Recenzja: Ks. Jerzy Szymik, Problem teologicznego wymiaru dzieła literackiego Czesława Miłosza, Księgarnia Św. Jacka, Katowice 1996
Przez cały wiek dwudziesty następowało powolne zbliżenie odległych - wydawałoby się - dziedzin: teologii i literatury. Inicjatywa tego zbliżenia wyszła od literatury. Pisarze zaczęli świadomie uobecniać w swej twórczości doświadczenie wiary i problematykę religijno-moralną. Ze zdarzeń powieściowych wyłaniała się coraz częściej dialektyka grzechu i łaski, a wśród bohaterów literackich zyskiwał na znaczeniu człowiek, nieraz na granicy rozpaczy odnajdujący zagubione powołanie do świętości. Myślę o zjawisku, które zwykło się określać historycznie już dziś rozumianym terminem "literatury katolickiej". Teologia z kolei, która w swym nurcie katolickim była ukształtowana przez postanowienia i ducha Soboru Trydenckiego, zaczęła stopniowo uświadamiać sobie wyczerpywanie się aktualności formuł swej problematyki, a także - swego języka. To skłoniło wielu wybitnych teologów współczesnych do szukania sojusznika w literaturze. Dostrzegali w niej nie tylko zaszyfrowany zapis świadomości człowieka, do którego starali się dotrzeć, jego potrzeb, lęków, nadziei; również ślady jego dróg poszukiwania Boga; nadto bliskie współczesnym językowe sposoby mówienia o Nim. Zdecydowano się w końcu na krok radykalny: uznano literaturę za "locus theologicus". Loci theologici to w teologii katolickiej uprawnione źródła poznania teologicznego. Obok Pisma Świętego i Tradycji zalicza się do nich m.in. pisma Ojców Kościoła, liturgię, orzeczenia Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Obecnie status źródła teologicznego zyskała literatura, dotychczas raczej lekceważona jako swoista fikcja. Zaczęto się więc interesować teologicznym wymiarem literatury, badać w tym aspekcie twórczość wybitnych pisarzy, niekoniecznie nawet tych, którzy w opinii społecznej uchodzili czy uchodzą za pisarzy religijnych.
W tego typu badaniach, jak w ogóle obecnie w teologii, przodują Niemcy. W Polsce ukazały się dwie książki, które koncentrują się na poszukiwaniu myśli teologicznej w literaturze: ks. Antoniego Dunajskiego Chrześcijańska interpretacja dziejów w pismach Cypriana Norwida (Lublin 1985) i Problem teologicznego wymiaru dzieła literackiego Czesława Miłosza, ks. Jerzego Szymika, rzecz, która będzie przedmiotem moich, głównie metodologicznych, uwag. Ks. Szymik poprzedził zresztą książkę o Miłoszu próbą teoretyczno-metodologicznego ujęcia całego zagadnienia w pracy W poszukiwaniu teologicznej głębi literatury. Literatura piękna jako locus theologicus (Katowice 1994).
Autor książki o Miłoszu jest teologiem, zajmuje się teologią dogmatyczną. Ale jest też poetą, autorem kilku tomików wierszy oraz obszernego, ich wyboru zatytułowanego Dotyk źrenicy. Nadto można go uznać za polonistę, który stara się własnym wysiłkiem poznawać to, co aktualnie dzieje się w nauce o literaturze - i w praktyce, i w teorii. Pamiętajmy więc, myśląc o jego książce, o tych trzech właściwych mu kompetencjach, a nawet starajmy się podążać ich śladem.
Zacznijmy od kompetencji literackich. Ks. Szymik po prostu dobrze pisze. Swobodnie, inteligentnie, z wyczuciem subtelności języka. Książkę o Miłoszu czyta się z przyjemnością. Daleko tu od stylu, który utrudnia lekturę wielu prac teologicznych, a i polonistycznych także. Czasem nawet ma się wrażenie, że pisanie za łatwo mu przychodzi, że warto by wprowadzić więcej dyscypliny myślowej, unikać powtórzeń i narracyjnych rozdłużeń, które pracę nadmiernie powiększają. Ale powtarzam: rzecz jest napisana dobrze, łatwo ją zaakceptować nie-teologowi, również poloniście. Ma szansę wejść w krąg ogólnopolskiej myśli naukowej. Tylko więc z obowiązku recenzenta zwrócę uwagę na pewne usterki, które od czasu do czasu mącą stylistyczną harmonię. O drobiazgach tych mówię na początku, aby w polu obserwacji pozostały sprawy ważniejsze.
Czytelnik - myślę przede wszystkim o sobie - odczuwa nawyki terminologiczne teologa, gdy dziwi go "pneumatologia" jako nauka o Duchu Świętym czy też często pojawiający się w pracy czasownik "reflektować", który odszedł obecnie od dawnego znaczenia "rozważać" i znaczy dziś raczej "mieć na coś ochotę". Teologicznym zwyczajom językowym przypisać też zapewne trzeba różne neologizmy w rodzaju proponowanego terminu "werytatywność" (zamiast "weryzm"), czy nagminne posługiwanie się obcymi (zwłaszcza niemieckimi) sformułowaniami, które nie różnią się znaczeniowo od analogicznych polskich. Może też podświadomą chęcią teologa, by "być jak wszyscy", tłumaczyć trzeba zbyt daleko idące kolokwializmy, a polemiczną postawą kogoś związanego ideowo z opozycją antymarksistowską uleganie retoryce charakterystycznej dla czasów PRL w takich określeniach, jak "marksistowskie popłuczyny heglizmu" czy "PRL-owscy lokaje". Uniwersytecko wykształcony polonista z kolei określiłby, sądzę, dzieło literackie Miłosza jako przedmiot, a nie tworzywo badań, Jana Błońskiego nie nazwałby językoznawcą, a Miłosza teoretykiem literatury. Nie zaliczyłby prozy poetyckiej Esse do wierszy, a strukturalizmu nie włączyłby do "tendencji postmodernistycznych". Tak to teolog i polonista-amator utrudniali pisarzowi i poecie pełną aktualizację swych sprawności stylistyczno-semantycznych.
Ks. Szymik nie studiował - jak wspomniałem - systematycznie filologii polskiej, ale włożył wiele wysiłku, aby poznać jej aktualną problematykę badawczą. Książka o Miłoszu, podobnie jak poprzednia z ambicjami teoretycznymi, świadczy o dobrej orientacji autora w zakresie zagadnień metodologicznych współczesnego literaturoznawstwa. Ks. Szymik świadom jest odrębności języka poetyckiego, jego wielofunkcyjności i wieloznaczeniowości. Nieobce mu są preferowane obecnie modele interpretacji dzieła literackiego, ale i zastrzeżenia wobec tych modeli. Jeśli chodzi o świadomość teoretyczną, przewyższa, myślę, wielu polonistów, a nawet badaczy literatury. Mam wrażenie, że tę swoją niewątpliwą, czasem wręcz imponującą kompetencję demonstruje aż za silnie. Stale też zbytnio eksponuje znajomość literatury przedmiotu, której pozazdrościć mógłby mu niejeden miłoszolog. Uzupełnia w związku z tym tekst główny bardzo licznymi przypisami, redagowanymi mało oszczędnie, co przyczynia się do sygnalizowanego już nadmiernego powiększenia rozmiaru książki. Czytelnik odnosi wrażenie, że Szymik niepotrzebnie obawia się zarzutu niekompetencji, że mimo dużej wiedzy polonistycznej nie czuje się - jako teolog - zupełnie pewnie na literaturoznawczym gruncie, gdzie jest jednak, mimo wszystko, amatorem.
Brak fachowych studiów polonistycznych wpłynął też, być może, na unikanie własnych interpretacji Miłoszowych tekstów. Bardzo to charakterystyczne dla książki. Obfite, świadome wykorzystywanie dotychczasowych badań, ustaleń i interpretacji, przy niedosycie własnych badań interpretacyjnych. Teksty Miłosza wprowadzane są do wywodu myślowego książki albo na zasadzie sądów eksplicytnych, albo jako ilustracje uprzednich twierdzeń jej autora. A przecież zwłaszcza w pracach poszukujących teologicznego wymiaru literatury konieczna jest głębsza interpretacja, która przekonałaby o tym, że teksty literackie istotnie mogą zawierać intuicje teologiczne. Powiedziałbym nawet, że tego typu badania wymagają szczególnych umiejętności interpretacyjnych, które zmierzając do odsłonięcia teologii, nie niszczyłyby równocześnie poezji. Czytelnik książki Szymika odczuwa potrzebę głębszej interpretacji wielu przywoływanych tekstów, choćby parokrotnie przytaczanego wiersza Miłosza Oeconomia divina. Aż prosi się o interpretację w kontekście całego utworu Mistrz ostatni jego wers: "Co z mego zła powstało, to tylko prawdziwe" (s. 283).
Nie ma, niestety, zbyt wielu własnych interpretacji w omawianej książce, ale też bardzo niewiele jest - wrażliwość poety dopomaga tu i teologowi, i poloniście - nadinterpretacji czy interpretacji wątpliwych, a trzeba pamiętać, że sztuka interpretacji w samej nauce o literaturze znajduje się obecnie w fazie "ukąszenia" przez liberalną hermeneutykę poststrukturalistyczną. Wydaje się wszakże, iż Szymik idzie za daleko, utożsamiając "błyszczący punkt" z wczesnej twórczości Miłosza z Chrystusem w Wierszu na koniec stulecia z roku 1990 (s. 290-291) czy twierdząc, że "kontemplacja Esse prowadzi (...) do pełni Całości Bytu synonimu Boga" (s. 209). Nieuzasadniona jest też, jak sądzę, chrystologiczna interpretacja ostatnich wersów modlitwy poetyckiej Veni Creator.
Wprawdzie i w tych wątpliwych przypadkach Szymik ostrożnie formułuje swoje sądy interpretacyjne, pozostawiając możliwość takiego ich rozumienia, żeby nie wywoływały ostatecznego sprzeciwu. Chodzi jednak o to, aby nie zmieniać akcentów. Ukazując możliwość przedłużenia w odbiorze kontemplacji istnienia aż do Absolutu, nie kryć tego, że Esse to jednak poetycki zapis zachwytu, a równocześnie cierpienia, płynącego z niemożności poznania utożsamiającego się do końca z istotą tego, co fascynuje. Że Veni Creator to przede wszystkim modlitwa do Ducha Świętego o umocnienie w wierze, a nie wiersz o Kościele "z chrystologiczną - bo inkarnacyjną przecież - optyką" (s. 327). Wypracowanie metody interpretacji przy tego typu badaniach z pogranicza literatury i teologii jest rzeczą bardzo ważną. Wydaje się, że nawet teologowi-subtelnemu poecie trudno tę umiejętność osiągnąć bez normalnych studiów literackich.
Naturalnie, kompetencje literaturoznawcze zawsze będą w pracach o literaturze zorientowanych teologicznie warunkiem sine qua non, czymś bardzo ważnym, ale jednak - pomocniczym. Książka ks. Szymika ma niewątpliwie ambicje teologiczne. Ku teologicznym wnioskom powinna więc dążyć, nie narzucając jednak równocześnie teologicznych metod i ocen tym partiom pracy, które powinny zachować lojalność wobec wymagań literaturoznawczych. Czy udało się utrzymać w pracy tę metodologiczną równowagę? W świadomości autora tak, lecz w praktyce badawczej niezupełnie.
We wstępnych uwagach do rozdziału III, najważniejszego w książce, czytamy: "Ostrożności i swoistej pokory badawczej uczy (...) istotowa »inność« dziedzin będących przedmiotem naszych zainteresowań: teologii i literatury. Mimo wielu ich »loci communes« funkcjonują one w sferze poznawczej i językowej inaczej - genetycznie, realizacyjnie, finalnie. (...) elementarna uczciwość badawcza nakazuje rekonstrukcję (...) teologicznej myśli metodą indukcyjną. Źródło badań musi być ich przewodnikiem: nie wolno wtłaczać dzieła literackiego w aprioryczny gorset wydumanej teorii pod groźbą fiaska całego przedsięwzięcia" (s. 261-262). Mimo tych zapowiedzi autonomiczności badań literackich Szymik ich wyniki ujmuje w ramy typowej problematyki teologicznej: protologii, chrystologii, eklezjologii i eschatologii. Rozdział III Teologia "literacka" Czesława Miłosza, którego podrozdziały wyznaczają wspomniane nazwy działów teologii dogmatycznej, wychodzi więc nie "od wewnątrz", od tego, co badacz znajduje w tekstach Miłosza, lecz od zewnętrznych w stosunku do nich działów modelowego traktatu teologicznego. Uważam to za błąd metodologiczny pracy. Błąd podważający wiarygodność interesujących i ważnych stwierdzeń Szymika, który wskazuje - jak nikt dotychczas - na rewelacyjnie głęboki związek Miłosza z chrześcijaństwem: jego "Poszukiwanie odpowiedzi na dramatyczne pytania o sens Stworzenia i »unde malum« (...) prowadzi poprzez problematykę wydarzenia i dziedzictwa grzechu Adama (...), tajemnicę nieprawości obecną w historii świata i każdej ludzkiej osoby (...) aż do osoby i dzieła »Jedynego miłującego«, który »na krzyżu« (...) co dzień umiera" (s. 289). Nad tą wizją badacza (wzmocnioną jeszcze silnymi akcentami eschatologicznymi), badacza, do którego chcemy mieć zaufanie, gdyż przekonuje nas swoją uczciwą postawą wobec Miłoszowego dzieła, unosi się jednak cień niepewności, spowodowany dwiema decyzjami: przyjęciem jako metody wykładu narracji ilustrowanej (co ogranicza naturalnie interpretację) oraz ujęciem w aprioryczne ramy teologiczne rozważań rozdziału III. Dopóki rzecz dotyczy teologii w twórczości jakiegoś pisarza, musi - pod groźbą utraty wiarygodności - wychodzić od tej twórczości, interpretować metodami literackimi i starać się odsłonić taką myśl teologiczną, jaka jest właściwa temu pisarzowi, jego tekstom. Zawartość poszczególnych rozdziałów i ich tytuły mają odzwierciedlać charakter poglądów badanego autora, i to w takich proporcjach, w jakich występują one w jego dziełach. Świadomość teologiczna musi naturalnie towarzyszyć badaczowi dla rozpoznania, lecz nie dla wyznaczania problematyki. Nie powinna być też myśl badanego pisarza w tej wstępnej fazie oceniana ze względu na poprawność teologiczną, określana jako mylna czy błędna. Ważne jest na razie to, jaka ona jest, bez odnoszenia do przyjętego modelu-wzorca. Dopiero końcowa część pracy powinna być zestawieniem z obecnym stanem teologii i wysnuciem wniosków: czy i w jakim zakresie teologiczna myśl pisarza może być pomocna współczesnej teologii? Czy i w czym poety sposób mówienia o Bogu może odświeżyć obecnie używany język teologii? Tu można się posługiwać oceną, gdyż w partii wniosków, jedynie ważnej dla teologa, badacz nie tylko może, lecz powinien zająć określoną postawę, występować w imieniu określonej teologii, jeśli chce, aby poprzednie badania literackie nie były pracą jałową z punktu widzenia jego własnej dyscypliny. Ponieważ książka ks. Szymika dotyczy pisarza współczesnego, mówiłem o odniesieniu do współczesnej teologii. W pracach historycznych należałoby przywołać macierzysty dla badanych tekstów literackich teologiczny układ odniesienia.
Partie literackie tego typu prac jak omawiana książka, będą - jak już zaznaczyłem wcześniej - zawsze miały charakter pomocniczy, choć warunkujący równocześnie ich sensowność. W sposób naturalny muszą być jednak dość rozbudowane, gdyż tego wymaga interpretacja badanych w aspekcie teologicznym tekstów literackich. Jak jest w książce Szymika? Jej część ściśle literacka nie jest obszerna w stosunku do całości pracy. Mieści się na 132 stronach, podczas gdy cała książka liczy ich 463. Resztę zajmują: zbyt obszerny, ale dobrze ujęty Wstęp metodologiczny (ok. 50 stron), rozdział I Tło, źródła i geneza teologicznej problematyki dzieła literackiego Czesława Miłosza i rozdział II Na pograniczu literatury i teologii (oba po ok. 100 stron) oraz Zakończenie (13 stron). Sądzę, że cała książka zdecydowanie by zyskała, gdyby była skrócona nawet o 100 stron, przy czym radykalnej redukcji powinny by ulec dwa skądinąd bardzo interesujące rozdziały: I (skupiony na bardziej osobistej, jeśli można tak powiedzieć, genezie poglądów Miłosza - biografia, ludzie, książki, fascynacje myślą gnostycką, teozofią, manicheizmem) i rozdział II (dotyczący najbliższych inspiracji prowadzących do "uteologicznienia" dzieła poety: sprzeciw wobec poezji dla poezji, przekonanie do realizmu estetycznego i epistemologicznego, fascynacja Biblią, zainteresowanie teologią - współczesną i dawną, orto- i heterodoksyjną). Natomiast rozdział III (odnoszący się bezpośrednio do tekstów literackich Miłosza i poszukujący w nich teologii) należałoby poszerzyć, rozbudowując własne autorskie interpretacje.
Czego zabrakło w książce ks. Szymika? Tego, co powinno tu być najważniejsze - wniosków dla współczesnej teologii. Nie zastąpią ich oceny poglądów Miłosza w poszczególnych podrozdziałach rozdziału III (również te, najbardziej rozbudowane, które dotyczą Miłoszowej eklezjologii), ani też ujawnianie autorskiej świadomości tego, co powinno znaleźć się w pracy. We Wstępie poprawnie została zapowiedziana jej problematyka: czy jest obecna w dziele Miłosza teologia? Jak się przejawia? Co z tego wynika dla teologii uprawianej profesjonalnie? W Zakończeniu autor wskazuje na dalsze perspektywy badawcze: "głównie chodziłoby tu o próbę odpowiedzi na serię pytań obejmujących zakres problematyki znaczenia dzieła literackiego (zwłaszcza badanego tutaj jego teologicznego wymiaru) Miłosza dla teologii" (s. 395). Szymik formułuje nawet te pytania i robi to w zasadzie trafnie. Ale w książce powinny się znaleźć nie tylko pytania, ale i odpowiedzi na nie i one powinny stanowić najważniejszą jej część. W obecnej postaci książka prezentuje właściwie wstępną część pracy, niepotrzebnie naginaną przedwcześnie w kierunku teologii. Ukazuje teologię w twórczości Miłosza, nie wskazuje natomiast na pożytki dla współczesnej myśli teologicznej, jakie powinny wynikać ze skrupulatnie przebadanej twórczości poety. Nie napisany został, niestety, rozdział IV. Można by powiedzieć, że zwyciężyli jednak w pracy: polonista i poeta, z tym, że teolog starał się to zwycięstwo zdyskontować.
Częsty to los prac z pogranicza. Pograniczność może w nich dotyczyć przedmiotu, tematyki, nigdy metodologii, która musi być metodologią jednej dyscypliny. W pracy ks. Szymika zabrakło wyraźnej, nadrzędnej, zrealizowanej metodologii teologii. Nie udało się mu przyswoić teologii jako dyscyplinie naukowej organicznie Miłoszowej intuicji teologicznej, Miłoszowego mówienia o Bogu. Czytelnik otrzymał tylko "zarys projektu dalszych badań".
Jeszcze tylko kilka uwag z zakresu terminologii, którą ks. Szymik uważa - i słusznie - za rzecz zasadniczą. Tytuł książki na okładce brzmi: Problem teologicznego wymiaru dzieła literackiego Czesława Miłosza. Podtytuł : Teologia literatury. Zestawione obok siebie te dwa sformułowania mogą, choć nie muszą, wprowadzać w błąd. Tytuł jest trafną peryfrazą określenia "teologia w literaturze" i wskazuje na badania, które wymagają kompetencji zarówno polonistycznej, jak i teologicznej, ale mogą i powinny być prowadzone w obrębie badań literackich. Chodzi o odsłonięcie teologicznych inspiracji tekstów literackich, teologicznych wyznaczników struktury świata poetyckiego, wreszcie teologicznej wymowy utworu literackiego. "Teologia literatury" określa zupełnie inny typ badań. Tu chodzi o badanie literatury wychodzące z określonych założeń teologicznych. Swoistą konfrontację wymowy tekstów literackich z przeświadczeniami względnie celami teologii, jeśli chodzi o badanie poszczególnych utworów, czy też o refleksję teoretyczną, odpowiadającą na pytanie zasadnicze: czym jest literatura w świetle teologii? Tego rodzaju badania są po prostu częścią tzw. teologii rzeczywistości ziemskich.
W pracy często zamiennie używa się jeszcze terminów "teologia w literaturze" i "teologia literacka". Warto się zastanowić, czy nie pozostać przy pierwszym określeniu w przypadku odsłaniania wymowy teologicznej tekstów literackich, a "teologią literacką" nazywać te teksty teologiczne, które są w sposób literacki pisane, czyli np. Ewangelie, listy św. Pawła, poezje św. Jana od Krzyża itp., a więc teksty, które są przedmiotem interpretacji teologii rozumianej jako dyscyplina naukowa.
Kończąc, chciałbym jeszcze raz silnie podkreślić, mimo szeregu moich uwag krytycznych, wagę tego rodzaju prac, jaką jest książka ks. Szymika - jednego autora w trzech kompetentnych osobach. Zbliżają one dwie dziedziny aktywności człowieka, które przez długi czas były rozdzielone. Z korzyścią dla obu stron, a przede wszystkim z korzyścią dla współczesnej kultury. W przypadku książki Szymika dostrzec trzeba jeszcze jeden moment. Stara się ona odważnie wykazać organiczną łączność z kulturą chrześcijańską dzieła najwybitniejszego współczesnego polskiego poety, z którego niektórzy katolicy chcieliby pochopnie i mało roztropnie zrezygnować, a który - jako jeden z niewielu - uważa, że "jedynie możliwa oryginalność polskiej literatury zależeć będzie od przemyślenia podstawowych kwestii religijnych" (Przedmowa do Oskara Miłosza Storge, Kraków 1993, s. 15).
STEFAN SAWICKI, ur. 1927, prof., teoretyk i historyk literatury, kierownik Katedry Teorii Literatury i Zakładu Badań nad Twórczością C. K. Norwida KUL. Wydał m.in.: Poetyka - interpretacja - sacrum (1981), Norwida walka z formą (1986), Wartość -sacrum -Norwid (1994).