Jak się mają proste przykazania biblijne do skomplikowanej rzeczywistości ekonomiczno-społecznej współczesnego świata?
Masowe i zagrażające gospodarce naruszenia zasady „nie kradnij” powstają dzisiaj nie w sferze samej gospodarki, lecz raczej polityki. Życie gospodarcze zakłada własność (a wraz z nią wolność) oraz uczciwość, bez nich nie może właściwie funkcjonować; na nich się opiera prawdziwy kapitalistyczny ustrój wolnorynkowy. Życie polityczne, przeciwnie, często zmierza do naruszenia własności i ograniczenia wolności; barierą dla polityków wydaje się doprawdy tylko ilość istniejących dóbr materialnych!
Przedstawienie zawartości i znaczenia tych przykazań w kontekście społeczno-gospodarczym jest zadaniem jednocześnie i prostym, i trudnym. Prostym, gdyż są krótkie, Bóg przemawia zwięźle; trudnym — gdyż metoda i zakres ich zastosowania do życia obecnego wymagają pewnego zastanowienia. Poniższe ich omówienie dzieli się na dwie główne części: pierwsza wychodzi od tekstów biblijnych (trzy podpunkty), druga od problemów dzisiejszych (następne cztery).
Chodzi o przykazania Nie kradnij i związane z nim Nie pożądaj [...] żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego. W Biblii pojawiają się one najpierw w dwóch spisach Dziesięciorga Przykazań, które znajdują się w Księdze Wyjścia [20,15.17] oraz w Księdze Powtórzonego Prawa [5,19.21]. W przekładach Biblii występują różne warianty stylistyczne tych słów; w szczególności przykazanie siódme przybiera postać Nie będziesz kradł; jest to oddanie bardziej literalne, trzeba jednak wiedzieć, że forma taka w oryginale czyli po hebrajsku oznaczała absolutny zakaz. Odnotujmy też, że występuje jeszcze inna numeracja przykazań, siódme jest wtedy ósmym, a dziewiąte łączy się z dziesiątym.
Zacytowałem tu skróconą wersję typu katechizmowego. Przykazaniu siódmemu nie towarzyszy w powyższych tekstach żadne rozwinięcie, natomiast dziesiąte jest zaprezentowane nieco szerzej. W wariancie z Księgi Powtórzonego Prawa brzmi ono: Nie będziesz pragnął domu twego bliźniego, ani jego pola, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twojego bliźniego. Nietrudno dostrzec, że Biblia chce tu wyliczyć wszelkie rodzaje własności. Przykłady wymienione odpowiadają życiu ówczesnemu, dziś analogiczna klasyfikacja wyliczałaby inne kategorie dóbr, ale też musiałaby objąć wszystkie.
Przykazanie dziesiąte wymaga jeszcze objaśnień terminologicznych. Otóż wielu badaczy uważa, że słowo „pragnąć, pożądać”, hebrajskie hamad, oznacza nie tylko samo myślowe pragnienie, lecz również implikuje zamiar i działanie. Nie chodzi więc o samą grę wyobraźni, lecz o postawę chciwości i zachłanności, która prowadzi w stronę grabieży, kradzieży, oszustwa.
Klasycznym problemem jest też zakres słowa „bliźni”. Słowo polskie jest lekko archaiczne, nie występując poza kontekstem religijnym. Hebrajskie rea z oryginału dotyczy, w dość różnych sytuacjach, osób pod jakimś względem bliskich. Dla pierwszych adresatów przykazań mogło to oznaczać samych rodaków. Jednakże przykazanie miłości bliźniego [Kpł 19,18] jest uzupełnione w Prawie Mojżeszowym przykazaniem miłości przybysza, obcego, po hebrajsku ger [Kpł 19,34; Pwt 10,19]. Chodzi o to, że również obcy pozostaje pod opieką Prawa Bożego. Gdyby zatem jacyś Żydzi ograniczali zasięg przykazań do relacji ze swoimi, jest to sprzeczne z intencją Biblii.
