Recenzja: Richard Brodie, WIRUS UMYSŁU, tłum. Piotr Turski, TeTa Publishing 17
Biorąc do ręki książkę Richarda Brodiego, nie trzeba oczywiście zaopatrywać się w sterylne rękawiczki, choć zapowiada ona kontakt ze światem wirusów. Na pewno zaś warto rozpocząć jej lekturę od ostatniej strony (s. 216), gdzie znajduje się notka o autorze. Nie jest ona zbyt długa, ale w perspektywie doświadczeń życiowych autora łatwiej będzie zrozumieć treści, jakie stara się on upowszechnić. Na wspomniany przekaz wpływa bowiem zasadniczo fakt, że kiedyś, po porzuceniu Harvardu, Mr Brodie zasłynął jako bliski współpracownik szefa Microsoftu, autor edytora tekstu "Word" i człowiek sukcesu. Po metanoi Mr Brodie uznał jednak, iż "sława i bogactwo nie dają szczęścia" (s. 216), dlatego postanowił zrobić coś dla ludzkości. Owocem jego poszukiwań i częstych zmian zainteresowań stał się po pierwsze podręcznik ukazujący, jak można zmienić swoje życie, a po drugie książka o memetyce, czyli Wirus umysłu.
Dla genezy książki Brodiego zasadniczą datą pozostaje rok 1976, kiedy to Richard Dawkins w książce The Selfish Gene wprowadził termin "mem", określając go jako "podstawową jednostkę transmisji kulturowej, czyli imitacji" (s. 24). Był to skromny początek memetyki, nauki łączącej biologię, psychologię i naukę o poznawaniu. Po dwudziestu latach, głównie dzięki boomowi informatycznemu, rozwinęła się ona jednak już na tyle, by, zdaniem Brodiego, zmienić nasze życie i nas samych.
Istnienie memów uświadomiło Brodiemu przede wszystkim, że ewolucja jako proces biologiczny ma swój odpowiednik, który funkcjonuje w warstwie kulturowej. Analogia pozostaje być może odległa, ale ważne, iż same mechanizmy są w obu przypadkach podobne. Tak jak podstawową cegiełką dla ewolucji pozostaje zmieniający się gen, tak w memetyce jego analogat stanowi mem, będący "myślą, przekonaniem albo nastawieniem, szerzącym się od jednego umysłu do drugiego" (s. 127). "Odkrycie" Brodiego trudno jednak uznać za przełomowe, czy nawet oryginalne. Zbieżności między biologiczną i kulturową ewolucją starali się bowiem wykazać już Charles J. Lumsden i Edward O. Wilson w swojej pracy Genes, Mind, and Culture. The Coevolutionary Process (Harvard University Press, Cambridge Ma., London 1981). Odpowiednikiem memu w ich ujęciu stał się kulturogen (culturgen), do którego utworzenia skłoniły ich jednak implikacje zawarte nie tylko w pracach Dawkinsa, ale sugestie takich autorów jak: D.L. Clarke, H.F. Blum, J.S. Huxlley, L.L. Cavalli-Sforza, C.P. Swanson i innych. W tym kontekście propozycje Brodiego wydają się jedynie odgrzewaniem idei, które wybrzmiały już w przeszłości. Autor Wirusa umysłu sugeruje, co prawda, że nowy impuls dla przeprowadzenia podobnie ukierunkowanych analiz stanowi przełom informatyczny, sama idea w jego ujęciu nie zmienia się jednak na tyle, by zaszokować swoją odmiennością.
Szokować mogą natomiast futurystyczne wyprawy Brodiego, który kreśli przed nami współczesną wersję Walki o ogień. Podobnie jak w przeszłości nasi protoplaści starali się przeżyć, zdobyć dominację i atrakcyjne partnerki, tak i my stajemy przed identycznymi wyzwaniami, tyle że wyposażeni w nowe "narzędzia". Na nic się już bowiem dziś zda tylko siła mięśni i urok osobisty, ważniejszy stał się natomiast dostęp do informacji i stosowanie strategii socjotechnicznych. Skuteczniejsze okazuje się również upowszechnianie z ich pomocą raczej swoich memów niż genów (s. 73). Preferencyjne potraktowanie replikatorów umysłu, czyli memów, nawet kosztem własnego DNA, przynosi bowiem nie tylko szybkie i widoczne efekty, ale może stać się źródłem profitów (pieniądze, władza, sława). Ze strategii tej nagminnie korzystają producenci reklam, zdolni wmówić ludziom cokolwiek na dowolny temat, oraz politycy wyspecjalizowani w kreowaniu fikcyjnych obrazów rzeczywistości (s. 145-172).
