Zdolność poznawania dzieci

Fragmenty poradnika dla rodziców p.t. "Serce dziecka"

Zdolność poznawania dzieci

Osvaldo Poli

SERCE DZIECKA

Poradnik dla rodziców

ISBN: 978-83-7505-481-1

wyd.: WAM 2010



ZDOLNOŚĆ POZNAWANIA DZIECI

Wysiłek dobrego myślenia
jest podstawą etyki.
BLAISE PASCAL

Prawdziwa znajomość własnych dzieci i przypisywanie właściwego znaczenia ich zachowaniu są niezmiernie ważne, by wiedzieć, jaką postawę wychowawczą przyjąć. Nie jest możliwe słuszne działanie bez wiedzy o tym, co się rzeczywiście wydarzyło. Interwencja wychowawcza zakłada odpowiednie rozeznanie sytuacji, podobnie jak każda terapia wymaga odpowiedniej diagnozy. Wiedza o tym, jak postępować z dziećmi, musi zatem wypływać ze zrozumienia przyczyn ich zachowania.

Miłość nie jest ślepa

Komu nie przydarzyło się kiedykolwiek stanąć zdumionym wobec rodzica, który nie jest w stanie odczytać prawdziwego znaczenia pewnych dziecięcych zachowań? Obserwator z zewnątrz jasno widzi na przykład, że dziecko kaprysi, a rodzic nie potrafi prawidłowo ocenić jego zachowania. Tak jak w przypadku, gdy dziecko chce napić się jedynie coca-coli, a rodzic zachowuje się, jakby potomkowi groziło natychmiastowe odwodnienie. Może się zdarzyć, że dziecko próbuje robić z siebie ofiarę, rodzic tymczasem, nieświadomy sytuacji, przyjmuje to za dobrą monetę. Bywa i tak, że syn czy córka zamęcza rodzica irytującymi drobiazgami, a ten usiłuje odpowiedzieć na nie bez zastanawiania się nad prawdziwym znaczeniem takiej uporczywości. W pewnych okolicznościach ewidentnie staje się jasne, że dziecko domaga się przyznania mu racji nawet wówczas, gdy jej nie ma, zaś rodzic pozwala się wciągać w absurdalną i niekończącą się dyskusję.

Nierzadko obserwator z zewnątrz zadaje sobie w duchu pytanie: jak można nie rozumieć, nie zdawać sobie sprawy z sytuacji? Rodzi się zdumienie nad niezdolnością wielu rodziców do pojmowania tego, „jak się rzeczy mają”, swoistej „ślepoty”, która uniemożliwia im odpowiednią reakcję na rzeczywistość. Niejedna matka czy ojciec uważa swojego potomka za „dziecko bardzo inteligentne”, podczas gdy ono jest tylko pilne w nauce. Niejeden rodzic postrzega swojego syna jako „nad wyraz żywego”, próbując usprawiedliwić jego krnąbrny charakter. Wielu dorosłych kładzie na karb „pewnych trudności z koncentracją” brak ze strony dzieci najmniejszego wysiłku opanowywania się w klasie. Wielu też określa ich problemy szkolne jako „spowodowane niezrozumieniem przez nauczycieli”, podczas gdy prawdziwym problemem jest ich nieznośny stosunek do wszystkich. Niektóre oczywistości, jak te powyższe, nie są w ogóle brane pod uwagę przez rodziców, ponieważ ich osąd wypaczają nieuświadomione lęki czy pragnienia. Stąd pochodzi skrzywiony obraz świata, który nadaje faktom zwodnicze znaczenie.

Istnieją również rodzice obrażający się i ignorujący ludzi próbujących uzmysłowić im wady ich dzieci. Ci rodzice nie są zdolni do rozważenia i przyjęcia rzeczywistości, która nasunęłaby im niepomyślne wnioski.

Poznanie przed działaniem

Każda decyzja o charakterze wychowawczym opiera się na hipotezie często interpretowanej w sposób domyślny. Tymczasem interwencja musi wynikać z hipotezy poznawczej, która nadaje sens konkretnym wydarzeniom. Z tego właśnie powodu roztropność zawsze zajmuje pierwsze miejsce wśród czterech cnót kardynalnych. To ona przedstawia niezmienną zasadę rzeczywistości, że jeśli się zlekceważy rzetelne rozeznanie sytuacji, nie ma miejsca na skuteczną interwencję. Klasyczna definicja roztropności przekazuje wielkie i proste stwierdzenie, że mądrość polega na znajomości wszystkich rzeczy tak, jak one przedstawiają się naprawdę. W tradycyjnym wykazie cnót (roztropność, sprawiedliwość, męstwo, umiarkowanie) roztropność zawsze zajmowała pierwsze miejsce, ponieważ żadna inna cnota nie może być praktykowana z jej pominięciem. Jej pierwszeństwo jest konieczne, gdyż każde rozsądne działanie musi być oparte na dokładnym zrozumieniu rzeczywistości.

Można śmiało stwierdzić, że im lepiej rodzic rozezna sytuację dziecka, „odczyta ją w prawdzie” (w oparciu o cnotę roztropności), tym lepiej będzie wiedział, co powinien uczynić, aby jego reakcja dała dobry skutek wychowawczy (w oparciu o cnotę sprawiedliwości). Ponadto będzie umiał oprzeć się różnorakim słabościom, zmiennym emocjom, które mogłyby zakłócić jego osąd i wpłynąć na zmianę decyzji (cnota męstwa), oraz nauczy się działać z wyczuciem i interweniować we właściwy sposób (jak tego wymaga cnota umiarkowania). Uczciwe postępowanie rodzicielskie i przemyślany (harmonijny) styl wychowawczy zakładają zatem wysiłek i trud poszukiwania właściwego klucza pomocnego w interpretowaniu zachowań dziecka. Kiedy się go znajdzie, staje się jasne to, co należy zrobić. Jednak błędne odczytanie zachowania powoduje niewłaściwą postawę wobec dzieci i wywołuje skutek odwrotny do zamierzonego.

W tym sensie żadna cnota moralna nie jest możliwa bez roztropności, pojmowanej jako matka wszystkich pozostałych cnót (prudentia dicitur genetrix virtutum). Spełnienie dobra zakłada więc znajomość rzeczywistości, ponieważ dobro zasadza się na prawdzie.

Pytać, by poznać

Pierwszym pytaniem, jakie rodzic powinien sobie zadać (na potwierdzenie prymatu roztropności), jest: Dlaczego moje dziecko to robi? Jak mam rozumieć jego zachowanie? Dlaczego postępuje w taki sposób ze swoją młodszą siostrą? Dlaczego nie przykłada się do nauki? Co znaczy jego ciągłe lekceważenie moich poleceń? Co mam myśleć o tym, że unika kolegów, nie nawiązuje przyjaźni, przeszkadza w klasie albo w czasie dyskusji chce mieć zawsze rację? Każdy rodzic znajduje się w trakcie poszukiwań czerwonej nici, na której zawiesza swoje obserwacje i nadaje ścisły sens wszystkim szczególnym wydarzeniom z życia codziennego. Decydujące jest tutaj wyrobienie w sobie intuicji odnoszącej się do motywacji dziecka. Uchwycenie motywów kierujących jego zachowaniem pomoże dostrzec we właściwym świetle jego doświadczenia, nadać im sens oraz zrozumieć siły rządzące jego reakcjami. Zrozumienie to wyraża się wewnętrzną pociechą o wiele bardziej pożądaną od wątpliwości, niepewności czy tysiąca sposobów, na które próbuje się uniknąć rzeczywistości, negując to, co oczywiste, usiłując przywrócić wygodny bieg spraw, potwierdzać własne hipotezy i odrzucać nieprzyjemne spostrzeżenia. Uciekanie od rzeczywistości, od rozczarowań związanych z dziećmi, od uznania ich wad nie jest dobrą przesłanką dla ich prawidłowego rozwoju. Uporczywe przekonanie, że własny potomek na przykład pozostaje zawsze ofiarą obojętności innych, podczas gdy naprawdę on sam jest nie do wytrzymania, przyczynia się raczej do pogłębienia problemu niż do jego rozwiązania.

Skrupulatne rozważanie jedynie tych aspektów, które potwierdzają własną tezę, naginanie do niej faktów, negowanie pewnych oczywistych zdarzeń w myśl zasady, że „nie chce się widzieć” tego, co złe u dzieci, przeszkadza w działaniu wychowawczym.

Najważniejszą i najtrudniejszą sprawą jest obiektywne spojrzenie na własne potomstwo. Tylko takie spojrzenie daje możliwość prawdziwego zrozumienia, nieprzefiltrowanego przez rodzicielskie lęki, ani niezdeformowanego przez własne potrzeby. Najlepszym sposobem pomocy dzieciom w prawidłowym wzrastaniu jest próba poznania ich takimi, jakie rzeczywiście są, oraz znalezienie klucza do uchwycenia sensu ich zachowań konsekwentnie, uważnie i spokojnie. Spojrzenie rodziców o tyle będzie jasne i czyste, o ile przyjmą oni i ukochają prawdę o swoim dziecku.

Dzieci posiadają poczucie rzeczywistości

Często uważamy dzieci za niezdolne do zrozumienia rzeczywistości i do udźwignięcia ciężaru prawdy. Jednak wcale tak nie jest. Potrafią one realistycznie i jasno wychwycić dynamikę charakteryzującą relacje między rodzicami, nauczycielami i przyjaciółmi i „w głębi serca” wiedzą, jak się rzeczy mają. Dziwią się, owszem, że tak łatwo rzucić na nie czar, który odwiedzie je od prawidłowej interpretacji świata lub sprawi, że będą czuć się złe i wprowadzone w błąd, jeśli powiedzą prawdę lub poproszą o coś w ich mniemaniu słusznego. Niejednokrotnie przypiszą sobie odpowiedzialność za sytuację.

Opowieść pewnej mamy niech tu posłuży za przykład: Mój syn, po gwałtownym wybuchu płaczu z powodu odmówienia mu jakiejś rzeczy, pobiegł do cioci i poskarżył się jej: „Zawsze, kiedy płaczę, dostaję to, co chcę”. Gdy moja siostra mi to powiedziała, zrobiło mi się przykro. „Ach tak!... co za spryciarz!” — krzyknęłam. Po raz pierwszy „pomyślałam źle” o własnym dziecku...

Wcześniej, kiedy płakał, mówiłam sobie w duchu: „Może naprawdę źle się czuje i z mojej winy nie dostanie tego, czego potrzebuje”. Dopiero, gdy pewnego wieczora „zobaczyłam” jego przebiegłość podczas długich żałosnych łkań, odezwałam się stanowczo: „Twój płacz nikogo nie wzruszy!”. Niespodziewanie roześmiał się i po chwili ruszył spokojnie do swojego pokoju. Wiele dzieci jest w stanie uświadomić sobie, że „niesprawiedliwie traktują matkę, chociaż ona niczemu nie jest winna, ponieważ muszą sobie ulżyć”. Doskonale odróżniają prawdziwe motywacje kierujące ich zachowaniem od rzeczywistej odpowiedzialności rodziców. Matce syna z powyższego przykładu nie brakowało elementów, które mogłyby pomóc jej w zrozumieniu dynamiki sytuacji. Jednakże, schwytana w pułapkę niejasnych wątpliwości, nie potrafiła zastosować skutecznego rozwiązania. Obawiała się buntu i niechęci ze strony swojego potomka. Gdyby lęk nie przesłonił jej prawdziwego znaczenia zachowania dziecka, nie stałaby się sama częścią problemu. Nie ma poprawy ani dobrych rozwiązań problemów, gdy pomija się prawdę oraz błędnie interpretuje rzeczywistość. Często dzieci jasno pojmują to, co rodzice w trudzie rozpoznają jako prawdziwe. Podczas gdy dorośli łamią sobie głowę nad sensem niektórych zachowań swoich pociech, one z prostotą opowiadają o sobie, korzystając z bardzo realistycznego słownictwa. Pewien chłopak tak wyjaśniał swoje zachowanie w rodzinie:

Zawsze bałem się rozczarować tatę, dlatego zawsze robiłem to, co mi kazał. Także w trakcie dyskusji rodzinnych nie liczyło się moje zdanie. Nie zajmowałem żadnego stanowiska, byłem neutralny albo schodziłem wszystkim z drogi, szczególnie ojcu. W zamian za to rodzice mi nadskakiwali, byłem najwspanialszym synem na świecie, nie musiałem nawet prosić o naładowanie komórki. Powiedzmy sobie prawdę: byłem niezrównanym lizusem.

W chwili szczerości chłopiec ukazuje klucz objaśniający bardzo realistycznie swój sposób działania. Klucz ten pozwala precyzyjnie określić styl jego relacji z bliskimi. Potwierdza, że rodzice czuli się winni, nagradzając w jego zachowaniu posłuszeństwo, wrażliwość i pewną nieśmiałość. Sześcioletni chłopiec otwarcie przyznał: „jestem dzieckiem, które rozkazuje swoim rodzicom”. Na dowód tego pochwalił się książką, która brutalnie przedstawia perypetie dorosłego świata. Mały tyran rodziny czerpał wielką frajdę z możliwości decydowania o wyborze lektur nieodpowiednich dla jego wieku. Wykorzystywał nieporadność rodziców, od lat zablokowanych przez strach, że będzie się czuł zaniedbany. W sytuacji, gdy oboje długo pracowali, dziecko znajdowało się pod opieką dziadków. Ich utajone poczucie winy wytworzyło coś w rodzaju „psychologicznego pola magnetycznego”, gdzie fakty rozmieszczone są wzdłuż linii, których granice wyznacza prawda. To, co poza polem, nie odnosi się do prawdy rządzącej faktami. Natomiast punkt widzenia dziecka był prosty i ukazywał rzeczywisty związek przyczynowo-skutkowy. Nikogo ono nie słuchało, ponieważ chciało dominować nad relacjami, chociaż w takim przypadku łatwo popaść również w niedostatek uczuć, który bardzo trudno rozpoznać. W tym momencie nasuwa się ciekawy wniosek. Odnosi się do tej konkretnej sytuacji, jak też do wielu podobnych. Prawdziwe ofiary postrzegają siebie jako dręczycieli, a prawdziwemu winowajcy podsuwa się doskonałe alibi, by poczuł się ofiarą sytuacji. W naszym przewróconym do góry nogami świecie cnota roztropności nie może w pełni ukazać swojej uzdrawiającej mocy, bo w istocie każda próba pomocy dziecku w doskonaleniu charakteru kończy się z reguły fiaskiem.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama