Co to dziś znaczy „głosić Ewangelię”? Kto wie, czy najlepszym głoszeniem Ewangelii nie jest pokazywanie innym, że sam Bóg się nade mną pochyla?
Co to dziś znaczy „głosić Ewangelię”?
Znam wielu księży, którzy mówią kazania, homilie, nauki – im chyba najłatwiej, najbardziej dosłownie głoszą Ewangelię.
Znam licznych świeckich: uczących religii, animujących różnego rodzaju przedsięwzięcia ewangelizacyjne – wkładają w to wiele serca, zaangażowania i sił.
Sam też w jakimś stopniu angażuję się w życie Kościoła i mógłbym za św. Pawłem powtórzyć:
Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi bowiem, gdybym nie głosił Ewangelii!
Nie mam charyzmy św. Pawła. Nie potrafię, jak Jezus uzdrawiać chorych i wyrzucać złe duchy.
Zastanawiam się jednak, czy czasem najlepszym głoszeniem Ewangelii nie jest umiejętność przyznania się przed światem (i przed sobą samym), że jestem słabym człowiekiem, że jestem bezsilny, że mógłbym powtórzyć za Hiobem:
Tak moim działem miesiące nicości i wyznaczono mi noce udręki.
Oczywiście, żadna to Ewangelia: narzekanie na swój los. Bo nie o narzekanie tu chodzi. Trzeba jeszcze zrobić kolejny krok. Trzeba samemu podejść do Jezusa, jak ludzie z Kafarnaum i z całej Galilei i Jego poprosić o uzdrowienie z moich słabości, bo
On leczy złamanych na duchu
i przewiązuje ich rany
Kto wie, czy najlepszym głoszeniem Ewangelii nie jest pokazywanie innym, że sam Bóg się nade mną pochyla?
Pan dźwiga pokornych
Szczęść Boże
Andrzej Cichoń
Rozważanie napisane na niedzielę 4. 02. 2018 r.
opr. ac/ac