Duchowość katechety, czyli o czym katecheta pamiętać powinien - cz. IV

Formacja duchowa "...ku pokrzepieniu serc..."

FORMACJA  DUCHOWA
"...KU  POKRZEPIENIU  SERC"

Janusz  Tadeusz  Skotarczak

DUCHOWOŚĆ  KATECHETY,  CZYLI  O  CZYM  KATECHETA  PAMIĘTAĆ  POWINIEN  -  cz.  IV

Refleksje nad przesłaniem Jana Pawła II
do katechetów Trzeciego Tysiąclecia

PRIORYTET  CZWARTY:  CZYTAJ  PISMO  ŚWIĘTE

Duchowość katechety, czyli o czym katecheta pamiętać powinien - cz. IV

Trzeba stale czytać Biblię, by
nie zaćmił się w nas obraz prawdy

Julien Green

Powołanie katechetyczne nie jest czymś prostym. To nie jest zwykły zawód. To nie jest bycie chrześcijaninem na etacie, za który dostaje się pieniądze. Bycie katechetą jest powołaniem, którego człowiek - na dobrą sprawę - nie wykalkulował sobie i nie wymyślił. To Bóg woła człowieka, aby o Nim dawał świadectwo. I człowiek wie, że jeśli jego życie ma mieć sens, to nie może uciec i nie odpowiedzieć na to zaproszenie. Na pytanie natomiast dlaczego jest katechetą, odpowiada: To "dar i tajemnica". Mówi: Bo to jest to.

Nazwijmy rzecz po imieniu: jeśli u kogoś jakieś inne czynniki zadecydowały o tym, że postanowił zostać katechetą, to niech się dobrze zastanowi, co robi. Wypali się bowiem wcześniej niż przypuszczał. Zadaniem katechety - porywającym i trudnym - jest być przede wszystkim "odblaskiem" Jezusa. I nieważne jest tu to, czy katecheta jest księdzem, zakonnicą, zakonnikiem czy osobą świecką żyjącą w małżeństwie lub nie. Jezus wymaga od katechety tego, czego wymagał od swych uczniów: trzeba być "światłem świata" (Mt 5,14). To zadanie nie jest proste i napawa często bojaźnią. Mamy bowiem świadomość własnych słabości, które sprawiają, że często nasze życie traci blask i jest pełne cieni. Czujemy się często niegodni, by być katechetami. Bliski jest nam obraz Caravaggio, przedstawiający powołanie Lewiego. Jesteśmy tak samo jak on zdziwieni odkryciem, że to o nas chodzi.

Według Jana Pawła II, jest tylko jedna droga, aby pozytywnie odpowiedzieć na to powołanie: stawać w "świetle" Chrystusa (por. Novo millennio ineunte, s. 54). Stawać zaś w "świetle" Jezusa to CZYTAĆ PISMO ŚWIĘTE. Ono ma bowiem moc rozświetlania mroków naszego życia, "jest lampą dla naszych kroków" (por. Ps 119,105). W "świetle" Pisma św. widać prawdę o podstawowej motywacji bycia katechetą. Widać też to, co jest pozorem, iluzją, mitem i maską w naszym codziennym życiu. W "świetle" tej Księgi może też ktoś odkryć, że katecheza nie jest jego drogą do Boga i ludzi. Uważna lektura Biblii dodaje bowiem odwagi, by patrzeć rzeczywistości prosto w twarz.

Zrozumiałem to lepiej, będąc kilka lat temu w Rzymie. Znajomy zaprosił mnie do "dziwnego" kościoła. Kiedy się do niego wchodziło, to cały tonął w półmroku, chociaż znajdowały się tam dużych rozmiarów okna. Znajomy prosił, bym - nie oglądając się - szedł prosto w kierunku prezbiterium. Tu znajdowała się mozaika przedstawiająca Pana Jezusa siedzącego na tronie. Wokół niej widniał napis: Ja jestem światłością świata. Będąc w prezbiterium, mogłem się odwrócić. Zobaczyłem wówczas cały kościół w cudownej jasności. Półmrok zniknął. Jak się okazało, cały efekt "jasności" kościoła jest możliwy dzięki odpowiedniej budowie okien. Architekt chciał nam przekazać jedno: im bliżej będziesz Jezusa - tym będziesz chodził w "świetle", im natomiast dalej - tym będziesz chodził w "ciemności". Chciał przekazać prawdę, że bez Jezusa jakoś tam pewnie będziesz żył, ale jakby na to nie patrzeć, będzie to chodzenie w "ciemności".

Takim szczególnym czasem zagrożenia, chodzenia po "omacku" jest okres młodości. Jan Paweł II - świadom tych zagrożeń - wręczył na Tor Vergata w sierpniu 2000 r. młodym całego świata Pismo św., zachęcając do jego czytania. Prosił też, by jeśli czegoś nie będą rozumieli, zwrócili się z tym do swych katechetów. Według Jana Pawła II, naprawdę nie sposób sobie wyobrazić owocnej posługi katechetycznej bez systematycznej lektury Pisma św. Bez "światła" Słowa Bożego katecheta może być targany różnymi wizjami, żyć w potrzasku różnych wyobrażeń. Będzie ciągle zagubiony i niedouczony, jak odpowiadać na różne zaproszenia (wstąpienie do związków zawodowych, bycie radnym, zapisanie się do partii politycznej, przynależność do jakiejś organizacji kościelnej). Będzie się męczył, tak jak jeden z moich uczniów, który nie wiedział, co począć, bo jego babci wydawało się, że powinien "to", a jego mamie - że powinien "tamto". Dopiero "światło" Słowa Bożego pozwoliło zobaczyć w prawdzie wszelkie wyobrażenia dotyczące jego życia.

Aby karmić innych Słowem Bożym, musimy pamiętać, by najpierw samemu się nim karmić. Jako katecheci nie powinniśmy zapominać o ostrych słowach św. Jana Chryzostoma:. "Rzeczą daleko gorszą od nieczytania Pisma - mówił - jest uważanie tego zajęcia za zbyteczne". Jeśli prawdą jest, że "(...) nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Jezusa" (św. Hieronim), to prawdą też jest, że owocne katechezy rozpoczynają się od "słuchania" Słowa Bożego. Do Boga idzie się przecież przez urok i fascynację. Gdzie zaś szukać dla nich natchnień i inspiracji jeśli nie w Biblii? Jak głosić Dobrą Nowinę, nie czytając Dobrej Nowiny? Wydaje się, że czasami jakbyśmy o tym zapominali i szukali tych natchnień wszędzie, tylko nie w Słowie Bożym. Dobrze, że od czasu do czasu spotykamy ludzi, którzy przypominają nam, gdzie znajduje się źródło naszych natchnień. W czasie Jubileuszu Katechetów w Rzymie - w grudniu 2000 r. z wielką uwagą wielu z nas wsłuchiwało się w głos psychiatry i psychoterapeuty - dra Manfreda Lütza, który mówił: "Zazdroszczę katechetom, bo mówią ludziom słowa, którymi można żyć i umierać. Piotr powiedział przecież do Jezusa: «Ty masz słowa życia wiecznego». W mojej pracy używam słów, ale nie mają one mocy życia wiecznego. Psychiatra używa technik, których się nauczył. Różnica między słowem psychiatry a słowem katechety jest taka, jak między sztucznym a żywym kwiatem. Respektujcie psychologię - mówił - ale kochajcie Słowo Boże". Warto w tym miejscu przypomnieć, że historia Kościoła jest przecież w dużej mierze historią Słowa Bożego. Wielu chrześcijan, zachwyciwszy się jakimś fragmentem (większym lub mniejszym) Pisma św., potraktowało go naprawdę na serio jako Słowo Boże i w ten sposób przemieniło swe życie. Dla nawrócenia, np. św. Augustyna istotnym tekstem okazał się fragment z Listu św. Pawła do Rzymian: "(...) Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom" (por. Rz. 13,11-14). Przypomnijmy tu sobie też św. Franciszka z Asyżu, który usłyszał pewnego razu w czasie Mszy św.: "Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie" (por. Łk. 9,3). Zachwyt nad tym jednym zdaniem biblijnym doprowadził św. Franciszka do zainicjowania ruchu franciszkańskiego. Wspomnijmy tu też Karola de Foucauld, który czytając Biblię, zatrzymał się na słowach: "Potem poszedł z Nimi i wrócił do Nazaretu; i był Im poddany" (por. Łk 2,51). Słowa te stanęły u początku nowej rodziny zakonnej i nowej duchowości.

