przez stulecia trzy kapelusze kardynalskie, bowiem Oleśnicki od trzech papieży został mianowany kardynałem. Dopiero w 1900 przybyła w katedrze płyta z płaskorzeźbioną postacią kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, ufundowana przez Karola Lanckorońskiego, a wykonana w wiedeńskim warsztacie Kaspra Klemensa Zumbuscha. Wmurowano ja w katedralnym ambicie, obok sarkofagu króla Kazimierza Wielkiego.
Na początku XV wieku - w roku 1425 - ukończono kaplicę Kurozwęzkich, pod wezwaniem Oczyszczenia Panny Maryi ,a to dzięki finansowemu wsparciu Mikołaja z Kurozwęk. Także jeszcze w 1 ćwierćwieczu urządzona została w dawnym romańskim kapitularzu / w przyziemiu wieży Wikariańskiej/ kaplica Bożego Ciała, ufundowana przez Jana i Piotra Szafrańców z Pieskowej Skały.
W XV stuleciu dobudowano do fasady katedry dwie kaplice królewskie: królowej Zofii Holszańskiej i króla Kazimierza Jagiellończyka. Pierwszą pod wezwaniem św. Trójcy wzniosła w latach 1431 —1432 czwarta żona Władysława Jagiełły, królowa Zofia.
Postawiono ją na lewo od zachodniego wejścia do katedry, przeznaczając na kaplicę grobową. W roku 1461 pogrzebano w kaplicy królową Zofię. Uwagę zwracają okładzinowe elewacje kaplicy w całości pokryte rytmiczną dekoracją złożoną z laskowań. W katedrze podobna okładzina stała się także ozdobą dolnej partii wieży Zegarowej. Analogiczna dekoracja pokrywa kaplicę Świętokrzyską.
Ufundował ja przed rokiem 1470 Kazimierz Jagiełło j jego małżonka królowa Elżbieta Rakuszanka. W roku 1470 dekorację malarską kaplicy ukończyli ruscy malarze, sprowadzeni z Pskowa, o czym informuje napis w języku białoruskim umieszczony wewnątrz poniżej północnego okna. Poniżej malowanej inskrypcji dostrzegamy Madonnę w typie Platyterii /Znamienie/, która w roku 1169 doprowadziła do zwycięstwa nad Suzdalem i stała się czczoną ikoną na całej Rusi. Pokrywa ona ściany kaplicy łącznie ze sklepieniem. Na ścianach wyobrażono sceny z Ewangelii, na sklepieniu zaś znajduje się motyw ikonograficzny Maiestas Mariae w otoczeniu tetramorfów, a dalej na sklepieniu dostrzegamy chóry anielskie i proroków. Tetramorfy to nic innego tylko cztery istoty zaczerpnięte z wizji proroka Ezechiela: "Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nad szedł od północy, wielki obłok i ogień płonący oraz blask dokoła niego, a z jego środka /promieniowało coś/ jakby połysk stopu złota ze srebrem, ze środka ognia. Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: miały one postać człowieka. Każda z nich mis łapo cztery twarze i po cztery skrzydła,. Nogi ich były proste, stopy ich zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony. Miały one pod skrzydłami ręce ludzkie po swych czterech bokach. Oblicza i skrzydła owych czterech istot - skrzydła ich mianowicie przylegały wzajemnie do siebie - nie odwracały się, gdy one szły; każda szła prosto przed siebie. Oblicza ich miały taki wygląd: każda z czterech istot miała z prawej strony oblicze człowieka i oblicze lwa, z lewej zaś strony każda z czterech istot miała oblicze wołu i oblicze orła, oblicza ich i skrzydła ich były rozwinięte ku górze; dwa przylegały wzajemnie do siebie, a dwa okrywały ich tułowie. Każda posuwała się prosto przed siebie; szły tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się" /Ez 1,4-12/, Z czasem tetramorfy posłużyła jako archetyp do ikonografii ewangelistów: św.Mateusz ze skrzydlatym młodzieńcem albo aniołem, św.Marek z lwem, św. Łukasz z wołem, a św.Jan z orłem. Zatem motywowi ikonograficznemu Maiestas Mariae towarzyszą na sklepieniu tetramorfy. Wolne od dekoracji malarskiej są miejsca nad ołtarzami odpowiadające tryptykom oraz ścianie zachodniej, gdzie kiedyś stała ława królewska, a dziś wznosi się przytłaczający rozmiarami pomnik biskupa Kajetana Sołtyka (zw. 1788)
Polichromia ta należy do unikatów w skali polskiej i jest przykładem związków artystycznych polsko-ruskich za rządów pierwszych Jagiellonów. Już Jan Długosz zauważył, że król Władysław Jagiełło ,,kościoły gnieźnieński, sandomierski, wiślicki ozdobił malowidłami greckimi". Podobna dekoracja malarska znajdowała się kiedyś w kaplicy Św. Trójcy, lecz z upływem czasu przepadła, tak jak pochodzące z czasów Jagiełły malowidła ścienne w kaplicy Mariackiej, których fragmenty niedawno odkryto. Malowidła w typie bizantyńsko-ruskim znajdują się jeszcze w prezbiterium kolegiaty wiślickiej oraz w prezbiterium katedry sandomierskiej. To dzieło malarza Heila. Ponadto w kaplicy św. Trójcy na zamku lubelskim także przetrwała polichromia bizantyńsko- ruska z roku 1418.
Po przeszło pięciu wiekach istnienia, wielokrotnych konserwacjach, malowidła w kaplicy Świętokrzyskiej zachowały pierwotną ostrość i świeżość barw, a dziś przeważa w zasadzie tonacja brązowa, niemniej w obecnym stanie są w pełni czytelne i zachwycają oglądających. Dodajmy przy okazji, że interesującym przykładem oddziaływania malarstwa typu ruskiego na miejscowych malarzy są malowidła, zachowane fragmentarycznie, w kaplicy św. Młodzianków dekorowanej w roku 1465 dla Hińczy z Rogowa.
Z kaplica Świętokrzyska wiąże się także dwa średniowieczne tryptyki ustawione na ołtarzach, umieszczonych w ścianie wschodniej. Starszy jest tryptyk św. Trójcy wykonany w roku 1467, będący wspaniałym dziełem krakowskiego malarstwa i rzeźby połowy XV stulecia. Składa się z rzeźbionej szafy zawierającej rzeźbę przedstawiającą Św. Trójcę z chórami anielskimi, otoczoną przez popularne w średniowieczu święte: Małgorzatę, Katarzynę, Dorotę i Barbarę. W zwieńczeniu ., widnieje Chrystus Zmartwychwstały, Św. Zofia z córkami oraz św. Anna Samotrzeć.
Świętej Trójcy towarzyszą "virgines capitales" - cztery święte dziewice - uważane w średniowieczu za pogromczynie doczesności, szczególenie czczona w XIV i XV stuleciu. Na ramie szafy dostrzegany napis zaczerpnięty z antyfony "O lux beata Trinitas", śpiewanej po hymnie ambrozjańskim "Te Deum laudamus" . Oto początkowe słowa tej antyfony:
"Te Deum Patrem Ingenitum, Te Filium uningenitun, Te Spiritum Sanctum paraclitum Trinitatem laudamus (...)" "Ciebie Boga Ojca jednorodzonego, Ciebie Syna niezrodzonego, Ciebie Ducha Świętego Pocieszyciela Trójcę chwalimy".
Natomiast skrzydła tryptyku są malowane. Przy otwartym ołtarzu na czterech kwaterach oglądamy na złotym tle chóry apostołów, męczenników, proroków i dziewic sławiące Boga. To malarskie odniesienie do czwartej strofy hymnu "Te Deum laudamus":
"Te gloriosus apostolorum chorus, Te prophetarum laudabilis numerus, Te martirum candidatus laudat" "Apostołów Tobie rzesza, Chór proroków pełen chwały, Tobie hołdy nieść pospiesza, Męczenników orszak biały".
Przy zamkniętych skrzydłach na tle licznego krajobrazu ukazują się sceny Nawrócenia św. Pawła, Wizja św. Eustachego na łowach, św. Jerzy walczący ze smokiem i św. Sekundus przeprawiający się przez rzekę Pad.
Nie wiemy nic pewnego o fundatorze tego tryptyku. Zdaniem ks prof. Bolesława Przybyszewskiego powstał on w zasięgu działalności fundatorskiej, wspomnianego wyżej kasztelana sandomierskiego Hińczy z Rogowa o czym świadczyłyby obraz świętych rycerzy. Idea otwartego tryptyku opiera się na koncepcji dziękczynienia Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. Data umieszczona na tryptyku - rok 1457 — mogłaby przemawiać za fundacją dziękczynienia króla Kazimierza Jagiellończyka po zawarciu pokoju toruńskiego 19 października roku 1466, który kończył długotrwałą i wyczerpującą wojnę trzystoletnią z Zakonem Krzyżackim. Taki właśnie sukces polityczny był stosowną okazją do odśpiewania Bogu hymnu "Te Deum laudamus". Wszak do Polski przyłączono bezpośrednio zachodnią część państwa krzyżackiego - Prusy królewskiej Królestwo Polskie odzyskało Pomorze Gdańskie, Warmię, Ziemię Chełmińską i Michałowską oraz Malbork. Państwo zakonne od tej pory stało się lennem polskim ze stolicą w Królewcu. Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego nie mógł od tej pory prowadzić własnej polityki zagranicznej. Jan Długosz tymi słowy kwitował to wielkie wydarzenie z października Roku Pańskiego 1466: "I mnie, piszącego niniejsze roczniki, przeniknęła niemała radość z powodu zakończenia wojny pruskiej i przywrócenia ziem niegdyś oderwanych, oraz połączenia Prus z Królestwem. Ja, który z boleścią znosiłem, że królestwo Polskie przez różne narody jest rozszarpywane, za szczęśliwego uważam siebie i moich współczesnych, którym po tylu wiekach udało się widzieć zjednoczenie". Zatem czyżby - hipotetycznie - tryptyk Świętej Trójcy był fundacją dziękczynną za wieczysty pokój toruński. Okazja ku temu była jak najbardziej oczywista. Ojciec króla Kazimierza - Władysław Jagiełło złożył wota dziękczynne za Grunwald przy grobie św.Stanisława w naszej katedrze. To wówczas katedra krakowska w pełni zyskała funkcję - Templum gloriae et victoriae. Świątyni chwały i zwycięstwa. Kazimierz Jagiellończyk jako formę dziękczynienia przypuszczalnie wybrał fundację tryptyku dedykowanej Trójcy Świętej - ,,ad horem Sancte Trinitatis” - która jest szafarzem wszelkich łask i zwycięstw. Pokój toruński dawał Królestwu Polskiemu stabilizację i znakomitą pozycję w polityce środkowoeuropejskiej. Potwierdzają to słowa księdza Jana Dłuogosza, kanonika kapituły katedralnej krakowskiej.
Drugi tryptyk powstał, prawdopodobnie w ostatniej ćwierci XV wieku. Postawiono go naprzeciw sarkofagu króla Kazimierza Jagiellończyka. Podobnie, jak poprzedni, składa się z rzeźbionej szafy i malowanych skrzydeł przedstawiających sceny z życia Chrystusa. W szafie umieszczono posągi Matki Boskiej i Chrystusa Boleściwego oraz grupę aniołów trzymających narzędzia Męki Pańskiej. Poniżej znajdują się aniołowie z tarczami herbowymi Polski, Litwy i Habsburgów. W zwieńczeniu tryptyku są płaskorzeźby przedstawiające proroków, którzy zapowiadali mękę i śmierć Chrystusa. Dzieło to powstało z fundacji królowej Elżbiety Rakuszanki, na co wskazuje herb Habsburgów umieszczony na szafie. Na ramie szafy znajduje się inskrypcja - trzy pierwsze strofy hymnu przypisywanego Jacopone da Todi, zaczynającego się od słów: STABAT MATER DOLOROSA IUXTA CRUCEM LACRIMOSA.../stała Matka boleściwa płacząca pod krzyżem./. Umieszczenie tekstu tego hymnu może wskazywać na fundację tryptyku przez królową - drugą matkę boleściwa - opłakującą syna Kazimierza, albo małżonka króla Kazimierza 1V Jagiellończyka.
Za krakowskim pochodzeniem zabytku przemawia portret teścia Elżbiety, Władysława Jagiełły umieszczony w scenie Hołdu Trzech Króli, wyraźnie wzorujący się na rzeźbie Jagiełły z sarkofagu znajdującego się w katedrze wawelskiej.
W tym miejscu przypomnijmy hipotezę prof. Feliksa Kopery z początku XX stulecia. Uważał on, że tryptyk Matki Bożej Bolesnej powstał z racji przedwczesnej śmierci św.Kazimierza /zm. 1484/ i został sprawiony przez zgnębionych rozpaczą rodziców - parę monarszą Elżbietę Rakuszankę i króla Kazimierza Jagiellończyka. Chyba warto tę hipotezę przypomnieć, choćby z tej racji, że ród Jagiellonów wydał świętego Kazimierza, który - co godne podkreślenia - przyszedł na świat na zamku królewskim w Krakowie 3 października 1458 roku. Został ochrzczony w naszej katedrze. Przy chrzcie królewiczów istniała piękna ceremonia ofiarowania królewskich synów św. Stanisławowi przez położenie ochrzczonego dziecka na ołtarzu św.Stanisława. Ceremonie kończyło odśpiewanie dziękczynnego hymnu "Te Deum laudmus". To św.Stanisław po chrzcie świętym brał pod swoją opiekę nowonarodzonego królewicza, stając się tym samym jego orędownikiem na dalszą drogę życia. Ten interesujący obrzęd ofiarowania królewicza św.Stanisławowi, poprzez położenie niemowlęcia na ołtarza św.Stanisława, to istotny przyczynek do naszego ceremoniału dworskiego, ścisłego powiązania dzieci królewskich z patronem Królestwa Polskiego.
Na przełomie XV i XVI stulecia ostatecznie ukształtowano sylwetkę gotyckiej świątyni przez dokończenie zachodnich wież kościoła. Wieżę północną od wysokości drugiego piętra aż po dach wmurowano w roku 1521, dzięki staraniom i finansom kanonika Jana Salomona i od jego nazwiska wieżę tę nazywano "turris Salomonis". To na niej umieszczono zegar wraz z dzwonem, dzięki któremu zyskała również nazwę " wieża Zegarowa". Natomiast na wieży południowej — Wikaryjskiej — nadbudowanej wątkiem ceglanym w XIV wieku, dodano w roku 1530 jeszcze jedno piętro o kształcie ośmioboku. Całość — za rzadów biskupa Piotra Tomickiego — nakryto późnogotyckim hełmem nawiązującym kształtem do hełmu wyższej wieży kościoła Mariackiego w Krakowie.
Obok opisanych tryptyków z ruchomego urządzenia gotyckiej katedry zachował się także osławiony cudami czarny krucyfiks, umieszczony w ołtarzu we wschodniej części ambitu. Związany jest przez tradycję z królową Jadwigą, która, jak głosi tradycja miała się przed nim modlić. Krucyfiks Jadwigi wyrzeźbiono w ostatniej ćwierci XIV stulecia i umieszczono w ołtarzu przy wejściu do zakrystii, o czym nadmienia dokument kanonika Mikołaja Niemierzy z Krzelowa z roku 1403. Ciało umęczonego Chrystusa, przepasane perizonium, konwulsyjnie wygięte wyraża głębokie cierpienie. Rzeźba należy do znakomitych dzieł sztuki gotyckiej. Poświęćmy teraz parę kart średniowiecznym grobom królewskim w naszej katedrze. Powyżej wspomniano, że od roku 1320 katedra zaczęła pełnić funkcję kościoła koronacyjnego, a od roku 1333 nekropolii królewskiej. Te dwie podstawowe role stworzyły z krakowskiej katedry wyjątkowy kościół w Europie łączący w sobie nieprzerwanie od XIV stulecia jednocześnie funkcje koronacyjne i grzebalne.
Pogrzeb Władysława Łokietka urządził Kazimierz Wielki dopiero po koronacji, którą odbył wzorem ojca w katedrze krakowskiej 25 kwietnia 1333 roku. Powiada Jan Długosz, że królewskie „ciało pochowano w katedrze krakowskiej koło głównego ołtarza z lewej strony, w sklepionym grobowcu z białego kamienia, ozdobionym rzeźbami, przed ołtarzem świętego Władysława króla, który sam za życia wystawił i wyposażył. Tam bowiem jest zwyczaj zarówno koronować, jak i grzebać królów polskich i nie można by znaleźć drugiego równie znakomitego miejsca u Polaków dla grobów królów". Zwłoki Łokietka złożono na wieczny spoczynek obok głównego ołtarza. W tym celu wydrążono w posadzce płytką komorę grobową i w niej złożono prostą drewnianą skrzynię zawierającą szczątki królewskie. W kilkanaście lat po uroczystościach pogrzebowych, najpewniej przed połową stulecia Kazimierz Wielki wzniósł ojcu pomnik nagrobny, który dał początek i wzór wszystkim późniejszym sarkofagom średniowiecznym w tej bazylice.
Sarkofag Łokietka składa się z prostokątnej skrzyni zwanej tumbą, której boki podzielone arkadami na pola, wypełnione są rzeźbami płaczków i duchownych biorących udział w pogrzebie zmarłego władcy. Na płycie wierzchniej, nakrywającej tumbę, umieszczony jest rzeźbiony wizerunek króla, ubranego w tunikę, płaszcz koronacyjny, w koronie na głowie, z jabłkiem, fragmentami berła i mieczem. Uwagę zwraca pięknie modelowana głowa, z sumiastymi wąsami. Ponad sarkofagiem wznosi się wolno stojący baldachim zrekonstruowany dopiero na początku XX stulecia. Nie znamy wykonawcy pierwszego katedralnego nagrobka, a wysunięte przypuszczenie, że autor tego dzieła wywodził się z Hesji, jest prawdopodobne w świetle związków dynastycznych Kazimierza Wielkiego, którego drugą żoną była heska księżniczka Adelajda, córka Henryka II, landgrafa Hesji. W każdym razie pomnik ufundował król Kazimierz Wielki, a ustawiono go przy nie istniejącym dziś ołtarzu św.Władysława, uposażonym przez króla Kazimierza Wielkiego.
Pod rokiem 1339 Jan Długosz odnotował śmierć Anny /Aldony/ pierwszej małżonki Kazimierza Wielkiego. "/.../ po ciężkiej chorobie - notuje Długosz - zmarła na zamku krakowskim księżna Anna, królowa, żona króla polskiego Kazimierza i cóka księcia litewskiego Gedymina /.../. Pochowano ją po odprawieniu należnych uroczystości pogrzebowych w katedrze krakowskiej". Pogrzebano Annę w tym miejscu, gdzie potem postawiono sarkofag, kryjący zwłoki Kazimierza Wielkiego.
Drugim okazałym średniowiecznym sarkofagiem, arcydziełem rzeźby gotyckiej jest pomnik ostatniego władcy z dynastii Piastów — Kazimierza Wielkiego (zw. 1370). Monarchę tego pochowano w południowym ambicie, obok ołtarza głównego, po przeciwnej stronie nagrobka ojca.
Pogrzeb królewski opisał szczegółowo kronikarz Janko z Czarnkowa. ,, po koronacji wspomnianego króla węgierskiego Ludwika odprawione były w najbliższy wtorek we wszystkich kościołach krakowskich solenne po śp. królu Kazimierzu egzekwie, w obecności króla Ludwika, biskupów , książąt i wielkiej ilości szlachty. Na tych egzekwiach był taki porządek: naprzód szły cztery wozy, każdy w cztery piękne konie, a wszystko to — tak woźnice, jak konie i wozy — było czarnym suknem przybrane i pokryte. Potem kroczyło czterdziestu rycerzy w pełnych zbrojach na koniach pokrytych suknem szkarłatnym, następnie jedenastu niosło chorągwie tyluż księstw, dwunasty zaś chorągiew królestwa polskiego, a każdy miał tarczę ze znakiem, czyli herbem każdego księstwa. Za nimi jechał rycerz. Odziany w złocistą szatę królewską, na pięknym stępaku królewskim, purpurą pokrytym, osobę zmarłego króla wyobrażający. Za nimi szło parami procesjonalnie sześciu ludzi i niosło zapalone świece, z których dwie były zrobione z jednego kamienia wosku. Potem szły zgromadzenia zakonne i wszystkie osoby duchowne (...). Na końcu postępował król Ludwik, arcybiskup, biskupi, książęta, panowie i wielka moc ludu obojej płci. Pomiędzy nimi zaś a parami szli dworzanie zmarłego króla, w liczbie większej niż czterysta, wszyscy w czarną odzież przybrani i wszyscy z wielkim płaczem i jękiem (...). Przed marami szedł jeden (z dworzan) i szeroko rozrzucał pieniądze biednym i każdemu, kto by je chciał podnieść, ażeby wolniejszą zrobić drogę idącym i aby tym goręcej za duszę zmarłego króla się modlono. Nadto dwóch doświadczonej uczciwości ludzi było przeznaczonych do niesienia mis srebrnych, napełnionych groszami, z. których to mis każdy, kto swej ofiary nie składał, brał, ile chciał. Inni znowu nieśli wory pełne groszów i gdy tylko taka misa się opróżniła, w tej chwili napełniali ją znowu.
Z taką ceremonią i w takim porządku pochód doszedł do kościoła katedralnego, w którym czcigodny ojciec, ksiądz biskup krakowski Floryjan mszę celebrował". Opisany ceremoniał pogrzebowy przypomina pogrzeb króla węgierskiego Karola Roberta (zm. 1342), ojca Ludwika. Ceremoniał ten stał się obowiązujący przy następnych pogrzebach monarszych, bowiem w czasie obrzędu koronacyjnego powstał spór o miejsce namaszczenia, nieprzychylny monarsze arcybiskup gnieźnieński Jarosław z panami wielkopolskimi wysunął żądanie, aby Ludwik przeprowadził koronację w Śnieżnie, gdzie kiedyś królów namaszczano. Sprzeciwili się temu możnowładcy małopolscy oraz biskup krakowski Florian z Mokrska. Zaprotestował także król Ludwik. Po rozstrzygnięciu sporu, obrzędu koronacyjnego dopełniono w katedrze na kawału, niemniej osad pozostał. Ludwik przyrzekł panom, że uda się do Śnieżna, gdzie ukaże się w Stroju koronacyjnym. Ponadto przyrzekł, iż insygnia koronne pozostaną w katedrze gnieźnieńskiej. Ludwik przyrzeczenia nie dotrzymał, a opuszczając Kraków wywiózł na Węgry wszystkie regalia w obawie, aby Polacy pod jego nieobecność nikogo innego nie ukoronowali, miał w tym przeczuciu wiele racji, niebawem czcigodne mury katedry wawelskiej stały się świadkiem pierwszej grabieży grobu monarszego. Otóż godzi się przypomnieć, iż Kazimierzowi Wielkiemu dano do grobu tak zwaną koronę osobistą, czas bowiem który upłynął pomiędzy zgonem a pogrzebem /trzy zaledwie dni/ był za krótki, aby sporządzić insygnia grobowe. Istniał w tamtych, czasach zwyczaj sprawiania tak zwanych koron osobistych, używanych na co dzień. I to te właśnie regalia stały się przedmiotem bezprecedensowej grabieży. Otóż przeciwnik polityczny Ludwika, ksiądz podkanclerzy Janko z Czarnkowa wykradł pewnej nocy z monarszego grobu insygnia i koronę, berło i jabłko. Wobec wywiezienia na Węgry oryginalnej korony należało wydobyć z groby koronę używaną przez zmarłego, będącą symbolem władzy królewskiej. Wobec braku korony koronacyjnej, wywiezionej przez Ludwika, zmusił Janka z Czarnkowa do szukania autentycznego regalium. Była nią tylko korona, w której pogrzebano Kazimierza Wielkiego. W roku 1371 potajemnie włamano się do grobu i insygnia wyjęto. Miały posłużyć do koronacji przeciwnika Ludwika - zrazu księcia słupskiego Kaźka, a potem, gdy ten przestał się liczyć, księcia gniewkowskiego Władysława Białego, wspieranego przez Janka z Czarnkowa. Sprawa się szybko wydała. Korona powróciła do groby, zaś Janko z Czarnkowa utracił godność podkanclerzego. Przy ewentualnej koronacji chciano posłużyć się koroną grobową. Nie był to w europejskim średniowieczu wyjątek, a sprawa Janka z Czarnkowa nie była w europie precedensem. Nam wystarczy fakt pierwszego naruszenia spokoju monarszego grobu. Działanie utytułowanej hieny cmentarnej. Niebawem tumbę grobową Kazimierza Wielkiego obudowano marmurowymi rzeźbionymi płytami.
Pomnik królewski składa się z pięknej czerwonej tumby, wykonanej z plamistego węgierskiego marmuru, nakrytej bogatym baldachimem, wyrastającym bezpośrednio z płyty wierzchniej, na której umieszczono płaskorzeźbioną postać monarchy, ubranego w tunikę przepasaną modnym pasem, zapiętym na biodrach, z narzuconym na ramiona płaszczem koronacyjnym. Na głowie króla widzimy wielolistną koronę, w rękach trzyma on berło i jabłko. Stopy królewskie spoczywają na lwie, którego symbolikę odczytamy w tym kontekście jako ilustrację słów Psalmu 90: „po lwach i smokach stąpał będziesz, lwa i bazyliszka podepczesz". Boki tumby wypełniają, ujęte w arkady, figury siedzących mężczyzn w sile wieku, jakby zadumanych, myślących o stracie jaką poniosło państwo po zgonie króla. Są to wysocy dygnitarze państwowi, zaufani urzędnicy i bliscy współpracownicy królewscy. Prawdopodobnie sarkofag Kazimierza Wielkiego wykonali artyści sprowadzeni z zagranicy, doskonale obeznani z dorobkiem ówczesnej plastyki austriackiej. Fundację pomnika przypisuje nauka siostrze królewskiej Elżbiecie Łokietkównej i jej synowi królowi Ludwikowi Węgierskiemu, następcy i siostrzeńcowi Kazimierza Wielkiego. Nagrobek królewski niegdyś stał przed ołtarzem Podwyższenia Krzyża Świętego. Trzecim gotyckim sarkofagiem jest grobowiec króla Władysława Jagiełły (zm. 1434), ustawiony w nawie głównej po prawej stronie, tuż obok wejścia do katedry. Wiemy o nim raczej niewiele. Zagadkowa pozostaje nadal jego historia, a wyjątkowa forma artystyczna wyodrębnia go z całej polskiej sztuki średniowiecznej. Wykuty jest z czerwonego marmuru. Nakrywa go wsparty na ośmiu kolumnach renesansowy baldachim (1519—1524), przypisywany przez badaczy warsztatowi Bartłomieja Berrecciego. Ufundowany został przez wnuka króla — Zygmunta Starego. Pomnik ma kształt tumby podzielonej na osiem pól, w których wyobrażeni z dużą dozą realizmu i ekspresji przedstawiciele poszczególnych stanów opłakują władcę, trzymając herby ziem Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Są tam tarcze herbowe: podwójna Królestwa Polskiego (jedna z Orten odnosi się do Małopolski) i Litwy, Ziemi Dobrzyńskiej, Rusi, Wielkopolski i Ziemi Wieluńskiej. Na płycie wierzchniej wyobrażony jest zmarły monarcha wraz z atrybutami władzy królewskiej. Twarz króla, pełna godności, jest potraktowana portretowo, a artysta komponując całość miał na względzie przede wszystkim głowę Jagiełły oglądaną z profilu. U stóp władcy spoczywa smok, symbol szatana, zatem ponownie aluzja do słów Psalmu 90. Natomiast u podstawy tumby są rzeźby psów ścigających sokoły. Może to być odzwierciedleniem myśliwskich zamiłowań króla, jak również symbolem wiecznej, nieustannej walki dobra ze złem. Analogicznie jak sokół wraca do rąk sokolników, tak dusza ludzka, ścigana przez grzech (psa), powraca do Boga, tym bardziej, że w Psalmie 21 czytamy: „Boże, ratuj duszę moją z łapy psa". Wydaje się dziś, że zawiłej symboliki tego motywu nigdy w pełni nie odczytamy.
Historia nagrobka Jagiełły wygląda następująco. Dokładnie wiemy, ze w roku 1393 królowa Jadwiga, fundując kolegium Psałterzystów, ufundowała opodal grobu Św. Stanisława ołtarz pod wezwaniem św. Krzysztofa. Wzniesiono go pod trzecią arkadą nawy głównej. Po dwudziestu z górą latach Jagiełło jeszcze za życia wybrał to miejsce dla siebie na wieczny spoczynek. Pierwsze wzmianki o tym fakcie pochodzą z roku 1421. Długosz powiada, że króla pochowano w grobie marmurowym z dawna przygotowanym. Wyróżniono bowiem środowisko, z którym związano nasz pomnik. To krąg renesansowej plastyki florenckiej pierwszego dwudziestolecia wieku XV, pomnik nagrobny Jagiełły to wyjątkowe, o niepowtarzalnej formie artystycznej dzieło sztuki.
O pogrzebie królewskim Długosz pisał: "kościół /katedralny/ cały jaśniał gorejącymi po wszystkich miejscach świecami pochodnie były nadzwyczajnej wielkości. Mary królewskie okrywał aksamit i purpura, mistrz Paweł z Zatora miał w języku polskim kazania, w którym opowiedziawszy chwalebne i pełne pobożności sprawy króle Władysława, słodką wymową wszystkim obecna łzy wycisnął. Po skończonym nabożeństwie zwłoki królewskie w grobie marmurowym z dawna przygotowanym złożono i pochowano". Uroczystości pogrzebowe miały miejsce 18 czerwca Roku Pańskie go 1434 w katedrze krakowskiej, a celebrował je wierny współpracownik zmarłego arcybiskup gnieźnieński Wojciech Jastrzębiec. Nadmieńmy, że wedle relacji Długosza, król na śmiertelnym łożu zdjął z reki pierścień po Jadwidze Andegaweńskiej i kazał go oddać biskupowi krakowskiemu Zbigniewowi Oleśnieckiemu. W dziejach Królestwa Polskiego i Wielkiego księstwa Litewskiego zamykał się pierwszy rozdział wspólnych dziejów.
Pomnik nagrobny króla Władysława Jagiełły, sprzężony z ołtarzem św. Krzysztofa do połowy XVIII stulecia otoczony był żelazną kratą, tworząc osobną kaplicę w nawie głównej kościoła katedralnego. W najstarszym przewodniku po Krakowie /1603/ o kaplicach katedralnych czytamy: "Dwudziesta wtóra Jagiełłowa między filarami przeciw krzcielnicy, kratą żelazną zawarta, w której jest grób marmurowy tegoż króla Jagiełła i ołtarz z obrazem starym, na którym namalowano Jagiełła, jako Litwę do chrztu, a Jadwiga do unijej z koroną przywodzi, Akademią Krakowską i psalterysty funduje".
Przypomnijmy, iż zaraz po połowie XVIII stulecia nagrobek Władysława Jagiełły został przeniesiony do kaplicy Świętokrzyskiej. Sprawa wyglądała następująco: otóż w roku 1743 król August III w liście do kapituły wyraził zgodę na przesunięcie nagrobka tegoż monarchy. List odczytano na posiedzeniu kapituły dopiero w roku 1753. Wtedy wiosną przeniesiono nagrobek Jagiełły; powrócił na swoje pierwotne miejsce w roku 1902.
Dodajmy, że Jagiełło był ostatnim władcą pogrzebanym w nawie katedry. Królów bowiem chowano jak najbliżej głównego ołtarza. Nazywano ten system grzebania ad sanctos, to znaczy w pobliżu miejsca, gdzie na ołtarzach leżały relikwie świętych. Tak spoczywają Władysław Łokietek, Kazimierz Wielki, Jadwiga, Władysław Jagiełło i jego druga żona Anna Cylejska /spoczęła przed ołtarzem św. Doroty/. Trzecią małżonką Jegiełły, Elżbietę z Pieleckich Granowską /zm. 1420/ pogrzebano w kaplicy mariackiej; to tutaj w 126 roku wzniesiono ołtarz pod wezwaniem św. Elżbiety. Niebawem zaczęto w katedrze budować nekropoliczne kaplice. Dopiero czwarta małżonka zwycięscy spod Grunwaldu, królowa Zofia Holszańska pogrzebana została w kaplicy św. Trójcy, wzniesionej w tym celu przy zachodniej fasadzie katedry — podobnie jej syn król Kazimierz Jagiellończyk, spoczywający w kaplicy Świętokrzyskiej. Pochówek od strony zachodniej kościoła związany był z eschatologiczną interpretacją zachodniej strony świata jako symbolu zmarłych i śmierci. Znali dobrze te poglądy królowa Zofia i jej syn Kazimierz, fundator ruskich malowideł w kaplicy dla siebie zbudowanej.
Kaplica Świętokrzyska została pomyślana przez króla i jego żonę Elżbietę jako mauzoleum grobowe i z tym zamiarem ją fundowano. Pochowano tam niebawem obydwie Elżbiety, małoletnie córki pary królewskiej. Gdy 7 czerwca roku 1492 Kazimierz Jagiellończyk zakończył życie w Grodnie, historyk Maciej z Miechowa zapisał, że ciało królewskie przywieziono do stolicy 11 lipca i tego samego dnia pogrzebano w Kaplicy Świętokrzyskiej. Dalsze wzmianki na ten temat odnajdziemy u kronikarzy Marcina Bielskiego i Macieja Stryjkowskiego, którzy zgodnie stwierdzają, że króla ułożono w grobie marmurowym, gotowym jeszcze za życia. Trumnę pochowano w komorze grobowej pod posadzką kaplicy. Zachodzi prawdopodobieństwo, że pomnik nagrobny zaczęto odkuwać około roku 1491, natomiast prace wykończeniowe zbiegły się ze śmiercią Kazimierza Jagiellończyka. Na płycie wierzchniej poniżej płaskorzeźby monarchy oraz lwów z tarczami, na których są herby Polski i Habsburgów, pomiędzy podwójnym krzyżem Jagiellonów widnieje data 1492 i — co ważniejsze — sygnatura wraz z gmerkiem twórcy pomnika, wybitnego europejskiego rzeźbiarza, mistrza Wita Stwosza. Nagrobek posiada analogiczny kształt do opisanych już pomników: tumba nakryta wspaniałym baldachimem wspartym na ośmiu kolumnach. Na bokach tumby przedstawione są pary płaczków z herbami Królestwa Polskiego, Wielkiego Księstwa Litewskiego, Ziemi Dobrzyńskiej i Ziemi Kujawskiej. Ze Stwoszem współpracował Jorg Huber z Passawy, który odkuł kapitele baldachimu, wyobrażające dzieje zbawienia ludzkości. Całość należy do wyjątkowo pięknych, a także pełnych dynamiki dziel sztuki. Plamisty salzburski marmur, ekspresyjne postacie płaczków, ściągnięta bólem twarz króla, wykonana ze szczególną starannością, kunsztownie przenikające się maswerki i kwiatony baldachimu, ostro zmięte draperie szat — to wszystko składa się na pełną doskonałość rzeźby, która zamyka zespół średniowiecznych sarkofagów w katedrze wawelskiej. Wszyscy władcy, których nagrobne pomniki kamienne wznoszą się w nawach i kaplicach katedry, spoczywają na nich twarzą na wschód, oczekując zgodnie z ówczesną wiarą zmartwychwstania ciał i sądu ostatecznego, na który Chrystus przybędzie ze wschodu. Skomplikowany, symboliczny sposób grzebania ciała, ułożenia postaci na tumbach, podobnie jak i inne elementy sarkofagów mają swoistą treść, tak świecką, jak religijną, co jest wyraźnym odbiciem poglądów św. Augustyna o łączności egzystencji wiecznej z życiem ziemskim. Obok funkcji grzebalnych i koronacyjnych pełniła katedra od średniowiecza funkcje trofealne związane wyłącznie z grobem św. Stanisława. Od antyku począwszy wyróżniano miejsca, gdzie w świątyniach dziękowano za sukcesy polityczne i militarne. W starożytności dla Greków takim miejscem była świątynia Apollina w Delfach, a w Rzymie Forum Romanum i Kapitol. Bizantyńscy władcy zawieszali zdobyczne trofea w Hagia Sophia w Konstantynopolu, a dla władców karolińskich rolę tę pełniła Capella Palatina w Akwizgranie, Francuzom zaś służyło do tego celu prastare opactwo Saint Denis pod Paryżem; Anglicy zawieszali zwycięskie sztandary w opactwie Westminsterskim, wielcy książęta Moskwy w soborze Uspieńskim na Kremlu. Świat chrześcijański posiadał miejsce dziękczynne w Rzymie, gdzie w bazylice św. Jana na Lateranie i św. Piotra na Watykanie składano trofea.
W Polsce ta szczególna funkcja patriotyczna przypadła katedrze wawelskiej, a w niej grobowi Św. Stanisława. Tutaj właśnie dziękowano za odniesione nad wrogiem sukcesy, składając wokół relikwii męczennika sztandary nieprzyjacielskie i inne trofea. Tu parę słów wyjaśnienia.
Z momentem kanonizacji /1253 r./ postać św.Stanisława Biskupa i męczennika weszła na stałe do dziejów Polski, wiążąc się nierozerwalnie w rozumieniu współczesnych z sukcesami wojennymi Polaków, a już trzynastowieczna sekwencja mszalna nazywa go Pater Patriaea - Ojciec Ojczyzny. Stanisław stał się od tego czasu obrońcą Polski i Polaków, a kult jego w pełni funkcjonował w świadomości narodowej. Był świętym protektorem narodowo-pańswowym, podobnie jak we Francji św.Dionizy, w Anglii św.Jerzy, w Czechach św.Wacław, a na Węgrzech św.Stefan. Od drugiej połowy XIII wieku grób św.Stanisława w katedrze krakowskiej stał się docelowym miejscem pielgrzymek, gdzie dziękowano za otrzymane łaski. Od czternastego stulecia jest to miejsce trofealne, gdzie składano zdobyte na wrogach trofea wojenne. Są bowiem w dziejach narodów i państw wyróżnione miasta, gdzie w ich świątyniach dziękowano Bogu za sukcesy militarne i polityczne. W Polsce od średniowiecza ta rola przypadła katedrze wawelskiej, będącej już wówczas zarówno świątynią liturgiczną, jak i miejscem o charakterze państwowym. To właśnie tutaj - u grobu św.Stanisława - modlono się w najcięższych dla narodu momentach, a w chwilach zwycięstw dziękowano za odniesione sukcesy. W XVII wieku pisano o tym jakże wyjątkowym w naszych dziejach miejscu: "tam /tj. przy grobie św.Stanisława/ królowie polscy chorągwie z nieprzyjaciół zwycięstwo otrzymawszy, na znak wzięcia dobrodziejstwa Pańskiego, za przyczyną świętych Jego, pozostawiają".
Po raz pierwszy złożono przy grobie św.Stanisława sztandary odebrane Krzyżakom podczas bitwy pod Płowcami w roku 1331. Po stu latach Jan Długosz pisał: "Polacy z łaską Bożą i przyczyną św. Stanisława" otrzymali zwycięstwo nad Zakonem Krzyżackim, a potem "wszyscy jeńcy wraz z chorągwiami nieprzyjacielskimi przyprowadzeni zostali do Krakowa". Zdobyte sztandary zawieszono w katedrze krakowskiej. Jednak najbardziej znanym momentem w dziejach grobu św.Stanisława było złożenie tamże 25 listopada 1411 roku sztandarów zdobytych w bitwie pod Grunwaldem. Ceremonię tę opisał Jan Długosz:
"Ze Lwowa Władysław król Polski,w dzień św.Marcina zjechał do Niepołomic, gdzie zabawiwszy przez dni piętnaście, wybrał się potem pieszo do Krakowa dla nawiedzania grobów św.Stanisława, Wacława i Floriana; w dzień świętej Katarzyny otoczony licznem gronem prałatów i rycerzy, niosących przed nim rozwinięte chorągwie Krzyżaków w wielkiej bitwie pod Grunwaldem zdobyte, przybył naprzód do miasta Kazimierza, a stąd udał się na Skałkę. Tu oddawszy nabożnie cześć relikwiom świętych, szedł na zamek krakowski do kościoła katedralnego, dokąd poprzedzały go chorągwie krzyżackie i w rzeczonym kościele św.Stanisława w Krakowie na pamiątkę sławnego zwycięstwa złożył proporce wszystkie, które po dziś dzień wisząc na ścianach z prawej i z lewej strony ukazują tak swoim jako i obcym wielkie widowisko - tryumf króla i klęskę Krzyżaków. /.../ Wniesione wówczas do kościoła krakowskiego, który jest przedniejszym i znakomitszym kościołem w Polsce, owe pięćdziesiąt i jedna chorągwi krzyżackich, przydały ozdoby i zaszczytu kościołowi /.../ powinny w nim wiecznymi czasy jako sławna pamiątka strzeżone być i przechowywane, a w miejsce butwiejących inne mają być podrabiane, ażeby trwała pamięć tak olbrzymiej i niesłychanej bitwy i odniesionego w niej zwycięstwa i aby ją poświadczały, bądź też same chorągwie, bądź inne, które by się temi samemi wydawały".
Ostatnio liczbę złożonych w katedrze sztandarów zakwestionował szwedzki uczony S.Ekdahl. Otóż jego zdaniem w katedrze wawelskiej około roku 1422 wisiało zaledwie 39 krzyżackich sztandarów pozostałe zaś - za zgodą króla Władysława Jagiełły - wielki książę Witold ofiarował do katedry wileńskiej. Zresztą problem ten jest pełen niedomówień. W roku 1431 - po bitwie z Krzyżakami pod Nakłem - gdy "zdobyto na nieprzyjaciołach cztery chorągwie /.../ na pamiątkę tak wielkiego zwycięstwa złożono w kościele katedralnym".
Chorągwie te oglądał przed rokiem 1584 Bartosz Paprocki, pisarz i heraldyk, oraz Joachim Bielski, który przygotowywał do druku dzieło swojego ojca Marcina Bielskiego "Kronikę polską" /1597/ z własnymi uzupełnieniami i przeredagowaniami. Bielski tak o nich pisał: "Chorągwie pruskie dał zawieszać /król Władysław/ w kościele na zamku, których było 51. A te jeszcze i dziś widać, lecz przed prochem mało ich znać". Warto nadmienić, że drzeworyty wyobrażające sztandary - wykonane na podstawie opisu Długosza - zamieścił Bartosz Paprocki w dziele "Herby rycerstwa polskiego" /1584/.
Mimo kurzu i butwienia część krzyżackich sztandarów najpewniej dotrwała aż do schyłku Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Niestety nie wzmiankują ich wizytacje katedry wawelskiej, jak na przykład niezwykle precyzyjna Wizytacja z czasów biskupa Andrzeja Trzebickiego, spisana w 2 połowie XVII wieku. Akta z czasów Trzebickiego, opisujące grób św. Stanisława wspominają, iż na kracie okalającej konfesję św. Stanisława powiewały "vexilla ex quibus nonnulla collapsa" /sztandary, z których niejeden zniszczony/. Jednak, o które proporce tu chodziło - nie wiadomo. Czas zrobił swoje. Przypuszczalnie spora ich część zwisała ze ścian transeptu, inne zaś zdobiły ściany nawy głównej i być może wisiały na filarach transeptu. Część mogła bezpowrotnie przepaść w czasie potopu szwedzkiego, kiedy katedrę doszczętnie ograbiono. Jeszcze w połowie XVIII wieku kilkanaście chorągwi wisiało wokół grobu św.Stanisława, skoro przeor Paulinów ze Skałki, ojciec Stanisław Kiełczewski widział je. Jedno jest pewne, że w roku 1785, gdy ksiądz Michał Sołtyk wydał "Series monumentom ecclesiae cathedralis Gracviensis" - w katedrze nie dostrzegł on krzyżackich sztandarów. Nie wisiały już przy konfesji św. Stanisława, najprawdopodniej były gruntownie zetlałe i być może kilka z nich złożono na pamiątkę w katedralnej zakrystii. Kilka słów na ich temat zawierają "Pamiętniki kantora katedry krakowskiej", opublikowane w roku 1879. Otóż Franciszek Ksawery Kratzer , kantor katedralny, przekazał cenną informację, jakoby w roku 1792 kilka krzyżackich sztandarów wystawił na zamku krakowskim Tadeusz Czacki. W styczniu roku 1796 Kraków przeszedł pod panowanie austriackie. Z wiedeńskich archiwów dowiadujemy się, iż w roku 1797 do Wiednia przywieziono - "pochodzące z kaplicy św.Stanisława w katedrze wawelskiej /.../ resztki chorągwii zdobytych przez Polaków w bitwie pod Tannenberg /Grunwaldem/ 1410". Zatem - czyżby jeszcze z końcem XVIII stulecia zachowało się kilka sztandarów? Przetrwać mogły tylko te, które sporządzone były z najlepszego jedwabiu. Wiemy, że sztandary wielkiego mistrza Ulryka von Jungingen wykonano z najwyższego gatunku jedwabiu, zatem mogły przetrwać próbę czasu. Po najprawdopodobniej one dostały się w roku 1797 do muzeum historyczno-wojskowego w Wiedniu, gdzie z upływem czasu ślad po nich zaginął. Ich dalsze losy w XIX stuleciu pozostają zagadką.
Natomiast w Krakowie zachował się szczegółowy opis grunwaldzkich sztandarów wraz z precyzyjnymi rysunkami. Zawdzięczamy to kapitule katedralnej krakowskiej i jej kanonikowi, Janowi Długoszowi. W roku 1448 na polecenie kapituły i biskupa krakowskiego Zbigniewa -Oleśnickiego, malarz Stanisław Durink wykonał ich kolorowe rysunki na kartach pergaminowych zszytych potem w księgę. Na końcu rękopisu, pod rysunkiem głowy łysawego mężczyzny, znajduje się napis: "Expliciunt baderia Prutnnorum per manus picta Stnislai Drink de Cracovia die Veneris 29 Martii 1448" - kończą się wizerunki sztandarów krzyżackich namalowanych przez Stanisława Durinka 1448 roku". Rysunki Durinka sporządzone są gwaszem na pergaminie i opatrzone stosownym komentarzem przez Jana Długosza. Wykonano i opisano podobizny 56 chorągwi, głównie zdobytych pod Grunwaldem. Tak powstało wyjątkowe w skali europejskiej dzieło, któremu nadano tytuł - "Banderia Prutenorum" /Chorągwie Pruskie/. Pergaminowy oryginał Jan Długosz przekazał testamentem Akademii Krakowskiej, co potwierdza zapis na pierwszej stronicy - "pro libraria universitatis studii Cracoviensis datum per dominum Johannem Dlugosch". Zatem dar Długosza dla biblioteki uniwersyteckiej. Ale już w XVI wieku jakaś ręka przekreśliła donację na rzecz Akademii, dopisując innym atramentem donację na rzecz katedry krakowskiej. Od tej pory autograf Długosza spoczywał w Archiwum Kapitulnym na Wawelu. I tutaj "Banderia Prutenorum" dotrwała aż do ostatniej wojny światowej. W roku 1940 Niemcy zabrali ją do zamku krzyżackiego w Malborku. Wraz z dziełem Długosza powędrowały do Malborka kopie chorągwi krzyżackich, wykonane dla zamku wawelskiego w okresie międzywojennym, na podstawie opisu Długosza i rysunków Drinka. Zrobiono wtedy kopie osiemnastu sztandarów. Rękopis Długosza wraz z chorągwiami było osobistym darem generalnego gubernatora Hansa Franka, który ceremonii tej nadał niezwykle uroczysty charakter, a prasa odnotowała to wydarzenie, zamieszczając fotografie wyprowadzenia sztandarów krzyżackich z Wawelu. Już po zakończeniu drugiej wojny światowej w niewytłumaczony sposób autograf "Banderii" wypłynął w jednym z londyńskich antykwariatów i został zakupiony przez polską ambasadę, która odesłała go do kraju. Zrazu dzieło Długosza i Durinka złożono w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. W roku 1963 "Banderia Prutenorum" została przekazana Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie.
W następnych stuleciach funkcje trofealne katedra będzie pełnić nadal a grób św.Stanisława jako ołtarz Ojczyzny /Ara Patriae/ będzie funkcjonował w świadomości polaków jako miejsce o znaczeniu państwowym.
Tak więc w okresie budowy gotyckiej katedry na Wawelu skrystalizowały się i okrzepły jej główne państwowe i narodowe funkcje, mianowicie jako świątyni koronacyjnej, świątyni grzebalnej dla królów i ich rodzin oraz miejsca trofealnego, gdzie składano prawie wszystkie zdobyczne trofea i sztandary zdobyte na wrogach. Funkcje te świątynia będzie pełniła przez następne stulecia aż do schyłku Rzeczypospolitej obojga Narodów.
Na trzecią ćwierć wieku XV przypadła fundacja późno gotyckiego ołtarza głównego. Był to poliptyk, na który składała się szafa z wyobrażeniem Chrystusa /najpewniej w typie Vir dolorum albo Ukrzyżowanego/ oraz skrzydła z malowanymi świętymi: Stanisławem Wojciechem nadto Wacławem i Florianem. Zachowały się tylko przedstawienia świętych Wojciecha i Stanisława, obecnie zawieszone na filarach koło konfesji św. Stanisława. Nadmieńmy też, iż po złożeniu skrzydeł poliptyku, na rewersach były sceny pasyjne. Przyjmuje się, że późnogotycki ołtarz główny w naszej katedrze sprawiono mniej więcej około roku 1460, a jego fundatorem był biskup Jakub z Sienna, który wprowadził do programu ikonograficznego poliptyku czterech głównych patronów królestwa Polskiego - Wacława, Wojciecha, Floriana i Stanisława - co było nawiązaniem do statutów biskupa Zbigniewa Oleśnickiego z roku 1436, który był stryjem Jakuba z Sienna.
Dzięki mecenatowi królewskiemu i duchownemu szybko bogacił się skarbiec i biblioteka katedralna. Budynek skarbca katedralnego wzniesiono od północnej katedry, budowa trwała od roku 1481 aż do roku 1500 i prowadziła ja kapituła, wykorzystując w tej wierze pomoc finansowa biskupa Jana rzeszowskiego /zm. 1488/ . Główne roboty prowadzono już po śmierci tego dostojnika, przez Henusza Blatfussa, muratora przybyłego z Koszyc w roku 1486. Z osobą królowej Jadwigi wiąże nauka, przerobiony w I połowie XVI wieku, racjonał (szata wdziewana na ornat) biskupów w całości haftowany drobnymi perełkami, używany podczas największych uroczystości kościelnych przez biskupa .
Jest to oznaka honorowa, używana przez biskupów krakowskich w nawiązaniu do tradycji, według której Aron, władający diecezją krakowską w latach 1045 - 1053 był zarazem arcybiskupem ,,ad personam”. Tym jedynym w Polsce zabytkiem jest słynny racjonał z daru królowej Jadwigi. Kształtem przypomina paliusz arcybiskupi, Racjonału używają tylko biskupi ordynariusze /od roku 1925 arcybiskupi/ w czasie mszy św. pontyfikalnej celebrowanej w uroczyste święta, wkładając go na ornat.
Racjonał tworzą dwa koła, z których jedno przypada na piersią drugie zaś na plecach, połączone są wybiegającymi z nich wstęgami o jednolitej szerokości, otaczającymi szyję. Z każdego koła zwisają ku dołowi dwie z lekka rozszerzające się wstęgi. Całość haftowana jest perłami, które tworzą tło dla wykonanych, złotą nicią napisów. W XIX stuleciu obliczono, iż na racjonale jest blisko czterdzieści tysięcy pereł. Na wstęgach tego haftu dostrzegany napis upamiętniający ofiarodawczynię: HEDVIGIS LODOVICI FILIA - Jadwiga królowa córka króla Ludwika. Poniżej umieszczono dwukrotnie powtórzone herby dynastii Andegawenów i Królestwa Polskiego. Brakuje herbu Wielkiego Księstwa Litewskiego. Potwierdza to hipotezę, iż racjonał złożono w katedrze jeszcze przed zawarciem unii polsko—litewskiej w Krewię, co nastąpiło w rolku1385. Może racjonał był wotum koronacyjnym młodziutkiej królowej. Nic na ten temat bliższego nie wiemy. Możemy jedynie przypuszczać iż Jadwiga ofiarował racjonał najpewniej przed lutym roku 1386, kiedy to poślubiła Władysława Jagiełłę.
Racjonał jest jakby substytutem paliusza arcybiskupiego, szczególnym wyróżnieniem przyznawanym przez Stolicę Apostolską, co wynika z papieskich bulli. Pierwszą wiadomością o istnieniu na kontynencie europejskim racjonału jako szczególnej ozdoby biskupiej mamy w X wieku, z czasem racjonału przyjął znaczenie odznaki zbliżonej do paliusza, noszonej za zezwoleniem papieża. Gdy paliusz jest znakiem władzy arcybiskupiej, to racjonał jest tylko zaszczytną ozdobą. Paliusz otrzymuje arcybiskup z reguły osobiście od papieża, toteż po śmierci składa się go wraz z paliusem do grobu. Natomiast racjonał jest własnością biskupstwa i kościoła katedralnego. Biskupi krakowscy używają racjonału od roku 1341, na podstawie przywileju papieża Benedykta XII.
Obecnie w Europie racjonału używają biskupi Toul, Eichctatt Paderborn i Krakowa. Pozwolenie papieskie posiadają wszyscy z wyjątkiem Krakowa, bowiem taki dokument się nie zachował. W archiwum kapituły Metropolitańskiej Krakowskiej nie przetrwał osobny dekret Stolicy Apostolskiej na używanie tej liturgicznej ozdoby. Przetrwała natomiast tradycja w najdawniejszym wydaniu racjonału, nadto wzmianka o dekrecie Stolicy Apostolskiej z roku w 1733. sadzić można, iż przywilej noszenia racjonału otrzymał w roku1341 biskup Jan Grot. Od tego czasu wszyscy biskupi krakowscy w największe uroczystości przywdziewają na ornat racjonał.
Prawdopodobnie z daru tej samej królowej pochodzi czternastowieczna szkatuła z kości słoniowej z rzeźbionymi scenami zaczerpniętymi z rycerskich romansów. Darem czwartej żony Jagiełły, królowej Zofii jest relikwiarz na głowę św. Stanisława (obecnie św. Floriana) w kształcie wielobocznej puszki, zamkniętej spłaszczonym wiekiem, z figurami biskupów i aniołów umieszczonych w ostrołukowych niszach po bokach puszki. Do epoki średniowiecza wypada jeszcze zaliczyć szczerozłoty relikwiarz na głowę św. Stanisława, wykonany w roku 1504 przez krakowskiego złotnika Marcina Marcińca, mający kształt ośmiobocznej puszki spoczywającej na barkach czterech aniołów trzymających tarcze z herbami Polski, Litwy, Habsburgów i kardynała Fryderyka. Na bokach tego relikwiarza widnieją odlane płaskorzeźby ze scenami z życia i męczeństwa św. Stanisława. Całość nakrywa wieko podzielone żebrami na pola, w których w ozdobnych oprawach osadzone są kosztowne kamienie szlachetne, a wśród nich unikat — czarny diament.
Dzieło to sprawiła królowa Elżbieta Rakuszanka, spełniając wolę nieżyjących już synów — króla Jana Olbrachta i kardynała Fryderyka. Realizatorem zapisu fundacyjnego był biskup Jan Konarski, o czym informuje napis na brzegu wieka.
Kamienie ozdabiające relikwiarz św.Stanisława mają też swoją zadziwiającą historię, Wśród nich wspaniały czarny diament - niezwykła osobliwość krystalograficzna. Liczba i jakość kamieni oszałamia. Nasuwa się więc pytanie skąd wzięto w Krakowie tak niezwykłą kolekcję klejnotów. Odpowiedzi należy szukać we współczesnych źródłach, które pozwolą na ustalenie pochodzenia kamieni, wyjaśniając tajemnicę czarnego diamentu, towarzyszących mu szafirów, pereł i ametystów, czy szmaragdów.
Szesnastowieczni historycy zwłaszcza Maciej z Miechowa i Marcin Bielski w sposób wyczerpujący wskazali na źródło tego niezwykłego zaiste skarbu. Otóż Bielski pod rokiem 1494 zanotował: "Tegoż roku w Kollegium Wielkim w Krakowie skarb zaleziono w murze, gdzie Lectorium Socratis. Szacowano go na dziesięć tysięcy czerwonych złotych. Podobieństwo, że żydowski był, bo tam pierwej Żydowie mieszkali. I przetoż dziś kolegiaci święcą dzień św.Ładysława, którego dnia ten skarb znaleźl /.../. Odkupił je król Jan Olbracht od nich, a Fryderyk kardynał pierścienie kosztowne im pobrał i tylko pięćdziesiąt grzywien im za nie dał".
Miechowita relację tę uzupełnił, że "panowie kollegiaci" na dwa dni przed pożarem Krakowa, dnia 27 czerwca, znaleźli w kryjówce żydowski skarb, w tym 2508 sztuk dukatów i drugie tyle w pierścieniach, kamieniach i perłach. Był to olbrzymi, trudny do oszacowania majątek, którego wartość współcześni obliczali na dziesięć tysięcy dukatów, sumę jak na owe czasy zawrotną. Pieniądze zabrał król Jan Olbracht, a biskup krakowski kardynał Fryderyk wziął klejnoty, które później ozdobiły relikwiarz św.Stanisława. Zdaniem Miechowity król dukaty odkupił, a za uzyskane pieniądze profesorowie zaczęli budować Collegium Maius. Sądzić należy, iż do tego przedsięwzięcia dołożył się kardynał Fryderyk, którego uniwersytet zawsze uważał za swego dobrodzieja.
Kamienie i perły poszły na ozdobę najszacowniejszej relikwii Królestwa Polskiego. Skarb był pochodzenia żydowskiego, o co żydzi mieli potem słuszne pretensje. Zresztą odkrycie skarbu i zawłaszczenie go przez rodzinę królewską zbiegło się w czasie z wygnaniem Żydów z Krakowa, na Kazimierz, gdzie utworzyli słynne w Europie oppidum Judaeorum. Trzeba bowiem przypomnieć, że najstarsze krakowskie getto znajdowało się mniej więcej pomiędzy obecną ulicą Jagiellońską, św.Anny, Szewską, Gołębią i Wiślną. Tutaj stały synagogi, mykwa, kahał i szpital. Jeszcze na początku XV stulecia ulica św.Anny nosiła nazwę Żydowskiej. Dopiero w XV wieku ludność żydowska przeniosła się w okolice obecnego placu Szczepańskiego. Skarb jednak pozostał w dawnym miejscu. Odkryty w niezwykłych okolicznościach, użyty został na potrzeby kultowe chrześcijan. W tym perły i szlachetne kamienie, którymi od niepamiętnych czasów handlowali Żydzi, zajmujący się jubilerstwem, w tej sztuce niepospolici koneserzy.
Wśród kamieni pokrywających relikwiarz na czaszkę św.Stanisława zawsze odmiennością fascynował czarny diament. Diamenty należały od niepamiętnych czasów do najdroższych i najcenniejszych. Od starożytności przysługiwało im określenie "regina gemmarum" - królowa kamieni. Miały siłę odpędzającą złe moce, wierzono, że ich pomoc unieszkodliwia truciznę. Diament zawsze postrzegano jako symbol stałości, siły i niezachwiania w wierze. Przykład św.Stanisława pasował do tej symboliki, jak ulał. Dlatego też w Księdze Ezechiela czytamy - "uczynił Bóg czoło swego proroka twarde, jak diament". Dla średniowiecznych pisarzy diament to symbol bezgranicznej wierności Bogu. Uważano go za "dokładny obraz Chrystusa". Tyle symbolika chrześcijańska.
A mineralogia dostrzegła w czarnym diamencie jedną z krystalicznych odmian węgla. Bowiem nie zawsze diament występujący w przyrodzie jest przeźroczysty, o skrystalizowanych ścianach. Wśród diamentów niezwykłą rzadkością są tak zwane karbonado-czarne diamenty. Są to po prostu drobnoziarniste skupiska węgla.
Takimd diamentem - obok szafirów - przyozdobiono relikwiarza św. Stanisława. Semantyczna symbolika diamentu była w pełni czytelna dla ówczesnej elity intelektualnej. A czarny diament należał do niezwykłych osobliwości przechowywanych w skarbcu katedralnym na Wawelu. Zawsze fasował wszystkich, którym udało się szczęśliwie obejrzeć relikwiarz z bliska. Żydowski skarb posłużył do ozdoby chrześcijańskiego relikwiarza. Habent sua fata... Wszak niezbadane są wyroki Opatrzności.
Również ze średniowieczem wiąże się najcenniejszy haft katedralny, ornat ofiarowany na początku XVI stulecia przez wojewodę krakowskiego Piotra Kmitę Starszego. Krzyż ornatu odtwarza w wypukłym hafcie legendę św. Stanisława, przy pomocy bardzo zróżnicowanej i drobiazgowej techniki, tak że może być wręcz mowa o rzeźbie bardzo realistycznej i ekspresyjnej. Ornat ten jest unikatem w skali europejskiej i stanowi perlę katedralnych zbiorów.
Do biblioteki kapitulnej przybywały w ciągu XIV i XV wieku coraz to nowe iluminowane rękopisy liturgiczne: biblie, mszały, graduały, antyfonarze, pontyfikały, niektóre z nich powstały w krakowskiej szkole iluminatorskiej działającej od I połowy XIV wieku. Księgozbiór liczył około 250 woluminów. Najwcześniejszymi lokalnymi zabytkami są: biblii z roku 1321, mszał z roku 1410, dekorowany smukłymi sylwetkami świętych. Z XV wieku katedra posiada około dziesięciu ksiąg bogato iluminowanych. Należą do nich antyfonarz Zbigniewa Oleśnickiego, z inicjałami obrazującymi dzieje Marii i Chrystusa, nadto pontyfikał tegoż biskupa przygotowany na koronację (1447) króla Kazimierza Jagiellończyka zawierający przeszło czterdzieści inicjałów roślinno-figuralnych i miniatury, w tym scenę Biczowania Jezusa. Interesująco przedstawia się pontyfikał kardynała Fryderyka Jagiellończyka, spisany w roku 1493 przez Jana Złotkowskiego, ozdobiony miniaturami biskupów. Natomiast w Księdze przywilejów (Liber privilegiorum) katedry krakowskiej z około roku 1445 znajduje się niemal portretowy rysunek klęczącego przed Madonną kardynała Oleśnickiego. Z drugiej połowy stulecia wypada przypomnieć zespół kodeksów spisanych w latach około 1450-1467 przez Mikołaja Szeteszę, wikarego katedralnego, m. in. Antyfonar Adama z Będkfiuia, bogato zdobiony miniaturami. Z końca XV wieku pochodzą księgi spisane przez Piotra Postawę z Proszowic, m. in. antyfonarz, w którym odnajdujemy pewne, jeszcze nieśmiałe, zapowiedzi renesansu.
Na zakończenie naszych rozważań o gotyckiej katedrze na Wawelu parę słów poświęcimy kuriozalnym kościom zawieszonym przed zachodnim wejściem do katedralnego kościoła, na ścianie kaplicy św. Trójcy.
Katedralne kości przed wiekami - najpewniej jeszcze w średniowieczu - zostały najpewniej wymyte z wiślanego piesku i jako osobliwość najwyższej klasy powieszone u wrót prowadzących do katedry w charakterze magicznego przedmiotu. James Frazer pisał "Nie sięgając zbyt daleko w przyszłość, możemy bieg dotychczasowej naszej myśli porównać do sieci utkanej z trzech różnych nici. Czarnej nici magii, czerwonej nici religii i białej nauki. Magia to nic innego tylko siła kontrolująca stosunki pomiędzy człowiekiem a światem zewnętrznym, jak i również pomiędzy poszczególnymi jednostkami. W myśleniu człowieka średniowiecznego magia to nic innego tylko walka ze złem, zetem ochrona sacrum przed profanum. Nawet guzy pokrywające trzon kolumn w romańskiej krypcie św. Leonarda na Wawelu — jak wykazał Lech Kalinowski — miały przecież charakter magiczny, bowiem w świadomości ówczesnego człowieka odpędzały zło. Owe nieociosane w pełni kolumny /gebrochene Sauken/ miały charakter - podobnie jak katedralne kości - magii apotropaicznej. Zapobiegała ona złu. W przypadku budynku kościelnego szatanowi. Broniła dostępu do sfery sacrum.
Obecnie nie jesteśmy nawet w stanie określić daty zawieszenia tych kości, brakuje bowiem odnośnych materiałów źródłowych. a starannie prowadzone od XV wieku akta kapitulne zgodnie milczą na ten temat. Odkrywane od setek lat kości zwierzęce stały się bezpośrednią przyczyną powstawania mitów o gigantach i smokach, które zawsze stanowiły kanon mitologiczny kultury indoeuropejskiej . Nawet XVIII wieczny encyklopedysta ksiądz Benedykt Chmielowski w swym kuriozalnym dziele pt. "Nowe Ateny... " pisał na Sycylii odnaleziono niedaleko miasta jaskinię, a w niej kości olbrzymów. Jednego z nich "zęby całe i mocne były, każdy z nich ważył sto uncyj, alias 200 łutów, które w Drapanie /Trapanii/ przy kościele Najświętszej Panny Zwiastowania zawieszone". Wieszanie bowiem takich kości było nie tylko, specjalnością polską. To przecież ze szkieletów prehistorycznych zwierząt można było stworzyć na własny użytek zarówno gigantycznego stwora, przypominającego człowieka, jak również przerażającego swym wyglądem smoka. Zdaniem niektórych badaczy, w tym antropologa Dawida Jonesa, idea smoka w kulturze to celne połączenie trzech najgroźniejszych dla człowieka drapieżników: wielkich kotowatych, drapieżnych ptaków i węży. Inna zaś badaczka - Adrienne Mayor - sądzi, że mity o smokach i innych przerażających stworach powstały wtedy, kiedy ludzie zaczęli odkrywać skamieniałe kości dinozaurów. To przecież z nich tworzono poszukiwany medykament noszący nazwę "kości smoka", uważany przez płeć brzydką za afrodyzjak. Odnalezienie wielkich kostnych szczątków z jednej strony napawało przerażeniem, z drugiej zaś człowiek doby średniowiecza niezbicie wierzył w ich magiczną moc. Z czasem zrodziło się wutentyczne zapotrzebowanie na tego typu kurioza. W odczuciau ludzi miały moc odstraszania złego, wszak diabeł niejedno miał imię. Ochraniały sacrum od profanum. Tak przedstawia się magia związana z kostnymi szczątkami wieszanymi przy wejściach do kościołów. To one - odpędzały magicznie złego ducha, jak również przydawały świątyniom niebagatelnego splendoru, swoją mocą chroniąc przed nieszczęściami.
Magiczne kości z krakowskiej katedry weszły do świadomości naukowej dopiero w roku 1583, a to za sprawą korespondencji pomiędzy profesorem Almae Matris Marcinem Foxem /zm. 1 588/ a włoskim badaczem przyrody, wszechstronnym i cenionym w owym czasie uczonym Ulissesem Aldrovandim /1522-1605/. zon donosił. Fox donosił, że "są w Polsce i na Rusi po wielu miejscach. /.../ kości monstrualnej wielkości Widzimy i inne o wiele większe, wśród nich te, które wiszą w świątyni zamku krakowskiego. Jest to żebro prawie trzy czwarte szerokości, zaś długości na ośm stóp rzymskich, grube w środku na trzy i więcej palce. Druga kość, także jakby z goleń, lecz jej długość jest prawie trzech stop rzymskich, grubość jednak o wiele większa niż proporcja kości ludzkiej wmyga tegoż. Co to zaś są za kości, skąd lub w jakim czasie do Krakowa przyniesione, nie ma o ten dotąd żadnej wzmianki".
W rezultacie swoich uczonych dociekań Fox doszedł do przekonania, że katedralne gnaty to relikty kostne dawno wymarłych zwierząt - "owych, monstrualnych potworów, których gatunek jak przypuszczam wymarł". Nadmieńmy, że Fox nie łączył naszych kości z legendą o smoku, dobrze mu znaną, choćby z lektury prac historyków szesnastowiecznych, w tym Marcina Bielskiego. Pamiętajmy też, iż mit o wawelskim smoku dobrze był znany Aldrovadiemu, który w roku 1581 domagał się od nuncjusza papieskiego Alberta Bolognettiego, aby ten przysłał mu z Polski podobiznę smoka wawelskiego. Gwoli ścisłości dodajmy, że smok wawelski stał się znany w Europie głównie dzięki słynnej "Kosmografii", pióra Sebastiana Munstera, wydanej drukiem w roku 1554 w Bazylei.
To właśnie w tym znanym szeroko dziele opublikowano wizerunek naszego smoka.
Katedralne kości fascynowały od XVI stuleci głównie przyrodników.
Zainteresował się nimi w XVIII wieku jezuita, ksiądz Gabriel Rzączyński, który w roku 1742 opisał je w dziele zatytułowanym "Auctuarium historiae naturalis Regni Poloniae" /1742/. Rzączyński był jak na owe czasy wyjątkowym autorem i znanym przyrodnikiem. Odbywał wędrówki i podróże, zwiedzając Karpaty, zachodnią część Beskidów. Wszechstronnie oczytany. W roku 1721 wydał w Sandomierzu wielkie dzieło "Historia naturalis curiosa Regni Poloniae...", które siało się kamieniem milowym w dziejach polskiej literatury przyrodniczej. Napisane w języku łacińskim, w języku powszechnie używanym przez ludzi nauki, stanowiło dla ówczesnej Europy źródło wiedzy o polskiej przyrodzie i kuriozach występujących na terenie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Czołowy francuski naturalista Buffon korzystał szeroką ręką z dzieł Rzączyńskiego. Tą drogą uczeni europejscy zapoznali się z wawelskimi kośćmi.
W ślad za Gabrielem Rzączyńskim poszedł w naszej literaturze przedmiotu Stanisław Duńczewski w "Kalendarzu Polskim i Ruskim na rok 1767". Pisał tam, że "są to kości olbrzymów", wykopane przed wiekami, które na pamiątkę zawieszono przy wejściu do krakowskiej katedry.
Zainteresowały te stare gnaty uczonego tej miary, co Stanisław Staszic, który je na początku XIX wieku opisał, a za jego wywodami poszli inni, w tym Ambroży Grabowski, który poświęcił im te słowa: "Opuszczając świątynię katedralną zwrócić należy uwagę na ważną osobliwość naturalną, przy drzwiach wielkich na zewnątrz kościoła na łańcuchach zawieszoną. Są to kopalne reszty potwornych zwierząt dawnego świata, które w czasie powszechnego zalewu kuli ziemskiej, potopem zwanego, zniszczone były i które jeszcze niedawno za kości olbrzymów poczytane były".
Na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej zbadał te kości prof. Henryk Hoyer z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wyniki badań opublikował w roku 1937 na łamach pisma "Kosmos". Uznał katedralne kości za zwierzęce, pochodzące z epoki dyluwialnej. Stwierdził, że są to szczątki czaszki nosorożca, połowa dolnej szczęki walenia i mamuta.
Katedralne kości nie są wyjątkiem i osobliwością li tylko Wawelu. Kostne szczątki, aczkolwiek skromniejsze wiszą w Ryciborowicach koło Krakowa, a jeszcze nie tak dawno wisiały na zewnętrznej ścianie prezbiterium bazyliki OO. Bernardynów w Kaiwarii Zebrzydowskiej; te ostatnie przeniesiono do wirydarza klasztornego. Nie jest więc katedra krakowska w tej mierze wyjątkiem. Stanowi jednak interesujący przypadek, jak sacrum w sposób magiczny obroniono przed ewentualnością wszelkich kataklizmów. Już w naszych czasach powstał kolejny mit związany z tymi kostnymi szczątkami: zawieszone są na łańcuchach, i jeżeli kości spadną, to nastąpi koniec świata. Motyw takiego pojmowania kresu dni ostatecznych znany jest w kulturze europejskiej, bo przecież w VIII wieku pisarz chrześcijański Beda Venerabilis /Czcigodny/ opowiedział legendę, że jak długo stać będzie Koloseum, tak długo będzie istniało wieczne Miasto i świat. Zniszczenie Koloseum to koniec naszego świata. Podobne przepowiednie towarzyszą wielu miejscom w Europie, przeto i Kraków nie jest w tej mierze odosobniony.
Zdaniem współczesnej psychologii wszyscy mamy skłonność do magicznego myślenia. Jest ono bowiem cechą ludzkiego umysłu i włącza się prawie zawsze, gdy stykamy się z czymś, czego nie umiemy wyjaśnić. W naszym mózgu są nawet specjalne obwody odpowiedzialne za magiczne myślenie. Magia katedralnych kości działała od średniowiecza...
opr. aw/aw