Wskazuje też na to starożytny grecki przekład Starego Testamentu, Septuaginta. Dla przełożenia słowa rea użyto tam greckiego wyrazu plesion, które oznacza „bliskiego”. W słownictwie moralnym, którego świadectwem jest grecka filozofia tej samej epoki, oznacza on każdego człowieka, jako bliskiego nam z racji przynależności do tego samego gatunku.
To znaczenie przyjęli żydowscy tłumacze na grecki i oczywiście Nowy Testament, który każe widzieć bliźniego w każdym człowieku. Jezus zilustrował to przypowieścią o dobrym Samarytaninie. Św. Paweł ogłosił, że nie ma już „Żyda ani Greka” [List do Galatów 3,28]. Przy okazji zwróćmy uwagę na to, że skoro „bliźni” znaczy „bliski”, w miłości bliźniego i innych przykazaniach go dotyczących nie chodzi o człowieka w ogóle, lecz o konkretnego, jakiego spotykamy na swej drodze, od naszych najbliższych począwszy.
Skoro wspomnieliśmy późniejsze czasy i późniejsze księgi, należy przypomnieć, że przykazania Dekalogu, których pierwotne sformułowanie pochodzi zapewne z XIII wieku przed Chrystusem, były potem nieraz w Piśmie Świętym powtarzane.
Na początek zapytajmy o samo obowiązywanie Dekalogu. W świecie, w którym religia spychana jest do sfery prywatnej, zaś sferę publiczną usiłuje zająć laickie państwo, etykę próbuje się uzależnić od indywidualnych przekonań, zaś prawo od woli legislatorów. Taka wizja oczywiście wyklucza stałe prawo Boże.
Chrześcijanin się temu sprzeciwi. Może jednak zapytać, czy słuszne jest narzucanie norm biblijnych ludziom ich nie uznającym. W przypadku wielu zasad religijnych trudno bowiem oczekiwać ich realizacji bez wiary. Jeśli jednak chrześcijanin nie uważa z góry niewierzących za niemoralnych, tym samym sądzi, że są oni w stanie trzymać się głównych przykazań i że one ich również obowiązują. Analogicznie niewierzący dostrzegają w Dekalogu główne normy moralne, wynikłe z natury ludzkiej.
Skoro Dekalog należy do podstawowych tekstów biblijnych, jego rola w systemie zasad moralnych jest taka, jak konstytucji w państwie. Jeśli przepisy konstytucji stosują się bezpośrednio, to tym bardziej prawo Boże. Do każdej sytuacji można i trzeba przyłożyć zatem normę „nie kradnij”, niezależnie od przepisów szczegółowych.
Jak przy tym postępować? Wyprowadzając z Pisma Świętego aktualne wnioski praktyczne, tradycja mówiła o jego „sensie moralnym”, rozróżnianym tym samym od historycznego. Dziś mówi się zwykle o zastosowaniu Pisma Świętego czy jego aktualizacji. Czym się to różni od sensu dosłownego? Rozumujemy mianowicie w oparciu o dwie przesłanki: tekst biblijny i sytuację obecną. Należy to rozróżnić. Sama egzegeza historyczno-literacka tekstu biblijnego odpowiada na pytanie, co tekst znaczy dosłownie i jakie znaczenie miał w swojej epoce. Zbudowanie mostu do sytuacji obecnej wymaga drugiej przesłanki: znajomości i oceny tej sytuacji. Poprawność rozumowania zależy od poprawności owej oceny, od wiedzy praktycznej. Ta w odróżnieniu od przykazań Bożych nie cieszy się nieomylnością. Dlatego na temat dzisiejszego zastosowania przykazania „nie kradnij” mogą istnieć różnice zdań.
Jak uniknąć błędów? Oczywiście wymaga to poprawnego objaśnienia sytuacji badanej na płaszczyźnie empirycznej i praktycznej. Powstanie jednak nieraz problem rozumienia „nie kradnij” w konkretnych sytuacjach. Tu pomocą jest okoliczność, że same teksty biblijne w wielu miejscach stosują zasadę „nie kradnij” w sposób szczegółowy i ją interpretują. Temat ten pojawia się wielokrotnie. Traktując Biblię jako kanoniczną całość, teologia biblijna objaśnia jedne teksty przy pomocy drugich.
a) Umieśćmy najpierw „nie kradnij” w całym systemie etyki biblijnej. Potocznie uważa się, iż uzasadnieniem przykazań jest to, że Bóg aktem swej woli tego lub tamtego zakazał. Dość to jednak powierzchowne. Faktycznym głębszym punktem wyjścia jest zasada wzorowania się na Bogu. Biblia wzywa do naśladowania świętości i doskonałości Bożej. Przykazanie miłości znajduje uzasadnienie w tym, że Bóg jest miłością.
Zakazy są więc w gruncie rzeczy wtórne wobec nakazu czynienia dobra. Zakaz kradzieży jawi się jako dość oczywiste dopowiedzenie do apeli o sprawiedliwość oraz o dawanie, o służenie innym. Stoi za nimi wzór Boga jako samej sprawiedliwości oraz miłującego dawcy. Nie chodzi o samo wstrzymanie się od zła, lecz o czynienie dobra. Można i trzeba interpretować „nie kradnij” jako normę chroniącą pewne dobro, wynikłą z nakazu pozytywnego. Chodzi o ochronę prawa własności z jego wielorakim uzasadnieniem; kradzież pozbawia człowieka istotnego dobra, danego mu przez Boga. Własność zabezpiecza byt osoby i rodziny, jej naruszanie musi być niesprawiedliwością.
Chodzi tu także o przeznaczenie dóbr materialnych. Mają one służyć bliźnim, to znaczy płynąć od nas do nich. Kradzież i zachłanność szczególnie jaskrawym odwróceniem tego kierunku, nie tylko brakiem sprawiedliwości i uczciwości, lecz także odwrotnością dobroczynności, miłosierdzia, służby potrzebującym.
b) W wielu miejscach Biblia bądź powtarza w nowym kontekście treść przykazań siódmego i dziesiątego, bądź je uszczegóławia. Przytoczmy przykłady. Kraść, zabijać, cudzołożyć, przysięgać fałszywie... [Jeremiasz 7,9] mówiąc o występkach Judy, prorok wymienia kradzież na pierwszym miejscu. Przeklęty jest ten, kto przesuwa granicę swego bliźniego [Powtórzonego Prawa 27,17]. Będziecie mieć uczciwe wagi [Kapłańska 19,36]. Jeśli będziecie sprzedawać waszym bliźnim jakąś rzecz albo kupować z ręki waszych bliźnich, nie wykorzystujcie jedni drugich [Kapłańska 25,14]. To dotyczy nie tylko handlu, lecz również relacji pracodawcy i pracownika. Biada tym, którzy obmyślają nieprawość [...] Gdy pól pożądają, biorą siłą, a gdy domów, zagarniają je dla siebie [Micheasz 2,2]. Biada temu, kto gromadzi nieswoje rzeczy [Habakuk 2,6]. Ich domy pełne są oszustwa, dlatego rosną i się bogacą [Jeremiasz 5,27]. Nie daj mi biedy ani bogactwa, zaopatrz mnie tylko w chleb mi potrzebny, bym zbyt nasycony nie dopuścił się zdrady i nie powiedział „Kimże jest Jahwe?”, lub popadłszy w nędzę nie musiał kraść [Przysłów 30,8-9].
Niektóre teksty dotyczą zamachów na własność ze strony władzy. Biada temu, co swój dom buduje bez sprawiedliwości, a swe mieszkania na poddaszu bez uczciwości; temu, co swemu bliźniemu każe pracować za darmo i nie daje mu należnej zapłaty [Jeremiasz 22,13]: winnym był w tym przypadku król. Dobitnym przykładem jest też mord sądowy na Nabocie, który nie chciał sprzedać winnicy pragnącemu jej królowi Izraela Achabowi [1 Królewska 21]. Na temat ucisku administracyjnego i podatkowego czytamy: Oto jest prawo króla, mającego nad wami panować: Synów waszych będzie on brał do swego rydwanu i do swych koni, aby biegali przed jego rydwanem itd. Zabierze również najlepsze wasze ziemie uprawne, winnice i sady oliwkowe, a podaruje je swoim sługom. Zasiewy wasze obłoży dziesięciną i odda ją swoim dworzanom i sługom itd. [1 Samuela 8,11-18].
Kontrastuje z tym zrozumienie dla przyciśniętego niedolą: Nie pogardza się złodziejem, gdy ukradł, by napełnić swój wygłodzony żołądek [Przysłów 6,30]. Jak widać, Biblia nie traktuje prawa własności jako absolutnego. Oprócz naglącej potrzeby znamy inne jego ograniczenia. Własność jest obciążana dziesięciną z plonów, przeznaczoną na kult i rozmaitych ubogich. Posiadanie ziemi zastrzeżone jest w zasadzie Izraelitom. Przepisy dążą do eliminacji wyzysku (przepisy o darowaniu długów czy zakaz lichwy wobec swoich). Korzystanie z własności nie zezwala na naruszanie innych przykazań.
Na przykazanie „nie kradnij” powołuje się też Nowy Testament. Wylicza je Jezus [Marek 10,19; Łukasz 18,20] oraz św. Paweł [List do Rzymian 13,9; por. 2,21; List do Efezjan 4,28]. Dziesiąte przykazanie, przywołane w Liście do Rzymian [7,7] jako podsumowanie przykazań ujęte w słowie „nie pożądaj”, inspiruje krytykę „pożądliwości”, to znaczy łapczywego pragnienia, po grecku epithymia, złej skłonności identyfikowanej przez grecką filozofię moralną jako źródło niepokoju wewnętrznego. Mowa też o zachłanności [1 List do Koryntian 5,10; 6,9n; List do Rzymian 1,29; List do Kolosan 3,5; List do Efezjan 5,5] i o chciwości na pieniądze, nazwanej korzeniem wszelkiego zła [1 List do Tymoteusza 6,10].
Jezus w swoim nauczaniu zakłada prawo własności, dysponowanie dobrami i ich pomnażanie (dowodzą tego przypowieści o robotnikach w winnicy i o talentach). Bogactwo naraża jednak na niebezpieczeństwo moralne, bogacz jest więc w innych przypowieściach postacią negatywną. Wobec majątku trzeba zachować dystans wewnętrzny, św. Paweł mówi Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować [List do Filipian 4,12]. Posiadający są zobowiązani do pomagania innym.
Osobną kwestią jest wspólnota dóbr w Kościele jerozolimskim. Nie był to, jak się często zakłada, eksperyment ekonomiczny. Powołują się wtedy na nią komuniści, a ich krytycy wskazują z kolei, że rezultatem była bieda wśród jerozolimskich chrześcijan. Jedni i drudzy chybiają, gdyż chodziło raczej o wspólnotę typu zakonnego, wstępujący do niej dobrowolnie rozdawali swój majątek z motywów religijnych.
Rozważając dzisiejsze implikacje tych przykazań, zacząć trzeba od socjalizmu i komunizmu. Doktryna lewicowa jest bowiem zbudowana na negacji przykazania „nie kradnij”, na odrzuceniu prawa własności. Swój artykuł na ten temat w dzienniku „Rzeczpospolita” z 25-26 V 2002, który poniżej wykorzystam, zatytułowałem więc „Socjalizm to kradzież”, odwracając znaną maksymę Proudhona.
Nie jest to może od razu oczywiste. Zło kojarzone z komunizmem to przede wszystkim zamach na życie ludzkie, na wolność i na prawdę: ludobójstwo, miliony zmarłych z głodu, łagry, wywózki, propagandowe kłamstwa. Jednakże teoretyczny socjalizm, choć zapowiadał przemoc dla przejęcia władzy, nie stawiał jej sobie za cel. Chodziło „tylko” o przejęcie kontroli nad własnością, fabrykami czy chłopską ziemią. Ten cel okazał się dla socjalistów tak ważny, że gotowi byli dla jego realizacji użyć najbrutalniejszych środków. Punktem wyjścia było jednak programowe zaprzeczenie przykazaniu „nie kradnij”, mordy i kłamstwa były skutkiem.
W sposób pośredni ujawnia to, jak konieczny jest związek między podstawowymi, naturalnymi prawami człowieka: do życia, do wolności, do własności. To trzecie wydaje się niektórym zewnętrzne, dodane, choć faktycznie dopiero możność używania dóbr materialnych pozwala człowiekowi przeżyć i korzystać z wolności. Obrabowany ginie lub staje się niewolnikiem. Notabene nawet rzeczony Proudhon dostrzegał, że własność chroni jednostkę przed państwem.
Przykładów takiej kradzieży w ustroju komunistycznym jest pełno: zabieranie przedsiębiorstw, domów, ziemi, cenniejszych ruchomości, dochodów z pracy. Obok rabunku na rzecz państwa występowały oczywiście nadużycia jego przedstawicieli, którzy negując własność innych, o swoją zabiegali. Logicznym ciągiem dalszym jest skorumpowanie lewicy obecnej. Wobec takiego przykładu dawanego przez państwo, upowszechniała się też kradzież o charakterze kryminalnym, jak rabunki ze strony żołnierzy sowieckich czy masowy szaber powojenny na Ziemiach Odzyskanych.
Kontynuacją kradzieży ze strony socjalistycznego państwa jest też zaniechanie w Polsce reprywatyzacji. Jak komuniści sowieccy byli wprost złodziejami i rabusiami, tak obecne państwo ma pod tym względem charakter pasera; uczestniczą też w tym paserstwie krajowi i zagraniczni nabywcy nabywcy mienia rzekomo państwowego. Właściciele zabranych po wojnie przedsiębiorstw, domów, gruntów, w małym stopniu tylko je odzyskali. Przyczyną główną tego stanu rzeczy jest oczywiście opór postkomunistów. Ponadto starzy i nowi urzędnicy różnego szczebla też niechętni byli zwrotowi pozostającej w ich rękach cudzej własności.
Co więcej, część obozu solidarnościowego też nie podjęła tej sprawy należycie. Dawniejszy projekt ustawy o reprywatyzacji w naturze, podobnej do czeskiej i niemieckiej, został w Sejmie odrzucony. Nikt nie był gotów za zabrane po wojnie gospodarstwa powyżej 50 ha oddać ziemie po pustoszejących pegeerach. Natomiast tzw. ustawa reprywatyzacyjna AWS przewidywała jedynie ułamkowy zwrot własności. Oddanie tylko połowy oznacza, że drugą połowę się zabiera! Z powodu podatku spadkowego byłoby to faktycznie aż dwie trzecie. Częściowy zwrot reszty następować miał przeważnie nie w naturze, lecz w bonach. Chodziło więc o ustawę o wywłaszczeniu za częściowym odszkodowaniem, płaconym z naszych podatków; tymczasem tylko zwrot w naturze zmniejsza majątek kiedyś zabrany i pozostający w rękach urzędników.
Kradzież instytucjonalna, ustawowe konfiskaty na rzecz państwa, to nie wszystko. Występuje też w socjalizmie wciąganie w kradzież zwykłych ludzi. Na miejsce „nie kradnij” wprowadza się zasadę, że jeśli władza pozwoli, kraść wolno. Np. w Polsce miliony ludzi mieszkało i mieszka za pół darmo w cudzych domach, taki zabór cudzej własności uważając za swoje prawo — bo istotnie państwo socjalistyczne czyli złodziejskie takie prawo im nadało.
Analogiczny charakter ma wymuszanie budżetowego wsparcia przez niektóre zakłady i gałęzie gospodarki. W ten sposób górnik czy energetyk ma się bez żadnego powodu znacznie lepiej niż pielęgniarka. Oczywiście pomijam tu sytuacje, gdy upadek zakładu wynika z podejrzanych machinacji czy złych praw, wtedy roszczenia pokrzywdzonych wobec władzy publicznej mogą być zasadne.
Do okradania współobywateli zaprasza też pomoc społeczna. Nie chodzi mi tylko o to, że zbiurokratyzowany system pomocy ułatwia rozmaite nadużycia, wyłudzanie świadczeń; tuczy też on zbędnych urzędników. Chodzi też o samą jego zasadę, którą jest zabieranie przez system podatkowy jednym, by dać drugim. W ten sposób wpaja się biedniejszym przekonanie, że jeśli potrzebują, mogą zabrać innym, należy się im to. Jest to utajona forma kradzieży; ma też ona ten sam co kradzież skutek społeczny, zniechęca do uczciwej pracy. Zniechęca też do ofiarności dobrowolnej.
Duchowni niestety rzadko dostrzegają te problemy i spowiadać się z tego rodzaju grzechów przeciw siódmemu przykazaniu nie każą. Spotyka się wręcz pogardę dla własności usprawiedliwienia dla ludzi zajmujących cudzą własność bez płacenia. Tak więc odrzucenie „nie kradnij” zakorzeniło się w mentalności obywateli krajów postkomunistycznych.
Troszcząc się o biednych, niektórzy chrześcijanie myślą, że może tę sprawę załatwić państwo, zabierając bogatszym. Na miejsce stanowczego potwierdzenia, że prawo własności jest święte, jakie można znaleźć w pierwszej nowoczesnej encyklice społecznej, Rerum novarum (1891) papieża Leona XIII, pojawia się dziś „społeczne przeznaczenie własności”.
Pierwotnie pojęcie to dotyczyło ziemi jako całości przeznaczonej dla ludzkości jako całości. Dziś rozumiane ono jest często tak, że własność jest prywatna, zaś pożytki z niej może przejąć ogół. W takim razie nie byłaby to w ogóle własność, gdyż do jej definicji należy dysponowanie rzeczą i czerpanie z niej pożytków! Znowu chodzi o kradzież, zamaskowaną pięknymi słowami.
Błąd pojawia się wtedy, gdy się przyjmuje, iż o wydobycie z własności użyteczności społecznej ma zadbać państwo i że ta użyteczność polega na konfiskacie dochodu. Tymczasem z antropologii i etyki chrześcijańskiej wynika jasno, że odpowiada za to sam właściciel. A czyni to nie tylko przez działalność charytatywną, lecz przede wszystkim podejmując przedsięwzięcia gospodarcze pożyteczne społecznie, produkując i dając zatrudnienie.
Reasumując, przykazanie „nie kradnij” demaskuje teorię i praktykę socjalizmu jako niemoralną i pozwala wykluczyć socjalizm z listy uczciwych propozycji ustrojowych.
Jak już zauważyłem, przykazania siódme i dziesiąte nie są niczym innym, jak negatywnym ujęciem pozytywnej zasady ochrony własności. Przykazaniu „nie kradnij” sprzeciwia się więc nie tylko całkowity zabór cudzej własności, lecz i częściowy. Wbrew konstytucyjnym normom o ochronie własności występuje on dziś w szerokim zakresie. Zazwyczaj usprawiedliwia się to, czy to ze strony rzeczników państwa, czy też chrześcijańskich moralistów, przez dobro wspólne. Takie przypadki istnieją. Często jednak tego dobra wspólnego trudno się dopatrzeć, gdy pozbawienie własności konkretnego człowieka widać aż nadto wyraźnie. Potrzeby publiczne są wyolbrzymiane, uprawnienia obywateli redukowane.
Pierwszym nasuwającym się przykładem jest podatek spadkowy. Wyraźnie sprzeciwia się on biblijnemu przekonaniu, że dziedziczenie jest najgodniejszym sposobem nabycia własności (dlatego Jezus powiedział: Błogosławieni łagodni, bo oni odziedziczą ziemię [Mateusz 5,5]; zdanie to tłumacze czasami deformują). Podatek spadkowy jaskrawo sprzeciwia się też biblijnemu nakazowi opieki nad wdową i sierotą. W starożytności podatek ten był zresztą mało znany; w średniowieczu przejmowanie przez władców majątku prywatnego ludzi zmarłych bezpotomnie nazwano nader trafnie „prawem łupu”. Państwom stosującym podatek spadkowy należy powiedzieć krótko „siódme nie kradnij”.
Ograniczanie prawa własności ma też często charakter jakościowy, a nie ilościowy. Jeśli własność to prawo do dysponowania rzeczą, jest ona na różne sposoby umniejszana. Dobrych przykładów dostarczają polskie prawa budowlane. Właściciel działki, przez którą kiedyś przeprowadzono linię elektryczną, praktycznie ją traci bez należytego odszkodowania. Przez długie lata obowiązywał zbójecki nakaz rozbiórki domów zbudowanych bez zgody urzędników. Wybudowanie domu wymaga kosztownego załatwiania setek spraw typu administracyjnego.
Czy opodatkowanie można uznać za kradzież? Co do zasady nie, skoro Stary Testament przewiduje dziesięcinę i pogłówne na świątynię, a Jezus i św. Paweł nakazali płacić podatki obcym władzom rzymskim. W tekstach biblijnych chodziło jednak o podatki umiarkowane. Nie dostarczają one bezpośredniej wskazówki co do systemów podatkowych dzisiaj, w których do kas publicznych wpływa około połowy dochodu obywateli. Wspomniana encyklika Rerum Novarum uznała ogólnie wysokie podatki za zamach na własność, czyli to samo co kradzież. Można więc wprowadzać podatki na różne społecznie uzasadnione cele, ale nie za wysokie. Podatki nie są nadużyciem, gdy w zamian za nie obywatele otrzymują proporcjonalne korzyści. Natomiast jeśli tak się nie dzieje, jeśli wpływy podatkowe są marnowane i rozkradane przez pasożytniczą biurokrację, podatki zbliżają się do kradzieży. Tak właśnie jest, zdegenerowane państwa wymuszają jak gangi okup w zamian za rzekomą opiekę.
Odmianą tej formy kradzieży są zyski monopoli. Dzięki zgodzie władz są one w stanie wymuszać zawyżone opłaty — w Polsce jaskrawym przykładem są ceny elektryczności i telekomunikacji, wyższe niż w USA, albo zawyżanie cen leków.
Pokrewne rabunkowemu podatkowaniu jest też wywoływanie inflacji oraz deficyt budżetowy. Jedno i drugie oznacza utratę wartości pieniądza należącego do obywateli. Do kradzieży zbliża się wreszcie zaciąganie długu publicznego: w tym przypadku okrada się przyszłe pokolenia, które uginać się będą pod ciężarem jego spłat.
Przykazanie „nie kradnij” ujawnia te wypaczenia ustrojowe i prawne, demaskując niemoralny charakter panującego obecnie ustroju biurokratycznego.
