Ludowe zachowania językowe w kościele

Czy język polski, którym modli się w kościołach lud Boży jest zawsze językiem polskim?

Nie trzeba specjalnie wytężać słuchu, by w różnych miejscach Polski wyłapać uchem podczas nabożeństw charakterystyczne cechy gwarowe danego regionu.

Na Śląsku ciągle dominuje modlitewny chór formuły Panie, nie jestem godzień, abyś prziszedł do mnie - z typowo śląskim godzień z wygłosowym zamiast standardowego -n oraz staropolskim prziszedł - z miękko wymawianym rz, które w języku ogólnym stwardniało (przyszedł).

W czasie każdego urlopu spędzanego nad Bałtykiem stykam się z kelichem - z typowym dla Pomorza nagłosowym ke-, a nie -kie.

Im starszy jest Karol Wojtyła, tym wyraźniej z jego papieskiego przepowiadania wybijają się wadowickie - małopolskie cechy fonetczne: jezdem (jestem), profesór (profesor), widzieliźmy (widzieliśmy), brad mój (brat mój).

Ale bardzo częstym zjawiskiem jest także nagminne przekręcanie przez lud Boży takich form, które w jego języku są rzadkie lub w ogóle nieobecne. Zamienia się je wtedy na postacie bliższe powszechnym odczuciom językowym. Przed paroma dniami stałem w jednym z dolnośląskich kościołów przed kobietą, która - intonując bardzo przecież znaną pieśń Z tej biednej ziemi, z tej łez doliny tęskny się w Niebo unosi dźwięk - wyraźnie zaśpiewała tęskni się w Niebo... - No tak, pomyślałem: przymiotnik tęskny to słowo inteligenckie, wręcz poetycko-książkowe, tęskni natomiast (za czymś, za kimś, do czegoś, do kogoś) - w 3 osobie liczby pojedynczej odmiany czasownikowej - każdy człowiek, stąd w jego ustach może się pojawić tęskni się w Niebo... (to nic, że burzy się przy okazji sens całej frazy).

Rzeczownikiem prawie zupełnie nieobecnym w codziennym językowym obcowaniu jest poręka. Skutkiem tego jest powszechny w polskich kościołach śpiew swe Królestwo weź pod rękę, Maryjo - zamiast zgodnego z oryginałem swe Królestwo weź w porękę, Maryjo (w pieśni Z dawna Polski Tyś Królową).

W okresie wielkanocnym słyszy się nielogiczne Otrzyjcie już łzy płaczące, bo ludzie nie wyczuwają funkcjonującego w tym wersie wołaczowego imiesłowu płaczący ("wy, którzy płaczecie"), rymującego się w dodatku z wierzący z trzeciego wersu (Otrzyjcie już łzy, płaczący, żale z serca wyzujcie, wszyscy w Chrystusa wierzący, weselcie się, radujcie).

W Boże Narodzenie natomiast "ulogiczniamy" frazę Franciszka Karpińskiego "Cóż masz, Niebo, nad ziemiany", bo nie używamy już ziemianina w znaczeniu "mieszkańca Ziemi" (jest natomiast w obiegu... marsjanin - "mieszkaniec Marsa"!) i zamieniamy ją na przestrzennie sensowne Cóż masz, Niebo, nad ziemiami - też się jakoś rymujące, choć mniej dokładnie, z wersem wszedł między lud ukochany.

Lud od wieków przyswajał także w najróżniejszy sposób szeroko pojętą terminologię chrześcijańską. Łaciński rzeczownik angelus ("anioł") na przykład stoi u źródeł niemieckich zmodyfikowanych form Engel, Ingel - znanych dziś i u nas z postaci nazwiskowych. Druga z nich uległa dodatkowej polonizacji - przyrostkowej, przybierając kształt Inglot (por. nazwisko znanego historyka i jego syna - historyka literatury). Aniołów też zresztą jest wielu.

W szkole podstawowej miałem kolegę o niezwykłym nazwisku Sotopietra. Ale jest to przecież niewątpliwie ludowa mutacja Świętego Piotra, tyle że urobiona od pierwotnego brzmienia Pieter.

Emerytowany biskup bliskiego morawskiego Ołomuńca nazywa się Otczenaszek (czy człowiek z takim nazwiskiem mógł nie zostać księdzem i biskupem?!). W Polsce nie znam żadnego Ojczenaszka, mamy za to bardzo wielu Paterów, a to nazwisko jest łacińskim początkiem Modlitwy Pańskiej: Pater noster (Ojcze nasz).

Wśród wrocławskiego duchowieństwa znajdują się księża Oramus i Biskup (pierwsze z tych nazwisk to oczywiste przeniesienie w krąg nazewniczy - z niewielką zmianą fonetyczną - łacińskiego oremus - "módlmy się" - do czasu II Soboru Watykańskiego rozbrzmiewającego we wszystkich kościołach świata).

Popularnym w Polsce nazwiskiem jest Nobis - wyjęty z kolei z modlitewnej łacińskiej formuły ora pro nobis, czyli "módl się za nami". A skąd mamy tylu rodaków o nazwiskach Majcher, Majcheraczak, Majcherczyk, Majchrzak, Malcher, Malcherek - Na takie formy zamieniono egzotyczne brzmieniowo imię Melchior, hebrajskiej proweniencji, dosłownie znaczące "król (Bóg) jest moim światłem".

Dziesiątki innych imion chrześcijańskich przekształciło się w swojskie derywaty, też funkcjonujące dziś jako nazwiska. Od łacińskiego Bonifacego - człowieka dobrego losu, dobrej wróżby" - pochodzą Boniek, Bonik, Boniewicz, Bończak, Bończyk, od łacińskiego Benedykta - błogosławionego" - Bendyk, Bień, Bieniek, Bieńko, Bienias, Bieniasz, Bienisz, od łacińskiego Klemensa - łagodnego, spokojnego, cichego, łaskawego, pobłażliwego" - Klich, Klim, Klima, Klimczak, Klimczyk, Klimek, Kliszko, Kliś, od greckiego Andrzeja, Jędrzeja - "męskiego, mężnego, dzielnego" - Jędra, Jędrak, Jędrek, Jędras, Jędrys, Ondrusz, Ondrasz, Ondraszek.

Jakże bogate jest także - powiedzmy to na koniec w katowickim tygodniku - śląskie imiennictwo zdrobień od germańskich form chrześcijańskich: Bercik - od Norberta, Huberta, Herberta, Holdek - od Reinholda, Hadek - od Gerarda, Gerharda, Hanys - od Johanesa czy Zefel, Zeflik - od hebrajskiego Józefa - "niech Jahwe przyda, pomnoży".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama