O postaci wybitnego kompozytora Jana Sebastiana Bacha
Jan Sebastian Bach — poczciwy mieszczuch, lubiący zajadać „kiełbaski na szpinaku”, konfitury z dyni, a między jedną a drugą filiżanką kawy chrupiący bułeczki i komponujący fugi. Nieobyty, ubrany w wyświechtany frak i kiepsko przypudrowaną perukę lipski kantor, nie bardzo umiejący zachować się przy wykwintnym stole. Krewki nauczyciel rozwydrzonych chórzystów, który w zdenerwowaniu potrafił ich ostro poszturchać, albo rzucić peruką w fałszującego akompaniatora. Ale też organista z Arnstadt, który wprowadza chaos do nabożeństwa, bo unosi go muzyka, zapomina się, improwizuje. Albo — dostaje czterotygodniowy urlop na wyjazd do Lubeki, żeby posłuchać gry słynnego Buxtehudego, a tam tak mu się ta muzyka podoba, że wraca na etat organisty w Arnstadt dopiero po czterech miesiącach. U współczesnych wzbudzający wiele kontrowersji, wręcz niechęci, jak mówili — ze względu na trudny charakter. Dziś, 250 lat po jego śmierci, bliski przez muzykę. Geniusz, który był zdolny przenieść na papier wszystko, co tylko chciał — jak twierdzi Ton Koopman, wykonawca jego utworów, szef The Amsterdam Baroque Orchestra. Zostało niewiele dokumentów z życia muzyka. Zachowały się za to setki utworów wydanych w 59 tomach przez Bachgesellschaft.
I kilka portretów, zwłaszcza ten wyrazisty, namalowany niedługo przed śmiercią. Usta uśmiechnięte, choć kąciki warg leciutko opadają. Oczy patrzą gdzieś dalej, poza nasze głowy, jakby tam widziały to, co słychać w jego muzyce. Stanowczość i determinacja, moc w starzejącym się ciele ponadsześćdziesięcioletniego mężczyzny. Zwykłe ludzkie życie, bez ulg i znieczulenia, i wprost nieludzki talent, który trzeba było donieść do końca, do 28 lipca 1750 roku, do dziewiątej wieczór. Ale Bach przez całe życie pisał dla Boga, więc Bóg znał go z jego partytur.
W położonym w Turyngii Eisenach do domu rodzinnego Bacha można wejść zapłaciwszy cztery marki. Piętrowy dom, gdzie urodził się Jan, został zamieniony w muzeum. Po jego podłogach trzeba stąpać delikatnie, bo przy silniejszym ruchu drżą struny zabytkowych klawikordów, odzywając się wewnętrznym echem. Są tu też dokumenty pozostałe po przodkach kompozytora, też muzykach, grających z pokolenia na pokolenie w miejskiej orkiestrze. Można wysłuchać wybranego utworu w najlepszym wykonaniu, kupić płytę CD. W ogródku zatrzęsienie kwiatów i kolorowy powój, odradzający się co roku na ścianach pustego domu. Miasto zarabia na muzeum pieniądze, mały Jan opuścił ten dom zaraz po śmierci rodziców, jako biedny dziesięciolatek. Jako piętnastolatek zaczął śpiewać w chórze kościelnym w Luneburgu, a później został instrumentalistą i nauczył się grać na klawikordzie, altówce, skrzypcach. Kiedy miał osiemnaście lat, dostał poważną posadę organisty w Arnstadt. Konsystorz nie był z niego zadowolony bo, jak zachowało się w zapiskach, Jan Sebastian „wprowadza mnóstwo dziwacznych warjacji do chorału, że przyprawia wiernych o konfuzję” , „chórzyści nie słuchają swego mistrza, napychając się przy nim słodyczami”, wreszcie, sam mistrz-organista naruszył panujące obyczaje i wprowadził na chór „młodą osobę płci żeńskiej”, swoją kuzynkę Marię Barbarę Bach. Z powodu tych przewinień Bach, coraz świetniejszy wirtuoz organów, zmuszony był opuścić Arnstadt. Nie przywiązał się do miejsca, gdyż wcześniej dużo wędrował, słuchając muzyki ludowej i mistrzów. Dopiero po ślubie z Marią Barbarą zaczął myśleć o stabilizacji. Szukał wsparcia u władców i protektorów, których nazwiska przeszły do historii tylko dlatego że wsparli go finansowo, zatrudniając na swoich dworach. Był organistą nadwornym i kammermusicusem na dworze księcia weimarskiego Wilhelma Ernesta (wtedy zdobył sławę najlepszego niemieckiego organisty), potem został kapelmistrzem na dworze księcia Leopolda w Anhalt-Koethen (tu skomponował 6 Koncertów brandenburskich) i wreszcie przeniósł się do Lipska, gdzie został kantorem kościoła św. Tomasza, nauczycielem śpiewu i łaciny w przykościelnej szkole i dyrektorem muzycznym Lipska, opiekującym się chórami i organami w czterech kościołach miasta. Tam też został muzykiem i kapelmistrzem nadwornym Augusta III, późniejszego króla Polski, któremu on — protestant dedykował początkowe fragmenty katolickiej Mszy h-moll, przeznaczonej na koronację. Musiał poniżać się przed władcami, aby obdarzyli go tytułami, dali zatrudnienie i pieniądze. Po śmierci Marii ożenił się z Anną Magdaleną. Z obu małżeństw według biografów i muzykologów miał około 22 dzieci. Kilkanaścioro zmarło niedługo po urodzeniu. Krystiana Zofia Henrietta przeżyła trzy latka, Ernestus Andreas żył trzy miesiące, Krystiana Dorota — rok, 24-letni Jan Godfryd popełnił samobójstwo. Trumny wynoszono z domu Bachów prawie co rok. Nie wiadomo, czy „zarabiający na nieboszczykach” Bach, który komponował utwory pogrzebowe dla obywateli Lipska, w taki sam sposób opłakiwał swoje dzieci. Pewne, że „śmierć stale jest obecna w liryce Bacha” — pisze Jarosław Iwaszkiewicz w szkicu o artyście. Bach w Lipsku ciężko pracował, zwłaszcza w niedziele. Do południa grał kilka godzin podczas składającego się z 15 części nabożeństwa, po przerwie zaczynały się tak samo długie nieszpory. Miał tydzień na przygotowanie chórzystów do występu, chłopcy wtedy później przechodzili mutację i do 20. roku życia śpiewali sopranem, dziś te partie utworów Bacha odtwarzają kobiety. Ton Koopman, organista, klawesynista z Amsterdamu, przypuszcza, iż nieraz chórzyści narzekali, że nie potrafią wykonać dzieł mistrza, ale ten się tym nie przejmował, tworzył dzieła intelektualne, o niezwykłej wewnętrznej architekturze. „Postrzegał muzykę w sposób absolutny czy nawet, można rzec, abstrakcyjny, nie przejmował się, czy wokalista może zaśpiewać partię napisaną tak jak na skrzypce” — mówi znakomity organista, wielbiciel Bacha, prof. Julian Gembalski. Potrafił spełnić każde zamówienie muzyczne, nawet napisać fugę sześciogłosową na zadany motyw. Zwłaszcza ostatnie utwory „zawierają w sobie świat cichy i poważny, od którego niepodobna się oderwać”, jak pisze w znakomitej monografii artysty Albert Schweitzer. „Jak fenomenalnie uzdolnieni matematycy Bach widzi od razu całość materiału muzycznego” — podkreśla Jarosław Iwaszkiewicz. Tuż przed śmiercią kompozytor podyktował swojemu zięciowi utwór, w którym, według Iwaszkiewicza, „wyraża się modlitwa żarliwej duszy na chłodnych lodowych szczytach” geniuszu. W Lipsku powstały Magnificat, Msza h-moll, Pasja według świętego Mateusza, dzieła zapomniane po śmierci Bacha. Tak jak zapomniany nawet przez własne dzieci był sam Bach. Jego ukochany syn Wilhelm Friedmann, alkoholik, sprzedał część rękopisów ojca na makulaturę i wydał jego muzykę jako swoją, ale plagiat wykryto. Za życia doceniano mistrzostwo artysty, ale krytykowano go, tak jak krytyk muzyczny Scheibe, za pompatyczność kompozycji, która „przywiodła go do sztuczności i zagmatwania”. Mówiono o jego nadmiernej nerwowości, gdy w Lipsku miał na głowie szkolne i własne dzieci, nie lubiano go za to, że często wchodził w konflikty z przełożonymi. Niszczył nerwy i marnował czas na przyziemne drobiazgi. Nigdy jednak nie zaniedbywał sztuki: „Nie stracił ani jednej minuty, nie napisał ani jednej zbędnej nuty” — mówi prof. Julian Gembalski. Bach, twórca 263 chorałów, 209 kantat kościelnych, 4 mszy luterańskich, 7 koncertów fortepianowych, 4 uwertur, 130 chorałów i setek innych utworów, został zapomniany na ponad 50 lat. Odkrył go w 1802 r. Jan Mikołaj Forkel, wydając pełną entuzjazmu książkę o jego życiu i dziełach. Odtąd zaczęto go doceniać. „Jest początkiem i końcem muzyki” —pisał Max Reger. Jego muzyka to, według Goethego, wieczna harmonia, która istniała w łonie Boga „na krótko przed stworzeniem świata”. Zaczął się szerzyć jego swoisty kult, powstawały towarzystwa bachowskie. Tworzono utwory oparte na czterech dźwiękach jego nazwiska: B A C H, stanowiących motyw muzyczny. Był artystą baroku, ale wyprzedził epokę. Z niego czerpali tak różni twórcy jak Chopin, Mozart, romantycy. Tylko nieliczni pozostają obojętni wobec jego dzieł, jak pisze Iwaszkiewicz „wielkich maszyn”, które nie przytłaczają słuchaczy. Kiedy słuchałam Bacha w katedrze w Erfurcie (niedaleko od miejsca urodzin kompozytora), zanotowałam:
organista wąskimi palcami trzęsie bryłą świątyni to już nie drobne rzucane Bogu
opr. mg/mg