Memetyczne powielanie samego siebie (tzn. własnych idei) przypomina zdaniem Brodiego zachowanie organizmu w wypadku infekcji wirusowej. Walczy on z intruzami, odnosi sukcesy bądź chwilowe porażki. Sytuacja umysłu zainfekowanego przez wirusy kulturowe wydaje się jednak o wiele gorsza. Podstawową zasadą działania takich wirusów jest bowiem ich niesamowita zdolność do reprodukcji (s. 52). Tymczasem umysł nie dysponuje odpowiednikiem biologicznych antyciał, które pojawiają się w organizmie na zasadzie zaprogramowanej ewolucyjnie samoobrony. Aby skutecznie mógł się zatem przeciwstawić niekorzystnym mutacjom zaaplikowanego wirusa, umysł musi, według Brodiego, zostać przeprogramowany.
Zmiana oprogramowania wydaje się Brodiemu tym pilniejsza, iż wirusów, które czyhają na nasze "bezbronne" umysły, jest więcej, niż nam się wydaje. Zdajemy sobie wszyscy sprawę z potęgi reklamy, roli telewizji w upowszechnianiu stereotypów czy z żenujących swoją pretensjonalnością obietnic polityków. Mimo to zgadzamy się funkcjonować w ramach społeczeństwa, które rządzi się podobnymi konwenansami. Znacznie gorzej wygląda sytuacja w przypadku, gdy spotykamy się z nową odmianą wirusa, którego nie potrafimy na czas zneutralizować. Przed takimi wirusami-wynalazkami niełatwo się zabezpieczyć, ze względu na ich sugestywność i ukryte w nich mechanizmy werbujące. Wirusami-wynalazkami posługiwali się na przykład oszuści wciągający w swoje machinacje setki tysięcy ludzi. Klasycznym przykładem działania podobnego wirusa pozostaje zasada funkcjonowania piramid finansowych (s. 183-188). Co gorsza, właśnie ten nowy typ wirusów-wynalazków zastąpi w przyszłości dominujące do tej pory wirusy kulturowe, takie jak choćby religia, zmuszając do modyfikacji przekonań i zachowań według nowych standardów.
Jak uratować się zatem przed informatyczną zarazą końca XX wieku? Zdaniem Brodiego trzeba przede wszystkim aktywnie włączyć się w proces ewolucji memów. Uczestnictwo w nim zakłada zapoznawanie się z zasadami, zgodnie z którymi dochodzi do reprodukcji memów, eliminację memów niekorzystnych, a przede wszystkim wymaga umiejętności rozpowszechniania swoich własnych memów. Nie można przy tym nastawiać się na odkrywanie ostatecznych prawd lub przywiązywanie się do raz na zawsze ustalonych przekonań. Tylko poszukiwanie nowych punktów widzenia, relatywizacja dotychczasowych ocen i zapatrywań na rzeczywistość, zdolność do samodzielnego myślenia stanowią sposób na wyzbywanie się zaaplikowanych przez świat wirusów oraz samodzielne kreowanie rzeczywistości, w której żyjemy (s. 209).
