Bez możliwości dotknięcia żywego Jezusa przede wszystkim w sakramentach, na czele z Eucharystią, nie stać mnie na wiarę.
Powiem wprost: głupia wiara jest głupia. Ja się tam wcale Tomaszowi nie dziwię. Mam bardzo podobnie. Po śmierci Jezusa, Apostołom zawalił się świat. Wszystko, w co wierzyli, w co zainwestowali, czym się zafascynowali, legło w gruzach Golgoty. Nie wiem, czy Tomasz był z Apostołami trzy dni później, gdy kobiety mówiły, że widziały Pana. Jeśli tak, to pewnie pomyślał o tym, że ich histeria osiągnęła apogeum i sobie poszedł. W dużym stresie, w wielkich emocjach, w rozpaczy, nawet jego niedawnym towarzyszom pewnie się przewidziało. Nie, nie dziwię się Tomaszowi, gdy im mówi:
Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę
Jeszcze raz powtórzę: mam bardzo podobnie. Też nie wierzę w różne rzekome cuda, objawienia, uzdrowienia. Psychika czasem płata poszczególnym ludziom figle. Psychologia tłumu potrafi wprawić osoby w dziwne stany. Zbiorowe ekstazy, również religijne, czasem z wiarą niestety nie mają wiele wspólnego. Bywa, że bliżej im do ideologii.
Skąd więc bierze się moja wiara? Tylko i wyłącznie z tego, że to Jezus w swoim miłosierdziu, pomimo, że jestem niedowiarkiem, wychodzi mi naprzeciw:
Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym
Bez możliwości dotknięcia żywego Jezusa przede wszystkim w sakramentach, na czele z Eucharystią, nie stać mnie na wiarę. Dopiero wtedy, gdy widzę podczas konsekracji, gdy kapłan po słowach „Oto Ciało Moje” podnosi Hostię, jestem w stanie powiedzieć:
Pan mój i Bóg mój
Andrzej Cichoń
Rozważanie napisane na niedzielę 28. 04. 2019 r.
opr. ac/ac