Dwa zakochania

O miłości i zakochaniu

Miłość to nie pocztówka walentynkowa
lecz nieodwołalny dar z samego siebie.

Już na kilka tygodni przed wspomnieniem św. Walentego słowo „zakochanie” staje się najczęściej wymawianym słowem, i to nie tylko wśród nastolatków. W ostatnich latach walentynkowe dekoracje sklepowe stały się porównywalne z dekoracjami na Boże Narodzenie, a zakochanie bywa ukazywane jako szczyt szczęścia i miłości. W ten sposób na naszych oczach rodzi się kolejny mit współczesnej popkultury. Mit, któremu na szczęście ulegają jedynie ci, którzy zatracili poczucie realizmu. Chyba nie tylko mnie wiele koleżanek i kolegów opowiada z entuzjazmem o tym, że oto właśnie przeżywają „wielką miłość” i że znaleźli tę drugą osobą, z którą będą szczęśliwi na zawsze. I chyba nie tylko mnie coraz częściej zdarza się, że po kilku dniach czy tygodniach te same osoby opowiadają ze łzami w oczach o tym, że czują się wykorzystane i porzucone, i że już nigdy nie uwierzą w miłość.

Jeśli nie ulegamy ideologicznym zachwytom nad zakochaniem, lecz obserwujemy empiryczne fakty na ten temat, to odkrywamy, że dla jednych ludzi zakochanie jest rzeczywiście drogą do szczęścia na zawsze, ale dla innych okazuje się drogą do emocjonalnych i moralnych krzywd, a czasem do tragedii. Bywa przecież i tak, że zakochanie prowadzi kogoś do zabójstwa z zazdrości albo do samobójstwa, a „wielka” miłość okazuje się w rzeczywistości jedynie wielką iluzją. Realizmu uczy nas także biologia, która bada biochemiczne i hormonalne podłoże zakochania. Na podstawie tych badań wiemy już, że idealizowane przez współczesną kulturę zakochanie nie trwa zwykle dłużej niż kilkanaście miesięcy. Mimo to spotykamy jednak i takich ludzi, których zakochanie zupełnie wyłamuje się z powyższych praw biochemii, gdyż nie przemija. Właśnie ten fakt sprawia, że można rozróżnić dwa różne rodzaje zakochania: zakochanie egoisty i zakochanie kogoś, kto potrafi kochać.

Zakochany egoista pragnie, by ta druga osoba kochała go coraz bardziej i by kochała tylko jego. Taki człowiek skupia się wyłącznie na sobie i respektuje wyłącznie własne przeżycia, potrzeby i oczekiwania. Żyje w świecie miłych fikcji, gdyż nie rozumie i nie chce rozumieć prawdy o swojej postawie, pełnej egoizmu i zaborczości. Wmawia sobie i tej drugiej osobie to, że już kocha. W rzeczywistości traktuje tę drugą osobę jak swoją własność. Chce, by ona czuła, przeżywała i pragnęła dokładnie tego samego, co on. Na różne sposoby usiłuje uwikłać ją w więź ze sobą. W tym celu czyni wszystko, by odseparować ją od innych ludzi i by wmówić im, że nie powinni już szukać z nią kontaktu, a tym bardziej nie powinni wspierać jej w rozwoju i nią się cieszyć. Zakochany egoista sugeruje wszystkim, że się spóźnili z miłością do osoby, w której się zakochał. Taki człowiek składa puste deklaracje „miłości” z równą łatwością, z jaką inni częstują cukierkami. Jest tak bezkrytyczny wobec samego siebie, że nie zauważa płycizny swoich słów oraz pustki swoich deklaracji. Nie zauważa też tego, że często rani tę drugą osobę. Aby „zdobyć” wybrankę swego egoistycznego serca, stosuje metody podobne do tych, jakimi posługują się populistyczni politycy w trakcie kampanii przedwyborczej.

Zupełnie inaczej przeżywa zakochanie ktoś, kto jest już na tyle dojrzały, że naprawdę kocha. Ktoś taki przeżywa swój zachwyt tą drugą osobą po cichu, w głębi bogactwa swych przeżyć i swego człowieczeństwa. Zwykle miesiącami nic nie mówi tej drugiej osobie, gdyż wie, że każde słowo jest zbyt małe i że może stać się źródłem nieporozumień. Jest zauroczony i zachwycony tą drugą osobą, ale nie jest zaborczy. Zakochanie mobilizuje go do stawiania samemu sobie jeszcze większych wymagań i do nieustannego rozwoju. Chce tylko na tyle być blisko tej drugiej osoby, na ile mocno i bezinteresownie ją kocha. Wie, że podstawą trwałej bliskości i czystej czułości nie jest zauroczenie emocjonalne czy popęd, ale miłość. Nieustannie w dyskretny i subtelny sposób daje znaki szacunku, podziwu i troski. Wie, kiedy się wycofać i pojawia się natychmiast wtedy, gdy ta druga osoba tego potrzebuje. Im bardziej kocha, tym ciszej o tym mówi. Nie składa uroczystych deklaracji ani przysiąg, gdyż one nie są potrzebne. Przeżywa czułą tęsknotę, ale nie agresywną zazdrość. Wie, że ta druga osoba nigdy nie będzie jego własnością. Jeśli pozwala ona mu być blisko siebie, to nie przedstawia jej jako „swojej” dziewczyny czy „swojego” chłopaka, lecz jako osobę, którą kocha.

Temu, kto potrafi kochać, zakochanie nie przeszkadza, by pozostać krytycznym wobec samego siebie. Im bardziej kocha, tym większe ma wątpliwości, czy kocha wystarczająco i tym bardziej się mobilizuje do tego, by dziś kochać bardziej niż wczoraj. Marzy o tym, by poślubić tę osobę, ale jeszcze bardziej marzy o tym, by tę ją wspierać i chronić w każdej sytuacji. Pragnie, by to ona była szczęśliwa, a sam pozostaje w tle nawet we własnych przeżyciach i marzeniach. Nie ma też nic przeciwko temu, by inni kochali osobę, którą on pokochał. Potrafi powiedzieć jej, że być może z kimś innym będzie szczęśliwsza. To jest zwykle znak, że dorasta już do tego, by ona była szczęśliwsza właśnie z nim. Taki człowiek wydaje się całe życie zakochany, gdyż jego zachwyt, troska i emocjonalne wzruszenie tą drugą osobą nie wynika z działania biochemii, hormonów, feromonów czy popędów, gdyż to wszystko przemija, lecz z mocy miłości, która jest silniejsza od śmierci, bo nie ma końca. Ten, kto kocha, doświadcza radości, jakiej zakochany egoista nigdy nie przeżyje, a gdy spotyka osobę podobną sobie, wtedy we dwoje stwarzają nowy świat, w którym nikt i nic nie odbierze im szczęścia. Życie stanie się dla nich świętem radości, z którym walentynkowe pocztówki nie mają nic wspólnego.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama