Kanon, ale czyj?

Artykuł z tygodnika Znak 470 (7) 1994 z cyklu poświęconemu refleksji nad kanonem kultury. Mówi o związku kanonu z edukacją w klasycznej szkole średniej.

Czesław Miłosz

KANON, ALE CZYJ?

Ostoją kanonu była szkoła średnia i kanon był ostoją szkoły, skoro jej celem było przekazywanie młodym pojęć o świecie drogich starszemu pokoleniu. Kanon, który chętnie nazywamy śródziemnomorskim, obejmował dziedzictwo Jerozolimy, wysp greckich i Rzymu oraz zachodniej części europejskiego kontynentu. Szczególnie gorliwymi jego obrońcami byli nauczyciele łaciny i greki, a ich poczesne miejsce w gimnazjach dziewiętnastego wieku stanowiło o jedności cywilizacji zachodniej, obejmującej też inteligencję rosyjską. Również szkoła średnia w Ameryce, z jej dużym ładunkiem łaciny i greki, kształciła młodzież w szacunku i podziwie dla wielkich wzorów przeszłości, stąd pielgrzymki wykształconych Amerykanów do stolic uważanych za centra zarówno historii jak kultury, do Londynu, Paryża i Rzymu.

Używam czasu przeszłego, bo ten stan rzeczy uległ zmianie, choć można spierać się o daty. Znikła elitarna szkoła średnia, znikła, z rzadkimi wyjątkami, łacina i greka, znikło czytanie Homera, Wergilego i Horacego w oryginale, a tzw. przedmioty humanistyczne uległy znacznej redukcji. Co prawda jakim takim przypominaniem dostojnych wątków i mitów zajęły się magazyny ilustrowane, film, telewizja oraz muzea. Cała nasza cywilizacja jest ostatecznie jedną wielką aluzją czy nawet cytatą - dość przypomnieć odwołania się poematów, powieści czy dzieł malarskich do motywów biblijnych albo do symbolicznych już postaci Orfeusza, Dionizosa czy Ulissesa.

Ostatnio zakwestionowano kanon w imię równości płci, kultur, krajów, kontynentów. Ma on wyrażać upodobania białych i to tylko mężczyzn oraz sprzyjać paternalistycznej czy wręcz autorytarnej wizji społeczeństwa, w którym kobiety są podporządkowane mężczyznom, a niżsi, służba, panom. Kanon podtrzymywał poza tym pojęcie prawdy, która okazała się jedynie maską dla interesów i popędów do dominacji. Toteż obrońców kanonu należy demaskować, wykazując, że kiedy zasłaniają się swoim dążeniem do obiektywnej wiedzy, są hipokrytami, skoro już wiadomo, iż ta jest niemożliwa. Zamiast istniejącego kanonu należy wprowadzić wielokulturowość, udzielając równego miejsca kulturom Azji i Afryki (w Ameryce religiom i twórczości Indian oraz Czarnych), odrębnym a podstępnie gniecionym kulturom kobiet i mniejszości seksualnych.

W tej dziwnej mieszaninie twierdzeń da się wyróżnić niektóre jej godne pochwały składniki i inne, nieco podejrzanej proweniencji. Kiedy Simone Weil srożyła się przeciwko Rzymowi, "bestii totalitarnej", przypomniała nam, że jedyne świadectwa pisane o ludach przez Rzym podbitych zostawili sami Rzymianie, odpowiednio zniesławiając obyczaje i instytucje zwyciężonych. Nie wiadomo, czy znają jej pisma burzyciele kanonu, zapowiadały one jednak dzisiejszą nieufność wobec wiadomości przekazanych przez białego człowieka o ludach, które skolonizował albo wytępił. Uzasadniona to nieufność, niestety - kiedy dodać do niej bicie się w piersi i czołganie się w prochu przed "nimi" dlatego tylko, że mają inny kolor skóry, pojawiają się komiczne aberracje, mające zresztą początek już u Rousseau, w jego obrazie "szlachetnego dzikusa". Niestety, osiągnięcia grup ludzkich nie są sobie równe. Cywilizacja białego człowieka zwyciężyła nie tylko siłą i okrucieństwem, ale dzięki wielowiekowemu rozwojowi nauki i techniki. Bo zwyciężyła - i to w skali planetarnej - dlatego, że nastąpiła kiedyś fuzja pierwiastków żydowskich, greckich i rzymskich, umożliwiająca filozofię a wkrótce i naukę. Nie jest zniewagą dla Papuasów powiedzieć, że scholastyki nie mieli i że nie napisali Hamleta.

Tak, ale ryzykowne jest przypominanie o tym, bo każdy podział na "wyższe" i "niższe" zdaje się bronić tradycyjnego prawa do dominacji, na przykład do gnębienia kobiet przez mężczyzn, pod pretekstem, że do bardziej wzniosłych zadań się nie nadają. Bardzo więc trudno tę mieszaninę twierdzeń rozplątać. Tego, że obiektywna wiedza jest niemożliwa, burzyciele naczytali się u marksistów, choć nie przyswoili sobie smętnych doświadczeń zebranych wskutek podziału wiedzy na burżuazyjną i proletariacką. Naczytali się też dekonstrukcjonistów, zajadle tępiących samo pojęcie prawdy jako "metafizykę".

Zważywszy na zmniejszanie się planety i nieuniknione spotkanie Wschodu i Zachodu, postulat wprowadzenia do programów szkolnych i uniwersyteckich wiedzy o wielkich cywilizacjach Azji wydaje się słuszny. Nie wiadomo tylko, jak to zrobić, skoro nawet na ten stary kanon brak miejsca i czasu. Wyrzucić Dantego, żeby studiować Lao Tsy? Pominąć Odyseję, żeby znaleźć czas na Mahabharatę? Czy wszystkiego po trochu, czyli jakieś okruchy?

Oczywiście wrogom kanonu nie chodzi o wiedzę, ale o władzę, ponieważ nauczyli się kiedyś, że "nie chodzi o to, żeby świat poznawać, ale żeby go zmieniać". Władza ma służyć wychowaniu młodych pokoleń i zaprawianiu ich w obyczaju równości. Polski obserwator tych, amerykańskich głównie, debat czuje się trochę nieswojo. Szacunek dla kanonu, który wpoiła mu szkoła, jego historia, czyli historia Słowian zlatynizowanych, architektura gotyku, renesansu i baroku, poczucie przynależności do Europy Zachodniej skłaniają go do wzięcia strony atakowanych konserwatystów. Jednakże nie może nie widzieć, że ci zakreślają na mapie Europy pewien obszar uprzywilejowany, ograniczony do Anglii, Francji i Niemiec, obejmujący częściowo Italię, ale już w niewielkim tylko stopniu Półwysep Iberyjski. Stamtąd jedynie mają się wywodzić osiągnięcia ducha ludzkiego godne przekazywania i studiowania. Zwolennicy "wielokulturowości" są mniej zacieśnieni, cóż z tego jednak, jeżeli dla nich nawet ten kawałek Europy to już za dużo.

Kraje środkowoeuropejskie, iberyjskie, skandynawskie, wierne kanonowi dzięki swoim instytucjom naukowym - kollegiom, uniwersytetom, gimnazjom - są umieszczone w sytuacji biorących ale nie dających: Luizjada Camoesa, wielkie i oryginalne dzieło cywilizacji portugalskiej, w skład kanonu nie wchodzi, podobnie jak nie istnieje w nim Mickiewicz. Głęboko tkwiące urazy krajów języka hiszpańskiego do Anglosasów nie są bez związku z poczuciem kulturalnego odtrącenia, jako że prawie nic stamtąd poza jednym Cervantesem. O literaturach skandynawskich milczenie, nie całkowite, bo jest bądź co bądź Ibsen, natomiast w innych dziedzinach lepiej, bo przecie w nauce Linneusz, jako wpływ na poetów Swedenborg, w filozofii Kierkegaard, w malarstwie Munch. Tych parę przykładów niech wystarczy, żeby przypomnieć, że zgodzić się na jakiś jeden kanon jest trudno.

Polski obserwator chciałby przesunąć granice kulturotwórczego obszaru na wschód, na białe plamy niezrozumiałych regionów. Praktycznie rzecz biorąc, chciałby, żeby w programach szkolnych i uniwersyteckich coś o nich było. Może w tej chęci kryje się nie tylko urażona duma ubogich kuzynów, także świadomość, że nadziało się tam mnóstwo, w sensie powikłań historii i prób odpowiedzi na jej wyzwanie, że więc, choćby z tego względu, coś warto o tej strefie wiedzieć. Obawiać się jednak można, że nasz obserwator osiągnie wynik nie zamierzony. Aha, Rosja - powiedzą - pewnie, mamy przecież na liście lektur Wojnę i pokój, tudzież Zbrodnię i karę.


Nie da się ukryć, że przemawiają przeze mnie frustracje wykładowcy literatury polskiej. Z kim trzymać? To wcale nie jest oczywiste. Współczuję zrozpaczonym wielbicielom Montaigne`a, Ronsarda i Prousta, którzy nagle ocknęli się bez słuchaczy, muszę jednak uznać, że niezbyt ciekawiły ich dziwaczne ludy i narzecza takie jak moje. Muszę też uznać, że miałem okazję mówić do studentów University of Hawai (innymi prelegentami byli Stanisław Barańczak i Agnieszka Holland) głównie dlatego, że podnoszą tam piekło zwolennicy wielokulturowości, wskrzesiciele prawie obumarłego języka ich przodków. Cykl wykładów o odległym kraju europejskim był ich pomysłem. Dodam też, że raz stałem się mimo woli bohaterem postępowców, kiedy w przemówieniu na koniec roku w Berkeley doradzałem studentom naukę języków mniej znanych, jak estoński czy ormiański. Co ku rozwadze podaję.

Czesław Miłosz

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama