Rezygnacja z urzędu biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka z pewnością nie wywołałaby tak szerokiego zainteresowania, gdyby nie jedno krótkie słowo wypowiedziane przez ustępującego pasterza
Media, jak wiadomo, skwapliwie podejmują tematy chwytliwe, klikalne i pozornie kontrowersyjne. Zwłaszcza te coraz bardziej nowoczesne media. Część z Państwa zdołała się już zapewne oswoić z dziwnie konstruowanymi nagłówkami. Albo i z tekstem, który w smartfonowej przeglądarce, pozycjonowany przez śledzące naszą aktywność w Internecie algorytmy, trzy razy zawiera to samo sformułowanie i pięć razy obwieszcza coś oczywistego. Tak to już skonstruowali ci mądrzy giganci, że aby się bardziej, częściej i na dłużej klikało, trzeba zacząć używać tego nowego języka. Trzeci raz z rzędu przeczytasz to samo zdanie, zobaczysz przy tym trzy różne reklamy, to możemy cię wpuścić dalej. I pewnie gdyby nie nasze – odbiorców – przyzwolenie, ten stan rzeczy nie mógłby trwać długo. Trwa jednak, ma się całkiem nieźle i zapowiada się, że będzie się rozwijać w coraz bardziej absurdalnym stylu.
Rezygnacja z urzędu biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka z pewnością nie wywołałaby tak szerokiego zainteresowania, gdyby nie jedno krótkie słowo wypowiedziane przez ustępującego pasterza. Wyszukiwarka wyrzuca na samą górę wszystkie tytuły zawierające TO słowo zaraz obok słowa „biskup”. Tak się widocznie szybciej, lepiej i – powtórzę – na dłużej klika. A TO słowo brzmi: „depresja”. Dolegliwość jak najbardziej realna, aczkolwiek dla wielu delikatna, obecna coraz wyraźniej w debacie publicznej choćby w tym szumie, który powstał po wypowiedzi jednej z polskich pisarek podróżniczek, Beaty Pawlikowskiej. Wyraziła ona negatywną opinię na temat leków antydepresyjnych, więc rozszalała się burza. Ktoś grozi procesem, ktoś zbiera na pozew pieniądze, jedna z polskich filozofek pisze felieton, w którym wyraża opinię, że nie mieć depresji to jakby nie być dość nowoczesnym (podkreślając, że to jest tylko i wyłącznie opinia!). Nazajutrz po tej publikacji diecezja koszalińsko-kołobrzeska poinformowała, że będzie miała nowego biskupa.
Przywołuję te wszystkie wydarzenia nie tylko dlatego, że w bieżącym numerze „Gościa” publikujemy wywiad z odchodzącym na emeryturę biskupem Edwardem. Powiedział w nim między innymi, że ataki depresji bywają nieraz na tyle mocne, że powodują wycofanie, chęć ukrycia się: „Człowiek chciałby po prostu zasnąć i nie czuć rzeczywistości. Ci, którzy doświadczają depresji, wiedzą, o czym mówię”. Zwyczajnie, po prostu, jak to on. I jeszcze: „Doskonale czuję się w posłudze biskupiej w sensie duszpasterskim. Trudem, który pogłębiał stany depresyjne, stawały się administracja i zarządzanie. Kiedy to ze mnie zeszło, zrobiło mi się lżej”. Równie szczerze i wprost, czyli, podkreślmy to, autentycznie po pastersku. Jak szczerze i autentycznie działał od początku swojej biskupiej posługi. W czasach, gdy autorytetów (nie mylić z superbohaterami) potrzebujemy jak sucha ziemia wody i gdy kolejne autorytety rozczarowują, taka prostota i autentyczność pozwalają mieć nadzieję na przyszłość: uczymy się być po prostu ludźmi. Przyznam się: mnie też zrobiło się lżej.