Chore zdrowie

Ten, kto nigdy poważnie nie chorował, nie docenia, jak ważne jest zdrowie. Chorzy tymczasem muszą zderzać się z bolesną rzeczywistością służby zdrowia, w której coraz mniej ważny jest człowiek, a liczą się tylko procedury

Na początku lutego obchodzimy w Kościele Powszechnym Światowy Dzień Chorego, święto ustanowione przez Jana Pawła II dla dostrzeżenia w naszym życiu i modlitwie tych, którzy cierpią z powodu choroby na ciele i duszy. Zgodnie ze słowami samego Świętego ten dzień ma również uwrażliwiać wszystkich na konieczność zapewnienia lepszej opieki chorym.

Świat wokół nas, zwłaszcza w ciągu ostatnich miesięcy, przesłanie tego dnia wzmacnia, jak chyba nigdy dotąd od czasu ustanowienia Światowego Dnia Chorego w 1992 roku. Kto nigdy poważniej nie chorował do końca będzie w stanie zrozumieć, co realnie znaczy być naprawdę chorym. Z mojego własnego doświadczenia, zarówno jako pacjenta, jak i lekarza oznacza to przede wszystkim jedno — być całkowicie zdanym na pomoc innych, obcych osób. I to zdanym do takiego stopnia, że całkowicie nic, włącznie z przeżyciem od nas samych nie zależy. Pozostajemy całkowicie zależni od wiedzy, umiejętności i dobrej woli ludzi, którym nasze zdrowie i życie powierzamy. Z nadzieją, że i nad nimi, i nad nami czuwa Boża Opatrzność. To zaufanie ludziom i Bogu jest w ciężkiej chorobie absolutnie niezbędne. Jak inaczej moglibyśmy się zgodzić np. na ciężką operację w narkozie, z której obudzimy się dopiero za wiele godzin, a może i dni?

Pieniądze a opieka zdrowotna

Choć w Polsce nadal jeszcze dużą część opieki nad ciężko chorymi sprawują bliscy, i bardzo dobrze, że tak jest, to nowoczesna medycyna opiera się w dużej mierze na ofiarności i zdolności do poświęcania swych umiejętności i czasu chorym przez ludzi niezwiązanych emocjonalnie, ani rodzinnie z samym cierpiącym. W krajach, w których rola rodziny jest mniejsza niż w Polsce opieka nad ciężko chorymi jest praktycznie w całości powierzona różnego rodzaju profesjonalistom medycznym w ramach instytucji i organizacji ich zatrudniających, za niemałe zazwyczaj pieniądze. Ten fakt, wraz z ciągle postępującą technicyzacją medycyny stwarza fałszywe wrażenie, że lepsza opieka nad chorymi to kwestia głównie finansów. Ale to nieprawda. Zdrowia nie da się kupić za pieniądze, nie da się też zapewnić lepszej opieki wyłącznie przez zwiększanie nakładów na opiekę zdrowotną. Nie da się jednak ukryć, że te nakłady są konieczne i niemałe.

Dosyć często słyszymy o zbiórkach na jakieś specjalistyczne i nierefundowane w Polsce leczenie kogoś ciężko doświadczonego rzadką i skomplikowaną w leczeniu chorobą. Niekiedy chodzi w tych zbiórkach o sumy zawrotne. Może to stwarzać fałszywe wrażenie, że za te pieniądze kupuje się jakieś supernowoczesne, wręcz magiczne urządzenia, które same leczą najcięższe choroby. Tak naprawdę jednak, za te ogromne sumy kupuje się czas i wiedzę zespołów ludzkich, których stworzenie i wykształcenie kosztowało krocie i ktoś, kto te koszmarne sumy w ich przygotowanie zainwestował, próbuje je odzyskać w płatnej usłudze zdrowotnej, zwykle w USA. Europa praktycznie w całości nie poszła tą drogą, w Europie te olbrzymie nakłady ponosiły i nadal ponoszą społeczeństwa, nie prywatni inwestorzy, stąd sam pacjent zwykle nie jest świadomy, jakie kwoty pochłonęło jego leczenie. Co jednak nijak nie zmienia ich wysokości. Europejskie systemy finansowania opieki zdrowotnej są w większości solidarnościowe, tzn. wszyscy zdrowi składają się na koszty leczenia tych, którzy akurat są chorzy. Pomijając sektor prywatnych usług zdrowotnych taki system funkcjonuje również w Polsce. Olbrzymie pieniądze, którymi dysponuje budżet opieki zdrowotnej nie służą jednak w pierwszej linii zakupom sprzętu medycznego, ale opłaceniu pracy setek tysięcy ludzi, którzy opiekę zdrowotną fizycznie sprawują.

Potrzebny jest człowiek

Czas pandemii koronawirusa dobitnie pokazał, że same łóżka, ani same respiratory nie leczą. Potrzebny jest człowiek, którego najpierw przez wiele lat i znacznym wysiłkiem wielu innych ludzi wykształcono, żeby potrafił za pomocą tych łóżek, systemów do podawania tlenu czy respiratorów i innych urządzeń uratować życie kogoś, kto właśnie dusi się z powodu ciężkiego zapalenia płuc wywołanego koronawirusem. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że uratowanie jednego życia ludzkiego zagrożonego ciężkim przebiegiem choroby zwanej COVID-19 wymaga pracy zespołu przynajmniej kilkudziesięciu osób. Dotyczy to zresztą również innych ciężkich chorób, także opieki długoterminowej. Ci ludzie - salowe, pielęgniarki, ratownicy i lekarze stanowią rzeczywisty kapitał systemu opieki zdrowotnej. Oczywiście oni nie wykonają swojej pracy gołymi rękami. Potrzebują drogiego sprzętu, specjalistycznych pomieszczeń, sprawnego systemu zapewniającego organizację i ciągłość opieki. To wszystko również kosztuje, ale finalnie bez ludzi posiadających odpowiednią wiedzę, umiejętności oraz gotowość do pomocy nic nie będzie działać. Niestety lata „ekonomizacji” opieki zdrowotnej odbiły się oszczędnościami głównie na tych ludzkich zasobach, praktycznie wszędzie w Europie i na świecie. Pandemia koronawirusa pokazała jednak, że w razie masowego zagrożenia zdrowotnego to właśnie ludzi do sprawowania opieki nad chorymi będzie brakować najbardziej. I to nawet w krajach bogatych, ze świetnie finansowaną i  zorganizowaną opieką zdrowotną.

Motywacja do pracy

Mam szczerą nadzieję, że na skutek pandemii znów dotrze praktycznie do wszystkich, że opieka nad chorymi jest relacją. Relacją między osobą potrzebującą pomocy, a osobą zdolną i gotową tej pomocy udzielić. Gotową nierzadko z narażeniem własnego zdrowia i życia (w samej Polsce na koronawirusa zmarło grubo ponad 100 pracowników służby zdrowia), a przede wszystkim kosztem własnego wysiłku i czasu, także w nocy, w dni wolne i święta. Taka relacja nie powstanie nigdy na bazie wyłącznie ekonomicznej. Oczywiście trzeba tym ludziom płacić godziwie, ale same wyższe płace nie spowodują, że będzie ich więcej albo będą pracować bardziej wydajnie. Nie zbuduje się jej także na strachu — surowe kary także nie sprawią, że pracownicy opieki zdrowotnej będą pracować bardziej ofiarnie. Zbudować ją można jedynie na tym, co jest rdzeniem chrześcijaństwa, ale też podstawą udzielania pomocy chorym wzorem Samarytanina z Ewangelii wg św. Łukasza — na miłosierdziu.

Tylko ludzie, których podstawową motywacją do pracy na rzecz chorych jest chęć pomocy, ulżenia w cierpieniu bliźniemu będą w stanie taką pracę wykonywać dobrze, ofiarnie i przez długie lata. Tylko świadectwo życia takich ludzi ściągnie do zawodów medycznych nowych adeptów tych trudnych sztuk. Tylko chorzy, którymi opiekować się będą pielęgniarki, ratownicy, lekarze motywowani miłosierdziem będą się czuli bezpiecznie, będą mogli w zaufaniu powierzyć swoje życie i zdrowie tym obcym przecież ludziom. Pandemia koronawirusa, jak ciężkim doświadczeniem by dla nas wszystkich nie była, może stać się właśnie tym wydarzeniem, które pozwoli przeprojektować nasze wspólne poglądy na organizację opieki zdrowotnej. Może dzięki niej właśnie uda się wreszcie wypracować wspólną dla decydentów, ekonomistów, pracowników, chorych i nas wszystkich, płatników składek wizję systemu opieki zdrowotnej, w którego centrum jest człowiek potrzebujący pomocy w relacji z ludźmi, którzy tę pomoc potrafią i chcą mu świadczyć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama