Z prof. Andrzejem Podrazą, kierownikiem Katedry Stosunków Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, rozmawia Kinga Ochnio.
Jakie scenariusze należy dziś przyjąć dla wojny w Ukrainie?
Najbardziej prawdopodobny jest taki, że konflikt będzie trwał jeszcze co najmniej kilka miesięcy, jeśli nie dłużej. Rosja, jak obserwujemy, dąży do tego, aby osiągnąć założone cele. Natomiast Ukraińcy są bardzo mocno zdeterminowani, żeby bronić własnego terytorium i doprowadzić do odzyskania terytoriów - szczególnie we wschodniej części Ukrainy - które utracili podczas obecnego konfliktu, jak i w 2014 r.
Jaki rozwój sytuacji jest najbardziej niebezpieczny dla Polski?
Z polskiego punktu widzenia, jak i Europy, Stanów Zjednoczonych - mam na myśli Unię Europejską i NATO - to eskalacja tego konfliktu, ale także ewentualność użycia broni nuklearnej przez Władimira Putina, czego nie możemy całkowicie wykluczyć. Byłaby to sytuacja bardzo niebezpieczna zarówno dla Ukraińców, ale także dla Polski jako kraju graniczącego z Ukrainą, jak również dla całej Europy i Stanów Zjednoczonych.
Panuje przekonanie, że Rosja jest świetnie uzbrojona, tymczasem wojna trwa już drugi miesiąc. Dlaczego Rosjanie nie skierują swoich najlepszych jednostek na Ukrainę? A może to świetne uzbrojenie nie jest prawdą, co właśnie obnaża sytuacja u naszych wschodnich sąsiadów?
Nie ulega wątpliwości, że Rosja dysponuje określonym potencjałem wojskowym. Obok Stanów Zjednoczonych jest największą potęgą nuklearną. Dysponuje rakietami batalistycznymi, pociskami hipersonicznymi, testuje nowe międzykontynentalne rakiety balistyczne Sarmat mogące przenosić ładunki nuklearne, które są trudne bądź niemożliwe do strącenia przez przeciwnika. Pamiętajmy jednak o tym, że jest kilka czynników negatywnie wpływających na możliwości militarne Rosji. Przede wszystkim to korupcja dotykająca armię rosyjską. Słyszeliśmy o mocno przeterminowanych racjach żywieniowych dla żołnierzy, mimo że niedawno były przeprowadzane przetargi na dostawę żywności dla wojska. Ale - jak się okazuje - chyba tylko na papierze. Poza tym morale żołnierzy rosyjskich nie jest bardzo wysokie. Z jednej strony słyszymy o ich okrucieństwach, ale z drugiej strony często nie wiedzą, po co zostali wysłani na Ukrainę. Do tego dochodzą błędy w realizacji samej kampanii. Sądzono, że w kilka dni zajmą Kijów i Ukraina zostanie zdobyta przez Rosję. To wszystko, oczywiście, działa na niekorzyść armii rosyjskiej. Natomiast z drugiej strony mamy Ukraińców, którzy są niezwykle zdeterminowani do obrony własnej ojczyzny, odparcia rosyjskich ataków, mają bardzo wysokie morale. Widzimy to także po stronie Ukraińców, którzy są rosyjskojęzyczni. Reasumując: w tego rodzaju konflikcie w grę wchodzi nie tylko kwestia oceny na papierze samego potencjału militarnego, ale jak z niego korzystamy i czy mamy do czynienia z ludźmi, którzy chcą walczyć i oddawać życie za swoją ojczyznę, czy takimi, którzy chcą mordować, grabić, a często też nie rozumieją, po co zostali wysłani na Ukrainę.
Czy Polska ze swoim położeniem geopolitycznym może czuć się bezpieczna? Czy jesteśmy gotowi na ewentualny atak Rosji?
Jeżeli chodzi o nasz kraj, możemy czuć się bezpieczni. Nie chodzi tylko o gotowość i przygotowanie armii polskiej, ale przede wszystkim nasze członkostwo w NATO. Wiemy, że flanka wschodnia była wzmacniania przed agresją Rosji w Ukrainie, jak i po 24 lutego, czyli już po wybuchu wojny. W Polsce jest ponad 10 tys. żołnierzy amerykańskich. Wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych - czego przejawem były wizyty w Polsce wiceprezydent USA Kamaly Harris, a później przede wszystkim prezydenta Joego Bidena - to gwarancja dawana przez najważniejszego sojusznika w ramach NATO, który dysponuje największym potencjałem wojskowym na świecie. Bardzo ważne są zapewnienia J. Bidena, że USA będzie broniło każdego cala natowskiej ziemi. Pamiętajmy, że możemy liczyć także na pomoc innych państw członkowskich NATO: przede wszystkim Wielkiej Brytanii, ale zapewne także Francji i Niemiec. Jeżeli chodzi o działania ze strony samej Polski, krokiem w dobrym kierunku są ostatnie decyzje rządu dotyczące zakupu nowoczesnej broni.
Artykuł piąty traktatu NATO mówi o tym, iż każdy atak na któregoś z członków Paktu Północnoatlantyckiego powinien być interpretowany przez pozostałe państwa członkowskie jako atak na nie same. J. Biden podczas wizyty w Polsce podkreślił, że to święte zobowiązanie. Tylko że przed II wojną światową też obowiązywały różne sojusze, a Zachód nam nie pomógł...
Oczywiście możemy odwoływać się do historii, ale przede wszystkim powinniśmy popatrzeć na obecną rzeczywistość. Artykuł piąty traktatu waszyngtońskiego jest bardzo ważny, dlatego że mamy zapisane tam gwarancje bezpieczeństwa, które, oczywiście, nie mają charakteru automatycznego. Jeżeli nastąpi atak na jakiekolwiek państwo członkowskie, to inne pozostałe mogą przyjść mu z pomocą, podejmując decyzje w tym zakresie zgodnie ze swoim porządkiem konstytucyjnym. Teoretycznie może się zdarzyć, że inne państwa członkowskie nie przyszłyby z pomocą zaatakowanemu. Dlatego przede wszystkim trzeba wsłuchiwać się w głosy polityków. Jeżeli mamy tak jasne sformułowania ze strony USA, to stanowią one wystarczającą gwarancję. Co więcej, pamiętajmy, że ewentualny atak na Polskę byłby atakiem także na żołnierzy amerykańskich, którzy są w naszym kraju. To musiałoby spotkać się z odpowiednią reakcją ze strony Stanów Zjednoczonych.
Ministerstwo Obrony Narodowej całkiem niedawno wydało poradnik na czas kryzysu i wojny. Czyli mimo uspokajania, że możemy czuć się bezpiecznie, każe się nam być przygotowanym na najgorsze?
Zawsze powinniśmy być przygotowani. Pamiętajmy o tym, że jeśli przyjmuje się jakąkolwiek strategię bezpieczeństwa, powinna ona brać pod uwagę nie te zagrożenia, z którymi mamy obecnie do czynienia, ale przyszłe, choć czasami mogą się wydawać mało prawdopodobne. Nie możemy całkowicie wykluczyć ataku ze strony Rosji, wobec tego trzeba być w jakiejś mierze do tego przygotowanym. Działania na poziomie państwowym mogą zniechęcić potencjalnego agresora. Jeśli za nami będą stały jeszcze Stany Zjednoczone, to mamy jasny sygnał odstraszający Rosję. Natomiast jeżeli chodzi o ludność cywilną, widzimy na przykładzie Ukrainy, że przygotowanie - chociażby przeszkolenie z korzystania z broni czy medyczne - procentuje w sensie pozytywnym. Obserwujemy cywilnych obywateli, którzy potrafią walczyć, odpierać ataki. A te przygotowania zostały przeprowadzone na długo przez wybuchem wojny. Fakt, że w samochodzie wozimy apteczkę medyczną, nie znaczy, że w najbliższym czasie weźmiemy udział w jakimś wypadku czy zdarzeniu drogowym, ale że jesteśmy ewentualnie przygotowani na najgorsze.
W Ukrainie w razie alarmów obywatele mogą uciekać do schronów. Tymczasem te, które mamy w Polsce, można bardziej traktować w kategoriach muzealnych. Zapewniają możliwość ukrycia mniej więcej ok. 3% ludności. Nie wygląda to optymistycznie...
Są tutaj pewne deficyty, których, niestety, nie da się uzupełnić w krótkim okresie. Wydaje mi się, że jeżeli już dojdzie do wygaszenia konfliktu w Ukrainie, czyli zwycięstwa Ukrainy nad Rosją, to powinniśmy na poważnie pomyśleć o lepszym przygotowaniu Polski w kwestii ochrony ludności cywilnej. Jeszcze do niedawna myśleliśmy, że jakikolwiek konflikt militarny pomiędzy Rosją a Ukrainą jest całkowicie niemożliwy. Środki finansowe nie były wydawane na rozwój potencjału militarnego, czyli przykładowo schrony, które miałyby służyć ludności cywilnej w razie jakiegokolwiek konfliktu, tylko na cele gospodarcze, społeczne, bo one wydały się pierwszoplanowe. Trzeba zrozumieć, że żyjemy w takich czasach, w których może jednak dochodzić do konfliktów. Aczkolwiek trzeba wziąć pod uwagę fakt, że nie da się zbudować schronów dla całej ludności Polski. To jest całkowicie niemożliwe.
Czy mieszkańcy Siedlec czy Białej Podlaskiej, gdzie zlokalizowane są jednostki wojskowe, stacjonują żołnierze, mogą czuć się bardziej bezpiecznie? Czy może mniej bezpiecznie, bo jakikolwiek atak w pierwszej kolejności może być przeprowadzony na miasta, gdzie znajdują się obiekty militarne?
Nie trzeba czuć się z tego powodu ani bardziej, ani mniej bezpiecznie. Najważniejsze - unikajmy paniki. Powinniśmy po prostu funkcjonować normalnie. Musimy zdawać sobie sprawę, że mamy do czynienia z bardzo krwawym konfliktem, agresją w Ukrainie, za którą odpowiadają Rosjanie - nie tylko Władmir Putin, ale całe społeczeństwo. Jesteśmy w jakiejś mierze celem Rosji, ale powinniśmy jednak pozostawać spokojni. Pamiętajmy, że za nami stoi potencjał Stanów Zjednoczonych - to jest gwarancja naszego bezpieczeństwa. Powinniśmy pomagać Ukraińcom, bo to w jakiejś mierze nasz obowiązek, ale też polisa ubezpieczeniowa. Jeśli Ukraińcom uda się odeprzeć Rosjan, to nie będą szli dalej. Nie powinniśmy myśleć w kategoriach, że jeżeli w mieście jest jednostka wojskowa albo mieszkamy bliżej granicy, to znajdujemy się w gorszej sytuacji. Powinniśmy zachować spokój. Jakakolwiek panika to jest właśnie to, co Putin chciałby wywołać.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 17/2022