Brodie zapewnia, że po przeczytaniu jego książki można zacząć nowe życie - życie człowieka wyzwolonego. Tak naprawdę jednak niełatwo ocenić, czy autorowi Wirusa umysłu chodziło o to, by pomóc ludziom poddającym się bezwiednie kulturowemu "praniu mózgu". Lektura jego książki nie zaszkodzi bowiem również wszystkim kandydatom na pseudoprzewodników duchowych współczesnej cywilizacji. Bowiem jeżeli najważniejszym argumentem za szerzeniem swoich własnych memów pozostaje pewność, iż są "rzeczywiście zgodne z (naszymi) celami" (s. 143), to najwyraźniej mamy do czynienia z zachętą do działania według zasady: "nieważne co, byle skutecznie". Być może Brodie zdziwiłby się, gdyby spotkał się z naszymi rodzimymi specjalistami od memetyki. Niedawno rozmawiałem z przedstawicielem jednej z rozgłośni radiowych, który z nutą zazdrości mówił o konkurencji: oni to wiedzą, jak się robi radio, bo tak "sformatowali" słuchaczy, że już nie ważą się słuchać żadnej innej stacji. "Etyka" Brodiego nie pozwala jasno ocenić, czy podobne "formatowanie" można zaklasyfikować jako negatywny wpływ wirusa, czy też należy chwalić autorów podobnych działań za skuteczność rozpowszechniania swoich memów. Cóż, Brodie w swoim relatywizmie posunął się chyba już tak daleko, iż sam stał się ofiarą opisywanego przez siebie wirusa. Uwierzył, iż kultura to skomplikowany, ale jednak podatny na manipulacje algorytm, który można dowolnie zaaplikować dowolnemu umysłowi w tej czy innej formie. Pozycja człowieka z jego wolną wolą, świadomością, przekonaniami itd. o tyle lepsza jest od nie mającego wpływu na swoje oprogramowanie komputera, iż nasz software zależy po części także i od nas samych. Prosta formuła na szczęście polega, zdaniem Brodiego, na realizacji softwareowego zapisu: dominuj, korzystaj z okazji, inwestuj (najlepiej zarówno w geny, jak i memy).
Czy świat będzie inny dzięki Brodiemu? Z pewnością byłoby to potwierdzeniem, iż jego własne memy rozprzestrzeniły się i zaczęły dominować. Niestety, poza fragmentami omawianej pozycji, które można by potraktować jako zabawne (np. ustępy poświęcone ewolucji i przyszłości seksu, s. 95-113), reszta okazuje się powtarzaniem powszechnie znanych opinii. Nie pierwszy Brodie wpadł bowiem na pomysł, by uszczęśliwiać ludzkość przez kontestację wyrażaną w formie agnostycyzmu, relatywizmu czy nieufności wobec jakiejkolwiek władzy (istniejącej jako monopol państwowy, religijny bądź edukacyjny). Wielu współczesnych kreatorów kultury osią swoich poczynań czyni bowiem tej właśnie kultury dekonstrukcję. Brodie stosuje podobną sofistykę, kiedy odrzuca utrwalone przez kulturę tradycje w imię "dobra" tejże samej, tyle że memetycznie zinterpretowanej, kultury.
Wspomniane mankamenty nie przeszkodziły wydawcy Wirusa umysłu w stwierdzeniu, iż lektura tej, powstałej dla dobra ludzkości, książki stwarza nam możliwość wyzwolenia się z okowów cywilizacji po rewolucji informatyczno-intelektualnej (s. 11). Podejmując modne zagadnienia dotyczące funkcjonowania umysłu i jego wpływu na uwarunkowania społeczne, Brodie niewątpliwie dokonuje ich przystępnej analizy. W swobodnym przekazie treści merytorycznych pomagają mu szczególnie autobiograficzne wtręty i liczne aforyzmy. Zapowiadany przez wydawcę "dynamit", jakim miałoby się stać dzieło Brodiego, pozostaje jednak tylko eklektyczną interpretacją, w której autor zamiast opisywać rzeczywistość "formatuje" ją zgodnie ze standardami swojej wyobraźni. Wyobraźni, którą ukształtowały zarówno kontestacyjne otoczenie autora, jak i "środowiska" jego programów komputerowych. Broniąc się więc przed wpływem niepożądanych memów, Brodie sam uległ ostatecznie zakażeniu, którego konsekwencją pozostaje utopijna wizja epoki memu "łupanego".
KS. BOGUSŁAW WÓJCIK, ur. 1967, kapłan diecezji tarnowskiej. Kieruje działem publicystyki Radia Dobra Nowina.