Wielu z nas ma z pewnością także swoje ulubione Księgi Pisma Świętego, ich fragmenty bądź pojedyncze zdania. Mamy je pozakreślane, często z wpisaną obok datą - na dowód, kiedy nas zachwyciły i zmieniły nasze patrzenie na rzeczy ważne i nieważne w życiu. Tymi wybranymi tekstami, które do nas przemówiły "karmimy się" i w różnych chwilach przypominamy je sobie. Biskup Edward Dajczak (ten, który jeździ na Przystanek Jezus!) opowiadał mi kiedyś, że zapisuje sobie ulubione zdania z Pisma św. na kartce i nosi przy sobie. Później, w różnych chwilach dnia sięga do kieszeni marynarki, aby się nimi "karmić". O takie ulubione zdanie w Piśmie św. zapytano też kiedyś Jana Pawła II. Zadający pytanie myślał, że Jan Paweł II będzie z pewnością długo zastanawiał się, bo trudno będzie Mu wybrać to jedno. Zdziwił się, kiedy od razu usłyszał: "Mam takie zdanie, które mi towarzyszy od dawna. Zdanie to zapisał św. Jan Ewangelista w 8 rozdziale swej Ewangelii. Brzmi ono: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (por. J 8,31-32). O takie ulubione zdanie biblijne zapytałem Mietka Szcześniaka. Bez zastanowienia powiedział: "Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego..." - Psalm 23. Kiedy mnie poproszono o zacytowanie w klasie ulubionego zdania, odpowiedziałem: "Bóg jest miłością" (por. 1 J 4,8.16). Po tej lekcji wielu z moich uczniów przynosiło swoje ulubione zdania biblijne.

Sposobów czytania Pisma św. jest wiele. Każdy katecheta winien znaleźć własny. Może się on z upływem czasu zmieniać. Wydaje się, że najlepsze chwile do czytania Biblii, to ranek i wieczór. Czytanie rano rozświetla dzień. Czytanie na koniec dnia jest czymś inspirującym. Można czytać Biblię strona po stronie, śledząc dobry komentarz do tekstu. Można czytać pod kątem określonego tematu (np. wiara, nadzieja, miłość, przebaczenie, grzech...). Warto wtedy zakreślać dane miejsca. Potrzebna tu będzie konkordancja lub słownik biblijny.

Chciałbym zwrócić uwagę na jedną sprawę: obojętnie jaką metodę wybierzemy, to ważne jest to, by nie chodziło w niej tylko o wiedzę, ale o czytanie duchowe (lectio divina), które obejmuje trzy elementy: 1. lectio (czytanie), 2. meditatio (rozmyślanie) i 3. oratio (modlitwa). Trzeba pamiętać, że doba ma 1440 minut i jeśli 15 minut poświęcę codziennie na lekturę Biblii, to usensowni się z pewnością pozostałe 1425 minut.

Sam do czytania Pisma św. dojrzewałem bardzo powoli. Miałem jednak szczęście. Spotkałem na swej drodze ludzi, dla których Biblia była przewodnikiem, nauczycielem, codziennym pokarmem. Czytania Biblii uczyli mnie: R. Brandstaetter, T. Żychiewicz, br. Roger, o. Jan Góra. Roman Brandstaetter cytował stale testament, jaki na kilka dni przed śmiercią pozostawił mu jego dziadek: "Będziesz Biblię nieustannie czytał. Będziesz ją kochał więcej niż rodziców... Więcej niż mnie... Nigdy się z nią nie rozstaniesz... A gdy się zestarzejesz, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi". Im więcej książek czytam, tym coraz bardziej wierzę w prawdziwość tych słów.

Tadeusz Żychiewicz, autor słynnej "Poczty Ojca Malachiasza" mówił mi: "Pamiętaj! Biblia nie była spisywana wyłącznie dla biblistów i nie tylko po to, aby stać się przedmiotem naukowych analiz i badań. Staraj się dosłyszeć, o czym mówi autor biblijny i to dzieciom i młodzieży spróbuj przekazywać". Do Brata Roger docierałem kilka razy. Za każdym razem prosząc o błogosławieństwo. Zawsze mi powtarzał, że nie jest ojcem, ale ostatecznie kładł rękę na głowie i wypowiadał słowa modlitwy. Kiedy o nim myślę, to przede wszystkim słyszę zdanie: "Żyj choćby jednym zdaniem, któreś zrozumiał z Pisma Świętego". Dziś tym ważnym zdaniem dzielę się z moimi uczniami. Ojciec Jan Góra podał kiedyś cztery stopnie czytania Biblii: 1. littera (dosłowność, np. Jerozolima, konkretne miasto), 2. allegoria (metafora, np. Jerozolima, miasto Boże), 3. moralis (sens moralny, np. spoglądam na własną duszę jak na Jerozolimę), 4. eschatologia (sens ostateczny - Jerozolima niebieska). Pokazał mi po prostu studnię bez dna: spojrzeć na każde słowo, na każdy fragment w świetle tej czterostopniowej skali. Inni, "przypadkowo" spotkani ludzie (a może "przypadki" są tylko w gramatyce, a nie w życiu?), podpowiadali mi, żeby Pismo św. czytać jak "list miłosny" Boga do człowieka i pamiętać, że dzień bez przeczytanego fragmentu Pisma św., to dzień stracony.

Dziś w ręku katechety coraz więcej książek i czasopism. Czy znajdujemy czas na czytanie Słowa Bożego? Przecież ludziom nie chodzi o to, żebyśmy się na wszystkim znali i mówili do nich "językiem gazet", ale głosili im Dobrą Nowinę. Dbajmy więc o to, by Pismo św. znajdowało się często w naszych rękach. Dbajmy też o to, by Pismo św. znajdowało się w rękach uczniów. Inwencja i wyobraźnia niech nam podpowiedzą, jak to zrobić. Jeżeli my im nie włożymy do rąk Biblii, to inni włożą im przeróżne "czytadła". Być może, że pomimo wielu naszych starań nasi uczniowie nie sięgną w ogóle po Pismo św. Dla tych ludzi, to my będziemy tą jedyną "żywą" Biblią, którą oni będą czytać. Czy patrząc na nasze życie, będę czytać "list miłosny" Boga do człowieka? Nie będziemy dla innych "żywą" Biblią, czytając ją sporadycznie. Naprawdę coś dzieje się w człowieku i z człowiekiem, który stale obcuje ze Słowem Bożym. Wersety Biblii umacniają i niosą pewność. Lekturę Biblii przyrównuję moim uczniom do "świateł w samochodzie". Są one niezbędne, szczególnie we mgle i w nocy. Podobnie Słowo Boże ciągle obecne w naszym życiu, rozświetla "mroki i ciemności" życiowe. Katecheta pochylony nad Biblią na pewno będzie miał odwagę stać prosto przed ludźmi. A kiedy pożegnamy się ze światem, niech ktoś zamknie naszą Biblię i włoży nam ją wraz z różańcem do rąk. Bo to na nich uczyliśmy się trudnej sztuki życia.


Janusz T. Skotarczak - katecheta; doradca metodyczny w Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli w Poznaniu, nauczyciel wychowania do życia w rodzinie; doktorant na WT UAM w Poznaniu; inicjator i animator Śremsongu - Wielkopolskiego Przeglądu Piosenki Religijnej; publicysta.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama