O śląskich nazwach własnych i specyficznej śląskiej wymowie niektórych spółgłosek
Kiedy w świątecznym wydaniu "Gościa Niedzielnego" (24-31 grudnia 2000) pisałem o śląskiej religijnej ojczyźnie polszczyźnie, wśród przykładów typowo śląskich zachowań fonetycznych znalazła się konstrukcja Panie, nie jestem godzień - z charakterystycznym wygłosowym "ń", którego odpowiednikiem w języku literackim jest, oczywiście, twarde "n" (godzien). Przypominam dziś o tym, bo oto mieszkańcy dolnośląskiego Dzierżoniowa donoszą mi, że w ich mieście znów rozgorzał spór na temat podstawy słowotwórczej tej nazwy: czy jest nią forma Dzierżoń - z wygłosowym miękkim "ń", czy Dzierżon - z twardym "n" na końcu? Mocno mnie ta dyskusja zdziwiła, bo przecież już wiele lat temu mój śp. Profesor - Stanisław Rospond (1906-1982), historyk języka i onomasta bardzo silnie zaangażowany w działalność nazewniczą na Ziemiach Zachodnich i Północnych po roku 1945, dobitnie opowiedział się za brzmieniem Dzierżoń jako typowo śląskim. "w Dzierżoń, utworzony od czasownika dzierżyć za pomocą przyrostka "-oń", mieści się w szeregu takich tworów, jak Jaroń, Bystroń, Bizoń, Migoń, Dęboń, Pasoń, Moroń, Biedroń, Cichoń. Na pewno w wielu dokumentach związanych z osobą tego wielkiego Ślązaka, pszczelarza o randze europejskiej (żył w latach 1811-1906), pojawiał się zapis Dzierżon - bez kreski nad wygłosowym "n", ale działo się tak głównie pod wpływem fonetyki i grafii niemieckiej. O co więc chodzi w sporze o Dzierżonia! - Doprawdy, nie rozumiem! Młodszych czytelników chciałbym natomiast poinformować, że przywołany tu dziś dolnośląski gród, leżący między Górami Sowimi a masywem Sobótki, został założony w XIII wieku. W Księdze henrykowskiej występuje jako Richenbach ("bogaty strumień, potok"). Od XIX stulecia znana też była spolszczona postać tej nazwy - Rychbach, funkcjonująca jeszcze po ostatniej wojnie - do momentu stworzenia formy pamiątkowej, nawiązującej do nazwiska znanego pszczelarza. A skoro przy okazji Dzierżonia mówiliśmy dziś także o jego podstawie słowotwórczej - czasowniku dzierżyć, opatrzonym przez współczesne słowniki kwalifikatorem dawności, książkowości lub żartobliwości (na co dzień wszyscy używamy już tylko formy trzymać), to chciałbym jeszcze wspomnieć o liście, jaki przed laty dostałem od pewnej emerytowanej nauczycielki. Jako bardzo młoda osoba przyjechała ona w roku 1945 na Opolszczyznę spod Lwowa. Jakże bała się pierwszego kontaktu z dziećmi tego regionu! Fałszywa propaganda, świadcząca o ignorancji historycznej i geograficznej ludzi ją uprawiających, spowodowała, że osiadła na Śląsku repatriantka spodziewała się kłopotów językowych na lekcjach polskiego. Strach zamienił się w nieukrywane wzruszenie, gdy z ust pierwszego wywołanego do odpowiedzi dziecka wyszło zdanie: Pies dzierży kość w pysku. "W tym momencie zakochałam się w Śląsku" - zakończyła swój list nauczycielka. Wracając zaś do sporu o kreskę nad "n", trzeba powiedzieć, że dotyka on także nazwiska innego wybitnego Ślązaka - księdza, autora słynnych poematów Góra Chełmska i Stary kościół miechowski, pochodzącego z Miechowic pod Bytomiem Norberta Bończyka (1837-1893). No właśnie - Bończyka, a może Bonczyka, jak chce wielu badaczy? Należał do tych ostatnich prof. Rospond - ten sam, który w imię śląskiego brzmienia upominał się o Dzierżonia - z "ń"! Ale wrocławski językoznawca Bonczyka traktował jako zdrobnienie od Bąka (Bączyk - z "o nosowym" wymawianym przed "cz" jak "on" i tak zapisanym). W tym wypadku ze swoim profesorem się nie zgadzam i opowiadam się za wariantem z "ń", czyli za Bończykiem. Taką formę widzę we wszystkich encyklopediach, na tabliczkach ulicznych (między innymi w obu moich miastach - i w Tarnowskich Górach, i we Wrocławiu!), co najważniejsze zaś - takie brzmienie słyszę w ustach wszystkich Polaków o Bończyku mówiących. Można tu zatem mówić o silnie ugruntowanym uzusie językowym, czyli powszechnym zwyczaju. Uważam, że trzeba się mu podporządkować. Opowiadam się za Bończykiem także w imię opisywanego dziś śląskiego zwyczaju fonetycznego - nawet gdyby rzeczywiście był on zdrobnieniem od Bąka. Dla mnie jednak bardziej przekonująca jest etymologia wiążąca to nazwisko z Bonifacym - imieniem łacińskiego pochodzenia (bonum "dobro", fatum "los"), lokująca go w szeregu imiennych derywatów typu Boniek, Bonik, Bończak, Bończek, Boniewicz, Boniecki, Bonicki, Bonikowski - dziś funkcjonujących jako nazwiska. Ona też uzasadnia wymowę i pisownię z "ń"! By całkowicie tematykę fonetycznej relacji między twardym "n" i miękkim "ń" wyczerpać, chciałbym poinformować jeszcze Czytelników, że wspominany dziś Stanisław Rospond i inni ludzie odpowiedzialni za pejzaż nazewniczy Ziem Odzyskanych, jak się wtedy mówiło, próbowali po ostatniej wojnie lansować brzmienie Nisa. Bo też i w najstarszych źródłach była to rzeka Nisa (zapis z lat 991 i 1000: Niza) dawn. Nidsa (od praindoeuropejskiego neid - "płynąć"). Od rzeki nazwano miasto - od roku 1201 stolicę biskupiego księstwa, bardzo rozwiniętego kulturalnie. Wielu jego mieszkańców studiowało w Krakowie. To od nich Jakub Parkosz, rektor Akademii Krakowskiej, usłyszał brzmienie Nysa - z nagłosowym twardym "ny-", utrwalającym się pod wpływem fonetyki niemieckiej, i dlatego zapisał w swoim traktacie ortograficznym z r. 1440 przymiotnik nyski - "z Nysy pochodzący" (w odróżnieniu od niski - "niewysoki"). Ostatecznie Komisja Urzędu Rady Ministrów też przyjęła po wojnie wariant z "ny-", dlatego mamy i miasto Nysę, i rzeki - Nysę Kłodzką i Nysę Łużycką.
opr. mg/mg