Powiadają „nie kradnij, państwo nie znosi konkurencji”. W Polsce jednak państwo skłonne jest do pobłażliwego traktowania kradzieży kryminalnej, czy to drobnej, czy grubej. Jak wiadomo, pod szyldem „małej szkodliwości społecznej” uwalnia się od kary winnych takich przestępstw jak mniejsze kradzieże i włamania do domków na działkach. Władzy to nie zawadza, obywatelom — bardzo.
Poważniejszym problemem jest słabość praw wymierzonych przeciw nadużyciom majątkowym i ich nie egzekwowanie. Luki w prawie, nieskuteczność prokuratury i sądów ułatwiają korupcję na wielką skalę. W polskim pseudokapitalizmie możliwość bogacenia się przypadła głównie ludziom bliższym władzy. Zamiast reprywatyzacji i prywatyzacji (przez sprzedaż) nastąpiło w Polsce rozdrapywanie majątku państwowego przez rozmaite legalne i nielegalne machinacje, trafnie nazwane złodzieizacją. Za słaba jest ochrona prawna przedsiębiorcy przed nieuczciwymi kontrahentami — państwo zaniedbuje ściganie kradzieży tego typu i nie egzekwuje należności.
Nie wszystkie rzecz jasna dzisiejsze formy kradzieży związane są z biurokratycznym państwem typu socjalistycznego. Np. jak w czasach biblijnych oszukiwanie na wadze, tak dziś stałym problemem stało się oszukiwanie nabywców na jakości (czasami jest to zresztą to samo, jak powszechne dodawanie wody do wędlin). Oszukańczy charakter ma duża część reklam.
Mentalność dzisiejsza, jak się wydaje, pozostaje w powszechnej, choć mało dostrzeganej sprzeczności z przykazaniem dziesiątym. Pragnienie posiadania więcej i więcej jest uznawane za coś normalnego. Jak przy „nie kradnij” mamy do czynienia nie tylko z naruszaniem tego przykazania, ale i z zaprzeczaniem jego słuszności.
Dość często widzi się źródło tego zjawiska w kapitalizmie, zachęcającym do indywidualnego bogacenia się. Nie jest to całkiem trafne. Tak oczywiście bywa, gdy reklama pobudza łakomstwo konsumentów, a media prezentują powierzchownie atrakcyjne wzory życia ludzi bogatych. Jednakże w klasycznym kapitalizmie przykład bogatszych zachęcał do pracy i przedsiębiorczości, do naśladowania tych, którym się powiodło. Nie chodziło o pożądanie cudzego, lecz o powiększanie własnego.
Wynikło to ze skupienia uwagi na produkcji dóbr. Ideologia lewicowa skupiła się natomiast na ich podziale. W jej kręgu pragnienie dóbr materialnych staje się pragnieniem już wytworzonych dóbr cudzych. Kandydaci do pomocy socjalnej, np. mieszkań komunalnych, chcieliby zyskać jak najwięcej kosztem podatnika czy innych beneficjentów. Menedżerzy i pracownicy chcieliby przejąć zyski właścicieli i akcjonariuszy. Urzędnicy żądają wyższych pensji w większych podatków, wydatki na administrację rosną więc lawinowo. Kraje biedne żądają od bogatych wsparcia, zamiast naśladować ich drogę do zamożności...
Na tym skończę, gdyż w świecie współczesnym przykłady ukrytej i jawnej kradzieży oraz łapczywości są tak liczne, że można by ich opisami wypełnić całą książkę.
Tekst przedstawiony 13 X 2003 na I Międzynarodowej Konferencji „Etyczne fundamenty gospodarki" zorganizowanej przez „Polish-American Foundation for Economic Research and Education” z pomocą „Atlas Economic Research Foundation” i grupy tarnowskich i krakowskich członków Stowarzyszenia „Koliber”. Druk: Etyka a rozwój gospodarczy, pr. zbior., Warszawa 2006, s. 15-29.
opr. mg/mg