Rozmowa z prof. Julianem Gembalskim na temat organów i ich miejscu w kościele
- Co takiego jest w organach, że nazywa się je królową instrumentów?
- To pojęcie powstało już w renesansie ze względu na zalety tego instrumentu. Decyduje o tym przede wszystkim bogactwo możliwości brzmieniowych. Jako instrument duży - organy dysponują wielką liczbą głosów, a więc możliwością łączenia ich w nowe barwy, mają również dużą skalę dynamiczną i największą skalę zasięgu wysokości dźwięku. Organy obejmują całą skalę muzyczną stosowaną w muzyce w ogóle. Najniższa piszczałka największych organów zbudowanych przez Amerykanów w Atlantic City ma częstotliwość 16 Hz, a jest to granica słyszalności. Takie instrumenty budowano już w okresie romantyzmu. Największy rozkwit budownictwa organowego w Europie przypada na barok. Pod koniec tej epoki powstało wiele instrumentów monumentalnych.
- Miejscem, w którym stoją organy, bywa najczęściej kościół. Czy komponowana na nie muzyka z założenia skierowana jest w stronę sacrum?
- Mimo że organy mają rodowód pogański, bo powstały w starożytności i do kościoła dostały się dopiero w VII wieku, to szybko związały się z przestrzenią sakralną, i muzyka powstająca na ten instrument w większości jest sakralna. Do XIX w. towarzyszyła ona liturgii. W XIX w. organy rozpowszechniają się w salach koncertowych, i wtedy powstaje pisana na nie literatura niesakralna. Chociaż samo pojęcie sacrum jest wieloznaczne. Na przykład w twórczości Bacha spotykamy wiele utworów, których forma stosowana była również w muzyce klawesynowej czy orkiestrowej. A jednak uznać je można za muzykę sakralną, gdyż przeznaczone były do oprawy liturgii. Toccaty, preludia i fugi na organy od wieków towarzyszą nabożeństwom, podkreślając ich uroczysty charakter czy - odwrotnie - wprowadzając w nastrój skupienia i modlitwy. Muzyka organowa jest więc sakralna według konwencji, formy, tradycji, chociaż nie bywa podbudowana tekstem, a przecież on jednoznacznie określa jej charakter.
- Granice muzyki sakralnej są trudne do określenia.
- W XX w. do kościoła wchodzi inna muzyka niż ta, którą kojarzy się zwykle ze świątynią - np. muzyka młodzieżowa. Jest sakralna, kiedy niesie treści sakralne. Na jakimś etapie może potrzebne było wykorzystanie w liturgii piosenki religijnej, ale gdy przyjrzymy się jej stronie muzycznej, to zauważymy, że nie różni się ona od muzyki rozrywkowej. W ten sposób, poprzez bezpośrednie przejęcie form muzyki świeckiej nastąpiła jakaś desakralizacja muzyki sakralnej.
- Już sama muzyka powinna sytuować słuchacza w innej, wzniesionej ku Bogu przestrzeni. Uważa Pan, że słuchając tych piosenek można zapomnieć, że jest się w świątyni?
- Kościół jest przestrzenią, w której realizuje się inna konwencja, inne wartości, muzyka grana gdzie indziej ma inną funkcję. Jeżeli weźmiemy np. opartą na Psalmach Dawidowych Symfonię Psalmów Igora Strawińskiego, graną w salach koncertowych, to czujemy, że to muzyka sakralna, choć nieliturgiczna. Gdyby ją wykonać w czasie liturgii - zyska przestrzeń mistyczną, którą stwarza wnętrze kościoła.
- Przypuszczam, że Pan Profesor woli grać w kościołach?
- Tak, bo organy lepiej brzmią w świątyniach niż w salach koncertowych. Dziś recitale organowe w salach są dużo rzadsze niż recitale w kościołach.
- Czy zdarzało się Panu zagrać muzykę pop, np. Yellow Submarine na organach?
- Tylko dla przyjemności, eksperymentu, ale nigdy nie traktowałem takiej gry jako przejawu mojej działalności artystycznej. W domu mam organy, mogę sobie grać, co chcę, nawet muzykę rozrywkową. Muzyka ma swój wymiar wyrazowy, emocjonalny, dlatego nie wiem, czy te popularne piosenki dobrze się spełniają na organach. Literatura organowa jest tak bogata, że nie ma potrzeby poszukiwania utworów sztucznie adaptowanych na ten instrument.
- Stworzył Pan antologię śląskich organów. Ile tych instrumentów nagrał Pan na płytach?
- W serii radiowej nagrałem 56 instrumentów. Najstarsze znajdują się w kościele św. Walentego w Bieruniu, najnowsze - w Katowicach Zawodziu. Wykonałem na nich ponad 400 utworów, od renesansu po współczesność, a także wiele własnych improwizacji. Na płytach ukazało się jednak dotąd tylko 7 instrumentów z "Antologii".
- Gdzie znajdują się inne cenne organy?
- Do najcenniejszych instrumentów historycznych - XVII-wiecznych - należą organy na farze w Olkuszu,w Kazimierzu nad Wisłą, w Jędrzejowie w kościele cystersów, na Pomorzu w Zamartem koło Chojnic, w Toruniu w kościele św. Jana. Wiele miejsc, takich jak Oliwa czy Frombork, zasłynęło ze względu na odbywające się tam festiwale, ale tamtejsze instrumenty powstały w XX w. Historyczne są jedynie ich prospekty.
- Do których utworów jest Pan najbardzej przywiązany?
- Bardzo lubię Bacha, muzykę francuskiego baroku, a także epoki romantyzmu, ale równie chętnie sięgam do współczesności, do Petera Ebena, Oliviera Messiaena. Czasami odkrywam utwory mniej popularne, ale piękne, np. twórczość Józefa Rheinbergera, niemieckiego kompozytora z XIX w. Zawsze dostosowuję muzykę do organów, na których mam grać. Organy posiadają określoną konstrukcję - brzmieniową i techniczną, i nie można na każdych organach zagrać każdej muzyki, tak jak na fortepianie. Fortepian jest zunifikowany, można na nim zagrać wszystko, podczas gdy organy zależą od epoki w której powstały. Nie ma też dwóch identycznych instrumentów. Organista musi wiedzieć, jaki instrument ma do dyspozycji i pod tym kątem dobierać repertuar. Jeśli mam zaproszenie na koncert, a nie znam organów, to organizatorzy przysyłają mi opis instrumentu: jego głosów, jego wielkości. Niemożliwe jest wykonywanie repertuaru romantycznego czy współczesnego na organach historycznych, np. siedemnastowiecznych.
- Czy muzyką można się znudzić?
- Muzyką postrzeganą jako sztuka wysoka - nie. Znudzić się można wtedy, gdy sięgamy po muzykę trzeciorzędną, albo kiedy słuchamy złych wykonań. Muzyka wartościowa jest ponadczasowa - Bach, Mozart, Beethoven. Geniusze bronią się całą swoją muzyką, kompozytorzy mniej zdolni pozostali w historii dzięki pojedynczym dziełom. Dzisiaj powstaje wiele muzyki popularnej, subkulturowej, doraźnej, która trwa krótko. Ona nie daje przeżycia, nie rozwija, najwyżej można przy niej sobie potańczyć, wyszumieć się. Gorzej, kiedy wyzwala przeżycia negatywne, wpływa destrukcyjnie. Na szczęście heavy metal, rock to muzyka pewnego wieku, fascynuje się nią zwykle młodzież, ale z tego wyrasta. Zaczyna szukać w poważniejszej muzyce pozytywnych twórczych treści.
opr. mg/mg