Recenzja książki: Jarosław Gowin, Kościół w czasach wolności 1989-1999
Od przełomu roku 1989 minęło dziesięć lat. Była to dekada wielkich zmian, obejmujących wszystkie dziedziny życia w Polsce. Przemiany nie ominęły życia religijnego. To była bardzo istotna dekada także w życiu Kościoła katolickiego w naszej ojczyźnie.
Cezura dziesięciu lat skłania do dokonywania podsumowań i ocen. Jednak powstaje pytanie, czy można w tak krótkiej perspektywie podsumowywać i oceniać życie Kościoła.
Wydana niedawno książka Jarosława Gowina „Kościół w czasach wolności 1989—1999” wydaje się pozytywną odpowiedzią na to pytanie. Jednak jej lektura rodzi wątpliwości. Tytuł jest mylący. To nie jest książka o całym polskim Kościele. To książka mówiąca zaledwie o bardzo niewielkim fragmencie życia wspólnoty wierzących w Jezusa Chrystusa na polskiej ziemi — o sferze instytucjonalnej. Jarosław Gowin zajął się wyłącznie tym, co być może dla dziennikarzy programów informacyjnych w telewizji i w radiu oraz gazet codziennych jest najbardziej interesujące, ale co w istocie nie jest treścią życia Kościoła, nigdzie, nie tylko w Polsce.
We wstępie autor przyznaje się do dokonanego zawężenia i pewnego nadużycia, jakim jest tytuł książki. Informuje, że „tematem książki jest rola Kościoła i miejsce religii w polskim życiu publicznym minionej dekady”. Jednak nawet to zastrzeżenie wprowadza nieścisłość. Książka mówi wyłącznie o działalności niektórych elementów struktury hierarchicznej Kościoła. Nie pokazuje rzeczywistej roli, jaką wspólnota wierzących odgrywała przez minione dziesięć lat w życiu społecznym w naszym kraju.
Zgoda na używanie słowa „Kościół” w jego zredukowanym znaczeniu, nawet przy deklaracji, że jest się jak najdalszym od „redukowania rzeczywistości kościelnej do wymiaru instytucjonalnego”, jest faktycznym utwierdzaniem błędnego utożsamiania Kościoła wyłącznie z duchowieństwem, a nawet tylko z gronem biskupów lub z traktowaniem go na równi z grupami społecznymi, których więzią jest ideologia.
Jarosław Gowin czyni jeszcze jedno zastrzeżenie. Stwierdza, że jego zamiarem nie jest przedstawienie całokształtu życia wspólnoty katolickiej w wolnej Polsce. Zaznacza: „Koncentruję się wyłącznie na tych aspektach życia religijnego, które uważam za istotne dla zrozumienia sposobu obecności religii w życiu publicznym”. Otwiera tym samym dyskusję nad tym, czy jego subiektywny wybór rzeczywiście pozwala zrozumieć tę obecność. Choć zarzut, że socjologiczno-politologiczna analiza Kościoła redukuje go do wymiaru instytucjonalnego lub stanowi zawoalowany atak na Kościół w tym konkretnym przypadku istotnie jest chybiony. Jarosław Gowin w swej książce na pewno nie atakuje żadnego z wymiarów Kościoła (nawet wtedy, gdy formułuje ostre oceny niektórych działań jego członków). Mimo wszystko również — być może nawet wbrew własnym intencjom — próbuje wyjść poza to, co w Kościele instytucjonalne i co zewnętrzne.
Wiele uwag i spostrzeżeń zamieszczonych w książce ma ogromną wartość jako element rachunku sumienia członków Kościoła, do którego u progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa wzywa Ojciec Święty Jan Paweł II. Nie ma sensu się obrażać na ich autora. Nie można mu również odbierać prawa do podejmowania prób uporządkowania i nazwania dostrzegalnych w społecznosci polskich katolików postaw. Czy jednak na pewno, jak pisze J. Gowin w zakończeniu, „nie ma w Polsce ważniejszych dla Kościoła pytań aniżeli pytanie, co i jak głęboko trzeba zmienić, aby polskie chrześcijaństwo zachowało wierność swoim korzeniom”? Właśnie lektura książki „Kościół w czasach wolności 1989—1999” skłania do wątpliwości w tej kwestii. Nie mniej ważne jest pytanie o to, co i w jakiej formie kontynuować, a także, co z dawnych lat przywrócić.
Książka Jarosława Gowina „Kościół w czasach wolności 1989—1999” ma poważną „wadę”. Jest jedyną próbą podsumowania ostatniej dekady w życiu Kościoła katolickiego w Polsce. Miejmy nadzieję, że nie będzie to wada nieusuwalna i wkrótce pokażą się na rynku inne książki, które uzupełnią ją, zwłaszcza w tych sferach, które autor świadomie pominął.
KS. ARTUR STOPKA